7/02/2014

28. "Nigdy więcej..."





  Przewracałam kolejną stronę powieści, którą czytałam, lecz to, co było w niej zawarte, nie docierało do mojego umysłu. Wyrazy zlewały się w jedną wielką plamę.
  Odłożyłam książkę na bok, po czym przetarłam oczy, by odgonić kolorowe przebłyski, które się pojawiły. Kilka sekund później ziewnęłam i przekręciłam się na bok, ułożyłam wygodniej poduszkę. Zamknęłam oczy, wzdychając. Nie dane mi było jednak zasnąć, a to dlatego, że usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Jęknęłam w duchu. Naprawdę nie mogłam mieć choć chwili spokoju? No dobrze, lekarze to co innego. Ich obowiązkiem było doprowadzenie mnie do (chociażby przeciętnego) stanu używalności.
  Podciągnęłam się na łokciach. Po raz kolejny ziewnęłam. Tak bardzo byłam zmęczona, ale musiałam jeszcze trochę wytrzymać.
  Gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi, stwierdziłam, że nie mogę tego dłużej ignorować. Odezwałam się więc.
- Proszę – w moim głosie słychać było niechęć.
  Gałka od drzwi przekręciła się z cichym trzaskiem. Pierwsze, co ujrzałam, to dwie czarne czupryny należące do moich przyjaciół. Od razu polepszył mi się nastrój. Uśmiechnęłam się. W tym samym momencie Mizuko oraz Karasu wpadli do sali i wylądowali na podłodze; skutek przepychanki w przejściu. Moja przyjaciółka trzymała w dłoniach wielki wiklinowy kosz cały wypełniony słodyczami, które częściowo leżały na podłodze. Najwięcej było czekolady, którą uwielbiałam.
- Kretyni – usłyszałam nagle dobrze znany mi głos. Obróciłam powoli głowę w stronę, z której dochodził. Mój dobry humor prysł jak bańka mydlana. Krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach na widok Yamady. Aby nie okazać, jak bardzo byłam zniesmaczona jej widokiem, przybrałam obojętny wyraz twarzy.
- Co ty tu robisz? – zapytałam obojętnie, choć w środku aż gotowałam się ze złości. – Kto cię tu wpuścił?
  Uniosła brwi, po czym uśmiechnęła się drwiąco.
- Jak to co, Hatake? Przyszłam cię odwiedzić razem z twoimi… przyjaciółmi. – odezwała się, oglądając paznokcie.
  Rzuciłam wściekłe spojrzenie Mizuko i Karasu.
- Ej, na mnie nie patrz! – rzekła Uchiha, łapiąc się pod bok. – Weszła tu za nami, choć nikt jej nie zapraszał – pokazała Yamadzie język.
- Licz się ze słowami, Mizuko… - syknęła Suko, mrużąc oczy.
- To ty się licz ze słowami, Yamada – zsunęłam z siebie kołdrę i postawiłam bose stopy na chłodnych kafelkach. Zadrżałam. Podniosłam się i przestąpiłam parę kroków w przód. Nie powinnam była wstawać, ale nie pozwolę, by ktoś obrażał moich przyjaciół! Po kilku krokach stanęłam przed czerwonowłosą. Z miłym zaskoczeniem odkryłam, że jestem wyższa. W tej chwili moja koleżanka sięgała mi do połowy głowy. Jej usta wykrzywił grymas wściekłości.
- Czemu? – zapytałam, mrużąc oczy.
  Nie rozumiała, o co pytam albo nieźle udawała głupią.
- Co „czemu”?
- Czemu tu przyszłaś? Bo tak się składa, że nie mogę uwierzyć w to, że chciałaś mnie po prostu odwiedzić. Tak naprawdę moje zdrowie cię nie obchodzi, ponieważ interesuje cię tylko i wyłącznie własna osoba. – otworzyła usta, by coś wtrącić. – Czekaj, jeszcze nie skończyłam. Mogę się założyć, że przyszłaś tu tylko po to, aby znów ubliżać mnie i mojej rodzinie.
  Yamada zacisnęła dłonie w pięści, trzęsąc się ze złości.
- Skąd możesz wiedzieć, co siedzi w mojej głowie, Hatake? – warknęła, przysuwając się do mnie. – Skąd możesz wiedzieć, co czuję i myślę? Jesteś aż tak silna, by móc to robić? Ja jakoś w to nie wierzę. – gdy wymówiła słowo „silna”, nakreśliła w powietrzu cudzysłów.
  Zaśmiałam się.
- Oczywiście, że nie! Jednak widzę to w twoim spojrzeniu.
  Usłyszałam, jak zgrzyta zębami.
- Wiesz co?! – uniosła głos – Z tobą jest coś nie tak, Hatake! Od tego ciosu kamieniem poprzestawiało ci się w tej głupiej głowie!
  Uśmiechnęłam się. Jak można było być aż tak durnym? Yamada zorientowała się jednak, że powiedziała coś, czego miała nie mówić. Krew odpłynęła jej z twarzy, usta zasłoniła dłonią. Kątem oko zauważyłam, jak Mizuko puszcza do mnie oko, po czym rzuca w moim kierunku baton czekoladowy. Nie patrząc na nią, złapałam słodycz i rozerwałam opakowanie, w które był zawinięty. Ugryzłam kawałek, a po chwili uśmiechnęłam się sztucznie do Yamady.
- Czyli… - przełknęłam – przyznajesz się do tego, że chciałaś mnie zabić? – uniosłam brew i przekrzywiłam głowę.
- Ja… Nie! – pokręciła głową. Jej czerwone włosy uderzyły mnie w twarz – Nie jestem aż tak głupia.
- Jednak jesteś. – odezwała się Mizuko, żując czekoladowego donuta, którego wyjęła z koszyka. – Karasu słyszał twój śmiech wtedy w lesie. – wzięła kolejny kęs.
- Nie… - czerwonowłosa znów pokręciła głową. Była ewidentnie przerażona, choć starała się to ukryć. Po chwili jednak dała za wygraną i tupnęła nogą, tym samym całkowicie tracąc nad sobą panowanie.
- No dobra, przyznaję się! To ja zaatakowałam Yuki, ale nie chciałam jej zabić. Chciałam tylko, by poczuła, że… że życie nie kręci się wokół niej…
  Posłała mi wściekłe spojrzenie.
- Ale prawie ci się udało. – dodałam – I tak, żebyś wiedziała, życie nie kręci się wokół mnie, nie chcę tego. Nie potrzebuję być w centrum uwagi, nie interesuje mnie to, są ważniejsze rzeczy. Jednak ja, w przeciwieństwie do ciebie, mam osoby, które mnie lubią i kochają taką, jaka jestem. Nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem, by zdobyć szacunek ludzi. Jeżeli masz trochę oleju w głowie, to może coś do ciebie dotrze, chociaż nie mam gwarancji. Poza tym, nienawidzę ludzi, którzy wykorzystują innych do swoich celów.
  Zaczęła się trząść. Jeszcze raz tupnęła nogą, po czym wrzasnęła:
- Mam tego dość! Mam dość was, Konoha, wszystkiego! Jak jesteście tacy mądrzy, to życzę powodzenia w przyszłości! – wybiegając z pomieszczenia, rzuciła mi spojrzenie pełne niewyobrażalnej furii.
  Trzasnęła drzwiami, a Mizuko oraz Karasu zaczęli się śmiać. Uchiha odstawiła koszyk, który wciąż trzymała, po czym mnie przytuliła.
- Aleś jej nagadała, Yu – wyszczerzyła do mnie zęby.
- Należało się. – wzruszyłam ramionami. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim, podwijając pod siebie nogi. Moi przyjaciele dosiedli się do mnie.
  Po kilkunastu minutach na moim łóżku pełno było papierów po cukierkach i czekoladzie. Mizuko złapała się za brzuch, sygnalizując, że jej niedobrze. Ja natomiast sięgnęłam po kolejnego donuta, tym razem z karmelową posypką. Ugryzłam kawałek i w tym samym czasie do sali weszła Sakura, trzymająca moją kartę. Na nasz widok zrobiła zdziwioną minę, lecz po chwili powiedziała ostrym tonem:
- Czy wyście powariowali, by jeść tyle słodyczy? – zerknęła na Mizuko, która powoli robiła się zielona na twarzy. – A tak poza tym, godziny odwiedzin się już skończyły, dzieciaki. – zacmokała z oburzeniem.
  Burcząc pod nosem, zwlekli się z łóżka, uściskali mnie na pożegnanie i wyszli z pomieszczenia. Sakura zgarnęła papiery, po czym wrzuciła je do kosza na śmieci. Dziewczyna spojrzała na mnie z wyrzutem, kiedy odwijałam cukierek. Wrzuciłam go do ust i possałam lekko.
- Pochorujesz się – powiedziała, poprawiając mi pościel.
- To tylko jeden cukierek – rozległo się ciche chrupnięcie, kiedy go przegryzłam. – Nic mi nie będzie.
- No nie wiem… - mruknęła, po czym z kieszeni wyjęła małą latareczkę. Zaświeciła mi w oczy, przez co je zmrużyłam. Sakura mruknęła coś pod nosem, ale nie usłyszałam, co. Napisała wynik badania na mojej karcie. Pomyślałam, że to już koniec, ale pochyliła się nade mną i spojrzała w oczy, chwytając mnie za głowę, którą lekko ucisnęła. Wystraszyłam się trochę, bo nie wiedziałam, co zamierza zrobić.
- Boli? – zapytała, dalej prowadząc badanie. – Masz zawroty głowy?
- Nie – odparłam – I też nie. Czuję się bardzo dobrze.
- W takim razie wstań, wyciągnij przed siebie ręce i zamknij oczy, po czym przejdź parę kroków.
  Odchyliłam kołdrę, spuściłam nogi w dół. Musiałam zeskoczyć z łóżka, tak mała byłam. Posłusznie wykonałam polecenie Sakury.
- Niemożliwe… - usłyszałam głos dziewczyny. Odwróciłam się i posłałam jej pytające spojrzenie. Sakura patrzyła na mnie tak, jakbym była wybrykiem natury. Po części była to prawda. Jinchuuriki tak mają, że uważają siebie za żądne krwi potwory. – Pierwszy raz widzę, by ktoś tak szybko doszedł do siebie po takim poważnym urazie… Jedyną osobą, którą znam, jest Naruto… - spojrzała mi podejrzliwie w oczy. – A może… Nie, niemożliwe, byś była jinchuuriki, prawda?
- To rodzinne. – odpowiedziałam szybko. – Mam to po ojcu.
  Nie podobało mi się to, jak Sakura na mnie spojrzała. Zupełnie tak, jakby mogła przejrzeć mnie na wylot. Poczułam mdłości, które jednak nie były spowodowane objedzeniem się czekoladą.
- W takim razie zostawimy cię na dwugodzinną obserwację, a potem… No cóż, wrócisz do domu. – uśmiechnęła się do mnie.

~*~

 
  Leżałam na łóżku, wzdychając ciężko. Miałam jeszcze zostać w szpitalu dwie godziny, ale co, na Boga, mogłam robić, skoro niczym nie mogłam się zająć? Znudzona, przekręciłam się na bok, a mój wzrok spoczął na misce, do której Sakura wrzuciła resztę słodyczy. Uśmiechnęłam się, ponieważ przypomniałam sobie o pewnej rozmowie Hany i mojej mamy.
-Jak myślisz, Hanare, czy ta maseczka faktycznie jest tak dobra, jak mówią?
- Cóż… Wypróbowałam ją na Kakashim i… no, niezbyt mu się podobało. Ale był jeden plus – niesamowicie pachniał.
- No dobra, ale jak ją zrobić?
- No dobrze, Hana, do miski wrzucasz pokruszoną czekoladę, najlepiej gorzką, a potem zalewasz to bardzo ciepłą wodą, aż powstanie gładka maź. No a potem nie pozostaje nic innego, jak ją zastosować.
  Maseczka. Maseczka z czekolady. Błyskawicznie zerwałam się z łóżka i rozpakowałam tabliczkę czekolady, która została. Połamałam ją i zaniosłam miskę do łazienki. Postawiłam ją na umywalce, po czym odkręciłam wodę. Z początku leciała zimna, ale po chwili stawała się coraz cieplejsza, aż w końcu gorąca. Wzięłam ponownie miskę w ręce i wlałam wodę. Czekolada powoli zaczęła się rozpuszczać. Jednak to wszystko działo się za wolno, więc pomogłam sobie czakrą. Po kilku minutach powstała ciemna masa. Uśmiechnęłam się. Chwyciłam miskę w dłonie, wyszłam z łazienki. Postawiłam miskę na stoliku i wlazłam na łóżko. Zanurzyłam dłoń w misce. Czekolada była płynna i bardzo ciepła. Spojrzałam na swoją rękę. Brązowa substancja ściekała po mojej ręce. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia. Zmarnowałam na tę maseczkę naprawdę dobrą czekoladę, ale teraz było już zdecydowanie za późno.
  Rozmazałam ją sobie na twarzy. Naprawdę dziwne uczucie. Czekolada gdy tylko weszła w kontakt z moją skórą, zaczęła powoli zasychać. Miałam wrażenie, że ktoś wysmarował moją twarz pastą do zębów. Powoli, ale dokładnie nałożyłam całą czekoladę na twarz. Wiedziałam, że mam pozostawić maseczkę na jakiś czas, ale nie wiedziałam na jak długo.
  Ułożyłam wygodniej poduszkę i położyłam się na wznak, uważając, by nie pobrudzić jej czekoladą. Wpatrywałam się przez chwilę w sufit, ale oczy i tak mi się zamykały. W końcu, nie zdając sobie nawet sprawy, zasnęłam.

~*~

  Obudził mnie czyjś upiorny krzyk. Otworzyłam raptownie oczy i pierwsze, co zobaczyłam, to zrozpaczona oraz pobladła twarz mojego ojca. Stał zgarbiony przed moim łóżkiem, ręce zwisały mu bezwładnie przy tułowiu. Jego szare włosy i płaszcz Hokage powiewały na lekkim wietrze, który dostał się do sali.
- Yu… coś ty, na litość boską, zrobiła? – jęknął, podchodząc bliżej. – Coś ty zrobiła ze swoją buźką?
  Zamrugałam kilkakrotnie.
- No… hej, tatusiu – przywitałam się, próbując się uśmiechnąć, ale zamiast twarzy miałam skorupę, która mi to uniemożliwiała. Przeraziłam się, coś było nie tak. – Nic nie zrobiłam, maseczkę tylko… - dodałam z wahaniem.
- Maseczkę? – zapytał. – Maseczkę, która w tej chwili zaschła i nie wiadomo, czy da się ją zdjąć.
  Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy. Jak to zaschła? To spałam aż tak długo? Jak mogłam stracić poczucie czasu?
  Ojciec najwyraźniej widział, że nie mogę mu uwierzyć na słowo, więc chwycił lusterko, które stało na stoliku, po czym wycelował je na moją twarz.
  Było jeszcze gorzej, niż myślałam. Tam, gdzie powinna być skóra, była brązowa skorupa. W całej mojej twarzy było widać tylko jasne kręgi pod oczami oraz linię ust. Wszystko inne zakrywała ciemna czekolada. Na sam widok do oczu napłynęły mi łzy, które po chwili zaczęły spływać powoli, ale zatrzymały się na moich policzkach.
- Tatusiu… Co ja narobiłam…? – zapłakałam i pociągnęłam nosem. – Muszę to zdjąć, muszę… - zaczęłam skrobać czekoladę paznokciami, ale to nic nie dało. Warstwa była zbyt gruba.
  Ojciec spojrzał na mnie z rozpaczą. Sam też nie wiedział, co robić, widziałam to w jego oczach.
- Nie drap, Yu. To nic nie da. Poczekaj chwilkę, tatuś za chwilę coś wymyśli – zmarszczył czoło, ale po kilku minutach wyciągnął z kieszeni kamizelki jounina mały nożyk. Oczy rozszerzyły mi się z przerażenia.
- Nie! – krzyknęłam, próbując się wyrwać, ale ojciec chwycił mnie mocno za ramiona. – Nie rób mi krzywdy!
  Nagle mnie przytulił, a ja powoli zaczęłam się uspokajać. Wtuliłam się w ojca. Koło ucha słyszałam jego cichy, spokojny głos:
- Yuki, nic się nie stało… Nie bój się… - kołysaliśmy się w przód i w tył. – Głupi pomysł, wiem, ale co innego mogłem zrobić…? Przepraszam, Yu…
  Pociągnęłam nosem i wyplątałam się z jego uścisku.
- Dobra. Zrób to, już się nie boję, tato – powiedziałam stanowczo, choć serce wciąż waliło mi jak młotem. Nadal byłam przerażona.
- Jesteś pewna? – zapytał ojciec z powątpiewaniem – Bo jak nie, to wymyślimy co innego…
- Nie – odparłam, kręcąc głową – Im szybciej się tego czegoś pozbędę, tym lepiej.
  Ojciec westchnął, po czym zaczął zbliżać nożyk do mojej twarzy. Zacisnęłam powieki, a potem poczułam, jak coś przesuwa się po tej skorupie nazywaną maseczką. Nagle poczułam ból.
- Boli! – wrzasnęłam. Niestety, czekolada przywarła do mojej skóry i za pomocą noża nie dało się tego zdrapać. – Boli!
  Natychmiast przestał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego z wyrzutem, rozmasowując kawałek policzka uwolnionego od tego zła nazywanego czekoladą.
  Siedzieliśmy tak, pogrążeni w ciszy, usiłując wymyślić rozwiązanie problemu.
  Po jakie licho ja to zrobiłam? Chyba z nudów, bo z jakiego innego powodu. Nie wiedziałam tylko, że będę tego żałować. I dlaczego musiałam zasnąć? Czasami byłam strasznie głupia, no ale kto nie popełnia błędów? Byłam tylko dzieckiem, co trochę mnie usprawiedliwiało, ale niewiele. Mogłam się założyć, że mój ojciec jak był w moim wieku, nie robił tego typu głupot, które mogły mieć skutek w postaci uszczerbku na zdrowiu – jednym słowem kalectwo. Wyobraziłam sobie siebie stojącą przed lustrem i patrzącą na moją oszpeconą twarz. I pomyśleć, że to mogła spowodować jedna, mała tabliczka czekolady… Jęknęłam w duchu. W tamtej chwili naprawdę wykazałam się inteligencją. Szkoda gadać…
  Opuściłam głowę, miałam złe przeczucia co do tego wszystkiego. To się nie mogło dobrze skończyć. Po prostu nie mogło. Jednak miałam w duchu trochę nadziei. Liczyłam na to, że albo ojciec, albo ja coś wymyślimy.
  Ojciec usiadł na fotelu w głębi sali i ukrył twarz w dłoniach. Nie powinno mnie to bawić, ale tata wyglądał śmiesznie w siedząc w starym, zapadającym się meblu, przez co kolana miał niemalże pod brodą. Wyglądał w tym momencie jak Yamabiko. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Co? – zapytał ojciec, unosząc głowę.
- Nic… Po prostu wyglądasz jak ten stwór, który wydaje odgłosy w górach…
- Yamabiko? – ojciec zaczął się śmiać, ale nagle spoważniał. – Nie śmiej się, inaczej przyjdzie po ciebie i zaciągnie do jakiejś jaskini, i nigdy nie wypuści – dodał grobowym głosem, przez co przeszły mnie dreszcze. Może faktycznie nie powinnam się z tego nabijać? Przełknęłam ślinę.
  Nagle tata wstał i wyszedł z pomieszczenia. Zaczęłam wpatrywać się w krajobraz za oknem. Był koniec września, ale pogoda wciąż dopisywała. Wiał tylko lekki wietrzyk, ptaki ćwierkały w koronach drzew. Patrząc na to wszystko znów starałam się coś wykombinować, ale bez skutku. W tym samym czasie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wszedł ojciec, trzymając w dłoni kubek z gorącą kawą. Ponownie usiadł na fotelu o mało co nie wylewając na siebie napoju. Zatrzymałam wzrok na kubku. Niby zwykły papierowy kubek, ale nie o niego mi chodziło. Przypatrywałam się parze wydobywającej się z niego. Nagle mnie olśniło. No jasne! Para! Jaka ja byłam głupia, że na to wcześniej nie wpadłam!
- Tato… - zaczęłam. – Wpadłam na pomysł, jak pozbyć się tej maseczki…
  Błyskawicznie zerwał się z fotela i tak… wylał na siebie kawę, ale nie zwrócił na to uwagi. Przysiadł się do mnie, a jego oczy rozszerzyły się nienaturalnie.
- Tak?
- Musimy ją ogrzać. Musimy sprawić, żeby się stopiła. Wtedy sama spłynie po twarzy – powiedziałam.
  Ojciec nic nie mówiąc, wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Postawił mnie na podłodze, po czym odkręcił wodę i zatkał zlew korkiem. Poczekaliśmy, aż woda stanie się na tyle ciepła, by móc roztopić czekoladę. Gdy to się stało, kazał mi zanurzyć twarz. Z początku nic się nie działo, ale woda stawała się coraz cieplejsza i po kilku minutach poczułam, że czekolada zaczyna odpadać od mojej twarzy. Z każdą minutą paskudztwa było coraz mniej i mniej. Od gorącej wody zapiekł mnie nos, usta i policzki, ale musiałam wytrzymać. Gdybym nie była tak wytrzymała na ból, syknęłabym, jednak siedziałam cicho, tylko dłonie zacisnęłam na umywalce.
  W końcu, po półgodzinie męczarni, byłam już czysta i wolna od czekolady. Ojciec podniósł mnie i wytarł twarz ręcznikiem. Kątem oka zobaczyłam, że miałam czerwoną twarz. Jednak nie to było najważniejsze – pozbyłam się tej okropnej mazi zwanej czekoladą, która teraz spływała do odpływu, by zniknąć całkowicie.
  Odetchnęłam z ulgą i przytuliłam się do ojca, a ten pocałował mnie w czoło.
  Wyszliśmy z łazienki, a tata poinformował mnie, że podpisał już mój wypis, który przygotowała Sakura i już mogliśmy iść do domu, tylko musiałam się przebrać. Wygoniłam ojca z sali i przebrałam się w bluzkę w kolorze czerwonego wina z symbolem klanu Hatake na plecach i czarne legginsy. Włosy jak zwykle związałam w kucyk. Nienawidziłam rozpuszczonych, były strasznie niepraktyczne, tylko potrafiły wchodzić do oczu i ust, a poza tym było w nich strasznie gorąco. Jednym słowem – same minusy.
Wyszliśmy ze szpitala na zalaną popołudniowym słońcem wioskę. Ojciec, zaskakując mnie, wziął mnie na barana.
- Wiesz, Yu… Twoja mama zrobiła mi podobną maseczkę – zaczął – I skończyło się tak samo, jak w twoim przypadku.
- Naprawdę? – zapytałam, pochylając się, by spojrzeć mu w oczy. – Nigdy tego nie mówiłeś!
- Zapomniałem – zaśmiał się – Od tamtej pory nie zbliżam się do czekolady. Nigdy więcej.
- Tak. Nigdy więcej czekolady. – potwierdziłam.
  Śmiejąc się, poszliśmy do domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, w końcu trochę luźniejszy rozdział, bo te ostatni były wręcz dobijające. Kto by pomyślał, że mała Yuki wpadnie na coś takiego, nie?


Taka tam akcja z kaczką, zainteresowani wiedzą, o czym tu chrzanię ;)
A to taka głupawka, co wczoraj mnie naszła po zjedzeniu spaghetti:
- Co ci jest? - spytał Kakashi, widząc mnie gapiącą się bez celu w biały sufit w swoim pokoju. 
- Nic. - odpieram, nadal patrząc się w sufit. - Tylko nic mi się nie chce.
- Mam zadzwonić na pogotowie? Może jesteś chora?
- Mówiłam, że nic mi się nie chce. Tylko bym czytała albo spała, albo pisała. - usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego. Shinobi przyglądał mi się z niepokojem, a potem powiedział:
- Dopiero co narzekałaś na szkołę, a teraz gadasz, że nic ci się nie chce?
- Tak, wiem, głupia jestem. - powiedziałam, śmiejąc się.
Kakashi uśmiechnął się do mnie.
- Nie głupia, tylko walnięta.
- To też.
Taa, i nikt mi nie powie, że jestem normalna, bo nie jestem. Mam fazę na Zwiadowców i Dary Anioła. Tylko tego cholernego czwartego tomu nie mogę doczytać, a jestem ciekawa, co jest w piątym i w szóstym. No nic, dość pitolenia od rzeczy, czas na dedykacje - dla Akari, Mayi, Sweetheart, Dżeli, Hany, Blanki no i oczywiście pozostałym. Hejterom, którzy nie mają nic konkretnego do napisania - dziękuję.

8 komentarzy:

  1. Ja też mam takiego lenia, że człowiekowi słabo się robi... miałam nawet problem ze wstaniem i oglądaniem Naruto XD na napisach nie mogłam się skupić XD muszę nadrobić zaległości w Naruciaku XD co do rozdziału to... BYŁ GENIALNY!!!!!!!!!!! Ta akcja z czekoladą sprawiła że mi się humor poprawił, bo odkąd doszłam do odcinka w którym porwali Yamato mam zasrany nastrój ;_________________________; O! I ten moment:
    "Obudził mnie czyjś upiorny krzyk. Otworzyłam raptownie oczy i pierwsze, co zobaczyłam, to zrozpaczona oraz pobladła twarz mojego ojca. Stał zgarbiony przed moim łóżkiem, ręce zwisały mu bezwładnie przy tułowiu. Jego szare włosy i płaszcz Hokage powiewały na lekkim wietrze, który dostał się do sali." w tym momencie moja wyobraźnia tak ruszyła, że mój tata mnie się pytał o co ja płaczę, a ja ryczałam ze śmiechu XD Chciałabym zobaczyć Kakasia w tej maseczce *3* i jeszcze to:
    Kakashi uśmiechnął się do mnie.
    - Nie głupia, tylko walnięta.
    - To też.
    To jest niezłe. Będę tak mówiła mojej przyjaciółce kiedy ta stwierdzi że jestem głupia XD Ja Cie już nie nudzę i lecę dalej oglądać Naruto! Papapapapa :***********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ty daleko jesteś, jeśli chodzi o anime. Ja z mangą jestem na bieżąco i muszę czekać tydzień na następny, choć i tak wiem, co się stanie, ale nie będę spoilerować.
      Cieszę się, że rozdział Ci się podoba, sama jestem nawet z niego zadowolona. I tak,ja też bym chciała go zobaczyć.
      I nie, wcale nie zanudzasz, Twoje komentarze są bardzo, ale to bardzo pozytywne.

      Usuń
  2. zaczynając od końca, również piszę takie dialogi z Kakashim, mam nawet na to oddzielnego bloga, hihi. :) lubie takie rzeczy, nie jesteś więc walnięta :*

    co do samego rozdziału, z początku przestraszyłam się, że Yamada przyszła dokończyć dzieła, ale na szczęście Yuki dała jej popalić. :)

    a cała ta sytuacja z czekoladą był tak rozbrajająca, że nie przestawałam się śmiać, no bez kitu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakoś mnie natchnęło na to, ale fajnie, że się podoba. Dasz link do tego bloga? Chyba że tylko tak napisałaś ;)
      Co do rozdziału to od samego początku było wiadomo, że Yuki nie odpuści. Co jak co, ale przypomina mnie z charakteru, czyli swoją stwórczynię. Ja też nie pozwolę, by ktoś obrażał mnie, moich przyjaciół czy rodzinę. Yuki również, tak samo jak ja, potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji, jednym słowem - twardo stąpa po ziemi, co się naprawdę przydaje w życiu.
      Też się śmiałam, jak pisałam tę sytuację, ale o to chodziło.

      Usuń
  3. Schemat z maseczką mnie powalił hahahahahah xd Nie wiem czemu, ale pomimo tego, że cały rozdział był interesujący, to ten fragment z maseczką czytałam z 5 razy i za każdym razem jak wyobrażałam sobie Kakashiego w tej sytuacji to się śmiałam. Chociaż z drugiej strony to mi jej żal, ciągle coś ją spotyka ;c Ale i tak beka na 102 hahahahah <3 Więcej taki rozdziałów :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to mi chodziło! Rozdział miał wyjść taki zabawny. Też się śmiałam, jak to pisałam. Dawno się tak nie śmiałam. I wiem, że Yuki ciągle coś spotyka, ale przynajmniej nie może narzekać na nudę ;)
      Postaram się pisać więcej takich notek.

      Usuń
  4. Jejciu *.* Tak dawno mnie było :P Strasznie podoba mi się motyw z maseczką. OD razu mam lepszy humor. Czekolada wrogiem publicznym numer jeden! Późno już więc się nie rozpisuje. Dobranoc :* Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dawno Cię tu nie było, ale nie szkodzi. Cieszę się, że podobał Ci się motyw z maseczką. Mnie też się poprawił humor, gdy przeczytałam Twój i poprzednie komentarze od czytelniczek. Czekolada - najgorsze zło Wszechświata :)
      Nie wiem, kiedy będzie next ;)

      Usuń

Reklama

CREATED BY
Mayako