3/28/2014

25. Oszukać śmierć.



Z początku nikt nie reagował, ale po chwili wujek Minato i Naruto podnieśli ojca i bez słowa wynieśli go z domu. Mama, Hana i ja zostałyśmy same. Przez chwilę było tylko słychać donośny płacz Kazukiego. By uspokoić brata, wzięłam go na ręce i przytuliłam.
  Mama zaczęła płakać, Hana pocieszała ją, przytulając i mówiąc ciepłe słowa.
- Hanare, wszystko będzie dobrze, Kakashi’emu nic nie będzie -  mówiła, ale w jej zielonych oczach czaił się smutek. – Po prostu był przemęczony.
  Nawet nie zauważyłam, kiedy po twarzy zaczęły spływać mi łzy. Czy z ojcem wszystko w porządku? Miałam nadzieję, że nic mu nie będzie.
  Wzrok jeszcze bardziej mi się zamglił. Potrząsnęłam głową. Powinnam być twarda… Ale na miłość boską! Tu chodziło o mojego ojca!
  Kazuki płakał coraz głośniej; nie mogłam go uspokoić. Tacie nic nie będzie. Przecież ktoś taki jak on nie może umrzeć, prawda? Próbowałam sobie wmówić, że wszystko jest w porządku, jednak prawdziwe odczucia dawały o sobie znać. W gardle miałam wielką gulę. Musiałam użyć całej siły woli, by ni wybuchnąć spazmatycznym szlochem. Moje oczy nie słuchały mózgu, ponieważ bez przerwy sączyły się z nich słone krople, które jedna po drugiej kapały na kanapę.
  Zaczęłam wyobrażać sobie, co by było, gdyby mój ojciec umarł: mama trzymająca na rękach Kazuki’ego, spoglądająca opuchniętymi od łez oczami w dół, gdzie czarna drewniana trumna z ciałem taty zostaje przysypywana powoli piaskiem, ja płacząca co noc w poduszkę i wzywającą ojca, Kazuki nie mający pojęcia, co się stało, mama w depresji, ja opiekująca się bratem po śmierci rodziców… Nie, to się nie może stać! Po prostu nie może! Nie pozwolę ojcu umrzeć!
  Nie wytrzymałam, pochyliłam się w przód i wybuchnęła płaczem. Mój pełen rozpaczy głos niósł się echem po domu wujka Minato.
  Słyszałam przeciągły szloch mamy. Przez łzy zauważyłam, jak słone krople spływają po twarzy Hany.

~ Minato ~

  Popołudnie naprawdę zapowiadało się wyśmienicie. Słońce grzało mocno, ptaki ćwierkały. Ogólnie dzień był wyśmienity i nie zanosiło się na to, że coś się stanie. Ale jak to zwykle bywa, wszystko musiało pójść nie tak. I oczywiście musiało się to wydarzyć podczas obiadu, jakżeby inaczej…
  Z początku wszyscy siedzieliśmy przy stole, opowiadając śmieszne historie, gdy nagle mojemu byłemu uczniowi wypłynęła z ucha stróżka krwi. Od dawna martwiłem się o Kakashi’ego, ale nigdy bym nie przypuszczał, że jest z nim aż tak źle. Myślałem, że był tylko przemęczony… Odrzuciłem od siebie te myśli zaraz po tym, jak Kakashi upadł na podłogę, tracąc przytomność. Z początku nie wiedziałem, co robić, jednak po chwili otrząsnąłem się z otępienia i z pomocą Naruto podniosłem Hatake. Bez słowa wyszliśmy z domu, trzymając za ramiona mężczyznę. Możliwie jak najszybciej dotarliśmy do szpitala. Gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku, przy nas pojawili się sanitariusze. Zaprowadzili nas do gabinetu Tsunade. Sanninka jak tylko nas zobaczyła, krzyknęła, ale szybko odzyskała zimną krew. Kazała położyć Kakashi’ego  na stole znajdującym się w pomieszczeniu. Kobieta zaczęła badanie od głowy, a dokładniej od oczu. Uniosła powiekę prawego oka mężczyzny i zaświeciła latareczką, którą trzymała w dłoni w źrenicę. Nie zareagowała. Przygryzłem wargę. To nie wróżyło nic dobrego. Tsunade jednak nie tego szukała. Pochyliła się nad twarzą Kakashi’ego i spojrzała w głąb jego oka. Podbródek jej zadrżał. Oczy rozszerzyły się i Tsunade ponownie krzyknęła:
- Do zabiegowego, szybko! – obejrzała się na mnie i Naruto. Serce zamarło mi w piersi. Kakashi umierał. Wyczytałem to w jej spojrzeniu.
  Tsunade nie powiedziała mi nic więcej, tylko wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. Słyszałem tylko stukot obcasów na korytarzu.

~ Yuki ~

  Pociągałam nosem, idąc w kierunku szpitala. W dłoni trzymałam żonkila, którego kupiłam w kwiaciarni Yamanaka. Zacisnęłam palce na łodyżce. Przygryzłam wargę. Starałam się nie uronić ani jednej łzy, jednak było to bardzo trudne ze względu na to, jak się czułam. A czułam się podle. Oczy miałam opuchnięte od płaczu. Wiedziałam, że mieszkańcy wioski przypatrują mi się, ale ja o to nie dbałam. Nie obchodzili mnie w tym momencie.
  Spuściłam głowę, kopnęłam kamyk leżący przede mną. Nawet ty mnie nie powstrzymasz, durna skało, pomyślałam. Nic nie powstrzyma mnie przed uratowaniem ojca.
  Mocniej zacisnęłam palce na kwiecie, biegnąc przed siebie. Nawet nie zauważyłam, jak dotarłam do szpitala. Spojrzałam na budynek, na jego posępne okna. Zadrżałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale bałam się tam wejść. Niechętnie przestąpiłam krok naprzód i wolno podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Weszłam do środka. Wszędzie biel i biel. Można było zwariować. Biała podłoga, białe ściany, nawet białe krzesła w poczekalni! Chciałam stąd uciec, ale nie mogłam, ojciec mnie potrzebował. Na drżących nogach podeszłam do recepcji. Młoda pielęgniarka o długich czarnych włosach posłała mi olśniewająco biały uśmiech.
- W czym mogę pomóc, malutka? – zapytała, cały czas się szczerząc. Z czego się tak cieszysz, kobieto, pomyślałam, może mój ojciec umiera na jednej z sal, a ty się do mnie szczerzysz?! Milczałam, patrząc zmrużonymi od światła oczami w twarz pielęgniarki.
- Szukam ojca – burknęłam – Nazywa się Kakashi Hatake.
  Pielęgniarka wybałuszyła na mnie oczy. Miałam ochotę powiedzieć jej coś nieprzyjemnego, ale uznałam, że byłoby to nie na miejscu.
- Gdzie go znajdę?
- Trzecie piętro, tylko że… - nie słuchałam jej, poszłam w kierunku schodów. – Ale tam nie można wchodzić, Hatake-sama! To oddział chirurgiczny!
  Zatrzymałam się raptownie. Oddział chirurgiczny? Jak to? Czyli z moim ojcem było tak źle, że musieli go operować?
  Zadrżałam, a wtedy łzy popłynęły na nowo. Wypuściłam kwiat z rąk i ukryłam twarz w dłoniach. Ramiona unosiły się w spazmatycznym szlochu. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Ktoś obrócił mnie w swoją stronę. Rozpoznałam wujka Minato. W oczach miał łzy i był strasznie blady. Usta zaciśnięte miał zaciśnięte w wąską szparkę. Zerknęłam na Naruto. Wydawało mi się, że był w jeszcze gorszym stanie. Doskonale wiedziałam, jak bliski był dla niego mój ojciec. Nim wujek Minato pojawił się w wiosce, Naruto mógł zaufać tylko mojemu tacie. A teraz co? Uzumaki bał się, że straci jednego z najlepszych przyjaciół.
  Starszy z mężczyzn przytulił mnie mocno.
- Nie… Nie chcę, by… tatuś umarł… - zawyłam, mocząc kamizelkę jounina wujka Minato. Namikaze pogłaskał mnie po włosach jeszcze bardziej.

~Tsunade~

  Miałam złe przeczucia. Od samego rana wiedziałam, że coś się stanie. Zaczęło się od wygranej na loterii. Jeżeli wygrywałam, zawsze działo się coś niedobrego. Potem zabrakło sake. Na koniec zaś wszystko się pogmatwało. Minato i Naruto wpadli do mojego gabinetu z nieprzytomnym Kakashim. Wahałam się tylko przez moment, widziałam, że z Hatake jest źle, nawet bardzo. Z kącika prawego ucha sączyła się krew. Mężczyzna był śmiertelnie blady. Na mój rozkaz położyli go na stole. Z szafki wyjęłam latarkę i podeszłam do nieprzytomnego mężczyzny. Ujęłam jego głowę w dłonie, skupiłam czakrę. Nie wyczułam nic niepokojącego, ale to nie przesądzało o niczym. Włączyłam latareczkę i zaświeciłam w oko. Nic się nie stało. Pochyliłam się i zajrzałam w tęczówkę i źrenicę mężczyzny. To co tam zobaczyłam, odebrało mi dech. Kakashi’ego dzieliły minuty, jeśli nie sekundy od śmierci.
  Dwaj sanitariusze unieśli mężczyznę i wyszli z pomieszczenia. Na odchodnym obejrzałam się jeszcze na Minato i Naruto. Bezgłośnie przekazałam im wiadomość, że z ich przyjacielem nie jest zbyt dobrze. Wychodząc, trzasnęłam drzwiami, pozostawiając tę dwójkę samych.

~*~
  Zebrałam wszystkich najlepszych lekarzy Konoha. Ubrana w biały fartuch, mając założone długie niebieskie rękawice z lateksu, przygotowywałam się do operacji. Na środku sali operacyjnej stał stół, na którym leżał Kakashi przykryty zielonym prześcieradłem oraz podłączony do respiratora. Ta operacja była jedną z najtrudniejszych, jakie musiałam kiedykolwiek przeprowadzać. Wystarczył jeden najdrobniejszy błąd, by Kakashi Hatake, Piąty Hokage Konohagakure pożegnał się z życiem. Jeżeli ktoś, ktokolwiek nawali… to będzie koniec.
  Stanęłam przed stołem. Musisz przeżyć, Kakashi. Nie daruję sobie, jeżeli umrzesz, pomyślałam.
  Do ręki wzięłam skalpel i wykonałam pierwsze cięcie. Pociekła krew, ale to było całkowicie normalne. Odłożyłam skalpel na bok, a do ręki wzięłam trepan*, po czym włączyłam go. Rozległ się zgrzyt kruszonej kości. Wokół latał pył – pozostałość po wierceniu. Otworzyłam czaszkę mężczyzny. Na pierwszy rzut oka mózg wyglądał prawidłowo, ale to były tylko pozory. Gdy przyjrzało się dokładniej, można było dostrzec rozległą plamę krwi, która znaczyła płat ciemieniowy. Było gorzej niż się spodziewałam. Tętniak pękł. Zaklęłam pod nosem. Nie, Tsunade, uspokój się, nie możesz panikować. Jedyny plus tej całej sytuacji był taki, że krwawienie ustało. Żeby uratować Kakashi’ego, musiałam założyć specjalny klips na tętnicę, w której powstał tętniak. Dzięki temu zmniejszyło się ryzyko ponownego wylewu.
  W pewnym momencie wszystko poszło nie tak. Respirator, do którego podłączony był Kakashi, przestał pikać.
- Tracimy go! – krzyknęłam. Błyskawicznie znalazłam się przy klatce piersiowej mężczyzny. Odgarnęłam prześcieradło, po czym zaczęłam ją uciskać. Wykonałam trzydzieści uciśnięć. Potem nastąpiły dwa wdechy. Nadal nic. Maszyna ciągle wydawała przeciągły pisk. Zerknęłam na nią. Zielona pozioma linia biegła przez całą długość wyświetlacza. Człowieku, nie umieraj! Nie możesz zostawić Yuki, Kazukiego, Hanare, przemknęło mi przez głowę. Kakashi, żyj, nie rób nam tego, do diabła!
  Ponowiłam akcję ratowniczą. Kolejne trzydzieści uciśnięć, kolejne dwa wdechy. Czas się zatrzymał. Byłam tylko ja i trup leżący przede mną. Nie mogłam się poddać, ale wiedziałam, że niedługo zbraknie mi sił.

~*~

  Przywrócenie Kakashi’ego do życia trwało już prawie godzinę. Westchnęłam ciężko. To nie miało sensu. Chciałam ożywić człowieka, który od dawna był martwy Opuściłam ręce i spojrzałam na siną twarz trzydziestoletniego mężczyzny. Spojrzałam na twarz wzorowego męża, na twarz jednego z najlepszych shinobi na świecie. Patrzyłam na martwego Kakashi’ego Hatake.
- Tsunade – sama… - usłyszałam głos mojego asystenta. Spojrzałam na niego – Nie mów, że…
- Odłącz aparaturę… - powiedziałam cicho. Do oczu cisnęły mi się łzy.
- Ale…
- Odłącz tę cholerną aparaturę! – krzyknęłam. Poczułam, jak słone krople spływają po mojej twarzy, by w końcu zatrzymać się na zakrwawionych rękawicach. Zaniosłam się szlochem. Może to się wydać dziwne, ale Kakashi był dla mnie jak syn. Syn, którego nigdy nie miałam.
  Piszczenie respiratora ustało. W sali operacyjnej zapanowała cisza.
- Co powiemy rodzinie? – zapytał asystent, patrząc na mnie z powątpieniem.
- Prawdę – odparłam, po czym zakryłam twarz umarłego. Asystent  wyciągnął długopis. – Czas zgonu 14:40.
  Pozostali obecni na sali przenieśli ciało na łóżko i zawieźli je do kostnicy. Powtórnie westchnęłam. Najgorsze miało się dopiero wydarzyć.


~Minato~

   Czekaliśmy w poczekalni, nie zwracając uwagi na personel szpitala. Naruto przestępował z nogi na nogę. Pocieszał Yuki, ale dziewczynka cały czas płakała. Zerknąłem na zegar wiszący na korytarzu. Od rozpoczęcia operacji minęły dwie godziny. Przez ten czas nikt  do nas nie przychodził, by poinformować o stanie mojego byłego ucznia. Nagle przy nas pojawiła się Tsunade. Niczego nie można było wyczytać z jej twarzy. Kobieta posłała mi smutne spojrzenie. Nie musiałem się domyślać, co się stało. Naruto widocznie też zrozumiał przekaz Tsunade, bo odezwał się do Yuki:
- Może pójdziemy się przejść?
Dziewczynka bez entuzjazmu pokiwała głową. Po tym mój syn odszedł razem z Yuki. Gdy tylko zostaliśmy sami, Tsunade położyła mi dłoń na ramieniu, ściskając je lekko.
- Tak bardzo mi przykro, Minato. Próbowałam go uratować, ale… nie udało mi się.
- Rozumiem. Jednak w tej chwili najważniejsi są Hanare i dzieci. Musimy wytłumaczyć, co się stało. Ma nadzieję, że dasz radę to zrobić, bo ja nie jestem w stanie. – powiedziała, po czym się oddaliła.
  Powlokłem  się do wyjścia ze szpitala. Przed bramą stał Naruto wraz z Yuki, Hanare, Haną oraz Hinatą i Sorą. Moja narzeczona trzymała na rękach synka Kakashi’ego, ponieważ żona mojego byłego ucznia była zbyt roztrzęsiona, aby utrzymać dziecko.
  Zbliżałem się do nich powolnym krokiem. Nie wiedziałem, jak im to wszystko powiedzieć. Najbardziej bałem się reakcji Hanare. Nie od dziś było wiadomo, że kochała Kakashi’ego jak nikogo innego na świecie. Dobrze wiedziałem, że oddałaby życie za mojego byłego ucznia.
  Zatrzymałem się przed nimi. Hanare złapała mnie za kamizelkę i potrząsnęła mocno, wrzeszcząc:
- Co z moim mężem, Minato?! Mów, co z Kakashim!
  Odwróciłem się. Nie mogłem patrzeć na jej smutną twarz. Kobieta potrząsnęła głową. Z oczu na nowo płynęły łzy. Biła mnie po piersi, po czym osunęła się na ziemię, kiwając się w przód i w tył. Yuki krzyknęła  głośno, a potem wyrwała się Naruto i pobiegła przed siebie.
- Yuki! Wracaj! – krzyknął Naruto, jednak dziewczynka się nie zatrzymała.
  Nie zastanawiając się, kazałem synowi i Hiacie poszukać Yuki. Hana, Sora i ja zostaliśmy sami. Hanare szlochała głośno. Brat Kakashi’ego uniósł kobietę i wziął  ją pod ramię. Wróciliśmy do szpitala. Tsunade podpisywała jakieś papiery przy ladzie w recepcji. Hanare usiadła ciężko na krześle. Sanninka zauważyła nas i podeszła. Położyłam rękę na ramieniu młodszej do młodszej i ścisnęła je.
- Bardzo mi przykro, moja droga. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
Hanare strąciła rękę Ślimaczej Księżniczki. Sora podskoczył do Tsunade i złapał ją za poły fartucha. Krzyknął tak głośno, że od razu zrobiło się cicho.
- Co z ciebie za lekarz, do cholery?! Co z ciebie za lekarz, skoro nie potrafisz leczyć ludzi?! Mój brat nie żyje! – szarpnął kobietą.
- Też się zastanawiam… - odparła Tsunade, nie patrząc na niego.
  Sora odepchnął kobietę, a potem wybiegł ze szpitala. Z Hanare było coraz gorzej. Właśnie próbowała się wyrwać dwóm sanitariuszom i poszukać leków, by mogła się zabić. Na szczęście pojawiła się Sakura, która dowiedziała się o całej sytuacji. Dziewczyna miała nietęgą minę. W jej zielonych oczach widniały łzy. W dłoni trzymała strzykawkę z przezroczystym płynem. Podeszła do Hanare i wstrzyknęła jej ukradkiem substancję. Hanare osunęła się. Ledwo zdążyłem ją złapać. Zanieśli kobietę na salę obserwacji. Złapałem Hanę za rękę, a ona położyła głowę na moim ramieniu. Usłyszałem jak płacze.


~Kakashi~

 
  Ciemność. Nic, tylko ciemna otchłań. Czy ja umarłem? Ale przecież nawet nie poczułem. Może umieranie polega na tym, że się nic nie czuje? I gdzie się trafiało po śmierci? Nie wierzyłem, że istniał jakiś Raj, czy coś w tym rodzaju. Bardziej prawdopodobne była reinkarnacja, choć też w to nie wierzyłem. Ogólnie rzecz biorąc nie było religii, w którą bym wierzył. Wszystko zmieniło się po śmierci ojca. No właśnie, ojciec. Ciekawe, gdzie przebywał? Może w końcu trafił do miejsca, w którym będzie szczęśliwy? Ja na to nie liczyłem. Nie byłem taki wspaniały jak mój ojciec. Nie miałem szans na to, że trafię w przyzwoite miejsce. To było po prostu niemożliwe.
  Nagle w ciemności ujrzałem światło. Nie wiadomo nawet jak, ale zdołałem zrobić krok w tamtym kierunku. Przyspieszyłem. Światło zbliżało się. Pobiegłem przed siebie. Blask z każdą sekundą był coraz bliżej. Po paru minutach (a może godzinach) zatrzymałem się. Przed sobą miałem ognisko. Na kamieniu przed nim ktoś siedział. Nie rozpoznawałem tej osoby. Nagle odwróciła się. Rozpoznałem mojego ojca, który uśmiechał się do mnie.
- Długo na ciebie czekałem, synku – powiedział.
- Ta – tato… - wyjąkałem. Przez tyle lat tęskniłem za nim. Tak bardzo mi go brakowało.
  Usiadłem przy nim. Ojciec spojrzał na roztańczone płomienie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Mężczyzna siedzący obok mnie umarł ponad dwadzieścia lat temu, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Co za pochrzaniona logika, prawda?
- Czy ja umarłem? – zapytałem głupio. Znałem odpowiedź, ale widocznie chciałem się upewnić.
- To zależy – odparł mój ojciec, ciskając w ognisko kamyczek. Płomienie zasyczały i wyżej wzbiły się w przestrzeń.
- Co znaczy „zależy”? Albo umarłem, albo nie, proste – mruknąłem, marszcząc czoło.
- Dostałeś możliwość wyboru, jakiego ja nie miałem, Kakashi. Pytanie tylko, czy to wykorzystasz. Możesz pogodzić się ze swoją śmiercią, ale możesz też ją odrzucić – ponownie się do mnie uśmiechnął. Nic z tego nie rozumiałem. Jak można odrzucić śmierć?
- Nie rozumiem. – przyjrzałem się ojcu uważniej.
- Pomyśl, synku. To nie jest wcale takie trudne, jak się na początku wydaje – podpowiedział, choć ja nadal nic nie rozumiałem.
- Nadal nie rozumiem. Gdyby możliwe było odrzucenie śmierci, czy wszyscy shinobi, którzy zginęli, nie powróciliby do świata żywych? – zapytałem.
Ojciec roześmiał się. Załapał się nawet za brzuch.
- Nie. Aż tak to nie działa. Otóż możliwość odrzucenia śmierci dostają tylko najbardziej wartościowe osoby, Kakashi.
- W takim razie, czemu ja a nie ty?
- Bo ja nie jestem aż tak dobrym człowiekiem. Prawdę mówiąc bardzo daleko mi do ciebie. Ale przejdźmy do rzeczy. Co jest dla ciebie najważniejsze?
  Uniosłem brwi. Co jest dla mnie najważniejsze? Skąd to pytanie?
- No jak to co, tato… Rodzina, żona, dzieci, wioska… wszystko związane z Konoha.
- W takim razie trzymaj się tego – mówiąc to, wstał i otrzepał się z ziemi. Potargał mi włosy i odszedł. Zawołałem za nim:
- Tato! – odwróciłem wzrok – Mam nadzieję, że… że spotkasz mamę. Gdyby to się stało, powiedz jej, że bardzo ją kocham, dobrze? Przekażesz jej to?
Odwrócił się, po czym uśmiechnął.
- Oczywiście, że przekażę. – powoli zagłębiał się w ciemność, jego głos stawał się coraz bardziej stłumiony. – I pamiętaj, synku, że cię kocham.
  Po tych słowach rozpłynął się w mroku.
- Tato! – krzyknąłem, jednak nikt mi nie odpowiedział. Zostałem sam. – Ja też cię kocham.

  Zacząłem rozmyślać o tym, co powiedział mój ojciec. Mam się trzymać tego, co jest dla mnie najważniejsze… a może zdołam oszukać śmierć… No tak, ale ja jestem głupi!
  Natychmiast przywołałem wspomnienia. Narodziny Yuki, jej pierwsze słowa i kroki, wieść, że będę miał kolejne dziecko, przyjście Kazukiego na świat, obserwowanie, jak dzieci dorastają, ciepło i bliskość Hanare…
  Nagle poczułem szarpnięcie w okolicach pępka. Spojrzałem na swoje ręce. Ich kontury rozmazywały się. Nie, pomyślałem, nie chcę, chcę wrócić! W następnej chwili zostałem pociągnięty w górę. Miałem wrażenie, że jakaś siła rozciąga moje ciało tak mocno, aż miałem wrażenie, że pęknie na milion kawałeczków. Potem wszystko się skończyło.

  Otworzyłem oczy, spazmatycznie łapiąc oddech. Rozejrzałem się. Znajdowałem się w pomieszczeniu pełnym… trupów. Kostnica. A więc naprawdę byłem martwy. Spróbowałem poruszyć rękoma. Udało się. Próbowałem przełknąć ślinę, ale gardło miałem wyschnięte na wiór. Mimo to krzyknąłem:
- Pomocy!
  Mój głos zabrzmiał jednak słabo. Odchrząknąłem i wrzasnąłem raz jeszcze, tym razem o wiele głośniej.
- POMOCY!
Po chwili usłyszałem stukot butów na korytarzu. Drzwi od kostnicy otworzyły się. W progu stanęła Tsunade, która o mało co się nie przewróciła na mój widok.
- Niemożliwe…
- Dzień dobry – przywitałem się – Może mnie ktoś wreszcie stąd wypuścić?


  Moja rodzina jak tylko dowiedziała się, że powróciłem do życia, z początku nie mogła w to uwierzyć, jednak po chwili ogarnęła ich radość tak wielka, że prawdopodobnie w całym Kraju Ognia słychać było wrzask Sory, Yuki, którą uprzednio znaleźli nad brzegiem strumienia Naruto i Hinatą, płacz mojej ukochanej, która trzymając mnie za rękę w sali obserwacji, szeptała czułe słówka. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej, choć z początku ochrzaniła mnie za to, jak mogłem tak zaniedbać swoje zdrowie: „ Ty idioto! Nigdy więcej nie rób mi takich rzeczy! Wiesz, co ja przeżywałam?” i tym podobne słowa. Na szczęście nic złego się e mną więcej nie działo i po dwóch tygodniach wypuścili mnie ze szpitala. Byłem jeszcze bardzo osłabiony, ale to nie było ważne. Ojciec miał rację. Trzeba się trzymać tego, co jest dla nas najważniejsze. W moim przypadku była to rodzina i wioska.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyznam się bez bicia - płakałam, gdy pisałam ten rozdział. To chyba był jeden z najsmutniejszych, jeśli nie najsmutniejszy rozdział w całej historii. Nie lubię pisać takich notek, ale pomysł na historię wymyśliłam już dawno i teraz go dopracowuję.
A teraz kolejna sprawa: pod poprzednim rozdziałem były tylko dwa komentarze, choć wyświetlenia pokazują, że czytacie bloga. Jednak postanowiłam mieć dobre serce i wstawiłam rozdział mimo mizernej liczby komentarzy. Po przeczytaniu tej notki liczę na o wiele więcej - pamiętajcie, napisanie komentarza dużo czasu nie zajmuje, ale pomaga w rozwijaniu historii, która jak widać się Wam podoba. No cóż, dość narzekania. Ze względu na to, że pewna osoba ma dzisiaj urodziny, mianowicie Sakura, życzę jej wszystkiego najlepszego, bla, bla,bla. (Nie lubię jej, wielka przyjaciółka Naruto, która najpierw go bije, a potem wyznaje mu miłość... fuck logic, serious :/) Także zlitowałam się nad nią => dobroduszna Rani :D

7 komentarzy:

  1. Jezuuu *o* ten dział jest wspaniały naprawdę chwilami zaparło mi dech w piersiach a mogę wiedzieć o kogo chodziło z tymi urodzinami :> czekam dalej z niecierpliwością chce więcej takich notek bez kitu !! kocham ten rozdział <3333 :****

    OdpowiedzUsuń
  2. rany to bardzoo smutny rozdział, tak smutny, że ryczałam gdy to czytałam
    umierajacy Kakashi chyba nie mogło być nic gorszego od tego...;-;
    ale potem....BOOM! powraca do życia nawet nie wiesz jak ja byłam szczęśliwa
    bardzo fajna lecz smutna notka. Pozdrawiam /Nat.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja będę dziwna i powiem, że ten rozdział poprawił mi humor. Pokazał, że wszystko jest możliwe. Zmotywował mnie do dalszego życia. Wskazał mi, że rodzina zawsze będzie ze mną. Dziękuję. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. witaj mordeczko! to ja z http://ai-kakashixsakura.blog.pl/ jestem bardzo zainteresowana tym blogiem i na pewno go przeczytam, tylko teraz nie bardzo mogę bo mam w poniedziałek i tydzień później maturki z polskiego. jestem zawalona nauką. jak tylko będę miała chwilę czasu wrzuce buttony u siebie z obydwu Twoich blogów, bo na tym nieszczęsnym blog.pl nie można do obserwowanych blogów dodać linków blogspota. -.- a tym czasem życze Ci kochana dużo weny, obiecuję, że wszystko niedługo nadrobię! nie tylko Tobie ale też sobie. :) buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co to znaczy matura, ponieważ kilku moich przyjaciół ją zdaje. Doskonale rozumiem też, że jesteś zawalona nauką, w sumie nie tylko ty... I wiem też, że na blog.pl nie można dawać linków blogspota... sama przez to przeszłam, gdy chciałam dodać link.
      No nic, pozostaje mi życzyć Ci powodzenia w pisaniu matury.

      Usuń
  5. Hej:) niedawno trafiłam na Twojego bloga, jest świetny! �� ogólnie strasznie podoba mi się wizja Kakashiego z rodzinką. Nie wiecie może dlaczego nie wyświetla mi się ten rozdział? Bo strasznie chciałabym to przeczytać.. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tez tak mam. niepokazuje mi sie kilka rozdzialow,to jest bardzo wkurzajace

      Usuń

Reklama

CREATED BY
Mayako