5/05/2014

26. Przepowiednia



~ Kakashi ~

  Minęły trzy miesiące odkąd wypuścili mnie ze szpitala. Byłem już co prawda zdrowy, ale i tak musiałem na siebie uważać. Po dwóch godzinach pracy miałem robić sobie pół godzinne przerwy. Takie było zalecenie Tsunade.
  Uśmiechnąłem się słabo. Tym razem zastosuję się do jej zaleceń. Nie chciałem po raz kolejny trafiać na stół operacyjny.
  Zerknąłem na kolejny stos dokumentów piętrzący się pode mną. Papierów uzbierało się stanowczo zbyt dużo, musiałem coś z nimi zrobić. Wziąłem do rąk jeden z mniejszych stosów i zacząłem czytać jego zawartość. Większość dokumentów dotyczyła naprawdę błahych spraw – począwszy od zbyt małych dostaw prosa, po za wysokie ceny podręczników do Akademii. Z niechęcią je podpisałem, narzekając w duchu na głupią robotę. Nagle coś – jakiś inny dokument przykuł moją uwagę. Prześliznąłem po nim wzrokiem i krew momentalnie odpłynęła mi z twarzy. Jak mogłem o tym zapomnieć?! Jęknąłem. Zerknąłem szybko na datę widniejącą na kartce. Jej termin był wyznaczony na dzisiaj. Jeżeli szybko tego nie odeślę, to nie będzie zbyt przyjemnie. Szybko złożyłem zamaszysty podpis na embargu na ryż i zawołałem mojego asystenta. Makoto wszedł i stanął przed moim biurkiem. Był to niski i krępy mężczyzna. By zakryć łysinę, nosił na głowie specjalny ochraniacz na czoło. Na ramieniu miał tatuaż przedstawiający czaszkę. Ciężkie powieki i kolczyki w uszach brwi oraz nosie jak i kozia bródka powodowały, że wyglądał na gangstera, ale tak naprawdę nie skrzywdziłby muchy.
- Jak się pan miewa, Czcigodny? – zapytał, posyłając mi słaby uśmiech.
- A dobrze, dziękuję – odparłem, zwijając dokument, po czym wręczyłem mu go. – Wyślij to do Wioski Trawy. Niech wiedzą, że jak nie przestaną atakować granic Kraju Ognia, to na embargu się nie skończy. Rozumiesz?
- Hai, Hokage-sama.
  Po chwili zniknął, a ja znów zająłem się pracą.

  W tym samym czasie do Konoha zdążała pewna osoba. Była to staruszka o przesłoniętych bielmem oczach i powykręcanych przez artretyzm stawach. Podpierając się na grubym kiju, szła powoli, szurając nogami po piaszczystym podłożu. Lecz po co szła do Konoha? Otóż jako kapłanka i jednocześnie wróżbitka otrzymała przepowiednię, choć ona tak naprawdę przypominała sen, ale nie to było ważne. Tak naprawdę treść stanowiła największą zagadkę.
  Staruszka zmarszczyła brwi, po czym zaczęła mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa. Przyspieszyła nieco kroku. Przez jej doświadczony umysł przewijały się niezliczone myśli, ale tylko jedna zaprzątała całkowicie jej umysł. Hokage jest młody i niedoświadczony, jednak bardzo inteligentny. Mam szczerą nadzieję, że ten młokos wysłucha starej, schorowanej kobiety.
  Kobieta idąc, rozmyślała nad tym i nad przepowiednią.

~ Yuki ~

  Dzisiejszy dzień był najdziwniejszym dniem, jaki przytrafił mi się w całym moim krótkim życiu. Mianowicie taki, że Suko całkowicie o mnie zapomniała. Nie zerkała w moją stronę, nie wygłaszała kąśliwych uwag pod adresem moim, mojej rodziny czy przyjaciół. Może dotarło do niej, że nic to nie da? No cóż, nadal co prawda się wywyższała i patrzyła na innych z góry, ale największym szokiem i tak było dla mnie to, że po sześciu miesiącach znajomości dała mi w końcu spokój.
  Westchnęłam cicho. Może się to wydawać dziwne, ale brakowało mi trochę tych naszych kłótni. Z tym swoim rozdętym jak balon ego, Suko była naprawdę bardzo zabawna. Myślała, że da radę wszystkich omamić i wykorzystać do swoich celów. Na szczęście ani ja, ani Mizuko nie dałyśmy się jej, dlatego ta się na nas mściła. Niestety, martwił mnie Karasu. Biedak nie potrafił powiedzieć jej „nie”. Co prawda Yamada nie mogła go przewlec na swoją stronę, ale za to umiała go nastraszyć. I to bardzo skutecznie. Zorientowałam się, kiedy spotkałam Karasu pobitego, podrapanego, brudnego i zapłakanego. Wtedy okazało się, że Yamada znów chciała wyłudzić od niego pieniądze. Hyuuga zaskoczył mnie, gdy powiedział, ze ich nie ma. Na to dziewczynka zezłościła się, zabrała chłopcu pieniądze, a potem z pomocą Shuna i Akiko pobiła go. Od tamtej pory coś zaskoczyło w mojej głowie. Postanowiłam chronić przed nią Karasu. Bądź co bądź był moim przyjacielem.
  W tym samym momencie Karasu szturchnął mnie, mówiąc cicho:
- Yuki…
  Jeny, zaczęło się! Od początku czułam, że ten dzień będzie tak samo nienormalny jak każdy inny. Suko nie mogła ot tak dać mi spokój. Po prostu nie mogła.
- Co? – zapytałam chłopca.
- Ktoś tu idzie – powiedział zlękniony.
  Spojrzałam w kierunku, który wskazywał. W naszą stronę szedł Ryuzaki, brat bliźniak Makoto. Obaj byli asystentami mojego ojca. Co on robi w Akademii?, pomyślałam. Może coś się stało ojcu? Nie, raczej nie. No to w takim razie po co przyszedł? Mężczyzna zatrzymał się przede mną.
- Yuki – sama, twój ojciec kazał mi po ciebie przyjść – powiedział – Rozmawiałem już z twoim nauczycielem, pozwolił ci wyjść wcześniej ze szkoły.. Pozostało się tylko spakować.
  Spojrzałam pytająco na Karasu. Ten wzruszył ramionami.
  Wstałam i poszłam się spakować. Po chwili szliśmy już w stronę biura mojego ojca. Nie przypuszczałam jednak, że sprawa okaże się warta świeczki.

~ Kakashi ~

  Zacisnąłem zęby. Czy ta cholerna baba nie rozumie, że nie wierzę w te bzdurne przepowiednie? Chyba nie, bo dalej próbowała przekonać mnie, że ma rację. A tłumaczyłem jej już to co najmniej z dziesięć razy. Nadal nie rozumiała. Zamiast odpuścić, dalej siedziała na krześle w moim gabinecie. Jeszcze trochę, a naprawdę stracę cierpliwość.
  Wzniosłem oczy ku sufitowi. Sandaime, pomyślałem, popełniłeś wielki błąd, wybierając mnie na to stanowisko.
- Jesteś silny, młodzieńcze – odezwała się staruszka – ale pamiętaj, że siła jest jednocześnie darem i przekleństwem. Musisz uważać, wrogowie czają się wszędzie. Nie możesz czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu. Osoba, którą uważasz za bliską, zdradzi cię w najmniej spodziewanym momencie. Wspomnisz me słowa, chłopcze.
- O co pani znów chodzi? – zapytałem, siląc się na spokojny ton – Niby kto mnie zdradzi?
- Nie mogę ci tego powiedzieć, synu. Sam musisz do tego dojść. Posłuchaj starej kobiety. A teraz zapytam jeszcze raz. Mogę zobaczyć pańskie dziecko?
- Nie – odparłem. Wiedziałem, że starucha będzie siedziała tu tak długo, dopóki nie zobaczy Yuki. Tego byłem pewien. A zresztą okazywała to swoją postawą.
- Muszę mieć pewność, że to ona, rozumie pan?
- Rozumiem, ale nie mogę.
- W takim razie nie pójdę, póki dziecko się nie zjawi.
  Jęknąłem w duchu. Będziemy tak siedzieć do wieczora.
  Spojrzałem na zegar wiszący w pomieszczeniu. Starucha siedziała tu już dwie godziny i ani myślała wyjść. Zorientowałem się, że nie mam wyjścia. Yuki musi tu przyjść. Zawołałem Makoto. Po chwili mężczyzna pojawił się w gabinecie, po czym podszedł do mnie. Pochylił się, a ja szepnąłem mu na ucho:
- Powiedz Ryuzaki’emu, żeby przyprowadził Yuki. Tylko uprzedź go, by nic jej nie mówił, rozumiesz?
- Hai – odpowiedział, po czym wyszedł z gabinetu, natomiast ja dostrzegłem słaby uśmiech na wargach staruszki.

~ Yuki ~

  Zachodziłam w głowę, po co ojciec kazał mi przyjść do swojego biura. Może Ryuzaki coś wiedział na ten temat? Postanowiłam się go zapytać. Przyspieszyłam kroku i odezwałam się:
- Ryuzaki, wiesz może, czemu ojciec kazał ci po mnie przyjść?
  Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym się uśmiechnął.
- Nie, panienko – jako jedyny tak się do mnie zwracał – niestety nie mam pojęcia.
- Czyli gdybyś wiedział o co chodzi, powiedziałbyś mi.
  Zaśmiał się. Wzięłam to za potwierdzenie.
  W milczeniu szliśmy w kierunku biura mojego ojca.
  Strażnicy przepuścili nas bez mrugnięcia okiem. Po chwili wspinaliśmy się już po schodach. Po jakichś pięciu minutach zatrzymaliśmy się przed drzwiami gabinetu Hokage. Ryuzaki otworzył drzwi, a wtedy ujrzałam że na krześle przed biurkiem siedzi staruszka. Po chwili odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się, ukazując bezzębne dziąsła. Wzdrygnęłam się, gdy spostrzegłam jej mlecznobiałe oczy. Nagle odezwała się:
- W końcu się zjawiłaś, drogie dziecko – powiedziała nadzwyczaj wyraźnie mimo braku uzębienia. – Podejdź do mnie.
  Nie ruszałam się z miejsca. Dopiero gdy zobaczyłam naglący wzrok ojca, przestąpiłam parę kroków w przód, aż w końcu stanęłam przed staruszką.
- Wyciągnij rękę, dziecino – nakazała. Z wahaniem wyciągnęłam przed siebie dłoń. Staruszka miała nieprzyjemnie szorstką skórę. Do tego pełno brunatnych plam na grzbiecie dłoni. Kobieta zamknęła powieki, po czym odetchnęła głęboko.
- Masz niezwykle potężny umysł, moja droga – rzekła p dłuższym czasie – Do tego niezrównaną siłę woli i silne poczucie moralności. Staniesz się silną kunoichi, Yuki Hatake.
  Skąd ona wiedziała, jak się nazywam? Przecież nie mówiłam jej swojego imienia!
- Ale nie to chciałam ci powiedzieć. W tym momencie nie wiesz jak ważna jesteś dla wioski i kraju.
- Nie rozumiem – odparłam.
- Nikt tego, dziecko, jeszcze nie rozumie, ale takie jest twoje przeznaczenie. Ale teraz najważniejsza rzecz. Przepowiednia.
  Usłyszałam, jak ojciec mamrocze pod nosem: „Znowu się zaczyna”. W tym samym czasie staruszka zaczęła wypowiadać dziwne słowa:

Jeden z przyjaciół zdrajcą się okaże,
 Rywal zaś druhem się stanie,
Jednemu śmierć ostrzem pioruna zadana będzie
Drugi pod sztyletem ukochanego legnie,
Smok dawnego przyjaciela spotka, lecz grot przeklęty żywot wyżenie,
Córka demona świat pogrąży lub ocali, lecz wybór kres jej doli przyniesie.

  Gdy staruszka skończyła mówić, przeszedł mnie zimny dreszcz. Nigdy jeszcze nie słyszałam takich słów i połowy z nich nie rozumiałam. O co chodziło? Jaka znowu przepowiednia? Pewnie to kolejny blef. Staruszka nagle wstała i wyszła bez słowa z gabinetu. Słychać było tylko stukot jej kija na schodach. Spojrzałam na ojca. Wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja.
- Tato, nie podoba mi się to.
- Nie przejmuj się, Yu, to tylko czcze gadanie starej kobiety. Ta starucha pewnie sama nie wiedziała, co mówi. Nie zawracaj sobie tym głowy – powiedział, podchodząc do mnie. Kucnął i pocałował mnie w czoło. – A teraz zmykaj do domu. Tatuś ma jeszcze dużo pracy.
- A nie mogę zostać? – zapytałam.
- Będziesz się nudzić, Yu. Mówię ci, idź do domu, poczytaj coś, pobaw się.
- No dobra – mruknęłam. – Ale wróć niedługo, dobrze?
- Dobrze, skarbie, a teraz biegnij – uśmiechnął się do mnie, a ja przytuliłam się do niego. Po paru minutach byłam już na zewnątrz i popędziłam do domu.
  Postanowiłam iść na skróty przez lasek. Zagłębiłam się w niego i popędziłam przed siebie. Biegnąc, wsłuchiwałam się w śpiew ptaków w koronach drzew. Nagle zrobiło się strasznie cicho, a mnie ogarnęło przeczucie, że jestem obserwowana. Odwróciłam się. Za mną nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami, stwierdzając, że mi się wydawało. Kiedy chciałam zrobić krok do przodu, znów ogarnęło mnie to uczucie. Nie zdążyłam się obrócić, kiedy w głowę trafił mnie sporej wielkości kamień. Przed oczami zobaczyłam gwiazdy. Czułam jak po czole ścieka mi krew. W tym samym momencie znów poczułam uderzenie kamienia. Tym razem dostałam w tył głowy. Przewróciłam się na ziemię. Ból był potworny, niemal mnie oślepiał. Przetoczyłam się na plecy, jęcząc. Spostrzegłam czyjeś sylwetki na tle słońca. Po chwili usłyszałam głos.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. Niezwyciężoną Yuki Hatake…
- Yamada… - wymamrotałam – Czego znów chcesz…?
- Jak to czego? Sprawiedliwości! – krzyknęła – Myślałaś, że jesteś taka niesamowita? Otóż nie! Tak naprawdę jesteś nikim, tylko i wyłącznie nikim. Gdyby twój ojciec nie był taki sławny, to nikt by cię nie znał. Taka jest prawda – w tym samym momencie poczułam kopnięcie w brzuch. Jęknęłam. To było straszne. Ukradkiem próbowałam się podnieść, ale ktoś chwycił mnie za włosy i pociągnął za włosy. W tym samym czasie czyjaś pięść uderzyła mnie w podbródek. Oni mnie zabiją, przyszło mi do głowy, jeżeli czegoś nie zrobię, zabiją mnie. Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale ktoś momentalnie mi je zasłonił. Znów cios kamieniem w głowę, kolejny trafił w żebra. Jeszcze kolejny w brzuch. Ten, kto mnie trzymał, rzucił mnie na ziemię i ponownie zaczął kopać. Przez ból nie miałam siły, by jęczeć. Z oczu płynęły mi łzy upokorzenia. Tortury trwały tak jeszcze z dziesięć czy piętnaście minut, ale w końcu Yamada i jej przyjaciele, jeżeli mogę tak ich nazwać, odeszli, śmiejąc się. Zacisnęłam dłonie w pięść i podciągnęłam się. Jakoś doczołgałam się do drzewa, oparłam się o nie i straciłam przytomność.

~ Karasu ~

  Martwiłem się o Yuki. Po tym, co spotkało ją i jej ojca chciałem ją wspierać, ale nie wiedziałem jak, a poza tym i tak to nie miałoby sensu. Całe szczęście, że Hokage – sama nic się nie stało. Gdyby szóstym miał zostać ojciec Suko, nie wiem, co byłoby z Konoha. Ale wracając do Yamady. Ostatnio dziwnie się zachowywała, zupełnie jak nie ona. Była spokojniejsza, nie czepiała się Yuki. Mimo wszystko miałem wrażenie, że coś knuje. Myśląc nad tym, szedłem w kierunku lasu. Nie wiem czemu, ale postanowiłem przedłużyć sobie drogę do domu. Trzymając ręce w kieszeniach spodenek, zmarszczyłem brwi. Nagle usłyszałem cichy śmiech. Niewątpliwie należał on do Suko. Szybko poszedłem w stronę, z której dochodził. Po chwili już tam byłem. Po Suko nie było ani śladu, natomiast pod drzewem ktoś leżał. Był cały brudny i posiniaczony. Krew ściekała na ziemię. Z przerażeniem odkryłem, że to Yuki. Do oczu napłynęły mi łzy. Szybko zrozumiałem, że Yamada ją pobiła. I to dotkliwie.
  Podbiegłem do drzewa i kucnąłem przy dziewczynce. Była nieprzytomna. Tylko ruch gałek ocznych sugerował, że żyje. Yuki była chorobliwie blada. Ze skroni ciekła jej krew. Potrzasnąłem nią, mówiąc:
- Yuki, obudź się, proszę, obudź się! – nic to nie dało. – Yuki, błagam, nie zostawiaj mnie! – wybuchnąłem płaczem i przytuliłem się do niej. Jak ona mogła zrobić coś takiego? To było chore. Suko była nienormalna.
  Nagle poczułem, że Yuki drgnęła. Odkleiłem się od niej i spojrzałem w jej czarne oczy. Dziewczynka uśmiechnęła się słabo, a potem szepnęła:
- Karasu, jak dobrze, że to ty… Zabierz mnie do domu, proszę…. Nie mam siły… - wciąż płacząc, przytaknąłem i zarzuciłem sobie jej rękę na ramię. Yuki podparła się o mnie i ruszyliśmy powoli w stronę jej domu. Kulała mocno i przy każdym złym skręcie ciała, jęczała. Poprawiłem chwyt i po długim czasie wyszliśmy z lasu na skąpany w popołudniowym słońcu skwer.

~ Kakashi ~

  Yuki już dawno powinna być w domu, a tymczasem jej nie było. Hanare, Sora i ja szczerze się o nią martwiliśmy, ponieważ dziewczynka nie dała znać, że idzie do jakiejś koleżanki ani nic. Hanare z każdą chwilą panikowała coraz bardziej. Objąłem żonę, próbując ją uspokoić. Może tego po mnie nie było widać, ale bałam się o moją córkę. Była przecież taka mała. Najmłodsza uczennica Akademii w ciągu dwudziestu lat. Wciąż się o nią obawiałem.
  Nagle usłyszeliśmy potężny huk. Zupełnie jakby coś uderzyło w drzwi wejściowe. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Wysunąłem się z objęć Hanare, wstałem z kanapy i skierowałem się do przedpokoju. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a kolana się pode mną ugięły.
  Na progu stał Karasu Hyuuga, trzymający w swoich chudych ramionach moją córkę. Yuki była brudna, zakrwawiona i posiniaczona. Karasu natomiast cały zapłakany i roztrzęsiony.
- Hokage – sama… - zapłakał – Yuki… Yuki…
- Nic nie mów, wejdź. Opowiesz mi, co się stało – powiedziałem drżącym głosem.
  Wziąłem o d niego Yuki, a ten upadł na kolana, schował twarz w dłonie i zaczął ryczeć. Nigdy nie słyszałem, by ktoś tak płakał. Nigdy. Moi towarzysze też usłyszeli płacz chłopca, ponieważ wbiegli do pomieszczenia. Hanare krzyknęła, Sora przeklął, po czym podniósł Karasu i zaprowadził go do kuchni, by zrobić mu coś ciepłego do picia. Ja natomiast wszedłem po schodach i kopniakiem otworzyłem drzwi od pokoju Yuki. Położyłem ją na łóżku i wyszedłem z pomieszczenia. Po drodze posłałem spojrzenie Hanare, znaczące, że porozmawiamy później. Wszedłem do kuchni i zamknąłem za sobą drzwi. Karasu siedzący przy stole wciąż pociągał nosem, ale już nie płakał. Sączył ciepłe kakao, wpatrując się w blat. Usiadłem naprzeciw niego i powiedziałem cicho:
- Powiedz mi, co się stało, proszę – chłopiec przytaknął.
- Wracałem ze szkoły… Poszedłem przez las, dłuższą drogą… Wtedy usłyszałem śmiech… Pobiegłem tam, skąd dochodził i zobaczyłem, że Yuki leży pod drzewem nieprzytomna… Ktoś ją pobił… Wiem, kto to zrobił… - nagle się zaciął.
- Kto, Karasu? Kto to zrobił? Powiedz mi – szepnąłem.
- S – suko Yamada, Hokage – sama. Zrobiła to Suko Yamada.

3 komentarze:

  1. Witaj :3
    A więc rozdział jest napisany bardzo fajnie dobrałaś zdania tak że, pobudziłaś moją wyobraźnię wiesz? Hmm.., przepowiednia jest napisana fajnie jest wiele wątków bez odpowiedzi, lecz ja już chyba wiem o co chodzi. :3 Soryy, ale dzisiaj byłam trochę pozwiedzać w twoim otoczeniu więc nie obraź się jeśli po prostu już sobie pójdę ;3
    Pozdrawiam B.M<3

    OdpowiedzUsuń
  2. ta przepowiednia jest strasznie fajna. :D w ogóle cały pomysł na tę sytuację. moment gdy Karasu odnalazł Yuki, o matko! aż mnie krew zalała, najchętniej sama skopałabym Yamadę. :| czekam na rozwinięcie się sytuacji i interwencję Kakashiego w tej sprawie!

    OdpowiedzUsuń
  3. TA SUKO POWINNA DO PSYCHIATRYKA TRAWIĆ !!! ona po prostu zadrości Yuki i tyle ale to nie znaczy żeby ją pobić, biedna Yuki współczuje jej ;( dobrze, że ktoś ją znalazł ;) mam nadzieje, że będzie z nią dobrze, a i fajny ten rozdział xdd
    /Nat <3

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako