3/14/2015

35. Egzamin na chūnnina. Cz. I. Wybór.


Pół roku później

            Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia całkowicie zapomniał o tak ważnej sprawie, jaką był egzamin na chūnnina. Gdyby Minato nie przypomniał o tym mężczyźnie, Kakashi Hatake, piąty Hokage Konohagakure, byłby kompletnie nie przygotowany.
            Szarowłosy poderwał się z krzesła i podszedł szybkim krokiem w stronę szafki na dokumenty. Z kieszeni spodni wyjął mały kluczyk, po czym włożył go w dziurkę i przekręcił. Rozległ się cichy trzask, a po chwili drzwiczki otworzyły się szeroko i wielki stos dokumentów wylądował na podłodze.
            Kakashi jęknął, kucając i układając w stos rozsypane kartki. Jedna z nich przykuła uwagę mężczyzny. Były na niej wypisane dane teamu Naruto. Drużyna numer siedem doskonale sobie radziła, mimo tego że jej członkowie niecały rok temu ukończyli Akademię, to wykonywali zadania, z którymi nawet doświadczony jōnin miałby niemałe problemy. Grupa tych dzieciaków przypominała Kakashi’emu to, jaki on był w ich wieku. Hatake też wyróżniał się wśród rówieśników i w efekcie był jedną z niewielu osób, które w rok ukończyły szkołę.
            Przyjrzał się fotografii swojej córki. Strach w obawie o Yuki nie znikał – wzmagał się. Nie chciał, aby dziewczynka startowała w egzaminie, ba, on nie chciał, żeby w ogóle była shinobi! Yuki jednak uparła się, że sobie poradzi – twierdziła, że skoro Naruto się udało, to jej też się uda. Jednak to nie zmieniało faktu, że Kakashi się o nią cholernie bał.
            Nagle usłyszał kroki, a kilka sekund później czyjeś ręce pomogły mu pozbierać resztę kartek.
            - Kakashi, musisz zgłosić uczestników do egzaminu – Minato spojrzał uważnie na Kakashi’ego.
            - Wiem – odparł młodszy z mężczyzn. – Tylko…
            - Nie wiesz, czy zgłosić drużynę Yuki – blondyn pokiwał powoli głową. – Problem polega jednak na tym, że cała czwórka podpisała chęć udziału w egzaminie. Nie dopuszczenie ich do testu może być kłopotliwe, a biorąc pod uwagę wybuchowość mojego syna… Wyobrażasz sobie, co się będzie dziać, jeżeli Naruto się o tym dowie? Znasz go przecież. Musisz im pozwolić na odrobinę rywalizacji, Kakashi. To już nie są małe dzieci, są shinobi, a ryzyko to nieodłączny element tego zawodu. Taką decyzję podjęła twoja córka i jej przyjaciele.
            - Ale… - zaczął Hatake, spoglądając bezradnie na swojego byłego sensei.
            - Jak zrobi się niebezpiecznie, przerwiemy egzamin.
            Kakashi westchnął zrezygnowany. Nie pamiętał, kiedy stał się takim tchórzem. Najpewniej po narodzinach Yuki. Jednak w ostatnim czasie wydarzyło się parę przykrych zdarzeń – jednym z nich było to, że pół roku temu o mały włos nie stracił swojej ukochanej córki.
            Nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Minato miał rację – jeżeli zrobi się niebezpiecznie, przerwą test.
            - Minato, poinformuj starszyznę, że uczestnicy zostali zatwierdzeni, a potem wyślij wiadomość do pozostałych wiosek z datą rozpoczęcia egzaminu – dokładnie za dwa tygodnie licząc od dnia dzisiejszego.
            - Dobrze – odparł Namikaze, zmierzając w kierunku drzwi. W ostatniej chwili się jednak zatrzymał. – Zapomniałem ci powiedzieć, że znów zostanę ojcem – uśmiechnął się do Kakashi’ego.
            - Naprawdę? – Kakashi uniósł w zdziwieniu brwi. – Nie wiedziałem, że Hana jest w ciąży. Moje gratulacje! Czyli Naruto będzie miał brata?
            - Dzięki. Wolałbym, żeby była to dziewczynka. Sam rozumiesz, mniej problemów… Do niedawna ja też nie wiedziałem, że będę miał dziecko, Hana powiedziała mi o tym jakiś tydzień temu.
            Szarowłosy zaśmiał się.
            - To tylko głupi przesąd, że dziewczynki są spokojniejsze, przypomnij sobie Yuki w wieku dwóch lat. Wszędzie jej było pełno, a Kazuki… Ten chłopak to wzór spokoju. Jest aż zbyt spokojny. Czasami się o niego martwię, ale co ja ci będę zawracał głowę, kiedy masz swoje problemy – machnął ręką.
            Minato uśmiechnął się ponownie, a potem zniknął za drzwiami.
            Kakashi został sam z własnymi myślami, po raz kolejny wpatrując się w kartkę z danymi drużyny siódmej.

◊◊◊

Dwa tygodnie później

           
            Nie mogła spać, była za bardzo podekscytowana. Przekręcała się tylko z boku na bok i wpatrywała się w widok za oknem. Świecił księżyc, powodując, że jej kotka, która spała w rogach jej łóżka, zeskoczyła na podłogę, przeciągnęła się, a po chwili spojrzała na swoją panią. Zwierzę wciąż rosło i w efekcie kot miał teraz rozmiary średniego tygrysa. Kuroi rozwarła lekko pysk, ukazując różowy, szorstki język i białe, ostre jak sztylety zęby. Kocica zamruczała, po czym skierowała wzrok na okno, dając do zrozumienia, że jest głodna i musi zapolować (zwykła karma nie skutkowała na Kuroi).
            Yuki wstała i uważając, aby nie nadepnąć na długi, puszysty czarny ogon kota, podeszła do okna. Szarpnęła zasuwkę i okno się otworzyło. Kuroi na znak podziękowania otarła się łbem o klatkę piersiową dziewczynki, po czym jednym susem wskoczyła na parapet, a z niego na pokaźnych rozmiarów sosnę japońską, która zatrzeszczała pod ciężarem zwierzęcia.
            Yuki miała nadzieję, że kot wróci zanim rozpocznie się egzamin.
            Po kilku minutach wróciła do łóżka, po czym znów spróbowała zasnąć i po raz kolejny bezskutecznie.

◊◊◊

            Kilka godzin później zaczęło świtać, a Yuki wciąż nie spała. Kuroi wróciła pół godziny wcześniej, oblizując się po skończonym posiłku, jakim był jeleń, a potem usadowiła się na łóżku, zwinęła w kłębek i zasnęła, wydając przy okazji pomruk zadowolenia.
            Yuki natomiast zeszła na dół do przedpokoju, założyła buty i bluzę, po czym wyszła do ogrodu. Skierowała się w stronę grubego pnia, jaki pozostał po rozłożystej wierzbie. Stanęła przed nim w odległości trzech metrów i wykonała szereg znaków. Na jej dłoni pojawiło się małe wyładowanie elektryczne. Wymierzyła je w pień, a wtedy zniknęło. Dziewczynka uderzyła pięścią w drewno.
            Yuki odskoczyła gwałtownie. Po raz kolejny nie udało jej się wykonać Chidori, oryginalnej techniki swojego ojca. Trenowała ją od miesiąca, a efektem była tylko mała błyskawica, która znikała po kilku sekundach i dziewczynka musiała zaczynać wszystko od początku.
            Ponownie skupiła czakrę w lewej dłoni i po raz kolejny pojawiła się błyskawica. Skierowała ją w drzewo, jednak znów nie udało jej się go zniszczyć. Jak tylko czakra dotykała pnia, cała technika przestawała działać.
            - Dlaczego? – Szepnęła do siebie. – Dlaczego nie mogę tego opanować? Co robię nie tak?
            Przyjrzała się swojej ręce. Może dlatego, że jestem leworęczna?, pomyślała.
            Kopnęła pień, wytrącona z równowagi.
            Nawet nie usłyszała, jak jej ojciec wchodzi do ogrodu, ubrany tylko w szlafrok i niebieskie kapcie.
            - Śnieżynko, wracaj do domu! – Zawołał. Gdy jednak zobaczył, czego Yuki próbuje się nauczyć, dodał: - Nie uda się.
            Dziewczynka odwróciła się do niego, posyłając mu niezbyt przyjazne spojrzenie.
            - Kiedy stworzyłem Chidori, byłem dwa razy starszy niż ty teraz, ale nawet wtedy nie potrafiłem opanować tej techniki. Szczerze mówiąc do tej pory nie mógłbym się nią dobrze posługiwać, gdyby nie Obito – powiedział.
            - Twój zmarły przyjaciel? – Spytała, dając sobie spokój z wyładowywaniem złości na martwym drzewie, które wcale nie było niczemu winne.
            - Tak… Gdyby nie on… Gdyby nie podarowany przez niego Sharingan…
            - Czyli to Kopiujące Oko jest potrzebne, aby się nauczyć Chidori? – podbiegła do Kakashi’ego i przytuliła się do niego, a ten po kilku sekundach podniósł ją i weszli do środka domu. Hatake zasunął drzwi prowadzące do ogrodu.
            - Niestety tak. – odparł.
            Yuki zsunęła się z ramion ojca, stanęła przed nim, trzymając się pod boki i nadymając zabawnie policzki – robiła tak zawsze, jeżeli obrała sobie jakiś konkretny cel.
            - W takim razie znajdę sposób, aby nauczyć się Chidori bez Sharingana – mruknęła.
            - Ale po co? – Kakashi spojrzał na córkę uważnie.
            - Jak to po co? Aby się bronić, tato! Czasami w ogóle nie myślisz, wiesz? A poza tym Chidori to jedna z najlepszych technik, w dodatku twoja! – uśmiechnęła się do ojca tym słynnym uśmiechem klanu Hatake. Zarówno dziewczynka jak i jej ojciec uśmiechali się rzadko, jednak jeśli już to robili, robili to szczerze, bez żadnej sztuczności.
            - Skoro tak twierdzisz, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak w ciebie uwierzyć – poczochrał Yuki po głowie.

◊◊◊

            - Jesteś pewna, że chcesz brać udział w tym egzaminie? – zapytał Kakashi Yuki podczas śniadania. Dziewczynka przewróciła oczami. W ciągu tych dwóch tygodni słyszała to pytanie co najmniej ze sto razy, ale po raz kolejny odpowiedziała ojcu.
            - Tak, jestem pewna. Tato, daj spokój, dam sobie radę.
            Westchnął.
            - Wiem, tylko… - zaczął na nowo.
            - Martwisz się o mnie – uśmiechnęła się do niego, po czym dojadła kanapkę, wstała od stołu i skierowała się do przedpokoju, gdzie założyła swoją granatową bluzę i buty, a do lewego uda przywiązała kaburę z shurikenami. Poprawiła zawieszony na szyi ochraniacz. Kilka chwil później podbiegła do ojca, po czym przytuliła się do niego. Kakashi pocałował Yuki w czoło, a potem otworzył drzwi wejściowe. Szarowłosa pobiegła przed siebie, machając mężczyźnie na pożegnanie.
◊◊◊

            Nie spieszyła się. Do egzaminu miała jeszcze ponad godzinę czasu.
            Zwolniła bieg, słysząc tupot łap swojej kotki Kuroi. Zwierzę po kilku sekundach dogoniło Yuki i zrównało z nią krok.
            Kocica przystanęła, po czym przeciągnęła się i usiadła na ziemi, aby dziewczynka mogła wdrapać się na jej grzbiet. Po chwili wstała i popędziła w kierunku centrum Konoha.
            Krążyli po wiosce przez jakiś czas, jednak Yuki jakieś pół godziny później kazała kotu skierować się w stronę Akademii. Kiedy dziewczynka dotarła na dziedziniec, spostrzegła swoich przyjaciół siedzących pod rozłożystym dębem z przytwierdzoną, na wpół rozwaloną, huśtawką.
            Zeskoczyła na ziemię, a chwilę później siedziała już obok Mizuko. Kuroi w tym czasie wylegiwała się na słońcu, posapując głośno i machając ogonem.
            - Kurczę, jakie to męczące… - westchnął Shun, zakładając ręce za głowę, równocześnie zamykając oczy. – Jak pomyślę, że będziemy musieli walczyć z tymi ludźmi, to… - otworzył na moment oczy i wskazał na przeciwników, którzy stłoczyli się wokół drzwi szkoły. Była to najróżniejsza zgraja typów – począwszy od dziwaków, którzy trzymali w dłoniach kawałki drutu i mamrotali do siebie, rozglądając się wzrokiem szaleńca, po najprawdziwszych osiłków, będących w stanie skręcić kark dorosłego mężczyzny jedną ręką.
            Karasu przełknął ślinę.
            - Mamy nad nimi przewagę – jesteśmy na swoim terenie, znamy tę wioskę, oni nie. Możemy to wykorzystać – odezwał się lekko drżącym głosem.
            Mizuko prychnęła.
            - Jaką niby przewagę? Nie mamy pojęcia, co dla nas przygotowali, tak samo jak nasi przeciwnicy. Wszyscy startujemy z tego samego miejsca. Nie wiemy nawet, jak ten egzamin będzie wyglądał. Równie dobrze mogą kazać nam się nawzajem zabijać! I ty to nazywasz przewagą? – powiedziała Uchiha.
            Yuki pokiwała głową.
            - Mizuko ma rację. Musimy być przygotowani na wszystko, na zabijanie również. Wiem, że jesteśmy tylko geninami, ale w ciągu tych sześciu miesięcy pozbawiliśmy życia więcej osób niż tu stoi! – szarowłosa podrapała się po ręce, kierując wzrok na drzwi Akademii.
            - Yuki… Ojciec nie powiedział ci czasem, na czym to polega? No wiesz, pomyślałem sobie, że może coś wiesz… - Shun ziewnął, spoglądając na koleżankę z drużyny.
            Dziewczynka pokręciła głową.
            - Nie, niestety. Shun, wiesz przecież, że gdybym coś wiedziała, powiedziałabym wam. Jesteśmy jedną drużyną, musimy się wspierać. – w tej chwili otworzyli drzwi szkoły. – Hej! Idziemy!
            Podniosli się, po czym skierowali w stronę Akademii. Ostatnim razem byli w tym budynku rok temu – podczas egzaminów końcowych.
            Podążali za tłumem, który szedł w stronę sal egzaminacyjnych.
            Przed drzwiami jednej z nich stała dwójka chūnninów ubranych w szare mudury. Byli to Izumo i Kotetsu. Mężczyźni sprawdzali przepustki obcych shinobi i legitymacje konoszańskich ninja. Trwało to może z dwadzieścia minut, po których drużyna siódma znalazła się w pomieszczeniu. Po wylosowaniu numerów miejsc pożegnali się, życząc sobie powodzenia, po czym udali się do odpowiednich ławek.
            Yuki nie myślała, że znajdzie się tak daleko od przyjaciół; każde z nich znajdowało się na innym końcu klasy w związku z czym komunikacja nie wchodziła w grę.
            Nagle rozległ się trzask i do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna. Miał długie brązowe włosy zebrane w koński ogon i oczy o barwie mchu. Wydawały się przez to zbyt niezwykłe. Przez policzek przechodziła mu różowa blizna.
            - Spokój! – odezwał się. Miał niski, dość przerażający głos. – Nazywam się Manabu Agawa. Zdajecie sobie sprawę, z jakiego powodu tu jesteście? Nie? To w takim razie jaki idiota was zgłosił do tego egzaminu, co matoły?! Jeżeli jednak wiecie, z jakim ryzykiem wiąże się stopień chūnnina, znaleźliście się w dobrym miejscu. Musicie jednak wiedzieć, że ten egzamin to nie przelewki, wiele osób straciło w nim życie. Was też to czeka, jeżeli nie weźmiecie się w garść i nie przezwyciężycie strachu, który w tkwi w waszych duszach. Większość z was nigdy nie zabiła człowieka, ale na tym egzaminie ludzie, którzy będąc tchórzami zostają przystawkami dla innych shinobi! – przeszedł na środek klasy, po czym zatrzymał się przed tablicą. Mężczyzna wziął do ręki kredę i napisał na tablicy: EGZAMIN NA STOPIEŃ CHŪNNINA – ETAP PIERWSZY, po czym znów się odwrócił do zdających.
            - Za kilka chwili rozpocznie się pierwszy z trzech etapów egzaminu, egzamin pisemny. Każde z was dostanie arkusz. Będą na nim dwa zadania, które musicie rozwiązać prawidłowo. Łączna suma punktów wynosi 40. Zdacie egzamin, jeżeli suma waszych punktów wynosi ich maksymalną liczbę. Reasumując, jeżeli będziecie mieć chociaż o jeden punkt za mało, cała drużyna odpada. Macie godzinę.
            Po tych słowach zniknął w kłębie dymu.
            Natychmiast rozległ się hałas. Każdy krzyczał. Yuki siedziała na swoim miejscu, łapiąc się za skronie. Nie wiedziała, co robić. Jak niby jej czteroosobowa drużyna miała zdobyć maksymalną ilość punktów, jeżeli były tylko dwa pytania?
            - Kurczę… - mruknęła. – Co my mamy zrobić?
            Drużyna siódma była jedyną czteroosobową drużyną.
            Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Spojrzała w stronę Karasu. On też nie miał pojęcia, co robić.
            Yuki wstała od stołu. Uwaga natychmiast skupiła się na niej. Nie zwracała jednak uwagi na gapiów. Poszła w kierunku ławki Mizuko. Uchiha również wstała i obie dziewczynki skierowały się w kierunku ławek Karasu i Shuna. Szarowłosa wzięła Hyūgę za rękę i zaprowadziła do pozostałej dwójki.
            Kiedy cała czwórka stanęła przed tablicą i pochyliła się ku sobie, Mizuko się odezwała:
            - Mamy problem. Zadania są dwa, a nas jest za dużo.
            - To co robimy? – zapytał Shun.
            - Jeżeli myślicie, że kogoś zostawimy na lodzie, to… - Karasu zaniepokoił się.
            - Nie, tego nie możemy zrobić. Musimy pomyśleć. – odezwała się Yuki, przygryzając wargę. - Odpowiedź ma być udzielona przez całą drużynę, co w naszym wypadku oznacza, że wszyscy mamy rozwiązać zadania. Wiem, na czym polega ten egzamin. On nie ma na celu sprawdzenia naszej wiedzy. Ma nas zmusić do myślenia. Ma nas zmusić do pomyślenia, jak wybrnąć z pozornie beznadziejnej sytuacji.
            - Yuki, jesteś genialna! – Mizuko podniosła głos. – Kiedy na to wpadłaś?
            Dziewczynka wzruszyła ramionami.
            - Szczerze mówiąc to zaraz po przemówieniu Manabu. Jednak wciąż nie mam pomysłu, jak mamy z tego wybrnąć… Wydaje się to wszystko proste, aż za proste, ale… nic mi nie przychodzi do głowy. Pytania są dwa, a nas jest czwórka. Suma punktów wynosi 40… To jest proste jak nie wiem co, jednak… - wzięła do tablicy kredę i zaczęła pisać na tablicy. Yuki brała pod uwagę różne możliwości, lecz za każdym razem suma punktów albo była za mała, albo za duża.
            - Kurczę… Czegoś tu brakuje… Czegoś brakuje…
            - Yuki… - odezwał się Karasu, szturchając przyjaciółkę w ramię. – Yuki… Ja… Ja wiem, co musimy zrobić…
            Odwróciła się do niego.
            - Co? Karasu, mów!
            Chłopiec przełknął ślinę.
            - Jest pewien problem… Musimy podzielić zadania. Każde będą musiały rozwiązać dwie osoby, a suma punktów z zadania ma wynosić dziesięć. Przyjrzałem się im. Jedno z nich to szyfr, drugie to zadanie obliczeniowe.
Yuki spojrzała na Uchihę, która się do niej uśmiechnęła.
            - My weźmiemy szyfr – odparła szarowłosa. – Podzielimy zadanie na połowę. Kiedy jedno z nas rozwiąże część, wyśle drugiej osobie sygnał, dobrze?
            Kiwnęli głowami, po czym rozeszli się w kierunku swoich miejsc.
            Yuki usiadła na krześle i odwróciła kartkę. Pierwszym zadaniem rzeczywiście był szyfr. Dziewczynka chwyciła w lewą dłoń ołówek i przyjrzała się ciągowi cyfr:

2 13 22 8 37 85 40
5 73 19 41 6 21 56
92 7 46 1 3 98 42
32 67 9 11 48 12 77
54 23 87 4 33 10 51
8 90 76 22 14 55 80

     Szarowłosa uśmiechnęła się. Wystarczyło tylko wiedzieć, co oznacza kolejna cyfra, a całość stawała się dziecinnie prosta.
            Zaczęła wpisywać odszyfrowaną przez siebie część w wykropkowane miejsce. Kiedy skończyła, odłożyła ołówek, po czym odchyliła się na krześle i dotknęła palcem włącznika światła. Skupiła czakrę i posłała ją w kierunku lampy, która zwisała z sufitu tuż przed Mizuko. Po okablowaniu jarzeniówki przeszła iskra, przez co lampa zaczęła migać, aż w końcu całkowicie się wyłączyła. Mizuko odwróciła lekko głowę, unosząc prawy koniuszek ust. Zrozumiała przekaz Yuki, a po chwili sama zaczęła bazgrać po kartce. Skończyła dziesięć minut później.
            Hatake spojrzała w kierunku pozostałych członków drużyny. Chłopcy komunikowali się za pomocą stukotów ołówka o blat. Karasu poinformował Shun’a na czym skończył, a pomarańczowowłosy chłopiec dopisał drugą część rozwiązania.
            To wszystko zajęło niecałe pół godziny.
            Yuki ułożyła głowę na rękach i zaczęła wpatrywać się w krajobraz za oknem. Wiał lekki wiatr, a Kuroi wciąż leżała na trawie, czerpiąc radość z promieni słonecznych, które padały na jej czarne futro, przez co stawało się granatowe.
            Nagle poczuła, jak ktoś szturcha ją w ramię.
            Odwróciła się. Obok niej siedziała dziewczyna – mogła mieć nie więcej jak dwanaście lat. Miała skórę barwy karmelu, migdałowe bursztynowe oczy i błyszczące czarne włosy upięte w warkocz, który sięgał kunoichi do połowy pleców.
            - O czym rozmawiałaś ze swoimi przyjaciółmi, mała? – zapytała. Mimo urody miała nieprzyjemny, nosowy głos.
            - O niczym ważnym… - odparła, po czym ponownie się odwróciła, chcąc znów wpatrywać się w okno.
            Ponownie poczuła szturchnięcie.
            - Mów. O. Czym. Rozmawiałaś. – starsza wycedziła przez zęby, łapiąc szarowłosą za ramię i ściskając mocno.
            Yuki spojrzała na ochraniacz dziewczyny. Miał wytłoczony symbol Wioski Piasku.
            - Chyba nie myślisz, że będę pomagać przeciwnikom? To jest egzamin! A nawet jeśli bym ci pomogła, nie wiem, czy to w ogóle by coś dało. Tak się składa, że te dwa zadania to są najprostsze zadania, jakie mogły nam się trafić. Nie wina egzaminatorów, że ktoś nie potrafi ich rozwiązać – posłała dziewczynie przepraszający uśmiech, po czym znów spróbowała się odwrócić. Kunoichi mocniej chwyciła ją za rękę.
            - Nie będziesz taka przemądrzała, jak w drugim etapie przebiję twoje serce moim tantō – po tych słowach puściła szarowłosą, a ta zaczęła pocierać obolałe ramię.
            Nie podobała jej się ta dziewczyna. Było w niej coś dziwnego, coś… złego. Miała w sobie coś, co powodowało, że chciało się schować pod ziemię ze strachu. Yuki nie wiedziała, co to takiego było, ale wiedziała, że ona i jej przyjaciele muszą uważać na nią i drużynę kunoichi z Wioski Piasku.
            Więcej już jej nikt nie niepokoił. Przesiedziała ostatnie dwadzieścia minut, wsłuchując się w skrobanie ołówków i narzekania shinobi na test.
            Jakieś dwie minuty przed końcem pierwszego egzaminu do sali ponownie wszedł Manabu. Stanął przed tablicą i zaczął się przyglądać geninom, którzy wypruwali z siebie flaki, aby móc osiągnąć te wymagane 40 punktów.
            - Koniec! – krzyknął kilka chwil później. – Odłóżcie ołówki, odwróćcie kartki, po czym wyjdźcie. Wyniki będą za godzinę, a wy dowiecie się, jak kiepsko wam poszło.
            Rozległ się jęk zawodu. Niewiele osób miało zadowoloną minę. Reszta wiedziała, że test ich pogrążył.
            Yuki wyszła raz z przyjaciółmi. Karasu i Shun mieli ulgę wypisaną na twarzy, a Mizuko przeczesywała raz po raz palcami włosy.
            - Koniec – westchnęła Uchiha, kiedy wychodzili z budynku. Przez cały ten harmider zrobili się głodni, więc udali się do Ichiraku Ramen, aby coś zjeść. Nie spieszyli się zbytnio, mieli prawię godzinę czasu.
            Po kilku minutach dobiegli w docelowe miejsce i usiedli na krzesełkach. Teuchi spojrzał na dzieciaki z nieukrywanym zaciekawieniem.
            - Co tacy zmęczeni? Znów jakaś ciężka misja?
            - Nie, staruszku – odezwała się Yuki. – Egzamin na chūnnina. Przed chwilą skończył się pierwszy etap, a za godzinę mają podać wyniki.
            - Egzamin na chūnnina? Nie jesteście… za mali na coś takiego? – spytał z powątpieniem, przygotowując cztery ramen wraz ze swoją córką Ayame.
            - Nie, skoro Naruto-sensei nas zgłosił – odparła Mizuko.
            - No chyba że tak. Wiecie, co czeka was po tym pierwszym etapie? – kilka minut później podał drużynie siódmej zamówione zupy.
            Yuki wzięła pałeczki i rozdzieliła je, po czym zaczęła jeść.
            - Nie. Ale shinobi muszą być przygotowani na niespodzianki. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli brać udziału w jakimś niebezpiecznym teście.
            Po jej słowach nastąpiła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wciąganego do ust makaronu i bulionu. Kiedy skończyli posiłek, zapłacili, pożegnali się i odeszli w stronę Akademii. Gdy dotarli na dziedziniec, Kuroi podniosła się z ziemi, przeciągnęła się, po czym podbiegła do swojej pani i otarła się łbem o jej klatkę piersiową. Yuki podrapała kota za uchem.
            Usiedli na ławeczce, gdzie cała czwórka, głaskała zwierzę. Nawet się nie zorientowali, kiedy minęła godzina i musieli wracać do szkoły, aby dowiedzieć się o wynikach.
            Weszli do budynku i wspięli po schodach, po czym skierowali się w stronę sali, w której mieli wywiesić wyniki z pierwszej części egzaminu.
            W pomieszczeniu było mnóstwo osób – większość z nich nie miała uradowanych min. Świadczyło to o tym, że nie zdali do następnego etapu.
            A co z nami, pomyślała Yuki, zdaliśmy czy nie?
            Podeszła razem z przyjaciółmi do ściany, na której widniały kartki z wynikami. Rezultat był straszny – z ponad stu shinobi, jacy podchodzili do egzaminu, zdało niecałe trzydzieści. Drużyny, które nie otrzymały prawa do udziału w egzaminie, były wykreślone z listy.
            Yuki uniosła w górę głowę w poszukiwaniu swojej drużyny. To, co zobaczyła, zwaliło ją z nóg. Team siódmy był na pierwszym miejscu listy.
            - Zdaliśmy… - szepnęła, ale zaraz dodała głośniej: - Zdaliśmy! Mizuko, Karasu, Shun, zdaliśmy!
            Przyjaciele podbiegli do niej, po czym cała czwórka przytuliła się i zaczęła skakać z radości.
            Nagle przy niej stanęła dziewczynka. Mogła być w wieku Yuki, jednak wyglądała na młodszą. Na czole miała zawiązany ochraniacz z symbolem Wioski Kamienia.
            - Czyli to tak brzmiało hasło… „ Kiedy wróg jest w liczbie dużej, shinobi ukryć się może dłużej…”. Wiedziałam, że coś schrzanił, po prostu wiedziałam… - po tych słowach odeszła, burcząc pod nosem.
            W tej samej chwili drugie drzwi od sali się otworzyły i stanęła w nich kobieta.
            Miała fioletowe włosy, które wysoko upięła w kok, siatkową koszulkę i beżowy płaszcz. Wyjęła z kabury kunai i zakręciła nim na palcu.
            - Wszystkie drużyny, których wynik wynosi 40 punktów, mają natychmiast się stawić przed Akademią.
            Szarowłosa spojrzała na pozostałych, przełykając ślinę.
            - Zaczęło się.

Kiedy wróg jest w liczbie dużej, shinobi ukryć się może dłużej, tam gdzie cisza panuje, shinobi się nie ukryje, czasu przepływu uczucie dla shinobi ważne się staje, gdy przeciwnik zmęczony i nierozważny szansę mu daje - Pieśń ninja "Szansa dla shinobi".
Nie wiem, co takiego jest w F:ie, ale ten facet powoduje u mnie szybsze bicie serca. Słodziak *^*
Ale Kakashi to i tak słodziak numer jeden. Jego nikt nie przebije *.*




Od autorki:

Przepraszam za to, że tak długo nic nie wstawiałam, ale wena poszła sobie gdzie pieprz rośnie i nie chciała wrócić z prawie trzymiesięcznych wakacji, jednak teraz będzie lepiej, ponieważ wróciła i jest okej. Wiem, że notka jest nudna, szczególnie początek i koniec, ale to była mordęga. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak namęczyłam przy rozdziale. Zastanawiałam się nawet czy nie zawiesić bloga, ale odeszłam od tego pomysłu. Ten blog nigdy nie był zawieszony, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Chyba że nadejdzie taki kryzys, że nie będę miała wyjścia. Na szczęście wena wróciła, tak więc szczerze mówiąc (a raczej pisząc), nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Znowu. Także żegnam i do następnego rozdziału!


4 komentarze:

  1. Doooobrze było! Fajnie Cię w końcu przeczytać po tak długim okresie. :)
    Jestem bardzo ciekawa co im przygotujesz na drugim etapie. :)
    Ale zalecam przewertowanie tekstu jeszcze raz bo wkradło się kilka błędów, które zakłócają spokój. :(

    Buziaki Rani, więcej nas nie opuszczaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Działa suwaczek, choć nie można go puścić. Na szczęście można czytać. ^^

    Kurde, musiałam przeczytać rozdział wstecz, żeby sobie przypomnieć co się działo, ale już ogarnęłam. Koniec jak zwykle mnie wpienił, bo nienawidzę ciekawości, a ostatnio każdy kończy w momencie, po którym mnie ona zżera. Na dźwięk "drużyna siódma" i ogólnie sytuacja z egzaminem znowu mi się wspomnienia zbierają. Wytworzyłaś nowe pokolenie "Naruto", zanim zrobił to Masashi XD Jestem ciekawa czy uda im się przebrnąć wszystkie etapy ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay! Kiedyś już trafiłam na tego bloga. To było już jakiś czas temu, a od wczoraj znów tu jestem! Przeczytałam go kolejny raz i powiem, że jest ciągle świetny ; ) Skoro jest wena to świetnie! Więc teraz tylko czekać na nową notkę, nie? =D Powodzenia w pisaniu życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej hej :D od 2 dni z zapartym tchem czytam Twojego bloga, jako że w ogóle niedawno odkryłam Naruto i co za tym idzie Kakashi'ego.. asz to typ który niezwykle pociąga :D Twoje opowiadania sa swietne ale niestety widzę że chyba pożegnałaś się że swoją historia :) szkoda, ale i tak chce Ci pogratulować bo trochę szukałam blogow związanych z Naruto i Twój okazał się na prawdę genialny :) kto wie może jeszcze zechcesz go kontynuować a wtedy z pewnością będziesz miała jednego stałego czytelnika;) pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję historii, będę zaglądać co jakiś czas, a nóż Cię coś natchnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako