2/24/2013

4. Misja - pułapka. Cz. II.

- Dzień dobry. - powiedziałem, siadając przy czajniku, w którym gotowała się woda na herbatę. - Jak minęła noc?
- Normalnie. - odpowiedział Sasuke
- Nudno. - mruknął Naruto
- Całkiem przyzwoicie. - powiedziała Sakura
- Dziwnie... - to ostatnie słowo wypowiedziała Hanare, czerwieniejąc.
- Co to znaczy, "dziwnie"? - zapytałem dziewczynę.
- No, dziwnie... - odparła Hanare - Widziałam kogoś... w nocy.
Dreszcz mi przeszedł po plecach. Czyli ona też ją widziała.
- Kogo? - zapytała Sakura.
- Mężczyznę. Przyglądał mi się jak ćwiczyłam techniki przy wodospadzie.
O nie... o nie... Czyli ta kobieta... to była Hanare! Super...
Zacząłem kręcić młynka palcami. Jak mam jej to powiedzieć? Przecież mnie za to zabije!
- Hanare... - zacząłem
- Co? - nalewała wody do kubka.
- Przepraszam... za to, że cię podglądałem w nocy... Przepraszam.
Czajnik spadł z łoskotem na ziemię, woda się wylała. Bałem się spojrzeć na dziewczynę. Bałem się jej reakcji. Co ze mnie za tchórz!? Powinienem stawić czoło przeznaczeniu, a nie od niego uciekać!
- Ty... HATAKE KAKASHI, ZABIJĘ CIĘ!!! - wrzasnęła
- To... to był przypadek... nic więcej... Hanare! - zacząłem się bronić.
Wycofywałem się powoli. Dziewczyna szła ku mnie szybkim krokiem, wyłamywając sobie stawy. W tym momencie przypominała mi wściekła Sakurę. Potknąłem się o wystający korzeń i runąłem na ziemię. Nie mogłem się bardziej cofnąć. Za mną było drzewo. Nie miałem gdzie uciec. Hanare wycelowała we mnie pięść, ale... nie oberwałem. Zamiast mnie, trafiła w drzewo.
- Tym razem ci daruję, ale to jeden jedyny raz. Jeżeli to się powtórzy...
- Nie, pewnie, że nie. Nie chcę cię denerwować. Przysięgam, że nigdy już tego nie zrobię. - przerwałem jej - Przysięgam.
- Mam nadzieję. - odparła krótko.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Jak tu zrozumieć kobiety? Nijak. Raz mają cię za kumpla, a następnej chwili pragną cię zabić. Gdzie tu jest logika? Wstałem i wróciłem do obozu. Zatrzymała mnie jednak Sakura.
- Ty naprawdę ją podglądałeś? - zapytała - Sensei...
- Sakura, skończ, dobra? Nie chcę o tym rozmawiać. - mruknąłem
Wkrótce zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wieczorem dotarliśmy do tej nieszczęsnej wioski. Budynki były zaniedbane, niektóre groziły zawaleniem. Na spotkanie wyszedł nam staruszek, chodzący o lasce.
- To wy jesteście tymi shinobi z Konoha? - zapytał drżącym głosem.
- Tak, proszę pana. Przyszliśmy rozwiązać sprawę niedoboru wody w waszej osadzie. - powiedziałem.
Staruszek spojrzał na horyzont, mrużąc oczy.
- Nadciąga burza piaskowa, lepiej tutaj nie stójmy. - powiedział - To będzie zła noc.
Zawiało piaskiem. Wszędzie słychać było przeraźliwe gwizdy wiatru. Poszliśmy za staruszkiem do jego domu. Z każdą chwilą wiało coraz mocniej. Po chwili we włosach i za kołnierzami mieliśmy mnóstwo piasku. Starzec otworzył nam drzwi i weszliśmy do rozwalającej się izby.
- Możecie przenocować u mnie na tę noc.
Usiedliśmy na podłodze, wsłuchując się w odgłosy burzy. Belki domu niebezpiecznie trzeszczały.
- Pewnie tego nie wiecie, ale my pobieramy, a raczej pobieraliśmy wodę ze studni głębinowych. Niestety, to nie wszystko. Brakuje jej nawet w sklepach. Wysłaliśmy apelację do Suna - gakure z prośbą o pomoc, ale nie odpowiedzieli do tej pory. - powiedział staruszek, napychając tytoń do fajki - Nasza wioska nie ma już wody od miesiąca.
- Dlaczego jej zabrakło? - zapytała Hanare -Przecież tak po prostu nie mogła zniknąć. Nie mogła ot tak wyparować!
- No nie mogła. Tu muszę się z tobą zgodzić, moje dziecko. Dlatego wysłałem list do Konoha, żeby  tamtejsi ninja rozwiązali tę sprawę. Chociaż jedna wioska potrafiła się przejąć losem naszej osady. - staruszek wypuścił z fajki kłąb dymu - Z każdym dniem jest coraz gorzej. Umierają dzieci i dorośli, starzy i młodzi. Jeżeli nam nie pomożecie, to nikt nie pomoże...
- Spokojnie, proszę pana. Po to tu jesteśmy, żeby rozwiązać ten problem. Nie pozwolimy zginąć kolejnym osobom. - powiedziałem twardo - Bynajmniej ja nie pozwolę. Mam już dosyć śmierci.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na jakiegoś bohatera. Oprócz tego, Naruto zaczął bić brawo. Ale sensacja, naprawdę. Powiedziałem tylko to, co leżało mi na sercu.
- Wow, Kakashi - sensei! - krzyknął - To było super. " Nie pozwolę zginąć kolejnym osobom, mam dosyć śmierci". Super...
- Dobra, dobra. Koniec. - mruknąłem, zbywając chłopaka ręką.

***


Siedzieliśmy tak długo, dopóki burza nie ucichła. Potem poszliśmy spać, nawet się nie myjąc, bo i tak nie było czym się umyć, więc poszliśmy brudni, drapiąc się po każdej części ciała. To było straszne, co spotkało mieszkańców wioski. Rankiem zeszliśmy na dół, wypiliśmy resztkę zimnej herbaty, zjedliśmy po suchej bułce i wyszliśmy na zasypaną ulicę osady. Wszędzie piach i piach. Aż do obrzydzenia.

- Dobra, teraz się rozdzielimy. Ja i Hanare pójdziemy na północ wioski, by poszukać  wskazówek. Naruto, Sasuke i ty, Sakura też zajmiecie się poszlakami, tylko w innej części osady.
Rozstaliśmy się po objaśnieniu wszystkich szczegółów. Hanare wpadła na świetny pomysł. Postanowiła, że najlepiej będzie dyskretnie przepytać mieszkańców. I tak zrobiliśmy.

W tym samym czasie.


- I co, macie coś? - zapytał Naruto pozostałą dwójkę.

- Nie, ale sam też mógłbyś pomóc, a nie tylko narzekasz. Taki z ciebie shinobi? - powiedziała Sakura - Jak się nie przyłożysz, to nic nie znajdziemy do wieczora.
Chłopak z niechęcią zaczął przyglądać się swoim butom.
- Co ty robisz, do cholery?
- Szukam wskazówek. - odpowiedział blondyn.
- Na swoich butach? Pogrzało cię? - Sakura nie kryła oburzenia.
- Zostaw tego młotka. Jak nie potrafi zrozumieć nawet najprostszych rzeczy, to trudno. - mruknął Sasuke.
- Zamknij się! - wrzasnął Naruto i odszedł.
Postanowił nie słuchać tego, co mówili. Odszedł w dal, burcząc pod nosem.
- Zasrany przydupas... Ja mu dam się ze mnie nabijać... Pewnie jak zwykle to ja będę musiał go ratować...
Chłopak zatrzymał się dopiero w górach. Usiadł na ziemi i rzucał przed siebie kunai. Tak długo nim ciskał, aż w końcu trafił w rurę, ukrytą pod ziemią. Woda pod ciśnieniem wystrzeliła w górę na trzy metry.
- O cholera! - powiedział głośno blondyn - Rozwaliłem wodociąg! Kurde blat, i co teraz?
Podbiegł do dziurawej rury i właśnie wtedy go olśniło. Miał przebłyski geniuszu, ale to się zdarzało rzadko i najczęściej w takich okolicznościach jak teraz.
- Ten rurociąg odprowadza wodę z wioski! - powiedział do siebie.
Pobiegł wzdłuż wodociągu, by zbadać dokąd prowadzi. Biegł i biegł, aż w końcu dotarł do rozwidlenia rur.
- Co tu się, do diabła, dzieje? - wrzasnął
Naruto wyjrzał zza zbocze góry. Krył się za nim budynek podobny do oczyszczalni ścieków.
- Muszę powiadomić Kakashi'ego!


Daliśmy sobie spokój z Hanare przepytywanie mieszkańców. Nie miało to sensu, bo każdy i tak mówił to samo. Siedzieliśmy na kamieniach, czekając na blondyna. Sakura i Sasuke wrócili pół godziny temu, a Naruto wciąż nie było.

- Gdzie on, do cholery jest? - zapytała Sakura, przeczesując z nerwów włosy.
Już miałem odpowiedzieć na jej pytanie, kiedy zza wzgórza wypadł Naruto.
- No w końcu. - powiedziała dziewczyna, patrząc wilkiem na chłopaka.
Blondyn podparł ręce na kolanach i sapiąc głośno, powiedział:
- Sensei... Już wiem, co się stało z wodą...
Spojrzałem na niego. Jak to wiedział? Nawet ja się nie domyśliłem, a Naruto tak? Chyba rzeczywiście nie był taki głupi na jakiego wyglądał.
- Ktoś ją ukradł! - powiedział głośno.
- Jak można ukraść wodę? - zapytała Hanare.
- Nie wiem, ale ktoś ją ukradł! Sam widziałem! Nic nie rozumiem...
Gdy tylko to powiedział, przeszedł mnie dreszcz. Niedobry dreszcz.
- Wracamy. - powiedziałem.
Pobiegliśmy w stronę wioski. Musieliśmy powiedzieć staruszkowi, czego się dowiedzieliśmy. Dotarliśmy w końcu do domu starca. Nic nie wskazywało na to, że podczas naszej nieobecności coś się stało. Otworzyłem powoli drzwi wejściowe i naszym oczom ukazał się straszny widok. Na środku pokoju leżały zwłoki staruszka. W jego plecach tkwił kunai z przyczepionym listem. Wyciągnąłem sztylet i przeczytałem na głos to, co było napisane na kartce.

" Mieliście szczęście, że nie ucierpiał jeden z Waszych durnych shinobi. Następnym razem nie będziecie mieć takiego farta. Ostrzegam, jeżeli jeszcze dziś nie wrócicie do waszej zawszonej osady, to was zabiję.

Przemyślcie dobrze moje słowa, a być może daruję wam życia.

                                                                     Y.M "



- Y. M. Kto to jest? - zapytała Hanare, gdy skończyłem czytać.

- Nie wiem, nie mam pojęcia. Wiem tylko, że gdzieś już widziałem ten charakter pisma, tylko nie mam pojęcia gdzie. - powiedziałem, wkładając list do kieszeni kamizelki.
- Sensei... może damy sobie spokój, co? - zapytała drżącym głosem Sakura.
- Nie. - odparłem krótko - Pomożemy tym ludziom bez względu na wszystko.
- Ale... - wtrąciła się dziewczyna.
- Nie ma żadnego " ale ". Wykonamy to zadanie. Koniec kropka.
Przemilczeli.


- Mam wrażenie, że coś przeoczyłem. - powiedziałem, siedząc na krześle. - I że to już się kiedyś wydarzyło. Jestem tego pewien.

- Też mi się tak wydaje... - mruknęła Sakura.


Przenocowaliśmy kolejną noc w domu staruszka, ale najpierw pochowaliśmy go za domem.

Tym razem wieczór był spokojny, bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek.
Nikt na nas na szczęście nie napadł. Byliśmy co prawda przygotowani na ewentualny atak, ale mimo wszystko nic się nie stało.
Rano dalej postanowiliśmy kontynuować śledztwo. Jednak nie dane nam było tego zrobić, ponieważ na drodze stanęła młoda kobieta o zębach spiczastych i ostrych jak u rekina. Na plecach miała przewieszone dwa ogromne miecze.
- Ostrzegałam was. Ale skoro nie dostosowaliście się do mojej prośby... to was zabiję. - powiedziała.
Przyjrzałem się jej. Skądś ją znałem, ale nie wiem skąd. I nagle mnie olśniło.
- To ty jesteś Yuzuko Momochi, siostra bliźniaczka Zabuzy! - powiedziałem głośno - I w dodatku jesteś jedną z Mistrzów Miecza z Kiri - gakure.
Zaśmiała się.
- Zorientowany jesteś. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Tak, jestem jego siostrą, ale co z tego? Mój brat nie żyje!
- To jest jego siostra? - zapytał Naruto - Do jasnej cholery...
Yuzuko zdjęła jeden ze swoich mieczy. Z wielkości podobne były do miecza Kisame'go. Broń tak samo była owinięta w bandaże, które po chwili opadły, ukazując najbardziej przerażające ostrze, jakie widziałem. Na powierzchni były widoczne miniaturowe, niemal mikroskopijne szczęki, które potrafiły przeciąć wszystko - począwszy od ludzkiej kości po tytanową blachę.
- Tak, niedługo poczujecie świeżą krew, moje maleństwa... - powiedziała, głaszcząc rękojeść miecza. - Już niedługo...
" Sczęki ", bo tak właśnie nazywały się miecze Yuzuko. Słyszałem kiedyś, że w tych ostrzach zaklęta jest dusza jakiegoś zwyrodnialca.
- Ta misja to pułapka. - stwierdziła Hanare - To ona, Yuzuko, odprowadziła wodę z wioski i to ona zamordowała tego staruszka, który zgłosił ten problem do Konoha. Kurczę, walka z tą kunoichi nie należy do naszych obowiązków, musimy się wycofać. Dziadek przecież nic nie mówił na ten temat...
- Hanare!
Zamilkła, wyciągnęła tylko kunai, była przygotowana na walkę.
- Ty szmato! - krzyknął Naruto, po czym bez namysłu zaatakował Momochi.
- Naruto, idioto! - wrzasnęła Sakura.
Sekundę później, chłopak leżał na ziemi, turlając się po niej. Miał rozciętą twarz.
O cholera... Ta dziewczyna to zupełnie inny poziom niż jej brat.
- Moja twarz! - wrzeszczał blondyn - Moja twarz!
Do diaska... To nie wygląda dobrze. Jak tak dalej pójdzie, to Yuzuko ich wszystkich zabije. Zacząłem rozmyślać nad tym, jak ją zaatakować. Nagle Momochi zniknęła, by za chwilę pojawić się za mną i zadać cios. W ostatnim momencie odskoczyłem.
- Dobry jesteś, Kakashi. - powiedziała
- Czego nie można powiedzieć o tobie, Yuzuko. - mruknąłem. Chciałem jak najszybciej zakończyć tę walkę, prowokując Momochi. Było to głupie i niebezpieczne, ale nie miałem innego pomysłu.
- Ty śmieciu... - rzuciła się na mnie.
Zablokowałem jej cios kunaiem. Skubana była silna, przez co drżała mi ręka. W tym samym momencie poczułem, jak coś śliskiego przesuwa się po moim karku. Odwróciłem głowę. Na mojej szyi znajdowało się coś w kształcie wodnego przezroczystego ślimaka. Gdybym w odpowiedniej chwili nie odskoczył " ślimak " owinąłby się wokół mojej szyi i udusiłby mnie. Gdybym nie zareagował, to teraz byłbym martwy.
- Zorientowałeś się. Brawo. - mruknęła Yuzuko - Naprawdę jesteś tak dobry, jak mówią, a poza tym jesteś jeszcze przystojniejszy niż myślałame...
- Daruj sobie. - powiedziałem - Nie interesujesz mnie.
Zaatakowała. Wymierzyła mi kopniak w brzuch, ale zablokowałem atak.
- Hanare! Teraz! - krzyknąłem
Dziewczyna rzuciła shurikeny oplecione linką, która związała Yuzuko. Naruto podbiegł do niej i przywalił Momochi w szczękę. Ten Naruto nie miał rozciętej twarzy. Czyli poprzedni to był klon. Zaskoczył mnie, ale pozytywnie. Natomiast Sasuke zastosował technikę wspólnego ścięcia, wystawił ręce i przytrzymał Yuzuko za nogi, by nie mogła się poruszać. Wyskoczyłem w powietrze i wykonałem pieczęć. Z mojej prawej dłoni emanowała silnym niebieskim blaskiem czakra. Raikiri. Yuzuko stała, nie mogąc poruszyć żadną kończyną. Pikowałem na nią jak orzeł, wyciągnąłem przed siebie rękę, by zadać ostateczny cios. W pewnym momencie, dokładnie, gdy znajdowałem się jakieś dwa metry nad Momochi, coś poszło nie tak. Wyglądało to jak na zwolnionym filmie. Widziałem, jak kobieta wyciąga zza płaszcza katanę i wbija mi w pierś. Nie zdążyłbym zrobić uniku, a jeśli nawet, to i tak dosięgłoby mnie jej ostrze. Na moje nieszczęście to nie była zwykłą katana, miała podwójne ostrze, którego z pozoru nie było widać.
- Ty... - wycharczałem. Krew zalewała mi usta. Do tego czułem potworny ból w kręgosłupie.
Nie mogłem poruszyć kończynami. Szybko zrozumiałem, że dziewczyna przecięła mi kręgosłup. Super. Skończyło się moje życie jako shinobi. Kto wie, czy po takim urazie w ogóle będę mógł pracować. Chyba nie.
Okazało się, że Yuzuko miała prawdziwą rękę schowaną za swoim płaszczem, a ta, co trzymała miecz, była sztuczna. Pięknie. Kobieta domyśliła się naszego planu i wykorzystała go przeciwko nam. Wyciągnęła ze mnie katanę, uśmiechając się szaleńczo. Upadłem na ziemię, gdzie Yuzuko kopnęła mnie tak mocno, że poleciałem dziesięć metrów i uderzyłem się głową w kamień. Nie czułem bólu. Przecież byłem sparaliżowany. Do tego od upadku moje rany się pogłębiły. Zacząłem się dławić własną posoką. Po niedługim czasie ziemia zabarwiła się na jasnoczerwony kolor. Zamknąłem oczy, czekając na śmierć.
- Kakashi!!! - usłyszałem przeraźliwy wrzask Hanare. Dopiero teraz się odezwała.
Podbiegła do mnie i chyba przytuliła, ale nie byłem pewien. Odpływałem.
- Kakashi, nie zasypiaj, słyszysz? Nie zasypiaj...
Momochi zaczęła się śmiać. Naprawdę była nienormalna.
- Ty małpo, ZABIJĘ CIĘ!!! - krzyknęła Hanare.
Po tym już nic nie słyszałem. Widziałem tylko białe światło, które przesłaniało całą moją rzeczywistość.
Umarłem.


4 komentarze:

  1. Umarłem?! Ale jak...Ale czemu... Niech Hanare coś zrobi?! Kakashi musi żyć T.T Czekam zniecierpliwiona na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, wszystko będzie ok. Gdyby... nie, nie będę zdradzać dalszego ciągu zdarzeń, moge tylko powiedzieć, że Hanare wcale nie jest taką cichą myszką, jak się wydaje. Już kończę siódmy pisać, niedługo bedzie i on wstawiony.

      Usuń
  2. NO JA MAM NADZIEJE. CZY TY WIESZ ŻE JA PRAWIE SIĘ PORYCZAŁAM!!!
    ale niektóre części były extra xd

    OdpowiedzUsuń
  3. NOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOŁ !!!!!!!!!! :(

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako