2/18/2016

LIEBSTER AWARD... po raz któryś ;) + informacja odnośnie rozdziałów.

Nie spodziewałam się, że ponownie zostanę nominowana do Liebster Award. Powiem szczerze, że zaczyna mnie to niepokoić, ponieważ w ostatnim czasie dostałam aż trzy nominacje (wliczając tę). Nie mam pojęcia, co takiego mają w sobie moje opowiadania, że podobają się tylu ludziom. Osobiście uważam, że są blogi lepsze od moich, chociaż dobrych ficków jest naprawdę mało (osobiście czytam tylko takie) i takie mające chociażby potencjał. Jeśli chodzi o tego typu sprawy, to uwielbiam odpowiadać na kreatywne i niekiedy mądre pytania. Za nominację dziękuję Waseranagusie.

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania od Waseranagusy:

1. Skąd wziąłeś/wzięłaś pomysł na bloga? Sam/a, a może ktoś Ci go podrzucił?

Wszystko zaczęło się od tego, że obejrzałam pewien odcinek Naruto Shippuuden, mianowicie "Piosenka miłosna Kakashiego", który swoją drogą, należy do fillerów. Nie lubię ich oglądać, ale jeżeli są ciekawe, to dlaczego nie? No więc włączyłam go i zaczęłam oglądać. Nie będę tu streszczać odcinka, ponieważ wierzę, że każdy z Was go oglądał. Byłam nim bardzo poruszona. Szczególnie wtedy, jak Sakura się zapytała Hatake: "A może ona rzeczywiście pana kochała?". Kakashi milczał przez chwilę, co dało mi do zrozumienia, że rozważał taką możliwość. Niestety, nie pamiętam, co odpowiedział młodej Haruno, wiem jednak, że chwilę później spojrzał w niebo, mrużąc oczy i szepcząc właśnie: "Hanare". Po obejrzeniu fillera, nie mogłam przestać myśleć, co by było gdyby. Aż w końcu miałam sen. Sen, w którym Kakashi i Hanare ponownie by się spotkali, a potem zakochali się w sobie. I właśnie wtedy w głowie Anne Lee zaczął się tworzyć pomysł na blog. Przyszło mi do głowy: "Co by było, gdyby ten sen zrealizować? W końcu to bardzo oryginalny paring i wiem, że nie ma o nich innego bloga". Zrobiłam to, a resztę zaczęłam dopracowywać później. Nie lubię trzymać się schematów, wręcz nimi gardzę. W życiu codziennym jest tak samo. Wybijam się ponad innymi, nie chcę być jak wszyscy.

2. Jesteś zadowolony/a ze swojej historii i tego, jak potoczyła się jej fabuła?

Jestem, ale nie w stu procentach. Raczej tak w 80%. Z biegiem lat widzę, że niektóre rzeczy mogłabym napisać inaczej, niektóre momenty wyrzucić lub pozmieniać, coś dodać, coś usunąć. Na pewno zmieniłabym typ narracji w pierwszej części opowiadania. Przywykłam do narratora trzecioosobowego i teraz, jak piszę w pierwszej osobie, jest dziwnie. Bardzo dziwnie. Z drugiej strony nie chce mi się poprawiać trzydziestu rozdziałów. Poza tym jak zaczynałam swą przygodę z blogosferą, pisałam naprawdę strasznie (można to stwierdzić po pierwszych dziesięciu rozdziałach). Z czasem zaczęłam jednak dostrzegać swoje błędy i teraz staram się już ich nie popełniać. Od czasu do czasu zdarzają się literówki, które staram się usuwać, co nie zawsze mi się udaje.

3. Czy patrząc wstecz, coś byś zmienił/a na swoim blogu, a może w podejściu do jego pisania?

Jak pisałam wcześniej - narrację w pierwszych trzydziestu rozdziałach oraz niektóre sytuacje. Może kiedyś poprawię notki, ale póki co nie mam na to czasu. Jest ich za dużo.


4. Zaplanowałeś/aś całą historię wcześniej, czy na spontanie?

Nie, nie, nie na spontanie. Tylko wątki poboczne, żeby historia "trzymała się kupy". Co do tego opowiadania mam już nawet gotowy epilog, ale do tego czasu jeszcze bardzo, bardzo daleko. Historia będzie długa, bardzo długa. Może nawet zbyt długa, ale nie mogę ot tak wywalić połowę pomysłu. W takim wypadku cały blog musiałby zostać napisany od początku, czego bardzo bym nie chciała robić, bo to jest ciężka praca. Ten, kto pisze, wie, o czym mówię. Nie jest łatwym ot tak pstryknąć palcami i napisać notkę. No chyba, że ktoś zżyna z książek czy innych ficków. To jest pójście na łatwiznę. Napisanie w miarę przyzwoitego rozdziału profesjonalnemu blogerowi zajmuje kilka dni albo tygodni, podczas gdy takiemu, co "wszystko przychodzi łatwo" zajmuje co najwyżej dzień. Wiem, że są wyjątki, ale takie osoby można policzyć na palcach jednej ręki.

5. Jakie były Twoje inspiracje poza anime/mangą?

Zdecydowanie muzyka. Nie mając pomysłu na rozdział, słuchałam konkretnych wykonawców lub gatunków i wtedy przychodziła wena. Czasami inspirują mnie książki lub filmy, ale nie na tyle, by bezmyślnie z nich kopiować. Wiem, że jak się nie zwróci osobie, która tak postępuje, uwagi, to ona dalej będzie to robić, czując się całkowicie bezkarna, ponieważ tacy ludzie z reguły są przeświadczeni o tym, że mogą robić wszystko. Zapominają jednak o prawie autorskim, które dotyczy również ficków. 

6. Jakie są Twoje zainteresowania?

Od małego interesuję się kulturą azjatycką. Odkąd pamiętam, ciągnęło mnie do Kraju Kwitnącej Wiśni. Zawsze też czułam, że nie pasuję do polskiego, ograniczonego w wielu sprawach, społeczeństwa. Od roku interesuję się też Koreą Południową. Moim hobby jest też czytanie, pływanie, pisanie i rysowanie, a także od czasu do czasu śpiewanie.

7. Z czym wiążesz swoją przyszłość zawodową?

Ech... Nie lubię odpowiadać na tego typu pytania, ale cóż... Ostatnio musiałam zweryfikować swoje plany na studia. Nie, nie wybieram się na medycynę. Po prostu w listopadzie stwierdziłam, że pomyliłam rozszerzenia, co nie znaczy, że nie nadaję się na lekarza. Wszyscy mi mówią coś przeciwnego. Ale dlaczego musiałam zmienić plany? Otóż syn mojej mamy koleżanki z pracy, który jest ode mnie rok starszy dostał się na medycynę, z której... po dwóch miesiącach zrezygnował. Z tego, co mi wiadomo, wrócił do domu przybity, załamany i zestresowany, ponieważ na studiach lekarskich nie ma czegoś takiego jak życie prywatne. Wstajesz rano, jesz śniadanie, po czym idziesz na siódmą czy ósmą na wykłady, z których wracasz o godzinie siedemnastej najwcześniej. Znów coś jesz i zabierasz się do nauki, która trwa do drugiej czy trzeciej nad ranem. I tak przez całe pięć lat. Na medycynie jest tylko jedno - mordęga, sajgon, a i tak jest duże prawdopodobieństwo, że cię wywalą mimo tego, że całymi dniami i nocami się uczysz. Zrozumiałam, że po prostu nie dałabym rady. Nie wytrzymałabym psychicznie. Już teraz, w trzeciej klasie liceum, nic innego nie robię, tylko uczę się z matmy, chemii i biologii. Codziennie to samo. Aż do obrzydzenia. Zawsze kochałam biologię, ale w ostatnim czasie zaczynam ją nienawidzić. Słabo mi się robi od tych wszystkich operonów laktozowych, polimerazy DNA, hemofilii, praw Mendla oraz genów plejotropowych. Nie pytajcie, uwierzcie mi, nie chcecie, abym Wam to wszystko wyjaśniała. Poza tym co za sens jest iść na studia i dwa miesiące później z nich zrezygnować. W takim wypadku lepiej mieć alternatywę i wybrać inny kierunek, niż dostać choroby psychicznej, co jest bardzo częste. Dlatego w tym wypadku idę na dziennikarstwo. Tym bardziej, że zawsze uwielbiałam czytać i pisać.

8. Jakie są Twoje marzenia?

Nie będę ukrywać, że znalezienie prawdziwej miłości. Kilka lat temu zakończyłam związek, który trwał dość długo, bo prawie trzy lata. Myślałam, że to prawdziwa miłość, ale... Nieważne. Chciałabym też znaleźć dobrą pracę, która sprawiałaby mi przyjemność. Pragnęłabym założyć rodzinę oraz odwiedzić takie miejsca jak Karaiby, Japonia, Korea Południowa, Chiny, Indie, czy ponownie, Paryż. Więcej mi do szczęścia nie potrzeba.

9. Jakiej muzyki słuchasz podczas pisania?

Słucham trance, ponieważ dobrze mi się przy niej pisze. Do tego bardzo lekko i szybko. Zanim się zorientuję, mam już trzy strony, co bardzo mi się podoba. Słucham też mojego ulubionego kpopowego zespołu, czyli BIGBANG. Kiedy słucham głosu T.O.P'a, najlepszego rapera, jakiego znam, cała się rozpływam, ponieważ ma bardzo seksowny, głęboki i niski głos, co mi się strasznie podoba. 

10. Do jakiego miejsca wybrałbyś/abyś się w podróż, a gdzie chciałbyś/abyś mieszkać na stałe?

Nie będę ukrywała tego, że chciałabym pojechać na Karaiby, do Francji, Indii i Chin, ale zamieszkać chciałabym albo w Japonii, albo Korei Południowej, bo wiem, że pasuję do tamtejszej mentalności. Zdaję sobie też sprawę z tego, że będzie to trudne lub nawet niemożliwe, ale skoro spełniło się już moje marzenie o wyjeździe do Paryża, to wciąż wierzę, że możliwe są do spełnienia również i te marzenia.

11. Podaj nazwę ulubionego warzywa.

Nie mam ulubionego warzywa. Mogę podać owoc(e), jeżeli Ci to nie przeszkadza: mango, ananas, marakuja, liczi, truskawka ^^. 







Co do notki, nie mam bladego pojęcia, kiedy się ukaże. Nie mam weny na to opowiadanie, a nie chcę pisać na siłę. Może coś pojawi się dopiero w okresie Wielkanocnym, a może dopiero w czerwcu. Nie mam pojęcia, dlatego uzbrójcie się w cierpliwość, ponieważ nie mam zamiaru porzucać tej historii. 

6/29/2015

36. Egzamin na chuunnina. Cz. II.

        Zeszli na dziedziniec przed Akademią, gdzie kobieta (nazywała się Anko Mitarashi i naprawdę miała coś z głową, tak jak podejrzewała drużyna siódma), która kazała stawić się geninom, miała objaśnić zasady drugiego etapu testu.
            Yuki, Mizuko, Karasu i Shun stanęli w pewnej odległości od starszej kunoichi, po czym zaczęli wsłuchiwać się w to, co miała do przekazania.
            — Zanim drugi etap się rozpocznie, rozdam wam zgody. – powiedziała, podchodząc do każdego z osobna i wręczając mu kartkę papieru oraz ołówek.
            Yuki przyjrzała się formularzowi. Miała złe przeczucia. Domyślała się, że drugi etap nie będzie tak prosty jak poprzedni i najpewniej będą musieli ryzykować życie, aby go zdać.
            — A po co są te zgody? – usłyszała chłopięcy głos. Shinobi z obcej wioski podniósł rękę i zadał pytanie. – Dlaczego mamy je podpisać?
            Kobieta westchnęła i zakręciła kunai’em na palcu.
            — Na tym etapie giną ludzie, a mówiąc szczerze, stają się żarciem dla drapieżników. Gdyby nie te zgody, ja bym została pociągnięta do odpowiedzialności za waszą, dość prawdopodobną śmierć, rozumiecie? – odparła.
            Szarowłosa natychmiast zrozumiała, co chciała przekazać kunoichi. Te świstki, które trzymali w dłoniach były jednocześnie przepustką do zdobycia rangi chūnnina, ale też świadectwem tego, że miało się na uwadze własny zgon.
            Przygryzła wargę, zaczynając się wahać, jednak dopiero teraz, w momencie kiedy jedną trzecią testu miała już za sobą.
            A może ojciec miał rację, pomyślała, może faktycznie nie jestem na to gotowa?
            Zważyła w dłoni ołówek. Nie mogła się teraz wycofać. Co najmniej połowa z tych ludzi zginie, a ona mogła się znaleźć wśród nich. Na samą myśl o śmierci chciało jej się płakać. Nie dość, że pół roku temu jej się to przydarzyło, a teraz sytuacja mogła się powtórzyć. Nie chciała umierać, bardzo nie chciała, ale co będzie, jeżeli trafi na przeciwnika na tyle silnego, że nie będzie miała wyjścia, tylko dać się zabić?
            Potrząsnęła głową, mrugając powiekami. Taki był żywot shinobi – na każdym kroku wiązał się z ryzykiem.
            Odetchnęła i podpisała zgodę. Nie mogła stchórzyć.
            Wstała, po czym oddała formularz egzaminatorce. Po niej zrobiła to reszta drużyny.
            Kiedy wszyscy oddali, kunoichi ponownie się odezwała:
— Skoro wszyscy oddali formularze, możemy przejść do właściwej części egzaminu. W związku z tym udamy się w pewne miejsce, a mianowicie... do Lasu Śmierci.
            Szarowłosej nic to nie mówiło, mimo tego, razem z pozostałymi shinobi, udała się w docelowe miejsce.

~*~

            Zatrzymali się przed dżunglą odgrodzoną wysokim płotem. Tuż obok głównego wejścia stała mała budka, w której siedziała dwójka chūnninów.
            Drużyna siódma ustawiła się w kolejce. Jakieś dziesięć minut później nastała kolej teamu Yuki. Cała czwórka weszła do środka, gdzie shinobi sprawdzili ich dane osobowe, po czym wręczyli biały zwój młodej Uchiha oraz dodali, że mają skierować się do wejścia numer trzy.
            Dzieciaki podziękowały, a potem odeszły, rozmawiając po drodze.
             – Jak myślicie, czy w trzecim egzaminie też będziemy musieli walczyć? – zapytał Karasu, kopiąc kamyk leżący na drodze.
            Mizuko prychnęła.
             -        Najpierw musimy zdać drugą część. Dopiero potem będziemy myśleć, co dalej – powiedziała.
            Zatrzymali się przed bramą, obok której stał młody, ciemnowłosy mężczyzna, trzymający w dłoni klucze.
            Chūnnin zerknął na zegarek, po czym podszedł do bramki i wetknął klucz w zamek. Rozległ się trzask. Spojrzał na czwórkę geninów i powiedział:
        Start!
            Shinobi na dźwięk gwizdka pobiegli przed siebie, jednak  po tym, jak przebiegli jakiś kilometr, ponownie się zatrzymali. Za sobą usłyszeli trzask. Yuki błyskawicznie się odwróciła, rzucając w krzaki shuriken. Rozległ się ludzki jęk. Po chwili z chaszczy wyszła Suko i jej drużyna. — Aki i Sado. Yamada trzymała się za lewe ramię, w które przed chwilą utkwiła broń. Krew ściekała dziewczynce po ręce.
             –  Co wy tu robicie? — zapytała, podchodząc do pozostałej czwórki.
 Co wy tu robicie? — odpowiedział pytaniem Shun. — Jeżeli chcecie nam zabrać zwój, to życzę powodzenia – dodał.
         Spojrzeli po sobie. Cały ich plan wziął w łeb. Od początku planowali, że zaatakują drużynę siódmą, jednak dopiero teraz zdali sobie sprawę, że nie są w stanie jej pokonać.
            – Nie, no co wy! My? Nie... – mruknęła Yamada, uśmiechając się fałszywie, po czym pociągnęła pozostałych członków za rękawy, i tym samym zniknęła z powrotem w lesie.
            Yuki i jej drużyna wpatrywali się przez chwilę w gąszcz przed sobą. Wiedzieli, że drużyna numer dziewięć będzie próbowała odebrać im zwój, ale nie spodziewali się, że na ich widok stchórzą i po prostu uciekną, tak jak to miało miejsce przed chwilą.
            Stali tak jeszcze przez kilkanaście sekund, a później pobiegli przed siebie. Skakali po konarach drzew, rozglądając się w poszukiwaniu potencjalnych przeciwników. Nikt ich nie atakował, co było bardzo podejrzane. Szybko doszli do wniosku, że wrogowie ich obserwują, czekając na to, aż się zmęczą albo uznali, że nie są warci odebrania zwoju.
            W pewnym momencie Yuki zauważyła małą polanę. Musieli ustalić, co zrobić w razie, gdyby się rozdzielili i po jakimś czasie ponownie mieli się spotkać.
            Szarowłosa usiadła na ziemi, czekając na to, aż przyłączą się do niej przyjaciele. Gdy to się stało, westchnęła i wyjęła z plecaka kunai, którym zaczęła kręcić na palcu.
            – Musimy wymyślić coś w wypadku rozdzielenia się. Jakiś odzew albo coś podobnego – odezwała się. — Proponuję coś takiego – w tym momencie zagwizdała cicho, równocześnie podając melodię. Doskonale wiedziała, że najlepszym wyjściem będzie trzymanie się razem. W ten sposób zwiększą swoje szanse na zdanie egzaminu, a co najważniejsze, na przeżycie. Przeczuwała jednak, że wkrótce będą musieli się rozstać.
            Kiwnęli głowami na znak zgody. Cała trójka nie miała nic przeciwko pomysłowi Yuki. Sami by nie wpadli na coś takiego. Shun nie miał głowy do myślenia, Karasu był wystraszony, a Mizuko bolała głowa.
            W tej samej chwili ziemia zadrżała. Czwórka geninów poderwała się na nogi, trzymając w pogotowiu sztylety.
            Podłoże rozstąpiło się, a ze szczeliny zaczęły wychodzić olbrzymie dżdżownice z przyssawkami po bokach ciała. Yuki myślała, że to dżdżownice, dopóki jeden z robaków nie skoczył na nią (co u normalnych pierścienic nie powinno mieć miejsca) i wbiło maleńkie, ostre ząbki w skórę na jej lewym ramieniu.
            Jęknęła. Pijawka wytwarzała substancję powodującą ból i osłabienie mięśni, przez co kunai, który trzymała wypadł jej z ręki. Przed oczami pojawiły jej się kolorowe plamy. Poczuła, że ugryzione miejsce zaczyna puchnąć. Kolana się pod nią ugięły. Zrozumiała, że pijawka oprócz krwi wysysa także jej czakrę.
            Zerknęła na boki. Spostrzegła, że jej przyjaciele leżą na ziemi, próbując oderwać szkodniki od swoich ciał.
            Drżącą ręką wyjęła shuriken i wbiła go w pijawkę. Rozległ się pisk, a po chwili robak odpadł. Po ręce dziewczynki ciekła krew.
            Zataczając się, podeszła do swoich przyjaciół i tak jak poprzednio, pozbyła się natrętów.
            Yuki przestało szumieć w głowie. Pomogła reszcie swojej drużyny usiąść, a sama zaczęła  dalej pozbywać się pijawek. Na szczęście ze szczeliny nie wydobywało się ich więcej. Odetchnęła z ulgą, siadając obok pozostałych.
            Jej rana już się zagoiła i Yuki poniekąd poczuła się już normalnie. Mizuko, Karasu i Shun byli bladzi i mieli cienie pod oczami.
            Uchiha wyjęła z kabury na udzie małe pudełeczko wypełnione kolorowymi pigułkami. Wyciągnęła z niego cztery niebieskie i czerwone, po czym rozdała je przyjaciołom.
            Karasu spojrzał na nie z powątpieniem i zapytał:
            — Co to jest?
            — Pigułki prowiantowe. Odnowią nasze zapasy krwi i czakry – powiedziała i połknęła obie naraz.
            — A czy to jest bezpieczne? – odezwał się Shun. – Mam jakieś złe przeczucia.
            Uchiha westchnęła.
            — W umiarkowanych ilościach tak, a poza tym nie otrułabym was – odparła, podnosząc głos.
            Pomarańczowowwłosy chłopiec wzruszył ramionami i połknął kulki.
            Siedzieli w milczeniu jeszcze przez dziesięć minut, upewniając się, że dżdżownice ponownie nie zaatakują. Kiedy zrozumieli, że nic im nie grozi, Yuki wstała.
            — Nie chcę nic mówić, ale musimy ruszać – odezwała się, otrzepując pupę z piasku.
            Po chwili podnieśli się pozostali członkowie drużyny siódmej.
            Jeszcze raz zerknęli w dół, z którego kilkanaście minut wcześniej wyszły robaki, a potem cała czwórka wskoczyła na drzewo i zniknęła w zaroślach.

~*~

            Biegli, rozglądając się w poszukiwaniu przeciwników. Jak na ironię, nikogo nie było w pobliżu. Zupełnie tak, jakby wszyscy wyparowali. A przecież to był pierwszy dzień pięciodniowego egzaminu. Powinno być słychać odgłosy walk i krzyki shinobi, a tymczasem do uszu czwórki geninów docierały jedynie ćwierkanie ptaków i cykanie świerszczy w zaroślach.
            Jak tak dalej pójdzie, obleją egzamin.
            Przyspieszyli.
            W tym samym momencie Yuki usłyszała znajomy głos. Oceniła, że wrogi shinobi znajduje się od nich w odległości zaledwie pół kilometra. Jako jinchuuriki miała bardzo wyczulony słuch.
            Nakazała przyjaciołom, by podążyli za nią, po czym skręciła gwałtownie na północny zachód.
            Po jakiś trzydziestu sekundach zeskoczyła z drzewa i schowała się w krzakach. Przed nią, oddalona o jakieś piętnaście, góra dwadzieścia metrów siedziała oparta o kamień ta sama dziewczyna, która przyczepiła się do niej podczas pierwszego testu. Obok niej stała dwójka chłopaków. Na oko mogli mieć 13—14 lat. Jeden z nich był dość niski i chudy jak na swój wiek. Drugi natomiast miał dobrze ponad metr osiemdzisiąt wzrostu. Ramię chłopaka było grubości tułowia Yuki.
            — Mam nadzieję, że pułapka zastawiona na tę małą zadziałała, Mikoto. Wydawała się dość silna jak na genina – odezwał się chudzielec.
            Dziewczyna prychnęła.
            — Te pijawki stworzone są po to, aby wysysać czakrę i krew. Wątpliwe, żeby ona i jej drużyna przeżyli. Nie po to zużyłam jedną trzecią czakry, aby się nam wymknęli. Niedługo pójdę tam i zabiorę im zwój.
            — A skąd wiesz, że mają Zwój Nieba? – odparł osiłek, zakładając ręce na szerokiej piersi.
            — Nie wiem! Ale tak czuję.
            Wtedy Yuki poczuła, że nie może dłużej czekać. Ta dziewczyna próbowała ją zabić! A zresztą nie tylko ją.
            Wyszła z krzaków, mówiąc:
            — Tak myślałam, że to ty.
            Starsza poderwała się na nogi, wyjmując z kabury na udzie kunai, który po chwili rzuciła w stronę Yuki. Ta uchyliła się zręcznie, przez co sztylet wbił się w drzewo znajdujące się za dziewczynką.
            Szarowłosa podeszła wolnym, spokojnym krokiem do trójki geninów. Od samego początku wiedziała, że ta drużyna będzie chciała ją wyeliminować, ale nie spodziewała się, że Hatake nie da się tak po prostu załatwić.
            Yuki nie pragnęła z nimi walczyć. Miała nadzieję, że jednak nakłoni shinobi Piasku do oddania im zwoju bez walki. Nie miała jednak pojęcia, jaki zwój posiadają.
            ― Jakim cudem… To niemożliwe… ― wyjąkała Mikoto.
            ― Nie wiesz czegoś o mnie i mojej drużynie – odparła Yuki, posyłając przeciwniczce ironiczny uśmiech. – Nie damy się od tak zabić. Nie na darmo nasz sensei dopuścił mnie i moich przyjaciół do tego egzaminu.
            Mikoto wyjęła kolejny kunai z zamiarem ponownego zaatakowania dziewczynki.
            W tym samym momencie obie usłyszały krzyk – to Mizuko, Karasu i Shun rzucili się na jednego z chłopaków i w tej chwili dwoje z nich przyciskało chudzielca do ziemi. Osiłek stał obok, zdezorientowany, a młody Hyūga trzymał go na dystans, ostrzegając, że jak zrobi choć jeden podejrzany ruch, to zaatakuje. Wielkolud wzruszył tylko ramionami i usiadł pod drzewem, po czym założył ręce za głowę i zamknął oczy.
            ― Co ty wyprawiasz, Hiroto? – wrzasnęła Mikoto, zerkając na kolegę z drużyny.
            ― Nie chcę brać w tym udziału. Wiesz, że się na to nie pisałem… ― mruknął.
            Z powrotem przeniosła wzrok na Yuki, zaciskając zęby. Zakręciła sztyletem na palcu i powiedziała:
            ― Ty mała… Nie bądź taka pewna siebie, bo cię to zgubi!
            Nagle zniknęła, by za chwilę pojawić się za szarowłosą. Wymierzyła kunai w tętnicę szyjną dziewczynki. Yuki jednak przeczuwała, co się zdarzy, więc uchyliła się, kładąc dłonie na ziemi i wykonując kopnięcie w miejsce, gdzie powinien znajdować się wróg. Trafiła w powietrze. Mikoto była zadziwiająco szybka, jak na osobę, która była pozbawiona prawie połowy czakry. A może kłamała?, pomyślała Hatake, rozglądając się w poszukiwaniu starszej dziewczyny. Tuż przed jej oczami mignął cień. Odskoczyła zwinnie. Szarowłosa nie mogła jej trafić. Wyglądało to zupełnie tak, jakby celowała powietrze, a nie ciało. Dlaczego nie mogę jej trafić? W ogóle nie potrafię odczytać ruchów Mikoto…
            Poczuła kopnięcie w brzuch. Upadła na ziemię i chwyciła się za żołądek. Kilka sekund później wstała i na nowo zaatakowała Mikoto. Tym razem jednak ją drasnęła, ponieważ na jej kunai’u została krew. Yuki nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało. Do głowy przyszło jej to, że może dziewczyna się na moment zdekoncentrowała.
            Mikoto nagle się zatrzymała. Ściskała skaleczoną rękę, po której spływała cienka strużka krwi.
            ― Czemu…? – zapytała. – Dlaczego nie dajesz mi się zabić?! – wrzasnęła.
            Znów zniknęła, a szarowłosa ponownie znalazła się na ziemi. Tym razem dostała w lewy bok. Ciemna koszulka zaczęła nasiąkać krwią. Podwijając ją, spostrzegła na swoim ciele malutkie, czarne napisy, które po chwili rozjarzyły się czerwienią.
            Zdążyła zauważyć, jak Mikoto wykonuje szereg skomplikowanych pieczęci, a potem nastąpił wybuch, który przesłonił cały widok.
            ― Yuki! – krzyknęła Mizuko, wpatrując się w ogromny lej, który powstał po eksplozji. Nigdzie jednak nie było widać szarowłosej. Zupełnie tak, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
            W tej samej chwili ziemia pod Mikoto zaczęła pękać i kilka sekund później z dziury wyskoczyła Yuki. Dziewczynka otrzepała się z ziemi.
            ― Całkiem nieźle – powiedziała. – Gdybyś wahała się odrobinę krócej, to… tak, załatwiłabyś mnie. Na szczęście zdążyłam. Pewnie zachodzisz w głowę, jakim cudem udało mi się przeżyć. Po prostu przyzwyczaiłam się do twoich ruchów. Już mnie nie zaskoczysz – uśmiechnęła się i ruszyła na Mikoto.
            Wykonała kopnięcie z półobrotu, tym samym trafiając przeciwniczkę. Starsza dziewczyna dostała w splot słoneczny, przez co straciła całe powietrze zgromadzone w płucach. Podniosła się jednak i odezwała się:
            ― Oddaj zwój… – po podbródku ściekała jej krew.
            Yuki zaśmiała się.
            ― Mówiłam ci to. Ja się nigdy nie poddam.
            Znów kopnęła Mikoto, przez co ta odbiła się od drzewa. Jak na ironię miała dużo chęci walki i wciąż, mimo obrażeń, nadal próbowała walczyć z Yuki.
            ― Nie powinnaś mnie trafiać… Nie możesz… – jęknęła brązowowłosa.
            ― Widocznie mogę, skoro tak jest – w tym momencie poczuła lekkie ukłucie bólu tuż za oczami. Nie miała bladego pojęcia, co się z nią dzieje. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Nagle, tak samo szybko jak ból się pojawił, znikł, a wzrok Yuki zamazał się.
            Z przestrachem spojrzała na swoich przyjaciół. I właśnie wtedy zrozumiała, co się stało. Zmienił się obraz, który widziała. Już nie dostrzegała zewnętrznej powłoki ciała tylko… buzującą wewnątrz czakrę. Spostrzegła, że energia jej przyjaciół buzuje jednostajnie, podczas gdy czakra przeciwniczki stopniowo wycisza się.
            Niemożliwe, pomyślała. Przecież ja nie…
            Wtedy Mizuko zawołała:
            ― Yuki! Aktywowałaś sharingana!

***

Od autorki:

Gomene! Nie chciałam, aby trwało to tak długo, ale w ostatnim czasie nie mam weny na tego bloga. Nie, chwila. Wenę mam, tylko że jak zaczynam pisać rozdział, to za jakiś czas mi się odechciewa. Od dawna zabierałam się za to, żeby dokończyć notkę, ale ciągle coś mi przeszkadzało - albo szkoła, albo złe samopoczucie, albo lenistwo. Na szczęście mam już upragnione wakacje. Rozdziały odkąd pamiętam pojawiały się nieregularnie. Ale nie mam pojęcia, jak to będzie od września. Czeka mnie ostatnia klasa liceum, w związku z czym 90% swojego wolnego czasu zamierzam poświęcić na naukę, jeżeli chcę się dostać na moją upragnioną medycynę. Nie zamierzam jednak porzucać bloga. Po prostu rozdziały będą się (jeszcze) rzadziej ukazywać. Teraz jednak nie zamierzam o tym myśleć. Zamierzam pisać przez całe wakacje. Może uda mi się napisać kilka notek w przód.
Co do rozdziału. Jak sami widzicie, nie jest zbyt długi. A ciekawy to już w ogóle. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko ująć, żeby miało ręce i nogi, więc dlatego powstało takie coś. No właśnie. Bo to jest coś. I to kolejne wielkie przepraszam.
Nie obiecuję, że do końca lipca pojawi się kolejna część historii, ale postaram się ją jak najszybciej napisać.


Seksowna bestia z tego pana Hatake *.*

3/14/2015

35. Egzamin na chūnnina. Cz. I. Wybór.


Pół roku później

            Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia całkowicie zapomniał o tak ważnej sprawie, jaką był egzamin na chūnnina. Gdyby Minato nie przypomniał o tym mężczyźnie, Kakashi Hatake, piąty Hokage Konohagakure, byłby kompletnie nie przygotowany.
            Szarowłosy poderwał się z krzesła i podszedł szybkim krokiem w stronę szafki na dokumenty. Z kieszeni spodni wyjął mały kluczyk, po czym włożył go w dziurkę i przekręcił. Rozległ się cichy trzask, a po chwili drzwiczki otworzyły się szeroko i wielki stos dokumentów wylądował na podłodze.
            Kakashi jęknął, kucając i układając w stos rozsypane kartki. Jedna z nich przykuła uwagę mężczyzny. Były na niej wypisane dane teamu Naruto. Drużyna numer siedem doskonale sobie radziła, mimo tego że jej członkowie niecały rok temu ukończyli Akademię, to wykonywali zadania, z którymi nawet doświadczony jōnin miałby niemałe problemy. Grupa tych dzieciaków przypominała Kakashi’emu to, jaki on był w ich wieku. Hatake też wyróżniał się wśród rówieśników i w efekcie był jedną z niewielu osób, które w rok ukończyły szkołę.
            Przyjrzał się fotografii swojej córki. Strach w obawie o Yuki nie znikał – wzmagał się. Nie chciał, aby dziewczynka startowała w egzaminie, ba, on nie chciał, żeby w ogóle była shinobi! Yuki jednak uparła się, że sobie poradzi – twierdziła, że skoro Naruto się udało, to jej też się uda. Jednak to nie zmieniało faktu, że Kakashi się o nią cholernie bał.
            Nagle usłyszał kroki, a kilka sekund później czyjeś ręce pomogły mu pozbierać resztę kartek.
            - Kakashi, musisz zgłosić uczestników do egzaminu – Minato spojrzał uważnie na Kakashi’ego.
            - Wiem – odparł młodszy z mężczyzn. – Tylko…
            - Nie wiesz, czy zgłosić drużynę Yuki – blondyn pokiwał powoli głową. – Problem polega jednak na tym, że cała czwórka podpisała chęć udziału w egzaminie. Nie dopuszczenie ich do testu może być kłopotliwe, a biorąc pod uwagę wybuchowość mojego syna… Wyobrażasz sobie, co się będzie dziać, jeżeli Naruto się o tym dowie? Znasz go przecież. Musisz im pozwolić na odrobinę rywalizacji, Kakashi. To już nie są małe dzieci, są shinobi, a ryzyko to nieodłączny element tego zawodu. Taką decyzję podjęła twoja córka i jej przyjaciele.
            - Ale… - zaczął Hatake, spoglądając bezradnie na swojego byłego sensei.
            - Jak zrobi się niebezpiecznie, przerwiemy egzamin.
            Kakashi westchnął zrezygnowany. Nie pamiętał, kiedy stał się takim tchórzem. Najpewniej po narodzinach Yuki. Jednak w ostatnim czasie wydarzyło się parę przykrych zdarzeń – jednym z nich było to, że pół roku temu o mały włos nie stracił swojej ukochanej córki.
            Nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Minato miał rację – jeżeli zrobi się niebezpiecznie, przerwą test.
            - Minato, poinformuj starszyznę, że uczestnicy zostali zatwierdzeni, a potem wyślij wiadomość do pozostałych wiosek z datą rozpoczęcia egzaminu – dokładnie za dwa tygodnie licząc od dnia dzisiejszego.
            - Dobrze – odparł Namikaze, zmierzając w kierunku drzwi. W ostatniej chwili się jednak zatrzymał. – Zapomniałem ci powiedzieć, że znów zostanę ojcem – uśmiechnął się do Kakashi’ego.
            - Naprawdę? – Kakashi uniósł w zdziwieniu brwi. – Nie wiedziałem, że Hana jest w ciąży. Moje gratulacje! Czyli Naruto będzie miał brata?
            - Dzięki. Wolałbym, żeby była to dziewczynka. Sam rozumiesz, mniej problemów… Do niedawna ja też nie wiedziałem, że będę miał dziecko, Hana powiedziała mi o tym jakiś tydzień temu.
            Szarowłosy zaśmiał się.
            - To tylko głupi przesąd, że dziewczynki są spokojniejsze, przypomnij sobie Yuki w wieku dwóch lat. Wszędzie jej było pełno, a Kazuki… Ten chłopak to wzór spokoju. Jest aż zbyt spokojny. Czasami się o niego martwię, ale co ja ci będę zawracał głowę, kiedy masz swoje problemy – machnął ręką.
            Minato uśmiechnął się ponownie, a potem zniknął za drzwiami.
            Kakashi został sam z własnymi myślami, po raz kolejny wpatrując się w kartkę z danymi drużyny siódmej.

◊◊◊

Dwa tygodnie później

           
            Nie mogła spać, była za bardzo podekscytowana. Przekręcała się tylko z boku na bok i wpatrywała się w widok za oknem. Świecił księżyc, powodując, że jej kotka, która spała w rogach jej łóżka, zeskoczyła na podłogę, przeciągnęła się, a po chwili spojrzała na swoją panią. Zwierzę wciąż rosło i w efekcie kot miał teraz rozmiary średniego tygrysa. Kuroi rozwarła lekko pysk, ukazując różowy, szorstki język i białe, ostre jak sztylety zęby. Kocica zamruczała, po czym skierowała wzrok na okno, dając do zrozumienia, że jest głodna i musi zapolować (zwykła karma nie skutkowała na Kuroi).
            Yuki wstała i uważając, aby nie nadepnąć na długi, puszysty czarny ogon kota, podeszła do okna. Szarpnęła zasuwkę i okno się otworzyło. Kuroi na znak podziękowania otarła się łbem o klatkę piersiową dziewczynki, po czym jednym susem wskoczyła na parapet, a z niego na pokaźnych rozmiarów sosnę japońską, która zatrzeszczała pod ciężarem zwierzęcia.
            Yuki miała nadzieję, że kot wróci zanim rozpocznie się egzamin.
            Po kilku minutach wróciła do łóżka, po czym znów spróbowała zasnąć i po raz kolejny bezskutecznie.

◊◊◊

            Kilka godzin później zaczęło świtać, a Yuki wciąż nie spała. Kuroi wróciła pół godziny wcześniej, oblizując się po skończonym posiłku, jakim był jeleń, a potem usadowiła się na łóżku, zwinęła w kłębek i zasnęła, wydając przy okazji pomruk zadowolenia.
            Yuki natomiast zeszła na dół do przedpokoju, założyła buty i bluzę, po czym wyszła do ogrodu. Skierowała się w stronę grubego pnia, jaki pozostał po rozłożystej wierzbie. Stanęła przed nim w odległości trzech metrów i wykonała szereg znaków. Na jej dłoni pojawiło się małe wyładowanie elektryczne. Wymierzyła je w pień, a wtedy zniknęło. Dziewczynka uderzyła pięścią w drewno.
            Yuki odskoczyła gwałtownie. Po raz kolejny nie udało jej się wykonać Chidori, oryginalnej techniki swojego ojca. Trenowała ją od miesiąca, a efektem była tylko mała błyskawica, która znikała po kilku sekundach i dziewczynka musiała zaczynać wszystko od początku.
            Ponownie skupiła czakrę w lewej dłoni i po raz kolejny pojawiła się błyskawica. Skierowała ją w drzewo, jednak znów nie udało jej się go zniszczyć. Jak tylko czakra dotykała pnia, cała technika przestawała działać.
            - Dlaczego? – Szepnęła do siebie. – Dlaczego nie mogę tego opanować? Co robię nie tak?
            Przyjrzała się swojej ręce. Może dlatego, że jestem leworęczna?, pomyślała.
            Kopnęła pień, wytrącona z równowagi.
            Nawet nie usłyszała, jak jej ojciec wchodzi do ogrodu, ubrany tylko w szlafrok i niebieskie kapcie.
            - Śnieżynko, wracaj do domu! – Zawołał. Gdy jednak zobaczył, czego Yuki próbuje się nauczyć, dodał: - Nie uda się.
            Dziewczynka odwróciła się do niego, posyłając mu niezbyt przyjazne spojrzenie.
            - Kiedy stworzyłem Chidori, byłem dwa razy starszy niż ty teraz, ale nawet wtedy nie potrafiłem opanować tej techniki. Szczerze mówiąc do tej pory nie mógłbym się nią dobrze posługiwać, gdyby nie Obito – powiedział.
            - Twój zmarły przyjaciel? – Spytała, dając sobie spokój z wyładowywaniem złości na martwym drzewie, które wcale nie było niczemu winne.
            - Tak… Gdyby nie on… Gdyby nie podarowany przez niego Sharingan…
            - Czyli to Kopiujące Oko jest potrzebne, aby się nauczyć Chidori? – podbiegła do Kakashi’ego i przytuliła się do niego, a ten po kilku sekundach podniósł ją i weszli do środka domu. Hatake zasunął drzwi prowadzące do ogrodu.
            - Niestety tak. – odparł.
            Yuki zsunęła się z ramion ojca, stanęła przed nim, trzymając się pod boki i nadymając zabawnie policzki – robiła tak zawsze, jeżeli obrała sobie jakiś konkretny cel.
            - W takim razie znajdę sposób, aby nauczyć się Chidori bez Sharingana – mruknęła.
            - Ale po co? – Kakashi spojrzał na córkę uważnie.
            - Jak to po co? Aby się bronić, tato! Czasami w ogóle nie myślisz, wiesz? A poza tym Chidori to jedna z najlepszych technik, w dodatku twoja! – uśmiechnęła się do ojca tym słynnym uśmiechem klanu Hatake. Zarówno dziewczynka jak i jej ojciec uśmiechali się rzadko, jednak jeśli już to robili, robili to szczerze, bez żadnej sztuczności.
            - Skoro tak twierdzisz, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak w ciebie uwierzyć – poczochrał Yuki po głowie.

◊◊◊

            - Jesteś pewna, że chcesz brać udział w tym egzaminie? – zapytał Kakashi Yuki podczas śniadania. Dziewczynka przewróciła oczami. W ciągu tych dwóch tygodni słyszała to pytanie co najmniej ze sto razy, ale po raz kolejny odpowiedziała ojcu.
            - Tak, jestem pewna. Tato, daj spokój, dam sobie radę.
            Westchnął.
            - Wiem, tylko… - zaczął na nowo.
            - Martwisz się o mnie – uśmiechnęła się do niego, po czym dojadła kanapkę, wstała od stołu i skierowała się do przedpokoju, gdzie założyła swoją granatową bluzę i buty, a do lewego uda przywiązała kaburę z shurikenami. Poprawiła zawieszony na szyi ochraniacz. Kilka chwil później podbiegła do ojca, po czym przytuliła się do niego. Kakashi pocałował Yuki w czoło, a potem otworzył drzwi wejściowe. Szarowłosa pobiegła przed siebie, machając mężczyźnie na pożegnanie.
◊◊◊

            Nie spieszyła się. Do egzaminu miała jeszcze ponad godzinę czasu.
            Zwolniła bieg, słysząc tupot łap swojej kotki Kuroi. Zwierzę po kilku sekundach dogoniło Yuki i zrównało z nią krok.
            Kocica przystanęła, po czym przeciągnęła się i usiadła na ziemi, aby dziewczynka mogła wdrapać się na jej grzbiet. Po chwili wstała i popędziła w kierunku centrum Konoha.
            Krążyli po wiosce przez jakiś czas, jednak Yuki jakieś pół godziny później kazała kotu skierować się w stronę Akademii. Kiedy dziewczynka dotarła na dziedziniec, spostrzegła swoich przyjaciół siedzących pod rozłożystym dębem z przytwierdzoną, na wpół rozwaloną, huśtawką.
            Zeskoczyła na ziemię, a chwilę później siedziała już obok Mizuko. Kuroi w tym czasie wylegiwała się na słońcu, posapując głośno i machając ogonem.
            - Kurczę, jakie to męczące… - westchnął Shun, zakładając ręce za głowę, równocześnie zamykając oczy. – Jak pomyślę, że będziemy musieli walczyć z tymi ludźmi, to… - otworzył na moment oczy i wskazał na przeciwników, którzy stłoczyli się wokół drzwi szkoły. Była to najróżniejsza zgraja typów – począwszy od dziwaków, którzy trzymali w dłoniach kawałki drutu i mamrotali do siebie, rozglądając się wzrokiem szaleńca, po najprawdziwszych osiłków, będących w stanie skręcić kark dorosłego mężczyzny jedną ręką.
            Karasu przełknął ślinę.
            - Mamy nad nimi przewagę – jesteśmy na swoim terenie, znamy tę wioskę, oni nie. Możemy to wykorzystać – odezwał się lekko drżącym głosem.
            Mizuko prychnęła.
            - Jaką niby przewagę? Nie mamy pojęcia, co dla nas przygotowali, tak samo jak nasi przeciwnicy. Wszyscy startujemy z tego samego miejsca. Nie wiemy nawet, jak ten egzamin będzie wyglądał. Równie dobrze mogą kazać nam się nawzajem zabijać! I ty to nazywasz przewagą? – powiedziała Uchiha.
            Yuki pokiwała głową.
            - Mizuko ma rację. Musimy być przygotowani na wszystko, na zabijanie również. Wiem, że jesteśmy tylko geninami, ale w ciągu tych sześciu miesięcy pozbawiliśmy życia więcej osób niż tu stoi! – szarowłosa podrapała się po ręce, kierując wzrok na drzwi Akademii.
            - Yuki… Ojciec nie powiedział ci czasem, na czym to polega? No wiesz, pomyślałem sobie, że może coś wiesz… - Shun ziewnął, spoglądając na koleżankę z drużyny.
            Dziewczynka pokręciła głową.
            - Nie, niestety. Shun, wiesz przecież, że gdybym coś wiedziała, powiedziałabym wam. Jesteśmy jedną drużyną, musimy się wspierać. – w tej chwili otworzyli drzwi szkoły. – Hej! Idziemy!
            Podniosli się, po czym skierowali w stronę Akademii. Ostatnim razem byli w tym budynku rok temu – podczas egzaminów końcowych.
            Podążali za tłumem, który szedł w stronę sal egzaminacyjnych.
            Przed drzwiami jednej z nich stała dwójka chūnninów ubranych w szare mudury. Byli to Izumo i Kotetsu. Mężczyźni sprawdzali przepustki obcych shinobi i legitymacje konoszańskich ninja. Trwało to może z dwadzieścia minut, po których drużyna siódma znalazła się w pomieszczeniu. Po wylosowaniu numerów miejsc pożegnali się, życząc sobie powodzenia, po czym udali się do odpowiednich ławek.
            Yuki nie myślała, że znajdzie się tak daleko od przyjaciół; każde z nich znajdowało się na innym końcu klasy w związku z czym komunikacja nie wchodziła w grę.
            Nagle rozległ się trzask i do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna. Miał długie brązowe włosy zebrane w koński ogon i oczy o barwie mchu. Wydawały się przez to zbyt niezwykłe. Przez policzek przechodziła mu różowa blizna.
            - Spokój! – odezwał się. Miał niski, dość przerażający głos. – Nazywam się Manabu Agawa. Zdajecie sobie sprawę, z jakiego powodu tu jesteście? Nie? To w takim razie jaki idiota was zgłosił do tego egzaminu, co matoły?! Jeżeli jednak wiecie, z jakim ryzykiem wiąże się stopień chūnnina, znaleźliście się w dobrym miejscu. Musicie jednak wiedzieć, że ten egzamin to nie przelewki, wiele osób straciło w nim życie. Was też to czeka, jeżeli nie weźmiecie się w garść i nie przezwyciężycie strachu, który w tkwi w waszych duszach. Większość z was nigdy nie zabiła człowieka, ale na tym egzaminie ludzie, którzy będąc tchórzami zostają przystawkami dla innych shinobi! – przeszedł na środek klasy, po czym zatrzymał się przed tablicą. Mężczyzna wziął do ręki kredę i napisał na tablicy: EGZAMIN NA STOPIEŃ CHŪNNINA – ETAP PIERWSZY, po czym znów się odwrócił do zdających.
            - Za kilka chwili rozpocznie się pierwszy z trzech etapów egzaminu, egzamin pisemny. Każde z was dostanie arkusz. Będą na nim dwa zadania, które musicie rozwiązać prawidłowo. Łączna suma punktów wynosi 40. Zdacie egzamin, jeżeli suma waszych punktów wynosi ich maksymalną liczbę. Reasumując, jeżeli będziecie mieć chociaż o jeden punkt za mało, cała drużyna odpada. Macie godzinę.
            Po tych słowach zniknął w kłębie dymu.
            Natychmiast rozległ się hałas. Każdy krzyczał. Yuki siedziała na swoim miejscu, łapiąc się za skronie. Nie wiedziała, co robić. Jak niby jej czteroosobowa drużyna miała zdobyć maksymalną ilość punktów, jeżeli były tylko dwa pytania?
            - Kurczę… - mruknęła. – Co my mamy zrobić?
            Drużyna siódma była jedyną czteroosobową drużyną.
            Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Spojrzała w stronę Karasu. On też nie miał pojęcia, co robić.
            Yuki wstała od stołu. Uwaga natychmiast skupiła się na niej. Nie zwracała jednak uwagi na gapiów. Poszła w kierunku ławki Mizuko. Uchiha również wstała i obie dziewczynki skierowały się w kierunku ławek Karasu i Shuna. Szarowłosa wzięła Hyūgę za rękę i zaprowadziła do pozostałej dwójki.
            Kiedy cała czwórka stanęła przed tablicą i pochyliła się ku sobie, Mizuko się odezwała:
            - Mamy problem. Zadania są dwa, a nas jest za dużo.
            - To co robimy? – zapytał Shun.
            - Jeżeli myślicie, że kogoś zostawimy na lodzie, to… - Karasu zaniepokoił się.
            - Nie, tego nie możemy zrobić. Musimy pomyśleć. – odezwała się Yuki, przygryzając wargę. - Odpowiedź ma być udzielona przez całą drużynę, co w naszym wypadku oznacza, że wszyscy mamy rozwiązać zadania. Wiem, na czym polega ten egzamin. On nie ma na celu sprawdzenia naszej wiedzy. Ma nas zmusić do myślenia. Ma nas zmusić do pomyślenia, jak wybrnąć z pozornie beznadziejnej sytuacji.
            - Yuki, jesteś genialna! – Mizuko podniosła głos. – Kiedy na to wpadłaś?
            Dziewczynka wzruszyła ramionami.
            - Szczerze mówiąc to zaraz po przemówieniu Manabu. Jednak wciąż nie mam pomysłu, jak mamy z tego wybrnąć… Wydaje się to wszystko proste, aż za proste, ale… nic mi nie przychodzi do głowy. Pytania są dwa, a nas jest czwórka. Suma punktów wynosi 40… To jest proste jak nie wiem co, jednak… - wzięła do tablicy kredę i zaczęła pisać na tablicy. Yuki brała pod uwagę różne możliwości, lecz za każdym razem suma punktów albo była za mała, albo za duża.
            - Kurczę… Czegoś tu brakuje… Czegoś brakuje…
            - Yuki… - odezwał się Karasu, szturchając przyjaciółkę w ramię. – Yuki… Ja… Ja wiem, co musimy zrobić…
            Odwróciła się do niego.
            - Co? Karasu, mów!
            Chłopiec przełknął ślinę.
            - Jest pewien problem… Musimy podzielić zadania. Każde będą musiały rozwiązać dwie osoby, a suma punktów z zadania ma wynosić dziesięć. Przyjrzałem się im. Jedno z nich to szyfr, drugie to zadanie obliczeniowe.
Yuki spojrzała na Uchihę, która się do niej uśmiechnęła.
            - My weźmiemy szyfr – odparła szarowłosa. – Podzielimy zadanie na połowę. Kiedy jedno z nas rozwiąże część, wyśle drugiej osobie sygnał, dobrze?
            Kiwnęli głowami, po czym rozeszli się w kierunku swoich miejsc.
            Yuki usiadła na krześle i odwróciła kartkę. Pierwszym zadaniem rzeczywiście był szyfr. Dziewczynka chwyciła w lewą dłoń ołówek i przyjrzała się ciągowi cyfr:

2 13 22 8 37 85 40
5 73 19 41 6 21 56
92 7 46 1 3 98 42
32 67 9 11 48 12 77
54 23 87 4 33 10 51
8 90 76 22 14 55 80

     Szarowłosa uśmiechnęła się. Wystarczyło tylko wiedzieć, co oznacza kolejna cyfra, a całość stawała się dziecinnie prosta.
            Zaczęła wpisywać odszyfrowaną przez siebie część w wykropkowane miejsce. Kiedy skończyła, odłożyła ołówek, po czym odchyliła się na krześle i dotknęła palcem włącznika światła. Skupiła czakrę i posłała ją w kierunku lampy, która zwisała z sufitu tuż przed Mizuko. Po okablowaniu jarzeniówki przeszła iskra, przez co lampa zaczęła migać, aż w końcu całkowicie się wyłączyła. Mizuko odwróciła lekko głowę, unosząc prawy koniuszek ust. Zrozumiała przekaz Yuki, a po chwili sama zaczęła bazgrać po kartce. Skończyła dziesięć minut później.
            Hatake spojrzała w kierunku pozostałych członków drużyny. Chłopcy komunikowali się za pomocą stukotów ołówka o blat. Karasu poinformował Shun’a na czym skończył, a pomarańczowowłosy chłopiec dopisał drugą część rozwiązania.
            To wszystko zajęło niecałe pół godziny.
            Yuki ułożyła głowę na rękach i zaczęła wpatrywać się w krajobraz za oknem. Wiał lekki wiatr, a Kuroi wciąż leżała na trawie, czerpiąc radość z promieni słonecznych, które padały na jej czarne futro, przez co stawało się granatowe.
            Nagle poczuła, jak ktoś szturcha ją w ramię.
            Odwróciła się. Obok niej siedziała dziewczyna – mogła mieć nie więcej jak dwanaście lat. Miała skórę barwy karmelu, migdałowe bursztynowe oczy i błyszczące czarne włosy upięte w warkocz, który sięgał kunoichi do połowy pleców.
            - O czym rozmawiałaś ze swoimi przyjaciółmi, mała? – zapytała. Mimo urody miała nieprzyjemny, nosowy głos.
            - O niczym ważnym… - odparła, po czym ponownie się odwróciła, chcąc znów wpatrywać się w okno.
            Ponownie poczuła szturchnięcie.
            - Mów. O. Czym. Rozmawiałaś. – starsza wycedziła przez zęby, łapiąc szarowłosą za ramię i ściskając mocno.
            Yuki spojrzała na ochraniacz dziewczyny. Miał wytłoczony symbol Wioski Piasku.
            - Chyba nie myślisz, że będę pomagać przeciwnikom? To jest egzamin! A nawet jeśli bym ci pomogła, nie wiem, czy to w ogóle by coś dało. Tak się składa, że te dwa zadania to są najprostsze zadania, jakie mogły nam się trafić. Nie wina egzaminatorów, że ktoś nie potrafi ich rozwiązać – posłała dziewczynie przepraszający uśmiech, po czym znów spróbowała się odwrócić. Kunoichi mocniej chwyciła ją za rękę.
            - Nie będziesz taka przemądrzała, jak w drugim etapie przebiję twoje serce moim tantō – po tych słowach puściła szarowłosą, a ta zaczęła pocierać obolałe ramię.
            Nie podobała jej się ta dziewczyna. Było w niej coś dziwnego, coś… złego. Miała w sobie coś, co powodowało, że chciało się schować pod ziemię ze strachu. Yuki nie wiedziała, co to takiego było, ale wiedziała, że ona i jej przyjaciele muszą uważać na nią i drużynę kunoichi z Wioski Piasku.
            Więcej już jej nikt nie niepokoił. Przesiedziała ostatnie dwadzieścia minut, wsłuchując się w skrobanie ołówków i narzekania shinobi na test.
            Jakieś dwie minuty przed końcem pierwszego egzaminu do sali ponownie wszedł Manabu. Stanął przed tablicą i zaczął się przyglądać geninom, którzy wypruwali z siebie flaki, aby móc osiągnąć te wymagane 40 punktów.
            - Koniec! – krzyknął kilka chwil później. – Odłóżcie ołówki, odwróćcie kartki, po czym wyjdźcie. Wyniki będą za godzinę, a wy dowiecie się, jak kiepsko wam poszło.
            Rozległ się jęk zawodu. Niewiele osób miało zadowoloną minę. Reszta wiedziała, że test ich pogrążył.
            Yuki wyszła raz z przyjaciółmi. Karasu i Shun mieli ulgę wypisaną na twarzy, a Mizuko przeczesywała raz po raz palcami włosy.
            - Koniec – westchnęła Uchiha, kiedy wychodzili z budynku. Przez cały ten harmider zrobili się głodni, więc udali się do Ichiraku Ramen, aby coś zjeść. Nie spieszyli się zbytnio, mieli prawię godzinę czasu.
            Po kilku minutach dobiegli w docelowe miejsce i usiedli na krzesełkach. Teuchi spojrzał na dzieciaki z nieukrywanym zaciekawieniem.
            - Co tacy zmęczeni? Znów jakaś ciężka misja?
            - Nie, staruszku – odezwała się Yuki. – Egzamin na chūnnina. Przed chwilą skończył się pierwszy etap, a za godzinę mają podać wyniki.
            - Egzamin na chūnnina? Nie jesteście… za mali na coś takiego? – spytał z powątpieniem, przygotowując cztery ramen wraz ze swoją córką Ayame.
            - Nie, skoro Naruto-sensei nas zgłosił – odparła Mizuko.
            - No chyba że tak. Wiecie, co czeka was po tym pierwszym etapie? – kilka minut później podał drużynie siódmej zamówione zupy.
            Yuki wzięła pałeczki i rozdzieliła je, po czym zaczęła jeść.
            - Nie. Ale shinobi muszą być przygotowani na niespodzianki. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli brać udziału w jakimś niebezpiecznym teście.
            Po jej słowach nastąpiła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wciąganego do ust makaronu i bulionu. Kiedy skończyli posiłek, zapłacili, pożegnali się i odeszli w stronę Akademii. Gdy dotarli na dziedziniec, Kuroi podniosła się z ziemi, przeciągnęła się, po czym podbiegła do swojej pani i otarła się łbem o jej klatkę piersiową. Yuki podrapała kota za uchem.
            Usiedli na ławeczce, gdzie cała czwórka, głaskała zwierzę. Nawet się nie zorientowali, kiedy minęła godzina i musieli wracać do szkoły, aby dowiedzieć się o wynikach.
            Weszli do budynku i wspięli po schodach, po czym skierowali się w stronę sali, w której mieli wywiesić wyniki z pierwszej części egzaminu.
            W pomieszczeniu było mnóstwo osób – większość z nich nie miała uradowanych min. Świadczyło to o tym, że nie zdali do następnego etapu.
            A co z nami, pomyślała Yuki, zdaliśmy czy nie?
            Podeszła razem z przyjaciółmi do ściany, na której widniały kartki z wynikami. Rezultat był straszny – z ponad stu shinobi, jacy podchodzili do egzaminu, zdało niecałe trzydzieści. Drużyny, które nie otrzymały prawa do udziału w egzaminie, były wykreślone z listy.
            Yuki uniosła w górę głowę w poszukiwaniu swojej drużyny. To, co zobaczyła, zwaliło ją z nóg. Team siódmy był na pierwszym miejscu listy.
            - Zdaliśmy… - szepnęła, ale zaraz dodała głośniej: - Zdaliśmy! Mizuko, Karasu, Shun, zdaliśmy!
            Przyjaciele podbiegli do niej, po czym cała czwórka przytuliła się i zaczęła skakać z radości.
            Nagle przy niej stanęła dziewczynka. Mogła być w wieku Yuki, jednak wyglądała na młodszą. Na czole miała zawiązany ochraniacz z symbolem Wioski Kamienia.
            - Czyli to tak brzmiało hasło… „ Kiedy wróg jest w liczbie dużej, shinobi ukryć się może dłużej…”. Wiedziałam, że coś schrzanił, po prostu wiedziałam… - po tych słowach odeszła, burcząc pod nosem.
            W tej samej chwili drugie drzwi od sali się otworzyły i stanęła w nich kobieta.
            Miała fioletowe włosy, które wysoko upięła w kok, siatkową koszulkę i beżowy płaszcz. Wyjęła z kabury kunai i zakręciła nim na palcu.
            - Wszystkie drużyny, których wynik wynosi 40 punktów, mają natychmiast się stawić przed Akademią.
            Szarowłosa spojrzała na pozostałych, przełykając ślinę.
            - Zaczęło się.

Kiedy wróg jest w liczbie dużej, shinobi ukryć się może dłużej, tam gdzie cisza panuje, shinobi się nie ukryje, czasu przepływu uczucie dla shinobi ważne się staje, gdy przeciwnik zmęczony i nierozważny szansę mu daje - Pieśń ninja "Szansa dla shinobi".
Nie wiem, co takiego jest w F:ie, ale ten facet powoduje u mnie szybsze bicie serca. Słodziak *^*
Ale Kakashi to i tak słodziak numer jeden. Jego nikt nie przebije *.*




Od autorki:

Przepraszam za to, że tak długo nic nie wstawiałam, ale wena poszła sobie gdzie pieprz rośnie i nie chciała wrócić z prawie trzymiesięcznych wakacji, jednak teraz będzie lepiej, ponieważ wróciła i jest okej. Wiem, że notka jest nudna, szczególnie początek i koniec, ale to była mordęga. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak namęczyłam przy rozdziale. Zastanawiałam się nawet czy nie zawiesić bloga, ale odeszłam od tego pomysłu. Ten blog nigdy nie był zawieszony, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Chyba że nadejdzie taki kryzys, że nie będę miała wyjścia. Na szczęście wena wróciła, tak więc szczerze mówiąc (a raczej pisząc), nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Znowu. Także żegnam i do następnego rozdziału!


Reklama

CREATED BY
Mayako