Siedząc
na szpitalnym łóżku, wspominał najwcześniejsze chwile z życia swojej córki. Doskonale
pamiętał moment, w którym dziewczynka wypowiedziała swoje pierwsze słowo.
Najniezwyklejsze było to, że nie brzmiało ono „mama”, jak to zwykle bywa.
- Powiedz „mama”, Yuki –
powiedział Kakashi, uśmiechając się do córeczki, tym samym usiłując przekonać
ją, aby się odezwała. Niestety, dziewczynka uparcie milczała i w tym momencie
wpatrywała się w ojca, równocześnie śmiejąc się oraz wyciągając rączki do mężczyzny.
– Powiedz „mama” – powtórzył.
Wtedy Yuki roześmiała się,
ukazując prawie bezzębne dziąsła, po czym oznajmiła głośno:
- Tata!
Kakashi’ego zamurowało. Nie
spodziewał się czegoś takiego. Mimo to był szczęśliwy, słysząc wysoki głos
Yuki.
Poczuł na sobie wzrok Sakury, która
przyglądała mu się z uwagą. W tej samej chwili dotarło do niego, jak niedawno
został ojcem. Nie wyobrażał sobie życia bez Yuki i Kazukiego. Gdyby oboje
zginęli, wiedziałby wtedy, że zawiódł jako ojciec. Dlatego nie mógł do tego
dopuścić. Nie mógł pozwolić, aby jego dzieciom stała się jakakolwiek krzywda.
Był jednak pewien problem. Ani on, ani
Sakura, ani Nawet Naruto nie mieli pojęcia, gdzie znajduje się kryjówka
Akatsuki. Grymas wykrzywił jego twarz. Trwało to zaledwie ułamek sekundy,
jednak Sakura to wychwyciła, a po chwili odezwała się:
-
Sensei, coś nie tak?
Mężczyzna westchnął.
-
Nie mamy pojęcia, gdzie znajduje się kryjówka Brzasku – odparł. – Nie mamy
nawet najmniejszej wskazówki.
Nagle Naruto podskoczył na łóżku jak
oparzony, po czym zaczął przeszukiwać swoją kamizelkę jounina, która przed
chwilą wisiała na oparciu łóżka.
Siwowłosy
i Sakura przyglądali mu się ze zdziwieniem. W końcu chłopak wyciągnął z
kieszeni pomiętą kartkę papieru, którą podał Hatake.
-
Co to jest? – zapytał Kakashi, wpatrując się w papier.
-
List członka Akatsuki.
-
ŻE CO?! – wrzasnął; czuł, że trzęsą mu się ręce. A więc stało się najgorsze.
Kakashi zawsze obawiał się, że pewnego dnia coś stanie się Yuki. Nie miał
jednak pojęcia, że nastąpi to tak szybko.
Trzymając w rozdygotanych dłoniach
list, prześlizgiwał po nim wzrokiem. Z początku nie mógł zrozumieć, co jest
zapisane na kartce. Nie docierało do niego ani jedno słowo, jednak jedna myśl
nie dawała mu spokoju. Wydawało mu się, że zna to pochyłe kształtne pismo,
które bardziej pasowałoby do wytwornej damy niż do członka Akatsuki.
Wypuścił kartkę z dłoni. Nie miał
pojęcia, co robić. To wszystko powoli go przerastało. Miał już dość bycia
Hokage i shinobi. Czasami się zastanawiał, czy nie byłoby lepiej, gdyby
zrezygnował, przeszedł na emeryturę. Jednak to było tylko puste marzenie. Nie
mógł ze wszystkiego zrezygnować i mieć gdzieś tylko dlatego, że życie jego
córki było zagrożone.
Ukrył twarz w dłoniach. Czuł pod
powiekami łzy bezsilności, które jednak nie spłynęły po policzkach. Być może
przez wewnętrzną blokadę. Kakashi po tym, jak jego ojciec popełnił samobójstwo
ani razu nie pozwolił sobie na uronienie choć jednej łzy. Dlatego i tym razem
się nie rozkleił.
Nagle poczuł na swoim barku czyjąś
ciepłą i miękką dłoń. Uniósł głowę i spojrzał Sakurze prosto w zielone jak mech
oczy. Dziewczyna przyglądała mu się smutno.
-
Będzie dobrze, sensei. Uratujemy małą, choćbyśmy mieli oddać życie. Nie
pozwolimy, aby Yuki zginęła przez głupotę Naruto – tu posłała mrożące krew w
żyłach spojrzenie Uzumakiemu, przez co ten zarumienił się aż po cebulki blond
włosów.
-
Sakura… Wiesz, że nie musicie tego dla mnie robić? – odezwał się, patrząc z
wdzięcznością na dziewczynę.
Ta machnęła ręką, po czym zaśmiała się
nerwowo.
-
Musimy, to jest nasz obowiązek, a poza tym sam dobrze wiesz, jak ważna jest dla
nas Yuki – wzięła do ręki podkładkę, na której wypisane były dane pacjentów. Przejrzała
je dokładnie, po czym dodała: - Chciałabym zatrzymać cię tu dłużej, sensei, ale
wszystkie wyniki masz podręcznikowe, a poza tym im później wyruszymy tym gorzej
dla Yuki.
-
Wiem, Sakura, jednak wciąż mnie gryzie to, że muszę was tym wszystkim obarczać.
-
Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, a przyjaciele są po to, by sobie pomagać – Naruto
wyszczerzył się do Hatake, nie zwracając uwagi na opatrunek na nosie i bandaż
na czole.
***
Stał
w swojej sypialni i pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Nie było tego wiele.
Zaledwie śpiwór, trochę suszonego mięsa, zielonej herbaty (wydało się, dlaczego
Kakashi tak młodo wygląda <-- przyp. Autorki) oraz kilka pigułek prowiantowych.
W tym momencie wrzucał do środka zestaw kunai i shurikenów. Po chwili jednak
przestał. Uniósł dłoń małego liścia, który miał zawieszony na szyi. Nacisnął
mechanizm otwierający go, a po chwili wpatrywał się w czarno-białe zdjęcie
swojej córeczki. Yuki miała wtedy zaledwie dwa latka. Szare włosy zaplecione
miała w dwa mysie ogonki. Uśmiechała się w stronę obiektywu.
Zacisnął
palce na zimnym kawałku metalu. Czuł, że ostre krawędzie wisiorka wbijały mu
się w dłoń. Po kilku sekundach krople krwi zaczęły spadać na granatowy dywan.
Zdawał
sobie sprawę, że być może nie uda im się uratować małej. Zwycięstwo praktycznie
graniczyło z cudem. Co on mógł zrobić w walce z Akatsuki? Przecież ci ninja
byli przestępcami klasy S! Każdy, praktycznie bez wyjątku, mógł go zabić. Nawet,
jeśli mieliby plan. Wystarczy, że chociażby jeden punkt strategii nie zostanie
zrealizowany, a wszystko weźmie w łeb.
Nie
wiedział, co ma robić. Naprawdę to wszystko zaczynało go przerastać. W takich
momentach jak ten, żałował, że zgodził się na bycie Hokage. Błąd. On nie miał
wyboru. Musiał zostać przywódcą
wioski. W tamtej chwili nie przyszło mu do głowy, aby wysunąć konkretne
argumenty, które przemówiłby przeciwko temu, aby on rządził wioską. Kakashi
zawsze wiedział, że nie nadaje się na przywódcę. Był zbyt leniwy, a poza tym
nie interesowała go władza. Ba! On nawet nie chciał być sławny. Niestety, był
synem shinobi, którego sława była porównywalna do Trójki Sanninów. Nic nie mógł
z tym zrobić. W takiej rodzinie przyszło mu się urodzić i nie mógł tego
zmienić, nawet jeśliby chciał. Rodziców się nie wybiera. Mimo wszystko bardzo
kochał swoją matkę i ojca, którzy nie zdążyli przekazać mu całej swojej miłości
i troski. On nie zamierzał popełniać tego błędu. Nie pozwoli, aby jego dzieci
nie zaznały rodzinnego ciepła. Co prawda gdyby zginął na tej misji, Kazuki
nawet by go nie pamiętał. Jedyny moment, w którym miałby o ojcu jakiekolwiek
pojęcie to relacja ludzi, którzy go znali. Jednak to nie było to samo.
- Cholera… - jęknął, wpatrując się w skaleczoną
dłoń.
Czy
naprawdę ma przelać całą krew, aby ochronić rodzinę i wioskę?
- Kakashi… Co się stało? – usłyszał głos swojej
ukochanej.
O nie, pomyślał, jak mam jej to powiedzieć? Przecież Hanare
nie zniesie tak wielkiego ciosu. Sam ledwo sobie z tym wszystkim radzę…
Cholera, co ja mam robić? Skłamać…?
Odwrócił
się do niej. Starannie ukrył zranioną dłoń, ale nie zdołał zasłonić plecaka. Hanare
wychyliła się, po czym zapytała:
- Wybierasz się gdzieś?
Przełknął
ślinę.
- Eee… Hanare ja… Ja muszę ci coś powiedzieć… -
zaczął. Czuł, jak na karku pojawiają mu się kropelki potu. – Usiądź, proszę.
Kobieta
przeszła kilka kroków, po czym usiadła na skraju łóżka. Kakashi przesunął swój
plecak i klęknął naprzeciw niej. Chwycił dłonie Hanare i na każdej z osobna
złożył delikatny pocałunek.
- Kakashi, co się dzieje? – zaczęła się wiercić. Miała
złe przeczucia. Gdyby nic się nie działo, jej mąż nie miałby miny, jakby był
żywcem palony na stosie. Od dawna nie widziała go tak przygnębionego, smutnego…
Co się, do cholery, działo?
- Hanare… Wiesz, że Yuki wyruszyła na misję,
prawda?
- Tak, i co w związku z tym?
- Otóż na tej misji coś się stało… - westchnął;
głos mu drżał. – Yuki… Yuki została porwana. Przez Akatsuki.
Z
początku trwała niczym nie zmącona cisza, jednak po kilku sekundach Hanare
wybuchła głośnym, spazmatycznym szlochem. Osunęłaby się na podłogę, jednak
Kakashi zdołał ją złapać i w tym momencie razem, przytuleni siedzieli na
podłodze, a dokładniej dywanie w swojej małej i dość przytulnej sypialni.
- Nie… Nie… Nie Yuki… Kakashi, tylko nie Yuki… -
oparła głowę na jego torsie, tym samym wsłuchując się w miarowe i szybkie bicie
jego serca. – Moja mała córeczka nie żyje…!
- Cii, najpewniej jej jeszcze nie zabili. Z
początku nigdy tak nie robią. Najpierw muszą wyciągnąć od niej informacje, a
dopiero potem… z nią skończą… - dokończył z bólem. – Jednak nie trwa to krócej
niż tydzień. Naruto i pozostali wrócili dzisiaj rano, czyli zostaje sześć dni
na ratunek. Mamy jednak pewien problem. Nie znamy położenia kryjówki Brzasku.
Jedyną wskazówką jest to – wyciągnął z kieszeni list, po czym podał go Hanare. Ta
chwyciła go i szybko przeczytała. Usta zaczęły jej jeszcze bardziej drżeć.
- Itachi… - powiedziała to tak cicho, że nawet
Kakashi nie usłyszał, mimo tego, że znajdował się od żony o zaledwie
kilkanaście centymetrów. – Itachi! Kakashi, Itachi porwał naszą córkę!
Poczuł,
że cała krew odpływa mu z żył. Uchiha. Jego dawny kompan w ANBU porwał jego
córkę.
- Jesteś pewna? – zapytał przez zęby.
- Tak, to on. Na pewno. Przyjrzyj się pismu.
Wręczyła
mu kartkę, a Kakashi po raz enty tego dnia analizował słowa w nim zawarte. Hanare
miała rację. To było bez wątpienia pismo Itachi’ego Uchihy.
- Skarbie, jesteś genialna! – pocałował ją mocno. Kobieta
jednak się odsunęła.
- Nie zwlekaj dłużej. Idź. Tu chodzi o życie
naszego dziecka – ponagliła go, by wstał, co ten zrobił niechętnie.
Hanare
chwyciła jego plecak i podała mu go bez słowa. Patrzyła tylko smutno w jego
oczy, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Żadne ze słów nie oddawało tego, co czuła
w tym momencie.
- Hanare…
- Idź – popchnęła go delikatnie w kierunku wyjścia z
pokoju.
Oboje
wiedzieli, że mogą się już nie zobaczyć. Ostatni raz spojrzeli na siebie,
przytulili się, szepcząc sobie do ucha:
- Kocham cię nad życie.
Kakashi
na odchodnym uścisnął po raz ostatni dłoń swojej żony, a po chwili skierował
się w kierunku schodów. Zanim wyszedł z domu, usłyszał:
- Kakashi, proszę, uratuj ją. Nie spraw, bym w
ciebie zwątpiła jako w mężczyznę.
- Obiecuję – odparł. Po chwili wybiegł z domu, nie
oglądając się za siebie.
***
Spotkali
się na obrzeżach wioski, tuż przy południowej, rzadko używanej bramie wioski. Kakashi
nie chciał, aby ktokolwiek zadawał pytania o to, gdzie udaje się Hokage.
Jak
zwykle się spóźnił. Tym razem jednak ani Sakura, ani nawet Naruto nie mieli o
to do niego pretensji. Doskonale wiedzieli, jakie katusze przeżywa ich były
sensei. Próbowali postawić się w jego sytuacji, lecz sami nie posiadali dzieci,
więc nie mogli wiedzieć, jak ciężko jest mieć świadomość, że twoje dziecko może
być w każdej chwili pozbawione życia.
- Przepraszam za spóźnienie – tym razem nie miał
żadnej wymówki.
- Nic się nie stało.
Mężczyzna
podszedł do nich ciężkim krokiem.
- Wiem, kto porwał Yuki.
- Kto? – zapytali chórem.
- Itachi, brat Sasuke.
- Że co?
- Tak. Hanare mi to uświadomiła. Niestety, wciąż
nie znamy położenia ich kryjówki. Na szczęście znam kogoś, kto może nam pomóc –
uśmiechnął się do niech smutno przez maskę.
Kakashi
kucnął, ułożył dłonie w pieczęci techniki przywołania, po czym dotknął ziemi. Rozległo
się ciche pyknięcie, a na mchu pojawił się Pakkun, który drapiąc się za uchem,
mruczał głośno:
- Oj, tak… O jak dobrze… Jeszcze… - w tym momencie
spostrzegł stojących przed nim shinobi i zreflektował się: - Przepraszam, nie
zwróciłem uwagi…
- Wystarczy, Pakkun. Nie obchodzą nas twoje pchły. Mam
dla ciebie zadanie – tu Kakashi podsunął pod wilgotny nos psiaka wymiętą
kartkę. Mops zaczął ją wąchać. – Musisz odszukać kryjówkę Akatsuki.
Pakkun
odsunął pyszczek, po czym oblizał się.
- A więc to prawda, że porwali młodą – mruknął.
- Niestety.
- Kakashi, zdajesz sobie jednak sprawę z tego, że
możemy nie zdążyć?
- Owszem, Pakkun, a teraz do roboty.
Pies
przystawił nos do ziemi, a po chwili zaczął obwąchiwać ją i powietrze wokół. Krążył
tak przez parę minut, nie mogąc złapać tropu, ale w końcu zatrzymał się, uniósł
łapkę i wskazał w kierunku południowo-zachodnim. – Tam.
Błyskawicznie
ruszył przed siebie, wystawiając jęzor. Shinobi biegli za nim co sił w nogach.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że długo, ale i tak wstawiłam go wcześniej niż zamierzałam. Nie wiem, co napisać, do następnego. Aha, przepraszam, że tak późno. Postaram, ale nie obiecuję, że następny będzie wcześniej. I na pewno będzie ciekawszy, i to o wiele.
Musiałam, po prostu musiałam ^^
W końcu znalazłam czas, by przeczytać rozdział. Chociaż normalnie narzekałabym, że jest zbyt krótki to akurat taki mi teraz pasuje z powodu braku czasu. Podoba mi się to, jakie wsparcie dają Kakashiemu jego przyjaciele. Jako przykładny ojciec jest w rozsypce, kiedy chodzi o jego córkę, ale na szczęście ma przyjaciół, którzy są w stanie poświęcić życie za małą. Pożegnanie krótkie, lecz smutne... Ogólnie mam nadzieję, że w końcu ta sprawa dobiegnie końca i nikt nie zginie ;c Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWiem, że jest za krótki. Raptem cztery i jakaś 1/6 strony a normalnie piszę na jakieś 7-8...
UsuńOd czego są przyjaciele, jeśli nie od wspierania? Gdybyś tylko wiedziała, co on przeżywa... Sama nawet nie jestem do końca pewna, co czuje.
Pożegnanie rzeczywiście smutne, gdy to pisałam, zakręciła mi się w oku łezka.
Tak, sprawa niedługo dobiegnie końca, ale nie będę zdradzać, co zamierzam.
Pozdrawiam ;*
Nadrabiam! Na wstępie muszę ponarzekać na te suwaki... Widziałam, że zgłaszałaś na szabloniarni już dawno temu to, że coś jest z nimi nie tak... Dobrze, że znalazłam miejsce, gdzie działa scroll w myszce. Ogólnie (nie pamiętam, możliwe, że już to mówiłam) szablon mi się bardzo podoba :)
OdpowiedzUsuńRozdział krótki, ale podobał mi się :) Wiele emocji, bardzo dobitnych i przygnębiających. Gdy Kakashi informować Hanare, zakręciła mi się łezka w oku. Wierzę jednak, że Hatake da radę, że uda mu się uratować małą i nikt na tym nie ucierpi!
Pozdrawiam i czekam na następną część! :*
Witam, jeśli gustujesz w klimatach Naruto to pozwolę sobie polecić Ci swojego bloga, a mianowicie :
OdpowiedzUsuńhttp://different-story-kakasaku.blog.pl/
Pisany jest w formie pamiętnika Kakashiego i dopiero kiełkuje, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba. Pozdrawiam!