8/01/2013

17. Nowy jinchuuriki. Cz. I

Rozdział wyszedł makabrycznie długi, ale co poradzę? 
Notka z dedykacją dla Dżeli, która ma niezłą intuicję, dla Hany, której podoba się moja poryta historia i oczywiście dla Natki, która zdążyła zatruć mi cztery litery pytaniem: "Kiedy kolejny rozdział?" No cóż, właśnie się doczekałaś.
Dziękuję za komentarze, w ostatnim rozdziale były tylko dwa, to naprawdę wspiera wyobraźnię biednej dziewczyny, która nie ma co robić, bo chce już iść do liceum.
Dzięki wielkie, 
Wasza Hanare

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Pół roku później.


Spojrzałem na zegarek. Dziesięć minut temu powinienem być w domu, lecz zakupy potrwały dłużej niż zamierzałem. Hanare się wścieknie. Zadrżałem, wspominając jej poprzednie napady złości. No tak, musiała ją przecież na kimś wyładować... Na Sorze nie mogła, zarzekała się, że jest jeszcze dzieckiem.

Obładowany torbami z rzeczami dla dziecka, kartonem z łóżeczkiem pod pachą, szybkim krokiem zmierzałem w stronę swojego mieszkania. Spiesząc się, nie poczułem, jak jedna z reklamówek pęka. Na ziemię wysypały się warzywa, owoce i inne produkty.
- Cholera... - jęknąłem. Jak ja to wszystko zaniosę do domu? Chciało mi się z tego powodu płakać. Westchnąłem głęboko, zbierając marchew i mandarynki. Ułożyłem je w jedną kupkę. Pękniętą siatkę związałem. Wrzuciłem do niej to, co wypadło. Podnosząc się z ziemi, wpadłem na pewien pomysł. Ułożyłem dłonie w pieczęć Kage Bunshin no Jutsu. Po chwili pojawił się mój klon, któremu kazałem wziąć część zakupów. Tak obładowani, ruszyliśmy z zaśnieżonej ulicy. Z nocnego nieba znów zaczął spadać biały puch. Spojrzałem w górę. Jeden z płatków osiadł mi na nosie. Kichnąłem. No tak, jest grudzień, to normalne, że pada śnieg. Nagle usłyszałem, jak ktoś mnie woła:
- Kakashi! Kakashi, zaczekaj!
Odwróciłem się.
W moją stronę biegł Minato. Na policzkach miał dorodne rumieńce.
- Dobry wieczór, sensei.
- Cześć. - przywitał się zadyszany. Przeniósł wzrok z mojej twarzy na torby. - Z tego co widzę, jesteś nieźle obładowany.
- No, tak jakoś... - odruchowo chciałem się podrapać w tył głowy, w ostatniej chwili przypomniało mi się, że pod pachą mam sporej wielkości karton. - To przez Hanare.
Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Czyli aż tak źle? - wziął od klona dwie reklamówki - Nie patrz tak na mnie! Trochę ci ulży.
Pokręciłem głową.
- Czyli nie zauważyłeś... - odparłem, poprawiając pudło. - Skoro tak, to zaraz zauważysz.
Odwróciłem twarz w stronę światła padającego z latarni. Pod prawym okiem miałem limo wielkości śliwki.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Czyli nie tylko Kushina miała charakterek, twoja żona jest taka sama! - powiedział, śmiejąc się.
Udał się ze mną do domu. Wkrótce stanęliśmy pod drzwiami. Przekręciłem gałkę i weszliśmy do środka. Włączyłem światło. Rozejrzałem się po przedpokoju.
- Kochanie, wróciłem! - oznajmiłem. Odpowiedziała mi cisza. Czyżby nikogo nie było w domu?
Usłyszałem kroki. Z kuchni wyszła Hanare. Była wściekła. Tak wściekła, że jej brązowe oczy zmieniły barwę na żółtą z pionowymi źrenicami. Zmartwiło mnie to, ponieważ czakra Dwuogoniastego coraz częściej mieszała się z czakrą Hanare.
- Co tak długo!? - warknęła, kładąc dłonie na biodrach.
- Przepraszam... - zacząłem - Torba pękła i...
- Nie kłam, Kakashi! - zbliżyła się do mnie.
- Ale naprawdę...
Westchnęła. Zajrzała do toreb, które postawiliśmy na stoliku. Po chwili zaczęła się trząść. Może znów ma tę swoją "huśtawkę"? Nie, to nie było to.
- Nie kupiłeś mleka. - powiedziała.
- Kupiłem. Na pewno. - nie byłem wcale tego pewien, ale wolałem grać na zwłokę.
- Nie kupiłeś.
Przeraziłem się. Jak ja mogłem zapomnieć o mleku? Spanikowany rozejrzałem się w poszukiwaniu Minato. Nie było go, a drzwi były zatrzaśnięte. Niewdzięcznik zwiał. Przełknąłem ślinę.
- Zamiast niego pewnie kupiłeś jedną z tych swoich durnych książek. - oparła się o ścianę.
-  Masz rację, byłem w księgarni, ale nie po moje... moje "Eldorado", nie kupiłem książki dla siebie, tylko... - mruknąłem. Nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować.
- Tylko co? - zmrużyła ze złości swoje żółte oczy.
- Kupiłem książkę dla dziecka. Taką cieniutką, z wierszykami. - mówiąc to, wyjąłem ją z reklamówki.
Gdy Hanare ujrzała książeczkę, cała złość jej minęła, a oczy odzyskały dawny kolor. Uśmiechnęła się.
- Przepraszam. Przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie za to mleko.
Podszedłem do niej. Objęła mnie, kładąc głowę na ramieniu. Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Nic się nie stało. - odparłem, kładąc dłoń na jej pokaźnym brzuchu.

~*~


Miesiąc później.


- Kakashi! - krzyczała Hanare, podczas gdy ja wieszałem pranie. - Kakashi, chodź tu! Szybko!

Rzuciłem wszystko na ziemię i pobiegłem do kuchni. Moja żona stała po środku kuchni, trzymając się krzesła.
- Ja... ja chyba rodzę! - krzyknęła. Złapał ją potężny skurcz.
Ja natomiast stałem jak głupi, patrząc na nią. Rusz się, idioto, pomyślałem. Przestąpiłem parę kroków wprzód. Hanare spojrzała na mnie z bólem. W końcu się opanowałem i wziąłem ją na ręce. Hanare wtuliła się we mnie, raz po raz jęcząc.
- Spokojnie, kochanie, spokojnie. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - pocałowałem ją w czoło, biegnąc w ciemną noc.
Pięć minut później byliśmy już w szpitalu. Od razu pojawiła się pielęgniarka, która zaprowadziła nas do jednej z sal. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Tsunade. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, po czym przeniosła wzrok na Hanare.
- Jak mniemam rozwiązanie. - powiedziała, pomagając mojej żonie przenieść się na łóżko.
Usiadłem na krzesełku obok. Wziąłem Hanare za dłoń.
- Kakashi, ty będziesz podtrzymywał pieczęć. - oznajmiła Ślimacza Księżniczka. - Poza tym jednym w niczym innym mi nie pomagaj, rozumiesz? - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
Przytaknąłem. Jeszcze tego by brakowało, by ją zdenerwować. Kobieta podeszła do Hanare. Kazała jej się przekręcić na bok. W dłoni trzymała strzykawkę z jakimś przezroczystym płynem.
- C...Co to jest...? - jęknęła Hanare.
- Znieczulenie. Po tym nie będzie cię tak boleć, kochana. - odparła Sanninka, wkłuwając igłę.
Moja żona, a niedługo i matka, syknęła z bólu.

~*~


Godzinę później rozległy się przeraźliwe krzyki mojej żony. Serce mi pękało na widok jej cierpienia. Nigdy bym nie pomyślał, że urodzenie dziecka jest takie skomplikowane.

- Boli,do cholery! Boli! - wrzasnęła, zaciskając palce na prześcieradle. Otarłem jej pot z czoła.
- Skup się! - warknęła Tsunade, tym samym sprowadzając mnie do pionu. - Chyba nie zapomniałeś, co się wydarzyło trzynaście lat temu?
- Nie. - odparłem krótko. Przed oczami stanął mi szalejący Nibi niszczący Konohę. Potrząsnąłem głową. Nie mogłem dopuścić, by sytuacja się powtórzyła, dlatego skupiłem się na podtrzymaniu pieczęci. Podczas  tych długich dziesięciu miesięcy, znak na brzuchu Hanare słabł z każdym dniem. Utrzymanie tej niesamowitej ilości czakry wymagało niezłego skupienia.W tej chwili nie czułem jeszcze zmęczenia, lecz wiedziałem, ze wkrótce się pojawi. Nagle spostrzegłem, że pieczęć zaczęła się otwierać. Powtórnie ją zamknąłem. Cholera, chyba nie dam rady.
- Musisz... - jęknęła Hanare - Musisz... Dla naszego dziecka...
Spojrzałem na nią. Wzrok miała pełny determinacji i wiary we mnie.
- Dasz radę...
Na nowo poczułem w sobie siłę. Ze zdwojoną mocą podtrzymywałem pieczęć. Tak, już niedługo to wszystko się skończy, już niedługo, myślałem.

~*~ 


Pół godziny później usłyszałem płacz noworodka. Odwróciłem głowę, ale nikogo nie ujrzałem. Płacz jednak ciągle było słychać. Nagle ni stąd ni zowąd obok mnie pojawiło się małe zawiniątko. Zdołałem ujrzeć tylko maleńki nosek i rączki, ponieważ Tsunade trzymająca moje nowo narodzone dziecko, położyła je na łóżku obok Hanare.

- Gratuluję silnej i zdrowej dziewczynki. - powiedziała, uśmiechając się do żony.
Odetchnąłem głęboko. W końcu zostałem ojcem. Pytanie tylko, czy sobie poradzę w tej roli?
- Możesz być z siebie dumny, kakashi. - wyznała Tsunade, po czym wyszła z sali, a ja zamknąłem pieczęć Hanare do końca. Na wszelki wypadek zabezpieczyłem ją jeszcze.
- Jest strasznie do ciebie podobna. - powiedziała cicho Hanare, uśmiechając się słabo.
Usiadłem obok niej,spoglądając na noworodka.
- Jaka tam podobna, dziecko jak dziecko. - wzruszyłem ramionami. - Jak dla mnie, to wszystkie dzieci w takim wieku są jednakowe.
Przyglądałem się kępce szarych włosów. Może faktycznie jest do mnie podobna? Gdy tak rozmyślałem nad podobieństwem, mała spojrzała na mnie. 
- Kochanie, czemu ona ma niebieskie oczy? - spytałem. To był zaskakujący widok. Tym bardziej, że oboje z Hanare mieliśmy ciemne oczy. Zachodziłem w głowę skąd ten błękit.
Hanare zaśmiała się cicho.
- Wszystkie malutkie dzieci mają niebieskie oczy. - odparła - Nawet ty nie stanowiłeś wyjątku od tej reguły, Kakashi.
Ciężko mi było w to uwierzyć, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
Siedzieliśmy w milczeniu, ciesząc się pojawieniem dziecka. Słowa naprawdę nie były potrzebne, czuliśmy się dobrze we własnym towarzystwie, po prostu byliśmy szczęśliwą rodziną.
Za oknem robiło się coraz jaśniej. Wstałem, by je zamknąć. Nie chciałem, aby któraś z najbliższych mi osób zachorowała. Spojrzałem na śnieg spadający z nieba. Tak, luty w tym roku był wyjątkowo mroźny.
- Kakashi, jak jej damy na imię? - spytała Hanare.
- Nie wiem... Może Yuki? - zaproponowałem. Nie byłem pewny, czy to dobre imię, ponieważ w tym momencie przypomniał mi się ten koszmar.
- Yuki to śliczne imię, pasuje do niej. - odparła.
- A więc Yuki. - oby to imię nie okazało się pechowe.
Podszedłem do Hanare, która z każdą chwilą była coraz bardziej zmęczona. No tak, w końcu nie co dzień rodzi się dziecko...
- Weźmiesz ją, Kakashi? Muszę odpocząć... - spojrzała na mnie wyczekująco. 
- Oczywiście. Zaopiekuję się małą. - powiedziałem, biorąc Yuki na ręce. Zaczęła cichutko kwilić. - Cicho, cichutko. - szepnąłem, delikatnie ją przytulając. Uspokoiła się.
- Nakarmisz ją, jak będzie głodna? - spytała Hanare, zasypiając.
- Jasne, że tak. Nie martw się.
- Ale mimo wszystko...
- Jestem jej ojcem, co może się stać?
Nie odpowiedziała mi. Zasnęła, a Yuki patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami.
- No i sama widzisz, zostaliśmy sami. Ty i tatuś. - powiedziałem do niej cicho.
Mimo nieprzespanej nocy, nie czułem zmęczenia, a nawet gdybym czuł, to i tak nie mógłbym zasnąć. Ktoś musiał pilnować małej. Usiadłem w fotelu. Yuki spoglądała w ciemny sufit zupełnie, jakby coś tam widziała. Może zauważyła tam coś, czego my, dorośli nie potrafiliśmy dostrzec? Kto wie?
- Co tam takiego widzisz, mała, co? - zagadnąłem - Co tam jest takiego ciekawego?
Wiedziałem, że mi nie odpowie, czytałem jednak, że z dziećmi trzeba rozmawiać od samego początku. Słyszałem też, ze nie powinno się długo ich nosić na rękach. Dlatego położyłem Yuki w łóżeczku, a sam z powrotem usiadłem na fotelu. Zamknąłem oczy, licząc na to, że trochę się zdrzemnę. Jednakże nie dane mi było spać, ponieważ Yuki zaczęła płakać. Podniosłem się i zacząłem szukać mleka w proszku. Nie chciałem budzić Hanare, już i tak była wykończona, po co jeszcze ją męczyć. Poradzę sobie. Mała płakała coraz głośniej.
- Wiem, że jesteś głodna, królewno. Tata zaraz cię nakarmi. - powiedziałem, szperając w szafkach. - Tylko muszę znaleźć to cholerne mleko... - dodałem cicho.
Szukałem tego pojemnika wszędzie - w torbie, którą przyniósł Sora, pod łóżkiem, po prostu wszędzie. I nie znalazłem go. Spojrzałem na swoją córeczkę. Zrobiła się cała czerwona od krzyku. Poddałem się w końcu i wyszedłem na korytarz. Udałem się do pokoju pielęgniarek, w którym na szczęście ktoś był.
- Przepraszam... - zacząłem - Potrzebuję pomocy.
Jedna z sióstr podeszła do mnie, uśmiechając się.
- Coś się stało, Czcigodny Hokage? Coś z Hanare - sama?
Pokręciłem głową.
- Nie. Nie mogę znaleźć mleka dla Yuki, a nie chcę niepokoić żony. I tak już wiele przeszła.
Kobieta ledwo ukryła śmiech.
- Czyli to pana dziecko tak płacze? - zapytała.
- Tak, to Yuki. Ciekaw jestem, po kim ma tyle pary w płucach.
Weszliśmy do sali. Hanare się nie obudziła, Yuki płakała cały czas.
- No już, poczekaj chwilkę. - szepnąłem - Za chwilę dostaniesz jeść.
Okazało się, że mleko stało pod szafką nocną, a ja go nie zauważyłem. Poczułem się jak idiota. Tak, niezły początek, nawet dziecka nie potrafię nakarmić.
Pielęgniarka pokazała mi, jak przygotować mleko i jak trzymać dziecko podczas karmienia.
- Przez pierwszy miesiąc należy dawać małej dwadzieścia mililitrów, a z czasem należy zwiększać dawkę. - poinformowała mnie na koniec.
- A czy to nie będzie za mało? - zapytałem. Obawiałem się, że Yuki karmiona mlekiem w takiej ilości, będzie ciągle głodna.
- Nie, nie będzie za mało, proszę mi uwierzyć. Aha, jeszcze jedno. Jakby pan, dziecko lub Hanare potrzebowali pomocy, proszę śmiało pytać. - po tych słowach wyszła z pomieszczenia.
Chwilę później Yuki piła mleko z butelki. Po tym zrobiła się senna, więc zacząłem ją usypiać na fotelu. Nuciłem jej cicho, a ona wsłuchiwała się w mój głos. Chyba jej się podobał. Zasnęła, gdy było już zupełnie jasno. Spojrzałem na zegarek. Wpół do dziesiątej. Ziewnąłem. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo się nie wyspałem. Pod oczami na pewno miałem worki. Wstałem niechętnie i położyłem Yuki do jej prowizorycznego łóżeczka, po czym wróciłem na fotel, zwinąłem się w kłębek i po chwili zasnąłem.

9 komentarzy:

  1. nononoonono *__*
    Fajne to twoje opowiadanie. No to ojczulek przekona się, jak to jest mieć dziecko, jak to jest nie przespać całej nocy, a w później jak będzie szczypać drapać i znęcać się psychicznie nad człowiekiem.Uwierz mi ja to przeżyłam:D z siostrzyczką hmm.. fajne imię w sumie bardzo ciekawy dział ahh.. mandaryna to jest coś xdd dobrze życzę dużo weny i czekam dalej
    Martusia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że ja też coś niecoś o tym wiem, mam małego diabelskiego kuzyna,który zalał mi łazienkę. I tak, ja też lubię mandarynki *_*.

      Usuń
  2. Miałam racje, miałam racje, to ja miałam racje... czas wykonać taniec szczęścia.. um na na na na na na... oł oł um na na na na na na!!! Kakaś ojcem... Hanare matką... Yuki ich córką... Sora jej wujkiem... O ludu odbija mi na wieczór XD Rozdział bardzo ciekawy... Teraz żałuje, że Kakashi nigdy nie śpiewał w anime T.T Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, miałaś rację! Nie ma to jak intuicja Dżeli... Hahaha, tańcz sobie tańcz, kochana.
      Ja też żałuję, że Kakaś nie śpiewał w anime.
      A co do tańca to sama bym zatańczyła, ale nie chcę, by podglądali mnie sąsiedzi z bloku naprzeciwko, który jest oddalony, może o jakieś dwadzieścia metrów. Dlatego to sobie daruję.

      Usuń
  3. Ja nie moge sobie wyobrazić Kakashiego z dzieckiem xD Ale teraz będzie walczył :D Yuki fajne imię dla córeczki :D Ja też chce miec córeczkę :D
    Rozdział zajebisty i zajebiście mi się go czytało :D
    Dziekuję za dedykację :*

    A c do pytania tak chce być kochanką albo zona Minaciora xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie też nie, ale jakoś nie miałam serca zostawić go na lodzie (początkowo rozdział miał się inaczej skończyć, ale stwierdziłam, że nie zrobię tego Kakasiowi). A co do imienia, to wybrałam je ze względu na kolor włosów, a przecież "Yuki" oznacza śnieg.
      Co do Ciebie, to coś wymyślę.
      Cieszę się, że podobała Ci się notka, bo ja nie jestem z niej do końca zadowolona.

      Usuń
  4. hehe ah te zakupy mogą doprowadzić człowieka do szału xd
    przez jakieś mleko i wielkie kłopoty i biedna Hanare co musiała przeżywać na tej porodówce. hehe polecam to obejrzec http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=hr8ToNoxLwo&t=286
    czekam na kolejny rozdział, akurat ten mi się podobał. powodzenia przy kolejnym pisaniu ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. upss sorki chciałam wstawić link "niekryty krytyk-skąd się biorą dzieci?" ale coś niepykło chialam dać taki fajny moment co śmiesznie opowiada jak mamusie przeżywaja koszmar na porodówce xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak tematyczny videoclip z youtube zawsze spoko ;)

      Usuń

Reklama

CREATED BY
Mayako