Z początku nikt nie reagował, ale
po chwili wujek Minato i Naruto podnieśli ojca i bez słowa wynieśli go z domu. Mama,
Hana i ja zostałyśmy same. Przez chwilę było tylko słychać donośny płacz
Kazukiego. By uspokoić brata, wzięłam go na ręce i przytuliłam.
Mama zaczęła płakać, Hana pocieszała ją, przytulając i mówiąc ciepłe
słowa.
- Hanare, wszystko będzie dobrze,
Kakashi’emu nic nie będzie - mówiła, ale
w jej zielonych oczach czaił się smutek. – Po prostu był przemęczony.
Nawet nie zauważyłam, kiedy po twarzy zaczęły spływać mi łzy. Czy z
ojcem wszystko w porządku? Miałam nadzieję, że nic mu nie będzie.
Wzrok jeszcze bardziej mi się zamglił. Potrząsnęłam głową. Powinnam być
twarda… Ale na miłość boską! Tu chodziło o mojego ojca!
Kazuki płakał coraz głośniej; nie mogłam go uspokoić. Tacie nic nie
będzie. Przecież ktoś taki jak on nie może umrzeć, prawda? Próbowałam sobie
wmówić, że wszystko jest w porządku, jednak prawdziwe odczucia dawały o sobie
znać. W gardle miałam wielką gulę. Musiałam użyć całej siły woli, by ni
wybuchnąć spazmatycznym szlochem. Moje oczy nie słuchały mózgu, ponieważ bez
przerwy sączyły się z nich słone krople, które jedna po drugiej kapały na
kanapę.
Zaczęłam wyobrażać sobie, co by było, gdyby mój ojciec umarł: mama
trzymająca na rękach Kazuki’ego, spoglądająca opuchniętymi od łez oczami w dół,
gdzie czarna drewniana trumna z ciałem taty zostaje przysypywana powoli
piaskiem, ja płacząca co noc w poduszkę i wzywającą ojca, Kazuki nie mający
pojęcia, co się stało, mama w depresji, ja opiekująca się bratem po śmierci
rodziców… Nie, to się nie może stać! Po prostu nie może! Nie pozwolę ojcu
umrzeć!
Nie wytrzymałam, pochyliłam się w przód i wybuchnęła płaczem. Mój pełen
rozpaczy głos niósł się echem po domu wujka Minato.
Słyszałam przeciągły szloch mamy. Przez łzy zauważyłam, jak słone krople
spływają po twarzy Hany.
~ Minato ~
Popołudnie naprawdę zapowiadało się wyśmienicie. Słońce grzało mocno,
ptaki ćwierkały. Ogólnie dzień był wyśmienity i nie zanosiło się na to, że coś się
stanie. Ale jak to zwykle bywa, wszystko musiało pójść nie tak. I oczywiście musiało się to wydarzyć podczas obiadu,
jakżeby inaczej…
Z początku wszyscy siedzieliśmy przy stole, opowiadając śmieszne
historie, gdy nagle mojemu byłemu uczniowi wypłynęła z ucha stróżka krwi. Od
dawna martwiłem się o Kakashi’ego, ale nigdy bym nie przypuszczał, że jest z
nim aż tak źle. Myślałem, że był tylko przemęczony… Odrzuciłem od siebie te
myśli zaraz po tym, jak Kakashi upadł na podłogę, tracąc przytomność. Z
początku nie wiedziałem, co robić, jednak po chwili otrząsnąłem się z otępienia
i z pomocą Naruto podniosłem Hatake. Bez słowa wyszliśmy z domu, trzymając za
ramiona mężczyznę. Możliwie jak najszybciej dotarliśmy do szpitala. Gdy tylko
przekroczyliśmy próg budynku, przy nas pojawili się sanitariusze. Zaprowadzili
nas do gabinetu Tsunade. Sanninka jak tylko nas zobaczyła, krzyknęła, ale
szybko odzyskała zimną krew. Kazała położyć Kakashi’ego na stole znajdującym się w pomieszczeniu.
Kobieta zaczęła badanie od głowy, a dokładniej od oczu. Uniosła powiekę prawego
oka mężczyzny i zaświeciła latareczką, którą trzymała w dłoni w źrenicę. Nie
zareagowała. Przygryzłem wargę. To nie wróżyło nic dobrego. Tsunade jednak nie
tego szukała. Pochyliła się nad twarzą Kakashi’ego i spojrzała w głąb jego oka.
Podbródek jej zadrżał. Oczy rozszerzyły się i Tsunade ponownie krzyknęła:
- Do zabiegowego, szybko! –
obejrzała się na mnie i Naruto. Serce zamarło mi w piersi. Kakashi umierał. Wyczytałem
to w jej spojrzeniu.
Tsunade nie powiedziała mi nic więcej, tylko wyszła z gabinetu,
trzaskając drzwiami. Słyszałem tylko stukot obcasów na korytarzu.
~ Yuki ~
Pociągałam nosem, idąc w kierunku szpitala. W dłoni trzymałam żonkila,
którego kupiłam w kwiaciarni Yamanaka. Zacisnęłam palce na łodyżce. Przygryzłam
wargę. Starałam się nie uronić ani jednej łzy, jednak było to bardzo trudne ze
względu na to, jak się czułam. A czułam się podle. Oczy miałam opuchnięte od
płaczu. Wiedziałam, że mieszkańcy wioski przypatrują mi się, ale ja o to nie
dbałam. Nie obchodzili mnie w tym momencie.
Spuściłam głowę, kopnęłam kamyk leżący przede mną. Nawet ty mnie nie
powstrzymasz, durna skało, pomyślałam. Nic nie powstrzyma mnie przed
uratowaniem ojca.
Mocniej zacisnęłam palce na kwiecie, biegnąc przed siebie. Nawet nie
zauważyłam, jak dotarłam do szpitala. Spojrzałam na budynek, na jego posępne
okna. Zadrżałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale bałam się tam wejść. Niechętnie
przestąpiłam krok naprzód i wolno podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Weszłam
do środka. Wszędzie biel i biel. Można było zwariować. Biała podłoga, białe
ściany, nawet białe krzesła w poczekalni! Chciałam stąd uciec, ale nie mogłam,
ojciec mnie potrzebował. Na drżących nogach podeszłam do recepcji. Młoda
pielęgniarka o długich czarnych włosach posłała mi olśniewająco biały uśmiech.
- W czym mogę pomóc, malutka? –
zapytała, cały czas się szczerząc. Z czego się tak cieszysz, kobieto,
pomyślałam, może mój ojciec umiera na jednej z sal, a ty się do mnie
szczerzysz?! Milczałam, patrząc zmrużonymi od światła oczami w twarz
pielęgniarki.
- Szukam ojca – burknęłam – Nazywa
się Kakashi Hatake.
Pielęgniarka wybałuszyła na mnie oczy. Miałam ochotę powiedzieć jej coś
nieprzyjemnego, ale uznałam, że byłoby to nie na miejscu.
- Gdzie go znajdę?
- Trzecie piętro, tylko że… - nie
słuchałam jej, poszłam w kierunku schodów. – Ale tam nie można wchodzić,
Hatake-sama! To oddział chirurgiczny!
Zatrzymałam się raptownie. Oddział chirurgiczny? Jak to? Czyli z moim
ojcem było tak źle, że musieli go operować?
Zadrżałam, a wtedy łzy popłynęły na nowo. Wypuściłam kwiat z rąk i
ukryłam twarz w dłoniach. Ramiona unosiły się w spazmatycznym szlochu. Nagle
poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Ktoś obrócił mnie w swoją stronę. Rozpoznałam
wujka Minato. W oczach miał łzy i był strasznie blady. Usta zaciśnięte miał
zaciśnięte w wąską szparkę. Zerknęłam na Naruto. Wydawało mi się, że był w
jeszcze gorszym stanie. Doskonale wiedziałam, jak bliski był dla niego mój
ojciec. Nim wujek Minato pojawił się w wiosce, Naruto mógł zaufać tylko mojemu
tacie. A teraz co? Uzumaki bał się, że straci jednego z najlepszych przyjaciół.
Starszy z mężczyzn przytulił mnie mocno.
- Nie… Nie chcę, by… tatuś umarł…
- zawyłam, mocząc kamizelkę jounina wujka Minato. Namikaze pogłaskał mnie po
włosach jeszcze bardziej.
~Tsunade~
Miałam złe przeczucia. Od samego rana wiedziałam, że coś się stanie. Zaczęło
się od wygranej na loterii. Jeżeli wygrywałam, zawsze działo się coś
niedobrego. Potem zabrakło sake. Na koniec zaś wszystko się pogmatwało. Minato
i Naruto wpadli do mojego gabinetu z nieprzytomnym Kakashim. Wahałam się tylko
przez moment, widziałam, że z Hatake jest źle, nawet bardzo. Z kącika prawego
ucha sączyła się krew. Mężczyzna był śmiertelnie blady. Na mój rozkaz położyli
go na stole. Z szafki wyjęłam latarkę i podeszłam do nieprzytomnego mężczyzny.
Ujęłam jego głowę w dłonie, skupiłam czakrę. Nie wyczułam nic niepokojącego,
ale to nie przesądzało o niczym. Włączyłam latareczkę i zaświeciłam w oko. Nic się
nie stało. Pochyliłam się i zajrzałam w tęczówkę i źrenicę mężczyzny. To co tam
zobaczyłam, odebrało mi dech. Kakashi’ego dzieliły minuty, jeśli nie sekundy od
śmierci.
Dwaj sanitariusze unieśli mężczyznę i wyszli z pomieszczenia. Na
odchodnym obejrzałam się jeszcze na Minato i Naruto. Bezgłośnie przekazałam im
wiadomość, że z ich przyjacielem nie jest zbyt dobrze. Wychodząc, trzasnęłam
drzwiami, pozostawiając tę dwójkę samych.
~*~
Zebrałam wszystkich najlepszych lekarzy Konoha. Ubrana w biały fartuch,
mając założone długie niebieskie rękawice z lateksu, przygotowywałam się do
operacji. Na środku sali operacyjnej stał stół, na którym leżał Kakashi
przykryty zielonym prześcieradłem oraz podłączony do respiratora. Ta operacja
była jedną z najtrudniejszych, jakie musiałam kiedykolwiek przeprowadzać. Wystarczył
jeden najdrobniejszy błąd, by Kakashi Hatake, Piąty Hokage Konohagakure
pożegnał się z życiem. Jeżeli ktoś, ktokolwiek nawali… to będzie koniec.
Stanęłam przed stołem. Musisz przeżyć, Kakashi. Nie daruję sobie, jeżeli
umrzesz, pomyślałam.
Do ręki wzięłam skalpel i wykonałam pierwsze cięcie. Pociekła krew, ale
to było całkowicie normalne. Odłożyłam skalpel na bok, a do ręki wzięłam trepan*, po czym włączyłam go.
Rozległ się zgrzyt kruszonej kości. Wokół latał pył – pozostałość po wierceniu.
Otworzyłam czaszkę mężczyzny. Na pierwszy rzut oka mózg wyglądał prawidłowo,
ale to były tylko pozory. Gdy przyjrzało się dokładniej, można było dostrzec
rozległą plamę krwi, która znaczyła płat ciemieniowy. Było gorzej niż się
spodziewałam. Tętniak pękł. Zaklęłam pod nosem. Nie, Tsunade, uspokój się, nie
możesz panikować. Jedyny plus tej całej sytuacji był taki, że krwawienie
ustało. Żeby uratować Kakashi’ego, musiałam założyć specjalny klips na tętnicę,
w której powstał tętniak. Dzięki temu zmniejszyło się ryzyko ponownego wylewu.
W pewnym momencie wszystko poszło nie tak. Respirator,
do którego podłączony był Kakashi, przestał pikać.
-
Tracimy go! – krzyknęłam. Błyskawicznie znalazłam się przy klatce piersiowej mężczyzny.
Odgarnęłam prześcieradło, po czym zaczęłam ją uciskać. Wykonałam trzydzieści uciśnięć.
Potem nastąpiły dwa wdechy. Nadal nic. Maszyna ciągle wydawała przeciągły pisk.
Zerknęłam na nią. Zielona pozioma linia biegła przez całą długość wyświetlacza.
Człowieku, nie umieraj! Nie możesz zostawić Yuki, Kazukiego, Hanare, przemknęło
mi przez głowę. Kakashi, żyj, nie rób nam tego, do diabła!
Ponowiłam akcję ratowniczą. Kolejne
trzydzieści uciśnięć, kolejne dwa wdechy. Czas się zatrzymał. Byłam tylko ja i
trup leżący przede mną. Nie mogłam się poddać, ale wiedziałam, że niedługo
zbraknie mi sił.
~*~
Przywrócenie Kakashi’ego do życia trwało już
prawie godzinę. Westchnęłam ciężko. To nie miało sensu. Chciałam ożywić
człowieka, który od dawna był martwy Opuściłam ręce i spojrzałam na siną
twarz trzydziestoletniego mężczyzny. Spojrzałam na twarz wzorowego męża, na
twarz jednego z najlepszych shinobi na świecie. Patrzyłam na martwego Kakashi’ego
Hatake.
-
Tsunade – sama… - usłyszałam głos mojego asystenta. Spojrzałam na niego – Nie mów,
że…
-
Odłącz aparaturę… - powiedziałam cicho. Do oczu cisnęły mi się łzy.
- Ale…
-
Odłącz tę cholerną aparaturę! – krzyknęłam. Poczułam, jak słone krople spływają
po mojej twarzy, by w końcu zatrzymać się na zakrwawionych rękawicach. Zaniosłam
się szlochem. Może to się wydać dziwne, ale Kakashi był dla mnie jak syn. Syn,
którego nigdy nie miałam.
Piszczenie respiratora ustało. W sali
operacyjnej zapanowała cisza.
- Co
powiemy rodzinie? – zapytał asystent, patrząc na mnie z powątpieniem.
-
Prawdę – odparłam, po czym zakryłam twarz umarłego. Asystent wyciągnął długopis. – Czas zgonu 14:40.
Pozostali obecni na sali przenieśli ciało na
łóżko i zawieźli je do kostnicy. Powtórnie westchnęłam. Najgorsze miało się
dopiero wydarzyć.
~Minato~
Czekaliśmy w poczekalni, nie zwracając uwagi
na personel szpitala. Naruto przestępował z nogi na nogę. Pocieszał Yuki, ale
dziewczynka cały czas płakała. Zerknąłem na zegar wiszący na korytarzu. Od
rozpoczęcia operacji minęły dwie godziny. Przez ten czas nikt do nas nie przychodził, by poinformować o
stanie mojego byłego ucznia. Nagle przy nas pojawiła się Tsunade. Niczego nie
można było wyczytać z jej twarzy. Kobieta posłała mi smutne spojrzenie. Nie
musiałem się domyślać, co się stało. Naruto widocznie też zrozumiał przekaz
Tsunade, bo odezwał się do Yuki:
- Może
pójdziemy się przejść?
Dziewczynka
bez entuzjazmu pokiwała głową. Po tym mój syn odszedł razem z Yuki. Gdy tylko
zostaliśmy sami, Tsunade położyła mi dłoń na ramieniu, ściskając je lekko.
- Tak
bardzo mi przykro, Minato. Próbowałam go uratować, ale… nie udało mi się.
-
Rozumiem. Jednak w tej chwili najważniejsi są Hanare i dzieci. Musimy
wytłumaczyć, co się stało. Ma nadzieję, że dasz radę to zrobić, bo ja nie
jestem w stanie. – powiedziała, po czym się oddaliła.
Powlokłem
się do wyjścia ze szpitala. Przed bramą stał Naruto wraz z Yuki, Hanare,
Haną oraz Hinatą i Sorą. Moja narzeczona trzymała na rękach synka Kakashi’ego,
ponieważ żona mojego byłego ucznia była zbyt roztrzęsiona, aby utrzymać
dziecko.
Zbliżałem się do nich powolnym krokiem. Nie
wiedziałem, jak im to wszystko powiedzieć. Najbardziej bałem się reakcji
Hanare. Nie od dziś było wiadomo, że kochała Kakashi’ego jak nikogo innego na
świecie. Dobrze wiedziałem, że oddałaby życie za mojego byłego ucznia.
Zatrzymałem się przed nimi. Hanare złapała
mnie za kamizelkę i potrząsnęła mocno, wrzeszcząc:
- Co z moim
mężem, Minato?! Mów, co z Kakashim!
Odwróciłem się. Nie mogłem patrzeć na jej
smutną twarz. Kobieta potrząsnęła głową. Z oczu na nowo płynęły łzy. Biła mnie
po piersi, po czym osunęła się na ziemię, kiwając się w przód i w tył. Yuki
krzyknęła głośno, a potem wyrwała się
Naruto i pobiegła przed siebie.
- Yuki!
Wracaj! – krzyknął Naruto, jednak dziewczynka się nie zatrzymała.
Nie zastanawiając się, kazałem synowi i Hiacie
poszukać Yuki. Hana, Sora i ja zostaliśmy sami. Hanare szlochała głośno. Brat
Kakashi’ego uniósł kobietę i wziął ją
pod ramię. Wróciliśmy do szpitala. Tsunade podpisywała jakieś papiery przy
ladzie w recepcji. Hanare usiadła ciężko na krześle. Sanninka zauważyła nas i
podeszła. Położyłam rękę na ramieniu młodszej do młodszej i ścisnęła je.
-
Bardzo mi przykro, moja droga. Gdybym tylko mogła cofnąć czas…
Hanare
strąciła rękę Ślimaczej Księżniczki. Sora podskoczył do Tsunade i złapał ją za
poły fartucha. Krzyknął tak głośno, że od razu zrobiło się cicho.
- Co z
ciebie za lekarz, do cholery?! Co z ciebie za lekarz, skoro nie potrafisz
leczyć ludzi?! Mój brat nie żyje! – szarpnął kobietą.
- Też
się zastanawiam… - odparła Tsunade, nie patrząc na niego.
Sora odepchnął kobietę, a potem wybiegł ze
szpitala. Z Hanare było coraz gorzej. Właśnie próbowała się wyrwać dwóm
sanitariuszom i poszukać leków, by mogła się zabić. Na szczęście pojawiła się
Sakura, która dowiedziała się o całej sytuacji. Dziewczyna miała nietęgą minę.
W jej zielonych oczach widniały łzy. W dłoni trzymała strzykawkę z
przezroczystym płynem. Podeszła do Hanare i wstrzyknęła jej ukradkiem
substancję. Hanare osunęła się. Ledwo zdążyłem ją złapać. Zanieśli kobietę na
salę obserwacji. Złapałem Hanę za rękę, a ona położyła głowę na moim ramieniu.
Usłyszałem jak płacze.
~Kakashi~
Ciemność. Nic, tylko ciemna otchłań. Czy ja
umarłem? Ale przecież nawet nie poczułem. Może umieranie polega na tym, że się
nic nie czuje? I gdzie się trafiało po śmierci? Nie wierzyłem, że istniał jakiś
Raj, czy coś w tym rodzaju. Bardziej prawdopodobne była reinkarnacja, choć też
w to nie wierzyłem. Ogólnie rzecz biorąc nie było religii, w którą bym wierzył.
Wszystko zmieniło się po śmierci ojca. No właśnie, ojciec. Ciekawe, gdzie
przebywał? Może w końcu trafił do miejsca, w którym będzie szczęśliwy? Ja na to
nie liczyłem. Nie byłem taki wspaniały jak mój ojciec. Nie miałem szans na to,
że trafię w przyzwoite miejsce. To było po prostu niemożliwe.
Nagle w ciemności ujrzałem światło. Nie
wiadomo nawet jak, ale zdołałem zrobić krok w tamtym kierunku. Przyspieszyłem.
Światło zbliżało się. Pobiegłem przed siebie. Blask z każdą sekundą był coraz
bliżej. Po paru minutach (a może godzinach) zatrzymałem się. Przed sobą miałem
ognisko. Na kamieniu przed nim ktoś siedział. Nie rozpoznawałem tej osoby.
Nagle odwróciła się. Rozpoznałem mojego ojca, który uśmiechał się do mnie.
- Długo
na ciebie czekałem, synku – powiedział.
- Ta –
tato… - wyjąkałem. Przez tyle lat tęskniłem za nim. Tak bardzo mi go brakowało.
Usiadłem przy nim. Ojciec spojrzał na
roztańczone płomienie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Mężczyzna siedzący obok
mnie umarł ponad dwadzieścia lat temu, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Co
za pochrzaniona logika, prawda?
- Czy
ja umarłem? – zapytałem głupio. Znałem odpowiedź, ale widocznie chciałem się
upewnić.
- To
zależy – odparł mój ojciec, ciskając w ognisko kamyczek. Płomienie zasyczały i
wyżej wzbiły się w przestrzeń.
- Co
znaczy „zależy”? Albo umarłem, albo nie, proste – mruknąłem, marszcząc czoło.
-
Dostałeś możliwość wyboru, jakiego ja nie miałem, Kakashi. Pytanie tylko, czy
to wykorzystasz. Możesz pogodzić się ze swoją śmiercią, ale możesz też ją
odrzucić – ponownie się do mnie uśmiechnął. Nic z tego nie rozumiałem. Jak
można odrzucić śmierć?
- Nie
rozumiem. – przyjrzałem się ojcu uważniej.
-
Pomyśl, synku. To nie jest wcale takie trudne, jak się na początku wydaje –
podpowiedział, choć ja nadal nic nie rozumiałem.
- Nadal
nie rozumiem. Gdyby możliwe było odrzucenie śmierci, czy wszyscy shinobi,
którzy zginęli, nie powróciliby do świata żywych? – zapytałem.
Ojciec
roześmiał się. Załapał się nawet za brzuch.
- Nie. Aż tak to nie działa. Otóż możliwość
odrzucenia śmierci dostają tylko najbardziej wartościowe osoby, Kakashi.
- W
takim razie, czemu ja a nie ty?
- Bo ja
nie jestem aż tak dobrym człowiekiem. Prawdę mówiąc bardzo daleko mi do ciebie.
Ale przejdźmy do rzeczy. Co jest dla ciebie najważniejsze?
Uniosłem brwi. Co jest dla mnie najważniejsze?
Skąd to pytanie?
- No
jak to co, tato… Rodzina, żona, dzieci, wioska… wszystko związane z Konoha.
- W
takim razie trzymaj się tego – mówiąc to, wstał i otrzepał się z ziemi. Potargał
mi włosy i odszedł. Zawołałem za nim:
- Tato!
– odwróciłem wzrok – Mam nadzieję, że… że spotkasz mamę. Gdyby to się stało,
powiedz jej, że bardzo ją kocham, dobrze? Przekażesz jej to?
Odwrócił
się, po czym uśmiechnął.
-
Oczywiście, że przekażę. – powoli zagłębiał się w ciemność, jego głos stawał się
coraz bardziej stłumiony. – I pamiętaj, synku, że cię kocham.
Po tych słowach rozpłynął się w mroku.
- Tato!
– krzyknąłem, jednak nikt mi nie odpowiedział. Zostałem sam. – Ja też cię kocham.
Zacząłem rozmyślać o tym, co powiedział mój
ojciec. Mam się trzymać tego, co jest dla mnie najważniejsze… a może zdołam
oszukać śmierć… No tak, ale ja jestem głupi!
Natychmiast przywołałem wspomnienia.
Narodziny Yuki, jej pierwsze słowa i kroki, wieść, że będę miał kolejne
dziecko, przyjście Kazukiego na świat, obserwowanie, jak dzieci dorastają,
ciepło i bliskość Hanare…
Nagle poczułem szarpnięcie w okolicach pępka.
Spojrzałem na swoje ręce. Ich kontury rozmazywały się. Nie, pomyślałem, nie
chcę, chcę wrócić! W następnej chwili zostałem pociągnięty w górę. Miałem
wrażenie, że jakaś siła rozciąga moje ciało tak mocno, aż miałem wrażenie, że
pęknie na milion kawałeczków. Potem wszystko się skończyło.
Otworzyłem oczy, spazmatycznie łapiąc oddech.
Rozejrzałem się. Znajdowałem się w pomieszczeniu pełnym… trupów. Kostnica. A
więc naprawdę byłem martwy. Spróbowałem poruszyć rękoma. Udało się. Próbowałem
przełknąć ślinę, ale gardło miałem wyschnięte na wiór. Mimo to krzyknąłem:
-
Pomocy!
Mój głos zabrzmiał jednak słabo. Odchrząknąłem
i wrzasnąłem raz jeszcze, tym razem o wiele głośniej.
- POMOCY!
Po
chwili usłyszałem stukot butów na korytarzu. Drzwi od kostnicy otworzyły się. W
progu stanęła Tsunade, która o mało co się nie przewróciła na mój widok.
-
Niemożliwe…
- Dzień
dobry – przywitałem się – Może mnie ktoś wreszcie stąd wypuścić?
Moja rodzina jak tylko dowiedziała się, że
powróciłem do życia, z początku nie mogła w to uwierzyć, jednak po chwili
ogarnęła ich radość tak wielka, że prawdopodobnie w całym Kraju Ognia słychać
było wrzask Sory, Yuki, którą uprzednio znaleźli nad brzegiem strumienia Naruto
i Hinatą, płacz mojej ukochanej, która trzymając mnie za rękę w sali obserwacji,
szeptała czułe słówka. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej, choć z początku
ochrzaniła mnie za to, jak mogłem tak zaniedbać swoje zdrowie: „ Ty idioto! Nigdy więcej nie rób mi takich
rzeczy! Wiesz, co ja przeżywałam?” i tym podobne słowa. Na szczęście nic
złego się e mną więcej nie działo i po dwóch tygodniach wypuścili mnie ze
szpitala. Byłem jeszcze bardzo osłabiony, ale to nie było ważne. Ojciec miał
rację. Trzeba się trzymać tego, co jest dla nas najważniejsze. W moim przypadku
była to rodzina i wioska.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyznam się bez bicia - płakałam, gdy pisałam ten rozdział. To chyba był jeden z najsmutniejszych, jeśli nie najsmutniejszy rozdział w całej historii. Nie lubię pisać takich notek, ale pomysł na historię wymyśliłam już dawno i teraz go dopracowuję.
A teraz kolejna sprawa: pod poprzednim rozdziałem były tylko dwa komentarze, choć wyświetlenia pokazują, że czytacie bloga. Jednak postanowiłam mieć dobre serce i wstawiłam rozdział mimo mizernej liczby komentarzy. Po przeczytaniu tej notki liczę na o wiele więcej - pamiętajcie, napisanie komentarza dużo czasu nie zajmuje, ale pomaga w rozwijaniu historii, która jak widać się Wam podoba. No cóż, dość narzekania. Ze względu na to, że pewna osoba ma dzisiaj urodziny, mianowicie Sakura, życzę jej wszystkiego najlepszego, bla, bla,bla. (Nie lubię jej, wielka przyjaciółka Naruto, która najpierw go bije, a potem wyznaje mu miłość... fuck logic, serious :/) Także zlitowałam się nad nią => dobroduszna Rani :D
Jezuuu *o* ten dział jest wspaniały naprawdę chwilami zaparło mi dech w piersiach a mogę wiedzieć o kogo chodziło z tymi urodzinami :> czekam dalej z niecierpliwością chce więcej takich notek bez kitu !! kocham ten rozdział <3333 :****
OdpowiedzUsuńrany to bardzoo smutny rozdział, tak smutny, że ryczałam gdy to czytałam
OdpowiedzUsuńumierajacy Kakashi chyba nie mogło być nic gorszego od tego...;-;
ale potem....BOOM! powraca do życia nawet nie wiesz jak ja byłam szczęśliwa
bardzo fajna lecz smutna notka. Pozdrawiam /Nat.
A ja będę dziwna i powiem, że ten rozdział poprawił mi humor. Pokazał, że wszystko jest możliwe. Zmotywował mnie do dalszego życia. Wskazał mi, że rodzina zawsze będzie ze mną. Dziękuję. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńwitaj mordeczko! to ja z http://ai-kakashixsakura.blog.pl/ jestem bardzo zainteresowana tym blogiem i na pewno go przeczytam, tylko teraz nie bardzo mogę bo mam w poniedziałek i tydzień później maturki z polskiego. jestem zawalona nauką. jak tylko będę miała chwilę czasu wrzuce buttony u siebie z obydwu Twoich blogów, bo na tym nieszczęsnym blog.pl nie można do obserwowanych blogów dodać linków blogspota. -.- a tym czasem życze Ci kochana dużo weny, obiecuję, że wszystko niedługo nadrobię! nie tylko Tobie ale też sobie. :) buziaczki :)
OdpowiedzUsuńWiem, co to znaczy matura, ponieważ kilku moich przyjaciół ją zdaje. Doskonale rozumiem też, że jesteś zawalona nauką, w sumie nie tylko ty... I wiem też, że na blog.pl nie można dawać linków blogspota... sama przez to przeszłam, gdy chciałam dodać link.
UsuńNo nic, pozostaje mi życzyć Ci powodzenia w pisaniu matury.
Hej:) niedawno trafiłam na Twojego bloga, jest świetny! �� ogólnie strasznie podoba mi się wizja Kakashiego z rodzinką. Nie wiecie może dlaczego nie wyświetla mi się ten rozdział? Bo strasznie chciałabym to przeczytać.. :))
OdpowiedzUsuńtez tak mam. niepokazuje mi sie kilka rozdzialow,to jest bardzo wkurzajace
Usuń