- Musimy się pospieszyć – powiedziała Sakura,
wpatrując się w tarczę słoneczną, równocześnie przysłaniając dłonią oczy, aby
ochronić je przed rażącymi promieniami.
-
Wiem – odparł Kakashi, patrząc na Pakkuna, który biegł co sił na swoich
krótkich łapkach. Pies co jakiś czas rozglądał się na boki, najpewniej w
poszukiwaniu potencjalnych wrogów. Pociągnął nosem, aż nagle zatrzymał się, po
czym odwrócił do pozostałej trójki.
-
Stop! – powiedział.
Raptownie
stanęli.
-
Pakkun, co się dzieje? – zapytał Naruto, wyciągając dyskretnie kunai.
-
Jesteśmy na miejscu.
Znajdowali
się w ciemnym, ponurym lesie iglastym. Otaczały ich górskie szczyty, na
wierzchołkach których leżały grube połacie śniegu.
Zeskoczyli
zwinnie na ziemię, a ich stopy opatulił biały puch. Cienkie buty od razu im
przemokły. Zadrżeli z zimna.
-
Cholera… Nienawidzę zimy! – zawołał Uzumaki, tupiąc energicznie nogami.
Sakura
nie zastanawiając się zbytnio, uderzyła go z pięści w czubek głowy.
-
Zamknij się! Jesteśmy na terenie wroga, kretynie! Chcesz, żeby nas dostrzegli?
– spojrzała na niego z wściekłością.
-
Oczywiście, że nie, Sakura-chan. Po prostu mnie poniosło. I tyle – chłopak
przyjął skruszoną minę.
-
To twoje „tyle” kiedyś nas w końcu zabije… - mruknął Hatake, tylko z pozoru
obojętny na to, co się dookoła niego działo. Na ziemię sprowadził go Pakkun,
który z miejsca wskoczył na ramię, kucającego mężczyzny.
Kakashi
wziął w dłoń odrobinę śniegu i zaczął formować z niego kulkę. Wpatrywał się w
puch niewidzącym, pustym wzrokiem. Nie lubił zimy, a co za tym idzie
wszystkiego co z nią było związane. Jednak w ostatnich latach zaczął inaczej o
niej myśleć, a to za sprawą swojej córki. Nie bez powodu nadał jej takie a nie
inne imię – Yuki oznaczało właśnie „śnieg”. Dlatego teraz, pogrążony w niezbyt
przyjemnych myślach, zupełnie nie zwrócił uwagi na psa siedzącego mu na
ramieniu.
- Kakashi – zawołał go
Pakkun. Ten w ogóle go nie słyszał bądź nie chciał słyszeć. Zwierzę szturchnęło
go łapką w policzek. – Hej, Kakashi, ocknij się!
Dopiero
po chwili wyrwał się z otępienia i spojrzał na ninkena nieprzytomnym wzrokiem.
Zapytał cicho:
- Co jest, Pakkun?
Ten wyciągnął przed
siebie prawą łapkę i wskazał przed siebie, a dokładnie jaskinię na zboczu
sąsiedniej góry, która oddalona była od shinobi o jakiś kilometr.
- Czuję obecność jednego
z członków Akatsuki.
Po jego słowach Kakashi
zamknął oczy i skupił czakrę. Faktycznie, przy wejściu do pieczary stał ktoś,
jednak mężczyzna nie wiedział, kto to był. Skoncentrował się jeszcze bardziej,
chcąc rozpoznać czakrę przeciwnika. Energia wroga pulsowała raz mocniej raz
słabiej, ale nie to w niej było najdziwniejsze. Anormalna nie była
częstotliwość ani ilość kumulowanej czakry, ale jej natura. Była to czakra
przepełniona złem, nienawiścią i furią. Furią skierowaną wprost na niego.
Wydawało mu się, że zna tę czakrę. Jednak nie miał pojęcia skąd.
Momentalnie otworzy oczy
i niemal udusił się powietrzem, mówiąc jednocześnie:
- Cholera! – w tym samym
momencie z północnej strony poleciał ku niemu kunai z wybuchową notką. Hatake
ledwo zdołał uniknąć sztyletu. Ostry kawałek metalu uderzył z głuchym stukotem
na ziemię nie pokrytą śniegiem. Mężczyzna odturlał się na bok, przy okazji
mocząc sobie kamizelkę, po czym przykucnął, przygotowując się do ataku,
obserwując kunai wetknięty w zmarzniętą glebę. Notka powiewała na lekkim
wietrze, w ogóle nie dymiąc.
Kakashi wstał. Wyciągnął
z kieszeni dwa shurikeny i zakręcił nimi na palcach.
W tym samym momencie z
cienia wyszła ów ciemna postać, którą shinobi zauważyli przy wlocie jaskini.
Poruszała się bardzo dziwnie – zamiast iść prosto, podskakiwała jak dziecko,
które się z czegoś cieszy. Mężczyzna, bo niewątpliwie był przedstawicielem tej
płci śpiewał głośno, ale gdy ich zobaczył wyraźniej, roześmiał się i ukłonił
nisko, po czym klasnął w dłonie oprawione czarne rękawiczki.
- Konoszańskie pieski!
Jak miło! – powiedział głośno, bujając się w przód i w tył. – Tobi zaraz da
pieskom smakowite kosteczki – dodał, śmiejąc się szaleńczo, równocześnie
przestępując krok do przodu.
Shinobi przyglądali mu
się, nic nie rozumiejąc. Co prawda ten cały Tobi miał płaszcz Akatsuki i
niewątpliwie należał do tej organizacji, ale to nie znaczyło, że nie mogli go
zabić. Był jednak pewien problem – nie znali jego umiejętności, a co za tym
idzie słabych punktów również. Cała trójka stała więc, przypatrując się mu i
próbując poznać jego słabości.
Kakashi zmrużył oczy.
Nie podobało mu się to wszystko, a w szczególności przeciwnik. Mężczyznę
najbardziej niepokoiła ta jego dziwna, pomarańczowa maska z tylko jednym
otworem. Ten człowiek z pewnością coś ukrywał, jednak nie wiadomo, co to było.
- Kim jesteś? – zapytał
cicho Hatake, napinając mięśnie ramion i ud.
- Jestem Tobi, mówiłem –
wsparł się pod boki. – Tobi to dobry chłopiec – jakby na potwierdzenie własnych
słów poklepał się po głowie.
Naruto spojrzał z
niechęcią i lekceważeniem na przeciwnika. Chłopak uważał, że byłby w stanie
położyć go jednym ciosem. Uzumaki zgromadził czakrę w stopach, chcąc wkrótce
zaatakować, Kakashi jednak go powstrzymał, wyciągając w bok rękę.
- Naruto, nie postępuj
pochopnie. Nie daj się zwieść jego zachowaniu. Ten człowiek jest z pewnością
niebezpieczny. Zapomniałeś już, czego cię uczyłem? – zerknął na niego
przelotnie.
- Nie, sensei. Nauczyłeś
mnie, że idioci są najbardziej nieprzewidywalni a co za tym idzie najbardziej
niebezpieczni. Doskonale pamiętam twoje słowa, tylko…
- Co?
- Nieważne. Głupia myśl.
Kakashi jeszcze raz na
niego zerknął, aby po chwili z powrotem przenieść wzrok na przeciwnika. Tobi
stał, rysując butem wzorki na śniegu. Hatake nie pojmował zachowania
zamaskowanego mężczyzny. Członek Akatsuki postępował i mówił jak sześcioletnie
dziecko a nie jak dorosły. Było to bardzo dziwne. Kakashi przypuszczał jednak,
że w ten sposób wróg chce uśpić ich czujność, a co za tym idzie, sprawić, aby
zlekceważyli przeciwnika. W takim wypadku szybko mogli pożegnać się z życiem.
Nagle wpadł na pewien
pomysł. Uśmiechnął się do siebie w duchu. Być może zadziała. Być może nie. Nie
dowie się tego, póki nie spróbuje.
- Tobi – powiedział,
aktywując sharingana. – Powiedz, gdzie znajduje się osoba o imieniu Yuki.
Z początku wydawało się,
że wszystko idzie zgodnie z planem. Tobi zesztywniał, jednak po chwili na nowo
zaczął się śmiać. Uniósł głowę, a wtedy Kakashi dostrzegł błysk czegoś
czerwonego. Czerwonego jak sharingan.
***
Leżała zwinięta w
kłębek, tuląc do siebie złamaną rękę. Po tym, jak próbowała uciec, Kisame
złapał ją, po czym wymierzył jej karę w postaci pogruchotanych kości.
Dziewczynka płakała
cicho; nie chciała, aby ktokolwiek ją usłyszał. Chciała, by to wszystko, cały
ten koszmar się skończył. Nieważne, w jaki sposób. Po prostu nie mogła znieść
już więcej cierpienia.
Musiała przyznać przed
samą sobą, że nie jest aż tak wytrzymała, jak wcześniej sądziła. Była tylko
małą, pięcioletnią dziewczynką, która zdała z wyróżnieniem Akademię. Ale co z
tego, skoro potrafiła tak niewiele? Za pomocą podmiany nie ucieknie Akatsuki, a
nawet jeśliby jej się to udało, to najprawdopodobniej zginęłaby pod drodze.
Jednak wyczerpanie fizyczne to było nic w porównaniu z tym, co działo się z jej
psychiką. Doskonale wiedziała, że będzie mieć traumę do końca życia.
Z początku myślała, że
Itachi ma choć trochę litości; myliła się. Nie tylko był bezwzględny, lecz
również o wiele bardziej okrutny niż przypuszczała. Jego genjutsu za każdym
razem było silniejsze, aż w końcu Yuki przestała się przed nim bronić.
Nagle poczuła coś, a dokładniej znajomą czakrę.
- Tata… - szepnęła,
płacząc cicho. – Tatuś… Przyszedł po mnie…
Na nowo poczuła w sobie
siłę. Wiedziała, że ojciec jej nie zostawi, nie pozwoli jej zginąć. Przecież ją
kochał.
Podniosła się na zdrowej
ręce, jęcząc cicho. Całe jej ciało było w opłakanym stanie. Doskonale widziała
blizny po ciosach i poparzenia. Na szczęście z każdą chwilą były coraz mniej
widoczne.
W tej samej chwili drzwi
od jej celi otworzyły się. Wiedziała, że po nią przyszli. Od samego początku
dawali jej do zrozumienia, co chcieli z nią zrobić.
- Wstawaj – usłyszała
głos Lidera. Mężczyzna przerażał ją. Miał straszne oczy i te obrzydliwe pręty w
twarzy. – Musimy wyciągnąć z ciebie demona, dziecko.
Zmusiła się, by spojrzeć
mu w twarz. Przełknęła głośno ślinę i odparła głośno:
- Nie! – podniosła się
chwiejnie na nogi, mrużąc ze złości oczy. – Nic mi nie zrobicie! Mój… Mój tata
was pokona i zabierze mnie do domu!
Mężczyzna zaśmiał się.
- Nie bądź naiwna,
dziecko. Kakashi Hatake stanowi dla nas niemałą przeszkodę, ale nie jest w
stanie nas pokonać. Nie wtedy, kiedy na samym początku ma do czynienia z najgorszym
dla siebie przeciwnikiem…
Bała się odezwać. Coś
było nie tak, czuła to.
- A teraz idziemy. I nie
próbuj żadnych sztuczek – Pain chwycił ją za ramię i siłą wyprowadził z celi.
***
Nie
zauważył, kiedy przeciwnik go zaatakował. Przez to, co przed chwilą zobaczył,
miał spowolnione reakcje. W ostatniej chwili dostrzegł kopnięcie wymierzone
prosto w jego brzuch. Zrobił unik, odskakując w dal. Dłonie ułożył w pieczęć
tworzącą Raikiri. Po chwili na jego dłoni pojawiło się wyładowanie elektryczne.
Po chwili zaatakował przeciwnika, ten jednak rozpłynął się w powietrzu. Kakashi
zaklął pod nosem.
W
następnej chwili dostał cios w plecy. Mężczyzna przewrócił się na śnieg. Biały
puch dostał mu się do oczu, nosa, a nawet ust, mimo tego, że zasłaniała je maska.
Kakashi kaszlnął, wstając. Gdy to zrobił, wyprowadził cios w bok. Musnął
przeciwnika. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Dlaczego, mimo swoich
błyskawicznych reakcji, nie mógł trafić przeciwnika? Było zupełnie tak, jak
trzy lata temu, podczas walki z Itackim Uchihą. Wtedy też nie zadał mu ani
jednego ciosu.
Spojrzał
na członka Akatsuki. A może on…? Nie, przecież to niemożliwe. Z klanu Uchiha
przeżył tylko Itachi i jego młodszy brat Sasuke. Nikt poza tym. No więc
dlaczego wydawało mu się, że ma do czynienia z sharinganem?
-
Coś jest nie tak… Coś nie tak… - mruczał pod nosem, obserwując Tobiego. Zamaskowany
mężczyzna szedł powoli, obchodząc na około całą trójkę shinobi.
Nagle
zniknął, aby pojawić się tuż za Naruto. Blondyn jednak zdołał zablokować cios,
unosząc w górę ramię. Ułamek sekundy później kontratakował, tworząc za pomocą
klona Rasengan. Wymierzył nim w pierś mężczyzny, jednak Uzumaki przeszedł przez
niego jak przez mgłę i zatrzymał się jakieś dziesięć metrów dalej. Chłopak był
zdezorientowany, nie wiedział, co się dzieje.
Kakashi
widząc go, postanowił użyć ostatecznej broni. Od dawna z niej nie korzystał i
nie miał pojęcia, jakie będą konsekwencje jej użycia.
Odsłonił
ochraniacz na czoło, ukazując lewe oko oraz podłużną, różową bliznę biegnącą w
poprzek niego. Zacisnął zęby i uniósł powiekę.
Skierował
spojrzenie na przeciwnika, po czym szepnął:
- Kamui… - poczuł ukłucie bólu tuż za
oczami. Ulatywała z niego czakra, trzęsły mu się kolana. Wiedział, że jak tak
dalej pójdzie, wkrótce nie będzie mógł walczyć. A przecież miał uratować Yuki.
Genjutsu
uderzyło w przeciwnika, zbijając go początkowo z tropu, po chwili jednak Tobi
stanął prosto, a po kilku sekundach odpowiedział tym samym.
W
głowie Kakashi’ego pojawił się straszny obraz przedstawiający śmierć jego
dzieci. Upadł na ziemię, zaciskając pięści. Zwiększył przepływ czakry w
meridianach. Zaczęły boleć go mięśnie. W końcu wysłał w Tobiego potężną wiązkę Kamui. Ugodziła ona w przeciwnika tym
samym wysyłając go do innego wymiaru.
Kakashi
padł wyczerpany na śnieg, dysząc ciężko. Po kilku sekundach przekręcił się na
plecy i zaczął wpatrywać się w ciemne, wieczorne niebo.
Usłyszał
kroki Naruto i Sakury. Młody jounin pomógł wstać Hatake, a ten oparł się na
jego ramieniu. Razem odeszli w kierunku wylotu jaskini.
***
-
Sensei, czy tylko mi się zdaje, że to wszystko jest jakieś takie… no nie wiem…
zbyt proste? – zapytał Naruto, zakręcając butelkę wody.
-
Nie, mnie też tu coś nie pasuje. Ten cały Tobi zbyt łatwo dał się pokonać, a
poza tym… - urwał, marszcząc brwi.
-
Poza tym co? – dopytywała się Sakura.
-
Wydawało mi się, że dostrzegłem u Tobiego sharingna. Wiem, że to głupie,
przecież oprócz Sasuke i Itachi’ego nikt nie przeżył z klanu Uchiha.
-
Może on jest taki jak ty? No wiesz, posiada kopiujące oko, ale nie należy do
klanu?
-
Nie sądzę. – odparł Kakashi, przygryzając wargę. – Gdyby tak było, zareagowałby
tak samo jak ja, natomiast on… nawet nie był lekko zdyszany.
-
No to w takim razie, jakim cudem go pokonałeś? Miałeś farta, sensei? – Naruto nic
z tego nie rozumiał. To wszystko przekraczało jego możliwości analityczne.
-
Nie, Naruto – Kakashi pokręcił głową, pakując pozostałe suszone mięso do
plecaka. – On po prostu pozwolił mi wygrać. Ten cały Tobi tak naprawdę nie jest
aż tak głupi, za jakiego go uważaliśmy. On coś planuje. Wyczułem to. Planuje coś
wielkiego, nie wiem tylko, co to może być, ale nie podoba mi się to – zarzucił plecak
na ramię. – Dość, idziemy. Czas ucieka.
***
Biegli
co sił w nogach ciemnymi korytarzami oświetlonymi tylko i wyłącznie przez
nieliczne pochodnie wetknięte w ścianach jaskini. Prowadził ich Pakkun. Gdyby
nie pies, najpewniej zgubiliby się w licznych korytarzach pieczary. Na
szczęście mops doskonale znał drogę, dzięki czemu byli coraz bliżej celu.
Nikt
ich nie zatrzymywał, co było bardzo dziwne. Zrozumieli to dopiero po jakimś
czasie. Było cicho, ponieważ zaczęli wyciągać demona z Yuki.
W
końcu skręcili w jakiś ciemny, wąski korytarz, a potem zatrzymali się
raptownie. To co zobaczyli, wytrąciło im całe powietrze z płuc.
Ujrzeli
olbrzymi posąg z wzniesionymi w górę dłońmi, na palcach których stali
członkowie Akatsuki. Między jedną dłonią a drugą unosiła się niebieska mgła, w
której ktoś się unosił. Była to Yuki. Głowę miała odchyloną do tyłu, szare
włosy opadały luźno. Nie było widać jej tęczówek, zamiast tego widoczne były
tylko białka oczu poznaczone czerwonymi żyłkami. Z jej ust wydostawała się
niebiesko-czarna mgła – czakra Nibiego. Dźwięk, jaki wydawała dziewczynka był
okropny – brzmiał, jakby ją dusili.
-
Yuki! – wrzasnął Kakashi, całkowicie tracąc panowanie nad sobą. Przestąpił parę
kroków w przód, lecz drogę zastąpił mu Lider.
-
Ani kroku dalej, Hatake. Dla twojej córki jest już za późno. Nie zdołasz jej
uratować, nawet gdybyś mógł. Zamiast tego popatrz, jak umiera na twoich oczach –
powiedział, patrząc obojętnie na szarowłosego mężczyznę.
-
Zarżnę cię jak psa – wycedził Kakashi, przysuwając się do niego. – Zabiję cię,
wypruję flaki, poderżnę gardło…
-
Może zamiast tyle gadać, sprawdzimy twoje umiejętności w walce? – zapytał Pain,
odwracając się na pięcie i odchodząc w dal.
-
Z chęcią – odparł, wyjmując z kabury kunai i podążając za nim. Przelotnie
zerknął jeszcze na swoich towarzyszy, dając im do zrozumienia, że również mają
walczyć. Ani Sakura, ani Naruto nie potrzebowali dodatkowego bodźca.
Po
kilkunastu sekundach stanął, wpatrując się w Lidera. Przeciwnicy mierzyli się
wzrokiem, a potem natarli na siebie z impetem. Równocześnie wyprowadzili
kopnięcie w klatkę piersiową przeciwnika, posyłając go kilka metrów dalej. Kakashi
zerwał się na nogi, po czym natarł ponownie. Zakręcił kunaiem na palcu i
wymierzył go w tętnicę szyjną mężczyzny. Ten jednak zablokował jego cios,
używając swojej umiejętności – odrobinę zmienił pole magnetyczne, i tym samym
spowodował, że sztylet wypadł z dłoni Hatake, po czym upadł na kamień z
brzękiem.
Szarowłosy
zrozumiał, że pokonać Paina może tylko taijutsu. Co prawda nie był w tym aspekcie
takim ekspertem jak Gai, nie potrafił otwierać Ośmiu Bram Ograniczenia, jednak
uważał, że umiejętności jakie posiadał, wystarczą na pokonanie przeciwnika.
Uniósł
głowę. Pain szybował w powietrzu, zamierzając zaatakować. Kakashi wykonał
kopnięcie w podbródek mężczyzny. Trafił. Lider zrobił niekontrolowane salto w
powietrzu i gruchnął na ziemię. Przez jedną, krótką chwilę nie mógł się ruszać,
ale po chwili podniósł się chwiejnie na nogi. Z jego wargi ciekła krew.
Co jest? Przecież po ciosie w tchawicę powinien być
martwy!, pomyślał Kakashi. Mężczyzna zgromadził czakrę w stopach i ruszył na
przeciwnika. Uderzył Paina w splot słoneczny, dzięki czemu wytrącił wrogowi
powietrze z płuc. Następnie chwycił głowę przeciwnika w dłonie i rozbił jego
nos o swoje kolano. Trysnęła krew. Lider w ogóle się nie bronił, zupełnie,
jakby był szmacianą lalką. I tak było. W momencie kiedy Kakashi kopnął go w
splot słoneczny, z jego ciała wyleciał malutki pręcik, który podtrzymywał jego
funkcje życiowe. W tej chwili Lider był niczym innym tylko martwym ciałem,
które można było okładać jak worek treningowy.
Kakashi
podniósł Paina za kołnierz i przyjrzał się jego twarzy. Spojrzenie wroga było
puste jak u zdechłej ryby. Hatake widząc to, skręcił mu kark, po czym odrzucił
ciało na bok.
Odwrócił
się, a wtedy ugięły się pod nim kolana.
Ujrzał
jak jego córka spada na ziemię. Kiedy jej ciało dotknęło powierzchni rozległ
się huk i odgłos pękających kości.
Kakashi
pobiegł przed siebie. Ujrzał bladą twarz dziecka oraz zatrważające cienie pod
oczami. Małe usta były rozchylone i sinoniebieskie. Upadł na kolana obok Yuki. Chwycił
ją za nadgarstek, chcąc wyczuć puls. Był bardzo słaby, prawie niewyczuwalny i z
każdą chwilą zanikał.
-
Tatuś… - usłyszał słaby głos dziewczynki. Miała lekko uchylone powieki i
spoglądała na ojca. Próbowała się uśmiechnąć, jednak była za słaba. –
Przyszedłeś… po mnie… tatusiu… - w tym momencie jej oczy się zamknęły, głowa
opadła na bok, a dłoń wyślizgnęła się z uścisku mężczyzny.
-
Yuki? – odezwał się Kakashi. – Yuki, kochanie, obudź się! Córeczko! –
potrząsnął nią delikatnie, ale dziewczynka nie reagowała. Była tylko coraz
zimniejsza. Z jej granatowej koszulki unosiła się para. Kakashi odgarnął
materiał i jego oczom ukazał się straszny widok. Pieczęć, która podtrzymywała
Nibiego, znikała.
-
Nie… błagam… - szepnął, dławiąc się własnym głosem i łzami, które napływały mu
do oczu. – Sakura! Ratuj ją! – wrzasnął.
Na
jego zawołanie dziewczyna przybiegła. Nie stało się jej nic poza drobnymi
zadrapaniami. Uklękła przy dziecku, skupiła czakrę i zaczęła badać funkcje
życiowe Yuki. Po kilkunastu sekundach przestała. Skóra jej twarzy przybrała
niezdrowy, żółty odcień. Ręce się jej trzęsły. Bała się spojrzeć na swojego
byłego sensei.
-
Sakura? Co z nią? – zapytał, patrząc na nią z nieukrywanym strachem.
-
Sensei… Yuki… Yuki nie żyje – szepnęła, nie patrząc na niego.
Poczuł,
że jego świat zaczyna się burzyć. Spełniła się jego największa obawa – śmierć własnego
dziecka.
Zacisnął
dłonie na bluzce Yuki, pochylił się do przodu i wybuchł spazmatycznym szlochem.
Miał gdzieś, czy go zabiją czy nie. Jego dziecko nie żyło.
Po
kilku minutach wziął Yuki w ramiona i przytulił ją do piersi. Ciało dziecka
było lodowate. Kakashi miał wrażenie, że obejmuje coś niematerialnego,
nierzeczywistego.
Nie
wiedział, jak ma się pokazać Hanare na oczy i oznajmić jej, że ich mała
córeczka nie żyje. Przecież powiedziała mu, by się nie pokazywał bez niej w
domu.
Wył
niczym zranione zwierzę. Nic nie miało dla niego znaczenia. Nie teraz. Chciał
umrzeć. Pragnął wrzasnąć, by Akatsuki przyszło i go zabiło. Zamiast tego
szlochał, nie mogąc przestać.
Nikt
nie chciał spełnić jego pragnienia. Członkowie Brzasku zniknęli jak kamfora,
nie został po nich najmniejszy ślad. Wykonali robotę, po czym uciekli.
-
Wracajmy. Trzeba przygotować się na pogrzeb – powiedziała Sakura, wstając.
-
Idźcie beze mnie… Ja… ja tu zostanę… Nie mam po co wracać do wioski – szepnął Kakashi,
tuląc do siebie zwłoki Yuki. – Nie po tym…
-
A co z Hanare? Zamierzasz zostawić i ją, i małego? Naprawdę chcesz to zrobić,
sensei? – odezwał się Naruto, biegnąc w jego kierunku. Jemu jak zwykle nic nie
było, nie miał nawet zadrapania.
-
A mam jakieś wyjście?! Przecież ona mnie znienawidzi! Po co mam wracać do
czegoś, co już i tak jest stracone?! – wrzasnął. – Nie rozumiesz, co w tej
chwili przeżywam, Naruto, i wątpię, byś kiedykolwiek zrozumiał, jak to jest
mieć dziecko, kochać je nad życie, a potem patrzeć jak umiera! Nigdy tego nie
zrozumiesz, więc nie praw mi kazań!
-
Sensei, ale… on ma rację – mruknęła Sakura.
Kakashi
spojrzał na nią przekrwionymi oczami.
-
A ty go nie broń. Najpierw go tłuczesz, a teraz jesteś jego wielką
przyjaciółką? Zastanów się dwa razy, zanim coś zrobisz, Sakura.
Nastał
cisza. Nikt nie raczył się odezwać. Kakashi siedział na ziemi, tuląc do siebie
Yuki. Ani na chwilę nie zamierzał jej puścić.
W
końcu Kakashi odetchnął głęboko, po czym ułożył Yuki na ziemi, szepcząc:
-
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwsza z dziadkiem, śnieżynko.
Pochylił
się i po raz ostatni pocałował ją w czoło, ściskając za rękę.
Zamierzał
wstać, aby wykonać szereg pieczęci, które miały ochronić ciało prze rozkładem,
lecz wtedy stało się coś nieoczekiwanego.
Palce
Yuki zaczęły się poruszać. Po kilku sekundach dziewczynka otworzyła oczy i
zaczerpnęła haust powietrza. Obróciła głowę i spojrzała wprost na zdumione
twarze trójki shinobi. Uśmiechnęła się delikatnie.
-
Wiedziałam, że po mnie przyjdziecie… - szepnęła.
-
J-j-jak…? – zapytał Kakashi, padając na kolana.
-
Nie chieli mnie tam – Yuki uniosła palec w górę. – Powiedzieli, że mam ważną
rolę do odegrania, a poza tym widziałam, że płakałeś, tatusiu i nie mogłam cię
zostawić… Ktoś musi pilnować Mizuko i Shuna, żeby nie zrobili czegoś głupiego
na misjach…
Kakashi
nie wytrzymał. Na nowo przygarnął córkę do siebie, przytulając ją mocno.
-
Obiecuję, przysięgam, że już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, Yuki –
powiedział, wzdychając głośno. – Nie pozwolę…
-
Tatusiu… Możemy wracać do domu? Jestem zmęczona… - oparła głowę na jego
ramieniu, zamknęła oczy.
-
Tak, oczywiście. A teraz nic nie mów, śpij – mężczyzna wstał, biorąc córkę na
ręce, po czym razem, w towarzystwie Sakury, Naruto oraz Pakkuna, wyszli z
jaskini.
***
Wiem, że trochę późno, ale nie miałam kompletnie weny na dokończenie rozdziału.
Naruto dobiegło końca, smutno mi, ale z drugiej strony się cieszę, bo na wiosnę wyjdzie trzecia seria! I bardzo dobrze. Jestem ciekawa, jak wygląda syn Kakashi'ego - Sakumoshi. Podpisuję się pod byciem jego chrzestną. Nie widziałam tego młodego, a już go uwielbiam. No ale cóż, jak ma się takiego ojca :D
Jak zwykle proszę o komentarze, nawet jeden krótki i mało sensowny mobilizuje do pisania rozdziału. Także smarować ile wlezie.
Nie podoba mi się córka Sakury. Podejrzewam, że charakterek będzie miała i po Sasuke i po niej - czyli jednym słowem - nie za bardzo.
Ale to taki spoiler. Nic nie wiem w razie czego. To nie ode mnie dowiedzieliście się tych rzeczy. Jestem niewinna.
Mam obsesje na punkcie jego brzucha *^* He's sexy and he knows it ;)
Na punkcie jego klaty i bicepsów też mam obsesję. Nosebleed :P
To tyle. Do następnego!
DZIEŃ DOBRY!
OdpowiedzUsuńWiem, że jestem troszkę spóźniona, ale dotarłam. Dałaś nam się naczekać, nie powiem, że nie. xD
"Tobi stał, rysując butem wzorki na śniegu" no zabójcze zdanie. xD Podoba mi się ich reakcja na siebie i ten opis nienawiści Obioto, jaką wyczuwał Kakashi. Ale ten moment z umierającą Yuki, no serce mi się rwało przy każdym słowie, co raz bardziej. I miałam głupie skoki ciśnienia. "Zaraz odżyje..." "o matko, nie odżyje?!" "Dzizas, odżyła, kamień z serca" xD
No, ciekawa jestem jak jej się będzie żyć bez Bestii i czuję jeszcze jakąś konfrontację z Obito, skoro go tu tak zaznaczyłaś.
Czekam na następną część, buziaki Rani! :*
Wiem, że musiałaś czekać, zresztą nie tylko Ty, ale wszyscy. Że też akurat wena musiała odejść w momencie, kiedy do napisania zostało mi zaledwie 20% rozdziału.
UsuńJeśli chodzi o zdanie, to tak jakoś samo wyszło, biorąc pod uwagę początkowe zachowanie Obito.
Jednak jeśli chodzi o Yuki... to mam wobec niej szczególne plany, przekonasz się o tym w rozdziale 37 bądź 38, ale nie będę spojlerować.
Obito, cóż... co do niego to też mam pewne plany.
Bałam się już, że zostawisz ten blog. ;c Rozdział mi jak zawsze się podobał, ale te słowa mnie po prostu wzruszyły: " - Nie chieli mnie tam – Yuki uniosła palec w górę. – Powiedzieli, że mam ważną rolę do odegrania, a poza tym widziałam, że płakałeś, tatusiu i nie mogłam cię zostawić… Ktoś musi pilnować Mizuko i Shuna, żeby nie zrobili czegoś głupiego na misjach…". Potrafisz wyciskać łzy :D Na crimson-assiduity niedługo ostatni rozdział, nie wiem czy wspominałam, ale teraz pozostanie mi tylko uchiha-eyes.blogspot.com, więc będę miała więcej czasu na czytanie Waszych blogów <3 Pozdrawiam i zaraz obczaję Twój drugi blog, czy tam czegoś nie dodałaś. :****
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie zostawiłam tego bloga. Po prostu Wena znów poszła się gwizdać i nie mogłam dokończyć tej notki.
UsuńCzy ja wiem, czy umiem wyciskać łzy? Za jakieś 15 rozdziałów będzie gorzej, ale nie będę zdradzać co się stanie. Wiem, jestem wredna :P
Wybacz mi, że nie skomentowałam rozdziału, ale ostatnio nie mam głowy do komentarzy. Ostatnio też mi się absolutnie nic nie chce.
Jeśli chodzi o drugiego bloga to prędko rozdział się nie pojawi, bo nie mam czasu (znowu), aby go napisać. Mam zaledwie 20%...
Kakashi ma syna ??? Albo ja zle cos widzialam i czytalam albo nie wiem co xd Wytłumaczysz mi xd Chodzi mi o mange :D
OdpowiedzUsuńMa syna :) Ja też byłam w szoku, jak się o tym dowiedziałam. Póki co, nie wiadomo, jak młody wygląda, jednak mam nadzieję, że jest eo niego podobny, tak jak on sam był podobny do Sakumo ;)
UsuńA ma go z Shizune :)
JESTEM!!! WSZYSTKO NADROBIONE!!!! :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że się tu pozmieniało, kiedy mnie nie było XD
Odnośnie notki, to powiem Ci tylko: BOMBA!!! Żebyś wiedziała co ja tu przeżywałam czytając ten rozdział ;( myślałam że się popłaczę przy śmierci małej :C Do tego to co powiedział Kakashi o tej śnieżynce ;-; Boże... Tak bardzo uderzyło to w moje serce ;-; i potem ten moment kiedy ona odzyla! Po prostu... masakra XD moja reakcja: TAK!!! ŻYJE!!! KAMIEŃ Z SERCA!!!!! Jesteś niesamowita :")
Życzę weny i czekam na ciąg dalszy :*
Widzę, że jesteś :D I bardzo się z tego cieszę :D
UsuńE tam, wcale nie bomba, na siłę pisane i skończone, ot co. Jeśli chodzi o przeżycia, to ja byłam obojętna co do tego rozdziału. Jezu! Jestem nieczuła, a ja też uwielbiam Yuki! Boszz... Co ze mnie za "matka"?!
Wiem, zaskoczyłam wszystkich, no cóż, taka moja natura, że lubię gmatwać. To dlatego mam tylko 4 z polskiego...
Nie, nie jestem niesamowita, co to to nie. Spójrz na Mayako => to jest osoba niesamowita, tak samo jak Sweetheart. Ja przy nich to szara myszka, która powinna siedzieć w swojej norce i pod żadnym pozorem nie wyściubiać nosa w obawie przed hejtami (tylko Bóg jeden wie, że mam je gdzieś).
Niedługo będzie ;)