8/18/2013

18. "Broken promise". Lepszy powrót.

 Dedykacja dla Mary, Hany, Dżeli i Natki za takie wspaniałe komentarze.
Mam podły humor, ponieważ wczoraj uśpiłam kota.
Rozdział - beznadziejny moim zdaniem, ale ocenę pozostawiam Wam.
To tyle.
_____________________________________________________

Kolejny dzień. Kolejna butelka sake. Kolejny zmarnowany dzień. Spojrzałem pustym wzrokiem na kieliszek znajdujący się przede mną. Do połowy był wypełniony trunkiem. Chwyciłem go, uniosłem do ust, po czym wypiłem zawartość. Alkohol przyjemnie zapiekł w gardle. Westchnąłem. Rzuciłem kieliszek, który rozbił się o ścianę. Po co ja to wszystko robię, pomyślałem, po co jeszcze żyję? Przecież wszystko straciłem. Tak, nie pozostawało mi nic innego, tylko zapić się na śmierć. Wstałem niechętnie z podłogi i podszedłem do barku. W środku była tylko jedna butelka sake.

- Trzeba będzie uzupełnić zapasy... - mruknąłem niewyraźnie. Odkręciłem butelkę. Znów się napiłem. Mówili, że alkohol to nie jest lekarstwo. Mieli rację, ale co innego mogłem zrobić? Wypiłem do dna. Opadłem bez sił na kanapę, w lewej dłoni trzymając pustą flaszkę. Zamknąłem oczy, oddychając głęboko. Nie, to wszystko naprawdę nie miało żadnego sensu...
Nagle zrobiło mi się niedobrze. Zerwałem się na nogi i popędziłem do łazienki. Szarpnąłem drzwi, prawie je wyrywając z zawiasów. Pochyliłem się nad muszlą, wymiotując. Z każdą chwilą w moim organizmie było coraz mniej trucizny. Jedna torsja goniła drugą. W końcu osunąłem się bez sił po ścianie. Oparłem rękę o sedes, na niej położyłem głowę. Wkrótce zasnąłem.

~*~


Poczułem, że ktoś mną potrząsa. Uniosłem powieki. Ujrzałem nad sobą swojego brata, Sorę. Był wściekły. Podniosłem się niechętnie. Zatoczyłem się. No tak, w krwi nadal był alkohol. Spojrzałem na chłopaka mało przytomnie. Patrzył na mnie z nieukrywanym obrzydzeniem.

- Długo jeszcze zamierzasz tak żyć? - warknął.
Przełknąłem ślinę.
- O co ci chodzi...? - zapytałem, mrużąc oczy. - I od kiedy się tak o mnie martwisz...?
Prychnął.
- Jestem twoim bratem, głupku, to chyba normalne. - pokręcił głową.
- Niech ci będzie. Nie zamierzam się z tobą kłócić. - odparłem, po czym wyszedłem z łazienki.
Udałem się do kuchni. Zlew pełen był brudnych naczyń, obok kosza na śmieci stały puste butelki po sake. Westchnąłem. Otworzyłem lodówkę. W środku nie było nic prócz marnego kawałka sera, dwóch jajek i jakiejś dziwnej pleśni w rogu. Nie ma to jak mieć w domu grzyba...
Zatrzasnąłem drzwiczki i usiadłem ciężko na taborecie. Sora przysiadł naprzeciwko.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, Kakashi. - zaczął - Naprawdę zamierzasz tak żyć? W tym chlewie, pijąc cztery butelki sake dziennie? Nie słuchałem go. Gówniarz będzie mi prawił kazania...
- Nie ma nic do żarcia... - powiedziałem.
- A czyja to wina? - zapytał Sora. - To nie ja jestem pijakiem! - krzyknął.
Uderzyłem pięścią w stół. Nie, nie będę tego słuchał, nie ma mowy. Wstałem, założyłem maskę i poszedłem się przebrać. Musiałem się przejść, odetchnąć. Naciągnąłem na siebie czystą koszulkę, na nią bluzę i zieloną kamizelkę jounina. Do tego jeszcze płaszcz Hokage. Zszedłem do przedpokoju, założyłem buty i po chwili już mnie nie było.

~*~


Udałem się do parku. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod nogami. Powolnym krokiem szedłem przed siebie. W oddali widziałem budynek szpitala. Czy Hanare nadal żyła? I co z Yuki? Na samą myśl o nich łzy popłynęły mi po policzkach. W ostatnim czasie dużo płakałem. A czyja to była wina? Moja. Tylko moja. Zmrużyłem oczy. Przed szpitalem stał Minato trzymający wózek, w którym bez wątpienia leżała moja mała córeczka. Minato - sensei zajął moje miejsce. To ja powinienem wozić teraz Yuki. To ja powinienem przy niej być, nie on! Zagotowało się we mnie. 

Nie zastanawiając się długo, pobiegłem w kierunku blondyna. Całą czakrę przeniosłem w stopy. Po chwili pędziłem niczym błyskawica. Nic dziwnego, że po zaledwie piętnastu sekundach znalazłem się przy Namikaze.
- Dzień dobry, Minato - sensei. - przywitałem się chłodno.
Odwrócił się. Mężczyzna uśmiechnął się życzliwie.
- Witaj, Kakashi. - odparł. Po chwili uśmiech znikł z jego twarzy.
- Co ty tu robisz? - zapytałem, nie bawiąc się w ceregiele. 
- Nie widzisz? Zajmuję się twoją córką, bo jej biologiczny ojciec się nią nie interesuje. - powiedział to, jakby nic sobie nie robił z mojej obecności.
- Odejdź stąd! - warknąłem, podchodząc do niego. Nic nie zrobił. Stał tylko przed wózkiem Yuki, patrząc na mnie przymrużonymi oczami.
- Odsuń się od mojej córki, Namikaze! - złapałem go za kamizelkę.
- Nie oddam dziecka w ręce nietrzeźwego człowieka. - powiedział.
- Czy ty sugerujesz, że jestem pijany? - zapytałem. Może i byłem podchmielony, ale nigdy bym nie zrobił krzywdy własnemu dziecku!
- Może i sugeruję. - odparł zwięźle.
- Nigdy bym nie skrzywdził własnego dziecka! Zrozum mnie! Hanare... - zacisnąłem szczęki. Mężczyzna podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na niego. Znów się uśmiechał.
- Nie myśl o tym. - powiedział - Zamiast tego lepiej się przejdźmy. Chyba nie chcesz, by Yuki się przeziębiła, gdy by stoimy na mrozie, co?
Pokręciłem głową.Odeszliśmy spod budynku szpitala. Idąc, w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Udaliśmy się do jednej z licznych herbaciarni w Konoha. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Podeszła do nas jedna z kelnerek, zamówiłem czarną herbatę z dodatkiem liści hibiskusa. To była moja ulubiona. Minato natomiast zamówił senchę z delikatną nutką brzoskwini.
- Czyli to prawda... - zagaił Namikaze. Do ręki wziął jedno z ciasteczek ryżowych, które rozrywał na małe kawałeczki. Gdy przyniosą herbatę, wrzuci te okruchy do kubka.
- Co takiego? - myślami byłem zupełnie gdzie indziej.
- Hanare cię spławiła. - mruknął. 
- Skąd wiesz? - zapytałem, nie patrząc na niego. Wieści w Konoha naprawdę szybko się rozchodziły.
- Tsunade mi powiedziała. Wcale nie musiałem nikogo pytać, sama zaczęła ten temat. - podrapał się po głowie. - Martwi się o ciebie. Gdy usłyszała, że pijesz...
Uniosłem brwi. Skąd ona o tym wiedziała? No tak, Sora. Ten gnojek zawsze musiał wszystko wypaplać... Zacisnąłem palce na kolanie. Chłopak był co prawda moim bratem, ale to nie znaczy, że ma prawo wtrącać się w moje sprawy. To samo tyczy się Tsunade.
- Ale wiesz, problem tkwi w tym, że nie tylko oni się o ciebie boją. W wiosce krąży plotka, że sobie nie radzisz jako Hokage. Starszyzna zastanawia się, czy nie wybrać szóstego...
Napiłem się herbaty, po czym pochyliłem się w stronę blondyna.
- Powiem ci tylko jedną rzecz, sensei. - rozejrzałem się. Nie chciałem, by ktoś nas podsłuchiwał. - Gówno mnie to wszystko obchodzi. Niech robią, co chcą. Na moje mogą nawet wygnać mnie z wioski, jeżeli takie rozwiązanie by im pomogło. W końcu dla swojej durnej reputacji zrobią wszystko. Homura i Koharu zawsze tacy byli. Taka jest prawda. - dodałem.
- Ale... Co z twoją rodziną.? - zapytał o wiele głośniej, niż należało. W herbaciarni od razu zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Tego tylko brakowało.
- Ja nie mam rodziny. - powiedziałem sucho. Wyjąłem z kieszeni spodni banknoty, które położyłem na stolik. - Kelner, rachunek! - zawołałem. Przybiegła do nas ta sama dziewczyna. Stała obok na trzęsących nogach, bojąc się odezwać.
- Na... Należy się sto osiemnaście r - ryo... - odparła cichym głosem.
- Dziękuję, reszty nie trzeba. - warknąłem. Wstałem i wyszedłem z herbaciarni, czując na sobie wzrok pozostałych.

~*~


Pakowałem się, nie zdając sobie sprawy z tego, co robię. Jeszcze tej nocy zamierzałem opuścić Konohę. Po co miałem żyć w wiosce, która mnie znienawidziła? Po co miałem żyć w miejscu, gdzie wszystko straciłem? Wrzucając do plecaka koszulki, spodnie i bieliznę, nie czułem nic oprócz pustki. Byłem już obojętny na wszystko. Nawet na to, że miałem córkę. Nawet nie pożegnałem się z Yuki. Trudno, będzie musiała wychowywać się bez ojca, bo ja do Konoha nie wrócę już nigdy. Pora zacząć nowy rozdział w życiu, a stary skończyć. Zamierzałem wziąć ze sobą jeszcze nasze wspólne zdjęcie, które zostało zrobione tuż po narodzinach Yuki. Chociaż to będzie mi o niej przypominało. Zabrałem też swoje ukochane książki. Musiałem przecież mieć jakąś rozrywkę. Zamknąłem plecak. Do kieszeni wrzuciłem parę kunai. Uzupełniłem też zapas shurikenów. W końcu zawsze można napotkać wroga. Tak przygotowany wyszedłem z domu. Nawet nie zamykałem go na klucz. I tak nie zostawiłem w nim nic wartościowego. W oddali widziałem bramę wioski. Nikt jej nie pilnował. I dobrze, przynajmniej nikt mnie nie zatrzyma. Pobiegłem w jej kierunku. Pędziłem przed siebie, nie zwracając na nic uwagi i przekroczyłem bramę jakby nigdy nic. Nie czułem się jak zdrajca, o nie. W ogóle nic nie czułem. Ojciec zawsze mi powtarzał, bym dbał o rodzinę i przyjaciół, a odwdzięczą się tym samym. W tym problem, że to tak nie działa, bynajmniej nie do końca. Kiedy próbuję ich chronić, oni mnie odtrącają. Nie, to naprawdę tak nie działa.


~*~


Księżyc doskonale oświetlał drogę. Jeszcze jakiś kilometr i dotrę do granicy. A potem do Suna albo jeszcze dalej. Zobaczymy, gdzie mnie nogi poniosą. Jednak najpierw musiałem odpocząć. Od ładnych paru godzin byłem w drodze, w ogóle się nie zatrzymując. Byłem zmęczony, potwornie chciało mi się spać. No i na moje szczęście ujrzałem malutki domek. Najprawdopodobniej był to magazyn z drewnem. Przyspieszyłem, mając nadzieję, że zostały w nim jakieś drwa. Otworzyłem drzwi od chatki. Poszukałem włącznika światła. Po chwili wnętrze rozświetliło się słabym światłem jednej tylko żarówki. Lepsze to niż nic. Domek miał tylko jedną izbę. W prawym rogu leżał mały stos polan. Obok był mały piecyk. Zapaliłem go. Uśmiechnąłem się. A więc nie spędzę zimnej nocy. Mój nastrój polepszył się, gdy zobaczyłem łóżko polowe. Materac był podziurawiony, zapewne przez mole, a do tego na bank zawierał niezliczoną ilość pluskiew.

Usiadłem. Rama łóżka niebezpiecznie zatrzeszczała pod moim ciężarem. Obawiałem się, że pęknie. Naparłem na nie. Znów zatrzeszczało, ale nie zarwało się. Czyli można się położyć. Położyłem się delikatnie, po czym przymknąłem oczy. Krótka drzemka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Myśląc o tym, uśmiechnąłem się delikatnie.

~*~


Obudziłem się jakiś czas później, a to przez te cholerne pluskwy. Jedna z nich ugryzła mnie w dość "osobiste" miejsce. Powstrzymałem chęć, by się podrapać. Zerwałem się z łóżka, ściągnąłem spodnie, po czym zacząłem je tłuc o podłogę. Z nogawki wypadł jeden malutki, czarny robaczek. Wzdrygnąłem się. Żeby coś takiego buszowało w moich gaciach... Koszmar.

Spojrzałem krzywo na łóżko. Przebrzydłe pluskwy... Musiałem się wynieść z tego domku jak najszybciej, kto wie ile jeszcze podobnego świństwa. Zebrałem wszystko, zgasiłem płomień w piecyku i czym prędzej wybiegłem. Szedłem powolnym krokiem w stronę strażnicy, gdy nagle zwymiotowałem na środku drogi. Zacząłem się pocić i mieć dreszcze. Do tego jeszcze spadła mi temperatura. Powtórnie zwymiotowałem. Pojąłem, że zatrułem się alkoholem. Zacząłem panikować, choć to do mnie niepodobne. Jeżeli zemdleję w takim miejscu... Kazałem mózgowi się włączyć. Przeszukiwałem cały swój zasób w poszukiwaniu informacji o zatruciu alkoholem etylowym. Co się w takich sytuacjach robi? No tak, podaje dużą ilość płynów, ale nie kawy bądź herbaty, tylko wodę, ale gdzie ja ją teraz znajdę? Nagle mnie olśniło. Jeżeli piłem dziś herbatę, to jest gorzej niż mi się wydawało. Zobaczyłem mroczki przed oczami. Nie zdążyłem nic zrobić, a już leżałem na śniegu. Po chwili odpłynąłem.

~*~


- Kakashi - sensei! Obudź się! Kakashi - sensei! - usłyszałem nad sobą znajomy głos. Zamrugałem, po czym otworzyłem powoli oko. Nade mną pochylał się nikt inny jak Naruto. Miał nietęgą minę. Widocznie się o mnie bał.

- Nic mi nie jest, głupku... - odparłem. Uniosłem się powoli. Czyjeś silne ręce asekurowały mnie od tyłu.
- Sakura, daj Kakashi'emu wody. - zalecił Minato. Dziewczyna wręczyła mi litrową butelkę. Zsunąłem maskę i zacząłem łapczywie pić. Nie przejmowałem się, że zobaczą moją twarz, w tej chwili najważniejsza była woda. Wysączyłem butelkę do dna.
- Dziękuję... - odparłem chrapliwym głosem. Wstałem z małą pomocą Namikaze. Wszyscy patrzyli na mnie z wyrzutem.
- Kakashi, coś ty najlepszego chciał zrobić...? - zapytał z niedowierzaniem Minato.
Podrapałem się po głowie. Co miałem mu odpowiedzieć? To, że opuściłem wioskę, bo już nikomu nie byłem potrzebny? To, że straciłem rodzinę? Czy może jedno i drugie?
- Nieważne. - blondyn machnął ręką. - Wracamy do wioski. Tsunade musi cię zbadać.
- Ale kiedy... - zacząłem.
- Nie dyskutuj ze mną. Wracasz do Konoha. Koniec kropka. - zrozumiałem, że cała trójka zawlokłaby mnie tam siłą. Na nic zdałyby się moje protesty.
- Hanare pytała się o ciebie. - powiedziała Sakura - Ma wyrzuty sumienia, że cię tak potraktowała. Chce, żebyś wrócił do wioski.
Zadrżałem. Może jednak jest jakaś szansa na lepszy powrót?

~*~


Po nieudanej kłótni z Tsunade, która kazała zostać mi przez tydzień w szpitalu, dałem sobie ze wszystkim spokój. Co ma być, to będzie. Ślimacza Księżniczka potraktowała mnie nawet pięścią, mówiąc, że jestem kretynem. Uśmiechnąłem się. Byłem nim, ale uparcie nie chciałem się do tego przyznać. " Postradałeś zmysły, czy co!?" - wrzeszczała, podczas gdy ja znosiłem kolejne niecierpiące zwłoki badanie. Organizm miałem potwornie zatruty alkoholem. Przeżycie po prostu graniczyło z cudem. Chyba tylko miłość do żony i dziecka podtrzymywała mnie przy życiu.


~*~


Któregoś dnia odwiedziła mnie Hanare z Yuki na rękach. W ciągu tego tygodnia wiele się zmieniło. Mała stała się jinchuuriki, Trzeci został pochowany, a moja żona odzyskała dawną siłę. Na szczęście w mojej córeczce została zapieczętowana tylko połowa czakry demona. Druga natomiast nadal należała do Hanare. Konoha miała już trzech jinchuuriki. Jednakże i Yuki i Hanare miały pozostać tajemnicą. Nikt nie mógł się o nich dowiedzieć. Jeżeli ta informacja trafi w niepowołane ręce, to będzie koniec osady Konohagakure.

- Jak się czujesz? - zapytała mnie nieśmiało. Stała w pewnej odległości od mojego łóżka. Może bała się, że zaraz na nią wyjadę z krzykiem?
- Dobrze, a ty? - spojrzałem jej w oczy. Zarumieniła się delikatnie.
- O wiele lepiej, dziękuję. - odparła.
Przeniosłem wzrok na Yuki. Przez ten czas sporo urosła. Już nie była taka malutka, choć wciąż drobna. Hanare też na nią spojrzała.
- Tęskniła za tobą. Ilekroć brałam ją na ręce, zaczynała płakać. Nawet takie maleństwo odczuwało stratę... - mówiąc to, usiadła na krzesełku obok łóżka. Uśmiechnąłem się.
- Mnie też jej brakowało. - chciałem dodać, że Hanare też, ale w porę ugryzłem się w język. Jak by zareagowała, słysząc takie słowa?
- Chcesz ją potrzymać? - zapytała niespodziewanie.
Uniosłem brwi.
- A mogę? - teraz to ja się niepewnie czułem. Jeżeli zrobię jej krzywdę. Jeżeli zrobię krzywdę tak kruchej istotce... Nie wybaczę sobie tego.
- Oczywiście, głuptasie! - zaśmiała się - Przecież to twoja córka.  Podała mi ją bez słowa, ale wciąż z uśmiechem na ustach.
Spojrzałem na Yuki. W ciągu tego tygodnia bardzo się zmieniła. Przybrała na wadze, nawet buźka jej się zmieniła. Miała takie pulchniutkie policzki. Na dodatek jej błękitne oczy były teraz odrobinę ciemniejsze. Połaskotałem ją po brzuszku, a ona wyciągnęła się jak kot w moich ramionach. Wzruszenie chwyciło mnie za serce. 
- Moja córeczka... - szepnąłem. Byłem taki szczęśliwy.
- Chciałam cię przeprosić... - powiedziała cicho Hanare - Za moje zachowanie. Nie powinnam była cię odtrącać... I tym bardziej ci jej odbierać - tu wzrok skierowała na Yuki. - Jestem okropną matką, żoną tak samo...
- Przestań. - powiedziałem - Twoje odruch były całkowicie zrozumiałe. Chciałaś ją obronić, to wszystko. Sam bym tak postąpił, gdybym był na twoim miejscu. Naprawdę, instynkt macierzyński to cudowna rzecz... Nie ma chyba nic silniejszego, jak miłość matki do dziecka.
- Czyli nie jesteś na mnie zły? - zapytała.
- Nie. - odparłem - Nigdy nie jestem na ciebie zły.
Odetchnęła głęboko.
- Kakashi, może to głupio zabrzmi, ale... Czy mogę się do ciebie przytulić?
Spojrzałem na nią jak na idiotkę.
- Jasne, wskakuj. - mówiąc to, odchyliłem kołdrę. Hanare wsunęła się w nią. Przytuliła się do mojego ramienia.
- Tęskniłam za tobą... - szepnęła. - I przepraszam.
Nachyliłem się i pocałowałem ją delikatnie w czoło.
- Ja też...
Uniosła głowę, a wtedy nasze usta złączyły się w czułym pocałunku.
- Kocham cię. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
Zrozumiałem, że cokolwiek by się nie działo, żadna siła nie jest w stanie nas rozdzielić. 



Kurczę, zazdroszczę jej urody >.<

9 komentarzy:

  1. Nie obraziłam sie tylko prez kilka dni nie było mnie w domu i teraz nadrabiam zaległości :p

    Co do notki mmm nie mogę sie doczekać jak wkręcisz mnie w romans z Minaciakiem :D A co do rozdziału. Kakashi Alkohol to nie jest rozwiązanie :p Kakashi za szybko wybaczył Hanare, zła jestem na nią -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, rozumiem :D A ja się nie mogę doczekać kolejnego, ósmego rozdziału na twoim blogu. A co do alkoholu, to naprawdę nie jest rozwiązanie, a jeśli chodzi o Hanare, to sama już nie wiem. Kakashi po prostu ją kocha, może dlatego tak szybko jej wybaczył?
      A na romansik będziesz musiała jeszcze trochę poczekać, moja droga Hano.

      Usuń
  2. fajny rodział, podoba mi się, ucieszyło mnie to że Kakashi wrócił do Hanare i swojej córeczki i też na początku sie o niego martwiłam ze się upił ale jest już dobrze. życze ci powodzenia w kolejnym rozdziale xd
    a i mam prośbe, czy mogłabyś wstawić link (zdjęcie) Yuki jak już trochę urosła bo chce ją zobaczyć ^^
    i thx za dedyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też się cieszę, jednakże jestem trochę zazdrosna o niego (nie wiem, może to głupie, ale to prawda). I też się o niego martwiłam, chociaż sama to wymyśliłam...
      I nie dziękuj na dedykację.

      Usuń
  3. Łał.. *____*
    Jaka ta opowieść jest słodka. Bardzo się cieszę że w końcu sobie wszystko wyjaśnili i pogodzili się.
    Hmm.. co za człowiek :/ do lekarza to nie, a jak by się coś stało?
    Opowiadanie fajne czekam na next
    pozdrawiam twoja Marcia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co się dziwić, przecież to Kakashi Hatake, on już taki jest i nic nie poradzisz. Cieszę się, że moje opo Ci się podoba. Ale wiesz co, ja jestem taka sama jak on, też bym nie poszła do lekarza, nawet jakby mi się coś miało stać.
      A next dopiero za jakiś czas.
      Ja czekam na czwarty u Ciebie.
      Pozdrawiam
      Twoja Hanarcia :D

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebser Blog Award.
    Więcej informacji na moim blogu :

    http://kakashihatakelife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprszam ;c

      http://krystaliczne-lzy.blogspot.com/

      Usuń
  5. I wreszcie się pogidzili \(*,*)/

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako