7/20/2014

29. Egzaminy końcowe. Nowa drużyna.



Pół roku później

  Nadszedł mój ostatni dzień w szkole. Dzień, od którego zależała moja przyszłość jako shinobi.

  Byłam bardzo zdenerwowana, choć nie wiedziałam, dlaczego. Przecież od samego początku zdawałam sobie sprawę z tego, że zdam te egzaminy. To samo twierdzili również rodzice, wujek Sora, a nawet Naruto. Wszyscy mnie wspierali. Mimo tego miałam jakieś złe przeczucia.

- Nie zdam – powiedziałam wbrew sobie i zadrżałam lekko. – Ja tego nie zdam.

 Wiążąc włosy, poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam swojego ojca uśmiechającego się do mnie.

- Czym się przejmujesz, Yu? – zapytał. – Przecież wiadomo, że zdasz. I to bez mrugnięcia okiem – dodał.

  Odetchnęłam głęboko. Może ojciec ma rację? Czasami rzeczywiście przejmowałam się tym, czym nie powinnam. Bywało też, że nie wierzyłam w własne umiejętności. Mimo tego zaskakiwała mnie jedna rzecz – mianowicie to, że nauczyciele nazywali mnie geniuszem, nawet wtedy, gdy coś mi nie wychodziło. A Mizuko i Karasu byli tacy sami jak oni. Zupełnie tego nie rozumiałam. Oboje byli przecież ode mnie lepsi. Niestety, gdy im to mówiłam, oni i tak twierdzili, że jest inaczej.

  Odetchnęłam ponownie i wyszłam z ojcem do szkoły.

  Miałam jeszcze godzinę do egzaminów, a ojciec korzystając z tego, zabrał mnie na ramen. Usiedliśmy na krzesełkach w Ichiraku i zamówiliśmy najlepszą zupę w całym Kraju Ognia. Po kilkunastu minutach postawiono przed nami miski z parującą zupą. Chwyciłam pałeczki i rozdzieliłam je, po czym złapałam kilka nitek makaronu i podmuchałam lekko. Po chwili włożyłam je sobie do ust. Nie czułam jednak smaku makaronu. Wydawało mi się, że jem drewno. Najprawdopodobniej czułam tak dlatego, że byłam zdenerwowana.

- Wciąż się przejmujesz – rzekł ojciec, gdy znów szliśmy w stronę szkoły.

  Do egzaminów pozostało jakieś dwadzieścia minut. Mogłam to stwierdzić po pozycji słońca, które świeciło intensywnie jak na koniec marca. Od półtora miesiąca miałam już (a może zaledwie) pięć lat. Może się to wydawać dziwne, ale pozostali adepci byli ode mnie co najmniej rok starsi, a było to spowodowane tym, że minimalny wiek przyjęcia do Akademii wynosił właśnie pięć lat. Ja jednak byłam wyjątkiem. Do szkoły przyjęli mnie pod jednym warunkiem – miałam udowodnić nauczycielom, że mimo wieku, jestem w stanie sprostać ich wymaganiom. Tym samym zostałam najmłodszą uczennicą Akademii Ninja w ciągu dwudziestu pięciu lat, czyli od momentu, w którym mój ojciec skończył szkołę.

  Weszłam do budynku, wcześniej żegnając się z ojcem, który obiecał stawić się przed szkołą, jak tylko to wszystko się zakończy.

  Zauważyłam tłum ludzi, ale nie zwracałam na nich uwagi. Wzrokiem od razu zaczęłam szukać moich przyjaciół. Spostrzegłam ich siedzących na podłodze obok drzwi klasy. Przywitałam się z nimi, by po chwili usiąść.

  Oboje byli wystraszeni. Nie winiłam ich za to. Sama też nienajlepiej się czułam. Co jak co, ale od ocen ze sprawdzianów i wyniku końcowego egzaminu zależało, do której drużyny nas przydzielą, i czy w ogóle skończymy szkołę. Naruto, na przykład, trzy razy zdawał, a za ostatnim razem i tak ledwo mu się udało. Jednak ze względu na to, jaka sytuacja miała wtedy miejsce, Iruka-sensei przepuścił go. Mimo tego czułam, że tym razem nic takiego się nie stanie.

  Nie czekaliśmy długo. Po jakichś pięciu minutach drzwi od klasy otworzyły się i z pomieszczenia wyszedł Iruka, który założył ręce za plecami i z wystudiowaną miną, powiedział:

- Ze względu na to, że Czcigodny Hokage nie może uczestniczyć w egzaminach końcowych, byliśmy zmuszeni do zwrócenia się z prośbą do starszyzny wioski.

  Rozległ się jęk. Do tej pory to zawsze w Hokage mieli się zmieniać uczniowie, ale tym razem było inaczej, ponieważ mój kochany braciszek złapał jakiegoś paskudnego wirusa i rodzice w związku z tym musieli udać się do lekarza.

- Lista uczniów została ułożona alfabetycznie i to właśnie w ten sposób będziemy was wywoływać. Gdy wypowiem nazwisko, wezwana osoba wchodzi razem ze mną do klasy i tam przystępuje do egzaminu – Iruka zza pleców wyjął czarną podkładkę, na której najpewniej była lista z naszymi nazwiskami. Mężczyzna odchrząknął, po czym wyczytał pierwsze nazwisko. Przede mną, nie licząc osoby, która powlokła się smętnym krokiem za Iruką, były jeszcze dwie osoby.

  Siedziałam, czekając na to, co nieuniknione.

  Pół godziny później z klasy wyszedł chłopak. Niestety, bez ochraniacza na czoło. Już z daleka widziałam jego zawiedzioną minę. Wolałam nie wiedzieć, co zrobią jego rodzice, gdy zobaczą, że ich syn nie zdał. No ale cóż… trzeba było się nie obijać na zajęciach.

- Hatake Yuki! – usłyszałam nagle głos Iruki.

  Podniosłam się i podeszłam do nauczyciela. Za sobą słyszałam głosy moich przyjaciół życzących mi powodzenia.

  Po chwili znalazłam się w klasie. Oprócz mnie i Iruki był także Ebisu, który patrzył na mnie tak, jakbym zrobiła coś niezgodnego z prawem, ale nic nie mówił.

- Twoje zadanie polega na tym, byś zmieniła się w naszego Czcigodnego Hokage, po czym wykonała odpowiednią ilość cielesnych kopii. Biorąc pod uwagę twoje wybitne wyniki, musisz zrobić to perfekcyjnie.

  Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Jednak spojrzenie Ebisu mnie rozpraszało. Na szczęście skupiłam czakrę i powiedziałam:

- Kage bunshin no Jutsu!

  Po sekundzie przed nauczycielami stanął mój ojciec, a raczej jego doskonała kopia. Przez długą chwilę czekałam na werdykt.

- Zaliczone. – mruknął Ebisu.

  Gdy tylko to wypowiedział, wycofałam przemianę i stworzyłam sześć klonów. O połowę więcej niż wymagano.

- Zaliczone. – oznajmił Iruka, trzymając przepaskę shinobi. – Gratuluję, od tej pory jesteś pełnoprawną kunoichi Wioski Liścia, Yuki Hatake.

  Wręczył mi ochraniacz na czoło oraz świadectwo ukończenia Akademii. W prawym górnym rogu widać było pieczątkę – symbol wyróżnienia.

  Podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia, wymijając Akiko, która spojrzała na mnie, szczerząc zęby w drwiącym uśmiechu. Po niej był Karasu. Mizuko była natomiast prawie na samym końcu. Po jakimś czasie nadeszła i jej kolej, a potem całą trójką wyszliśmy ze szkoły.



~*~



  Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż zwykle, szybko zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam z domu. Zerknęłam na swój ochraniacz na czoło, który miałam zawieszony na szyi. Stało się. Jestem shinobi.

  Pobiegłam w kierunku szkoły, gdzie mieli nas przydzielić do drużyn. Mogłam być w każdej, tylko nie w tej, w której była Yamada. Wytrzymam wszystko, ale nie przebywanie z nią w jednej drużynie.

  Spostrzegłam moich przyjaciół i dosiadłam się do ich ławki. Przywitałam się z nimi i zamilkliśmy, czekając.

  Po kilku minutach do klasy wszedł Iruka. Stanął pośrodku pomieszczenia, chrząknął i zaczął mówić.

- Od dzisiaj jesteście pełnoprawnymi shinobi. Zostaną przydzielone wam obowiązki, które będziecie wypełniać dla dobra naszej wioski. Większość z was będzie w trzyosobowych grupach… A opiekunem każdej drużyny będzie jeden z jouninów. Pod okiem swoich nowych nauczycieli będziecie wykonywać zadania. W tym roku jednak władze wioski postanowiły powołać jeszcze jedną, specjalną drużynę, która będzie miała trudniejsze misje do wykonania, które normalnie przyjmowaliby chuunini a nawet jounini. Mimo tego, kto zostanie do niej przydzielony, wciąż jesteście nowicjuszami.

  Usłyszałam, jak Yamada mówiła swoim sąsiadom z ławki, że to na pewno ona zostanie przydzielona do tej drużyny specjalnej. Prychnęłam w duchu. To akurat było mało prawdopodobne. Jak osoba, która nie potrafi odróżnić klona od oryginału, może być kimś więcej jak tylko geninem? Chociaż na moje oko to i tak za wysoki stopień, jeśli chodzi o Yamadę.

- Aby równowaga sił została zachowana, podzieliłem was razem z Ebisu-sensei. Zacznę od podstawowych składów. Kimura Sado, Yamada Suko i Fukuoka Aki. Od teraz tworzycie drużynę numer dziewięć.

  Yamada jęknęła. Nie tego się spodziewała. Iruka kontynuował.

- Drużynę dziesiątą tworzą: Hayashi Akiko, Okura Takashi i Junichi Murakami.

  A co z nami?, pomyślałam, zerkając na przyjaciół. Byli tak samo zdezorientowani jak ja. Czyżby Iruka nas pominął? Chyba jednak nie, ponieważ znów się odezwał.

- Następna jest drużyna siódma, czyli drużyna specjalna. Hyūga, Hatake Yuki, Uchiha Mizuko oraz Shun Yasuda.

  Uśmiechnęliśmy się do siebie. Tylko Shun jak zwykle pozostał obojętny na wszystko i żuł gumę.

  Nagle usłyszeliśmy huk. Zupełnie tak, jakby ktoś się przewrócił. Spojrzałam w bok i zauważyłam, że to Yamada. Dłonie zacisnęła w pięści i oparła je na ławce, po czym powiedziała głośno:

- Dlaczego ona ma być w drużynie specjalnej?! Przecież każdy wie, że Hatake nic nie potrafi!

- Zamknij się – mruknął Kakashi, zerkając na nią z oburzeniem. – Kompromitujesz się.

  Yamada posłała mu nienawistne spojrzenie i dalej wrzeszczała:

- Jak ktoś taki jak ona może być w drużynie specjalnej?!

  Iruka odchrząknął głośno i odpowiedział na jej pytania.

- Yuki, Karasu oraz Mizuko skończyli Akademię z najwyższymi ocenami. Nawet Shun miał odpowiednie oceny, by go przydzielić do tej właśnie drużyny. Jednak ty… no cóż… twoje oceny i wynik egzaminu… przemawiają same za siebie.

- Super. – burknęła naburmuszona, siadając i zakładając ręce na piersi. – Czyli muszę się użerać z tymi kretynami – posłała spojrzenie pełne odrazy swoim kolegom z drużyny, a ci odsunęli się od niej i już więcej na nią nie spojrzeli.

- I właśnie dlatego nie lubię pustych lasek – mruknął Shun i puścił do nas nieoczekiwanie oko.

  Co mu się stało? Czyżby przejrzał prawdziwe intencje Yamady? Na to wygląda, tylko ciekawiło mnie, dlaczego dopiero teraz. Do tej pory myślałam, że Shun jest, lekko mówiąc, niezbyt rozgarnięty. Myliłam się.



~*~



  Siedzieliśmy na ławce przed Akademią, czekając aż przybędą nasi potencjalni nauczyciele.

  Jedliśmy drugie śniadanie i rozmawialiśmy o tym, co nas czeka. Nagle z góry usłyszeliśmy krzyk Shuna. Unieśliśmy głowy, a on wrzasnął, machając rękoma.

- Ruszcie się!

  Podnieśliśmy się z ławki i weszliśmy do szkoły. Skierowaliśmy się na schody, a po chwili znaleźliśmy się w klasie, gdzie czekała reszta.

  Usiedliśmy w jednej ławce. Wszyscy byli chorobliwie podekscytowani. Każdy się zastanawiał, kto będzie ich uczył.

  Niecierpliwiliśmy się coraz bardziej. W końcu nie było wiadomo na kogo trafimy.

  Nagle drzwi od klasy się otworzyły i do Sali wszedł młody chłopak o czarnych włosach ubrany w klasyczny strój shinobi. Jego twarz była tak wykrzywiona, jakby miał w pogardzie cały świat. Był to Sasuke Uchiha. Stanął na środku, a potem powiedział grobowym głosem:

- Drużyno dziewiąta! Od dziś będę waszym nauczycielem. Mam nadzieję, że będziecie przykładać się do treningów i zadań. Mam również nadzieję, że jesteście warci tego, bym was uczył i marnował swój cenny czas. Ostrzegam, ze nie zamierzam być łagodny, gówniarze. A teraz za mną.

  Yamada i pozostali z jej drużyny zwlekli się ze swoich miejsc i poszła wystraszona za swoim sensei. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Wiedziałam, że pod opieką Uchihy nie będą mieć lekko.

  Nie czekaliśmy długo na kolejnego jounina. Okazała się nim Hinatą, która po wejściu do klasy pomachała do nas. Może to ona będzie nas szkolić?

- To nie ona – mruknęła Mizuko, patrząc na Hyūgę.

- Skąd wiesz? – zapytałam.

- Po prostu wiem.

  Miała rację. Hinatą była nauczycielem drużyny dziesiątej, a nie naszej. Po krótkim przemówieniu poszła razem ze swoimi uczniami. Zostaliśmy sami, nie licząc Iruki.

  Siedzieliśmy tak, myśląc, że nasz nauczyciel nas olał, ale wtedy drzwi otworzyły się po raz trzeci i do klasy wpadł Naruto we własnej osobie. Tłumaczył coś Iruce, na co ten kiwnął głową. Wtedy Uzumaki wsparł się pod boki i powiedział głośno:

- Cześć, dzieciaki! Od dzisiaj jestem waszym… eee… nauczycielem. I, ten tego… mam nadzieję, że się polubimy i… no dobra, co ja wam będę gadał od rzeczy. Chodźmy!

  To była najdziwniejsza przemowa, jaką kiedykolwiek słyszałam. Nawet moi przyjaciele z drużyny zaczęli się cicho śmiać. Gdyby Yamada nas w tej chwili widziała, płakałaby ze śmiechu.

  Zeszliśmy z krzeseł i poszliśmy za Naruto, który założył ręce za głowę i bez przerwy się do nas szczerzył. Nie wiedziałam, czy ta „drużyna specjalna” to nie był jednak dobry żart. Nie można było tego od razu stwierdzić.



~*~



- Dobrze. Na pewno o mnie słyszeliście. Nazywam się Naruto Uzumaki. Najbardziej lubię ramen i Hinatę… znaczy… Nieważne. Mam dziewiętnaście, no prawie, dwadzieścia lat i… to już wszystko. Teraz wasza kolej – powiedział, wskazując na Mizuko.

- Nazywam się Mizuko Uchiha. Lubię zwierzęta, szczególnie koty. Moją najlepszą przyjaciółką jest Yuki. Najbardziej nie lubię mojej sąsiadki Suko Yamady – powiedziała. – Moim marzeniem jest stać się słynną kunoichi tak jak pani Tsunade.

  Następny w kolejności był Karasu

- Ja… Ja mam na imię Karasu. Pochodzę z klanu Hyūga, ale nie mam byakugana. Lubię czytać i… i lubię Yuki. Zamierzam udowodnić, że nawet bez byakugana można stać się wielkim wojownikiem – po tych słowach umilkł, a ja zorientowałam się, że teraz jest moja kolej.

  Odchrząknęłam.

- Jestem Yuki i tak jak Mizuko również lubię koty. Moim hobby jest czytanie. Nie mogę powiedzieć, że kogoś nie lubię, ale najbliżej tego jest Suko Yamada. Nie wiem, co chcę robić w przyszłości poza byciem shinobi. Jeszcze o tym nie myślałam – moim zdaniem to było trochę głupie przedstawiać się osobie, którą się zna.

  Ostatni był Shun.

- Shun Yasuda. Lubię żuć gumę i rozrabiać oraz robić kawały. Zostałem shinobi, bo lubię ryzykować. Nie lubię… czego ja nie lubię? A tak. Nie lubię się przemęczać i robić coś ponad miarę.

  Naruto podrapał się po głowie.

- No cóż… jesteście bardzo ciekawą grupą. Ale dość przedstawiania się. Od jutra zaczniemy zadani, jednak najpierw zrobimy coś w piątkę. Nauczył mnie tego mój były mistrz – Kakashi Hatake. Jutro zabawimy się w szkołę przetrwania. Ja będę waszym przeciwnikiem, ale to nie będą zwykłe ćwiczenia. Szansa oblania tego testu wynosi 66%. Tylko dziewięciu z prawie trzydziestu absolwentów zostaje uznanych za geninów. Pozostali wracają do Akademii.

- To po kiego grzyba myśmy się tyle uczyli? – wrzasnął Shun..

  Naruto jakby się tym nie przejął, dodał tylko:

- W ten sposób wyodrębnia się tych, którzy się nadają.

- CO? – krzyknęła Mizuko.

- W każdym razie, jutro się okaże, czy nadajecie się na shinobi. Przynieście komplet przyborów. I nie jedzcie śniadania, bo się źle skończy.

  Usłyszałam, jak moi przyjaciele przełykają głośno ślinę. Kątem oka dostrzegłam, jak się trzęśli. Nie było to nic niezwykłego, sama też byłam zdenerwowana. Czułam jednak, że nie obleję i nie wyląduję z powrotem w Akademii. Będę musiała  pokonać Naruto, choć nie miałam pojęcia jak.

  Z zamysłu wyrwał mnie głos Uzumakiego, który wręczył nam kartki z informacjami. Szybko przeczytałam swoją. To, co było w niej zawarte, nie dawało do myślenia. Ot zlepek przypadkowych słów. Nic więcej.



~*~



  Nie spałam całą noc. Nic dziwnego, że rano byłam potwornie zmęczona. Nawet mleka nie dałam rady wypić, bo od razu przewróciłam szklankę i biały płyn się wylał na obrus.

  Cały czas byłam myślami przy tym nieszczęsnym teście, od którego miało zależeć, czy wrócimy do Akademii. Przerąbane.

  Spakowałam się i nie żegnając się, wyszłam z domu. Mieliśmy się spotkać na polanie treningowej numer pięć.

  Pobiegłam przed siebie. Aby się zorientować, jak daleko mam do docelowego miejsca, wskoczyłam na dach jednego z budynków. Rozejrzałam się i dostrzegłam  zielone pola treningowe. Przełknęłam ślinę i odbiłam się. Skakałam po dachówkach. W ten sposób mogłam skrócić  sobie drogę i nie błądzić po uliczkach wioski.

  Po jakichś dziesięciu, może piętnastu minutach dotarłam na miejsce. Na polanie był Shun i Karasu oraz Mizuko. Tylko Naruto brakowało. Niedługo później pojawił się i on. Przywitał się z nami, po czym postawił stery, bardzo zniszczony budzik na jednym z trzech pieńków. W prawej dłoni trzymał coś srebrnego. Trzy małe dzwoneczki.

- Musicie mi je odebrać do południa. Ci, którzy nie zdobędą dzwoneczka, wrócą do Akademii – powiedział bez ogródek. – Znaczy to, że przynajmniej jedna osoba wróci do szkoły. Używajcie kunai i shurikenów i atakujcie mnie tak, jakbyście chcieli mnie… zabić. Inaczej nie uda wam się odebrać mi dzwonków.

- E tam, pewnie koleś jest cienki jak barszczyk – Shun mówiąc to, wzruszył ramionami. – Załatwimy go w pięć minut.

- Żebyś się nie zdziwił… - mruknęła Mizuko, patrząc na niego wilkiem.

- Mam to gdzieś – Shun wyjął z kabury kunai i zakręcił nim na palcu, przyjmując postawę bojową, po czym ruszył na Naruto.

  Wymierzył cios, ale nie trafił. Gdyby zareagował o ułamek sekundy szybciej, z pewnością by sięgnął celu. Jednak Naruto, który chwilę wcześniej stał przed nim, teraz znalazł się za nim i przygwoździł chłopca do ziemi, po czym usiadł na nim.

- Gdzie ci się spieszy? Jeszcze nie powiedziałem „start”.

  Naruto był zatrważająco szybki. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby Shun leżał na ziemi i walił w nią pięściami. Czułam, że będzie ciężko, ale nie myślałam, że aż tak. Jeśli nie będziemy uważać, załatwi nas. Naruto siedział na chłopcu i drapał się po głowie.

- Masz dobre nastawienie, chciałeś mnie zabić. – podniósł się niechętnie i pomógł Shun’owi wstać. – No to… Start!

  Odbiłam się od ziemi i czym prędzej pomknęłam w okoliczne krzaki, by się ukryć i wymyślić jakąś strategię. Obserwowałam Naruto, który przechadzał się w tę i z powrotem po polanie. W tym samym momencie z krzaków naprzeciwko wyleciały trzy kunaie zmierzające w stronę naszego sensei, który zdekoncentrował się na chwilę. Miałam nadzieję, że go trafią, ale Uzumaki zrobił zręczny unik, a sztylety wylądowały w drzewie niedaleko niego. Ten, który rzucił kunaie zdradził swoją kryjówkę.

  Nie myślałam, że Naruto jest tak dobry. Bawi się z nami, ale kontroluje wszystko naokoło. Nagle Uzumaki stracił zainteresowanie i spojrzał prosto w… moją stronę.

  Świetnie, trzeba się stąd zmywać. Jak nic Naruto mnie zauważył. Zaczęła m się wycofywać. Chwilę później biegłam już przed siebie, szukając dogodnego na pułapkę miejsca. Zaczaiłam się na drzewie, a zanim to zrobiłam, rozsypałam na ziemi makibishi. Ale to była tylko zmyłka. Do drzewa przyczepiona była linka, która po naderwaniu uwalniała kunaie i shurikeny, które miały trafić przeciwnika. W razie problemów wyciągnęłam jeszcze jeden sztylet.

  Niestety wyczułam czakrę Naruto, który, jak się okazało, śledził mnie i doskonale wiedział, gdzie zastawiłam pułapkę.

  Chcąc nie chcąc, zeskoczyłam z drzewa i stanęłam przed Uzumakim. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale nie zaczął atakować. Zakręciłam na palcu shuriken, czekając aż zrobi ruch. Gdy się nie doczekałam, rzuciłam w niego metalową gwiazdkę. Naruto jednak ponownie odskoczył, ale ja tylko na to czekałam. Zgromadziłam czakrę w stopach i ruszyłam na niego. Skoczyłam i obróciłam się w powietrzu, po czym wymierzyłam cios. Naruto zablokował cios, chwytając mnie za nogę. Ja jednak się nie poddawałam. Wycelowałam pięść, lecz ją też zablokował. Na szczęście miałam jeszcze drugą nogę i Naruto został zmuszony do przesunięcia ręki, w celu obrony. To był jego błąd, znów mogłam atakować ręką, którą wcześniej miałam zablokowaną. Sięgnęłam po dzwoneczek zwisający u jego pasa. Chwyciłam go w dwa palce i pociągnęłam. Sznureczek, do którego był przywiązany, pękł z cichym trzaskiem. Wyszarpnęłam dłoń, odpychając się od Naruto. Zrobiłam przewrót w powietrzu i wylądowałam w przysiadzie na ziemi.

- Dobra jesteś, Yuki – Uzumaki uśmiechnął się lekko. – Nie spodziewałem się, że odbierzesz mi dzwonek.

  Jednak ja nie zamierzałam tylko odebrać mu dzwonek. Postanowiłam pójść krok naprzód. Dłonie ułożyłam w znak smoka, tygrysa i zająca. Wciągnęłam powietrze, a potem… Suiton: Mizurappa!

  Naruto był bardzo zaskoczony, ponieważ shinobi z moją rangą i wiekiem, nie powinien umieć takich typu technik.

  Wypuściłam powietrze, a ono zmieniło się w strumień lodowatej wody, który trafił w Naruto. Z początku wyglądało, jakbym go pokonała, co mnie ucieszyło. Uzumaki leżał bez życia na ziemi, ale nie trwało to długo. Po chwili rozległo się ciche pyknięcie i tam, gdzie przed chwilą leżał blondyn, nie było teraz nic. No tak. Klon. Trudno.

  W tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk alarmu. Test się skończył. Pora wracać.



~*~



15 minut później.

 

  Siedziałam na ziemi, a przede mną leżał gorący obiad. Oprócz mnie dzwonek udało się zdobyć tylko Mizuko. Karasu i Shun zostali przywiązani do pni. Wszystkim nam burczało w brzuchu z głodu. Naruto natomiast stał przed nami i uśmiechał się.

- Jesteście całkiem nieźli, z pewnością lepsi niż ja w waszym wieku. Mam wam do powiedzenia tylko jedną jeszcze rzecz…

  Spojrzałam na niego. O co mu chodziło. Najpierw nas chwali, a potem robi dokładnie odwrotnie.

- Nie ma potrzeby, żebyście wracali z powrotem do Akademii.

  Shun i Karasu oraz ja i Mizuko uśmiechnęliśmy się do siebie. Czyli mimo wszystko zdaliśmy? A przecież Naruto nas ostrzegał, że to będzie strasznie trudny test. Zaśmiałam się cicho. On nas okłamał. Chciał, byśmy się załamali po jego słowach. To była część jego planu. A my daliśmy się na to nabrać…

- Cała czwórka… może się pożegnać z ninjutsu. Na zawsze.

  Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Jak to pożegnać się z ninjutsu? Przecież połowie z nas udało się zdobyć dzwoneczki, więc w czym sprawa?

- Co sensei ma na myśli, mówiąc, że możemy pożegnać się z bycia shinobi? – zapytałam ostrożnie, oczekując jakiejś kolejnej niespodzianki. – Karasu i Shun nie zdobyli dzwoneczków, ale to chyba nie jest powód, byśmy się od razu poddali, co?

  Naruto zaśmiał się cicho.

- Brak mi na was słów. Po prostu się do tego nie nadajecie i tyle, dattebayo. Nie rozumiecie mnie. Kompletnie nie zrozumieliście istoty tego testu. Nie rozumiecie, co on miał sprawdzić, jaką dać odpowiedź…

- Jaką znów odpowiedź? – zapytał Shun, usiłując się wyplątać z więzów, ale bezskutecznie.

- Odpowiedź, która pomogłaby wam zdać ten test – mruknął Naruto, coraz bardziej tracąc cierpliwość.

- Ale…

- Czy wy naprawdę nic nie dostrzegacie? Jesteście aż tacy ślepi?

- Zamiast zadawać pytania, niech nam pan powie, co ten test miał sprawdzić.

  Uzumaki westchnął.

- Chodziło o „pracę zespołową”.

  No tak, faktycznie. Że też na to nie wpadliśmy. Z tego, co mówił Naruto, to w ogóle cud, że odebraliśmy mu te dzwoneczki. Nagle mnie olśniło. Nas była czwórka, a dzwoneczków tylko trzy. Jeden z nas i tak by został przywiązany do pnia.

- Nawet gdybyśmy atakowali pana wspólnie, to i tak jedno z nas zostałoby na lodzie – Mizuko najwyraźniej doszła do takiego samego wniosku co ja. – To skłócenie grupy, a nie praca zespołowa, sensei!

- Masz rację, Mizuko. Ten test został tak właśnie pomyślany. Żeby skłócić zespół. Celem było wyłonienie tych, którzy mimo tak skonstruowanego testu, nie będą myśleli o własnej stracie, ale wykażą, że najważniejsze dla nich jest właśnie działanie w grupie. Lecz wy… cóż, jesteście podobni do mojej starej drużyny, jednak to was nie usprawiedliwia. Yuki… W każdej sytuacji chcesz pokazać na co cię stać, nawet jeżeli nie jest to potrzebne. Shun! Biegasz w kółko i się popisujesz, nic pożytecznego nie wnosząc, nie zwracasz uwagi na innych. Mizuko, ty natomiast stosujesz techniki, które mogą nie tylko zabić przeciwnika, ale też pozbawić cię całkowicie czakry. Karasu… ty za to wmówiłeś sobie, że jesteś bezużyteczny, nie mając byakugana. Nic bardziej mylnego. Gdybyś był faktycznie ciamajdą, nie przydzieliliby ciebie do tej drużyny. Ale dość o was… Powinniście wiedzieć, ze misje są wykonywane grupowo. Mimo tego każdy shinobi powinien sam dochodzić do perfekcji w technikach, ale ważniejsza od indywidualnych umiejętności jest praca zespołowa właśnie. Działania, które niszczą współpracę, stanowią niebezpieczeństwo dla zespołu i narażają jego członków niejednokrotnie na śmierć. Załóżmy, że Karasu zostaje porwany, a wy musicie zadecydować, co zrobić. Ryzykować śmierć członka zespołu, czy powodzenie misji. Wystarczy, że ktoś weźmie na cel zakładnika i zazwyczaj kończy się to tragedią, bo nie jest w stanie się wybrać. Wypełnianie obowiązków to ryzyko utraty życia! Kakashi mnie tego nauczył i nie zamierzam tego zmieniać. Jak zjecie obiad, powalczycie o pozostały dzwonek wspólnie. – po tych słowach rozpłynął się w dym.

  Naruto miał rację. Nie powinniśmy patrzeć tylko na siebie. To był błąd. I to wielki.

  Otworzyłam pudełko z obiadem i rozdzieliłam pałeczki, po czym chwyciłam kawałek kurczaka i wsunęłam go sobie do ust. Żułam mięso, ale nie czułam smaku, zupełnie tak, jakby organizm nie potrzebował pożywienia. Pogmerałam jeszcze w obiedzie, ale po kilkunastu minutach odstawiłam prawie pełne pudełko na bok.

- On ma rację – powiedziałam. – Samemu nie uda wam się zdobyć dzwonka, chłopaki.

- Do czego zmierzasz? – zapytał Karasu.

- Pomożemy wam z Mizuko, prawda? – spojrzałam na przyjaciółkę, a ta kiwnęła głową na znak zgody. – Tylko najpierw trzeba was nakarmić, bo padniecie z głodu. – znów chwyciłam za pudełko i zgarnęłam trochę ryżu i mięsa. Chwyciłam to w pałeczki i nakierowałam jedzenie wprost na usta Karasu, który je posłusznie otworzył. Przeżuł i połknął, a potem uśmiechnął się o mnie.

- Jeszcze.

  Karmiłam go tak długo, póki opakowanie nie zostało puste.

  W tym samym momencie rozległ się przeraźliwy huk, a z dymu wyłonił się Naruto. Jego oczy przybrały czerwoną barwę. Wkurzył się. Mizuko wrzasnęła, chłopaki też. W następnej chwili Uzumaki uśmiechnął się do nas i powiedział:

- Zdaliście, dzieciaki!

  Przez chwilę panowała dziwna cisza, ale przerwał ją Karasu:

- Jakim cudem?

- Ninja powinien potrafić odczytywać to, czego na pozór nie widać. W tym świecie ten, kto nie przestrzega zasad jest śmieciem, ale ten, kto nie dba o swoich towarzyszy, jest gorszy niż śmieć.

  Skądś znałam te słowa. No tak, nie raz wypowiadał je ojciec.

- Tych słów nauczył mnie twój ojciec, Yuki. Nigdy nie zapomnę, co zrobił dla mnie Kakashi-sensei… No nic, egzamin zakończony, cała czwórka zakwalifikowana do bycia shinobi. Drużyno numer 7, od jutra będziecie brać udział w zadaniach!
  Z radości przytuliłam Mizuko, na co ta zaśmiała się. Rozwiązaliśmy chłopaków i spakowaliśmy się, po czym odeszliśmy w kierunku wioski.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 No więc witam! Za wami ostatni rozdział pierwszej części opowiadania. Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny, nawet go nie zaczęłam, a to dlatego, że: 1. Nie miałam czasu, bo ciągle nie było mnie w domu. 2. Wena jest kapryśna i kiedy zostało 25% rozdziału, poszła się gwizdać. Od razu muszę dodać, że wątek treningu jest zaczerpnięty egzaminu, który Kakashi zrobił drużynie siódme, więc żeby nie było, że zrzynam i nie potrafię niczego swojego wymyślić. Uznałam, że sensei Yuki zostanie Naruto, ze względu na jego umiejętności, sympatię i ten właśnie test. Uznałam też że tradycja dzwoneczków musi być kontynuowana. No nic, czas na dedykacje: Dla Akari, Dżeli, Hany, Domi, Mayi, Dragona i Lilanałke z aska ( nie wiem, czy dobrze napisałam nazwę użytkownika, wybacz, jeśli popełniłam błąd) oraz innych czytelników ( z wyjątkiem hejterów oczywiście, ale ci zawsze się znajdą i będą krytykować, ponieważ zazdroszczą).
 Do zobaczenia w CZĘŚCI DRUGIEJ!!!

2 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykację <3 Rozdział moim zdaniem jeden z lepszych. Taki w stylu... Naruto. Dobieranie drużyn przywołało u mnie miłe wspomnienia. Czytając czułam się jakbym faktycznie czytała kontynuację od Masashiego <3 W sumie nie było jakiejś porywającej akcji tutaj, a jednak przemówił do mnie ten rozdział. Taki... No jak już mówiłam, przywołuje wspomnienia pierwszych odcinków Naruto :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam zbyt wielkiej weny na komentarz, bo mam spierniczony humor. xD

    Ale ogólnie to czytało mi się z przyjemnością, lubię takie teksty! :) Przeczucie od początku mi podpowiadało, że ich sensei zostanie Naruto! :D I moim zdaniem umieszczenie testu Kakashiego przez Naruto, było bardzo na miejscu, oddał w ten sposób cześć swojemu byłemu nauczycielowi a sama akcja w nim świetnie rozwinięta! :3

    Niecierpliwie czekam na następną część kochana!
    Buziaki. :3

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako