~ Kakashi ~
Minęły
trzy miesiące odkąd wypuścili mnie ze szpitala. Byłem już co prawda zdrowy, ale
i tak musiałem na siebie uważać. Po dwóch godzinach pracy miałem robić sobie
pół godzinne przerwy. Takie było zalecenie Tsunade.
Uśmiechnąłem się słabo. Tym razem zastosuję
się do jej zaleceń. Nie chciałem po raz kolejny trafiać na stół operacyjny.
Zerknąłem na kolejny stos dokumentów
piętrzący się pode mną. Papierów uzbierało się stanowczo zbyt dużo, musiałem
coś z nimi zrobić. Wziąłem do rąk jeden z mniejszych stosów i zacząłem czytać
jego zawartość. Większość dokumentów dotyczyła naprawdę błahych spraw –
począwszy od zbyt małych dostaw prosa, po za wysokie ceny podręczników do
Akademii. Z niechęcią je podpisałem, narzekając w duchu na głupią robotę. Nagle
coś – jakiś inny dokument przykuł moją uwagę. Prześliznąłem po nim wzrokiem i
krew momentalnie odpłynęła mi z twarzy. Jak mogłem o tym zapomnieć?! Jęknąłem.
Zerknąłem szybko na datę widniejącą na kartce. Jej termin był wyznaczony na
dzisiaj. Jeżeli szybko tego nie odeślę, to nie będzie zbyt przyjemnie. Szybko
złożyłem zamaszysty podpis na embargu na ryż i zawołałem mojego asystenta. Makoto
wszedł i stanął przed moim biurkiem. Był to niski i krępy mężczyzna. By zakryć
łysinę, nosił na głowie specjalny ochraniacz na czoło. Na ramieniu miał tatuaż
przedstawiający czaszkę. Ciężkie powieki i kolczyki w uszach brwi oraz nosie
jak i kozia bródka powodowały, że wyglądał na gangstera, ale tak naprawdę nie
skrzywdziłby muchy.
-
Jak się pan miewa, Czcigodny? – zapytał, posyłając mi słaby uśmiech.
-
A dobrze, dziękuję – odparłem, zwijając dokument, po czym wręczyłem mu go. –
Wyślij to do Wioski Trawy. Niech wiedzą, że jak nie przestaną atakować granic
Kraju Ognia, to na embargu się nie skończy. Rozumiesz?
-
Hai, Hokage-sama.
Po chwili zniknął, a ja znów zająłem się
pracą.
W tym samym czasie do Konoha zdążała pewna
osoba. Była to staruszka o przesłoniętych bielmem oczach i powykręcanych przez
artretyzm stawach. Podpierając się na grubym kiju, szła powoli, szurając nogami
po piaszczystym podłożu. Lecz po co szła do Konoha? Otóż jako kapłanka i
jednocześnie wróżbitka otrzymała przepowiednię, choć ona tak naprawdę
przypominała sen, ale nie to było ważne. Tak naprawdę treść stanowiła
największą zagadkę.
Staruszka zmarszczyła brwi, po czym zaczęła mamrotać
pod nosem niezrozumiałe słowa. Przyspieszyła nieco kroku. Przez jej
doświadczony umysł przewijały się niezliczone myśli, ale tylko jedna zaprzątała
całkowicie jej umysł. Hokage jest młody i
niedoświadczony, jednak bardzo inteligentny. Mam szczerą nadzieję, że ten
młokos wysłucha starej, schorowanej kobiety.
Kobieta idąc, rozmyślała nad tym i nad
przepowiednią.
~ Yuki ~
Dzisiejszy dzień był najdziwniejszym dniem,
jaki przytrafił mi się w całym moim krótkim życiu. Mianowicie taki, że Suko
całkowicie o mnie zapomniała. Nie zerkała w moją stronę, nie wygłaszała
kąśliwych uwag pod adresem moim, mojej rodziny czy przyjaciół. Może dotarło do
niej, że nic to nie da? No cóż, nadal co prawda się wywyższała i patrzyła na
innych z góry, ale największym szokiem i tak było dla mnie to, że po sześciu
miesiącach znajomości dała mi w końcu spokój.
Westchnęłam cicho. Może się to wydawać dziwne, ale brakowało mi trochę
tych naszych kłótni. Z tym swoim rozdętym jak balon ego, Suko była naprawdę
bardzo zabawna. Myślała, że da radę wszystkich omamić i wykorzystać do swoich
celów. Na szczęście ani ja, ani Mizuko nie dałyśmy się jej, dlatego ta się na
nas mściła. Niestety, martwił mnie Karasu. Biedak nie potrafił powiedzieć jej „nie”.
Co prawda Yamada nie mogła go przewlec na swoją stronę, ale za to umiała go
nastraszyć. I to bardzo skutecznie. Zorientowałam się, kiedy spotkałam Karasu
pobitego, podrapanego, brudnego i zapłakanego. Wtedy okazało się, że Yamada
znów chciała wyłudzić od niego pieniądze. Hyuuga zaskoczył mnie, gdy
powiedział, ze ich nie ma. Na to dziewczynka zezłościła się, zabrała chłopcu
pieniądze, a potem z pomocą Shuna i Akiko pobiła go. Od tamtej pory coś
zaskoczyło w mojej głowie. Postanowiłam chronić przed nią Karasu. Bądź co bądź
był moim przyjacielem.
W
tym samym momencie Karasu szturchnął mnie, mówiąc cicho:
- Yuki…
Jeny, zaczęło się! Od początku czułam, że ten dzień będzie tak samo
nienormalny jak każdy inny. Suko nie mogła ot tak dać mi spokój. Po prostu nie
mogła.
- Co? – zapytałam chłopca.
- Ktoś tu idzie – powiedział zlękniony.
Spojrzałam w kierunku, który wskazywał. W naszą stronę szedł Ryuzaki,
brat bliźniak Makoto. Obaj byli asystentami mojego ojca. Co on robi w Akademii?,
pomyślałam. Może coś się stało ojcu? Nie, raczej nie. No to w takim razie po co
przyszedł? Mężczyzna zatrzymał się przede mną.
- Yuki – sama, twój ojciec kazał mi po
ciebie przyjść – powiedział – Rozmawiałem już z twoim nauczycielem, pozwolił ci
wyjść wcześniej ze szkoły.. Pozostało się tylko spakować.
Spojrzałam pytająco na Karasu. Ten wzruszył ramionami.
Wstałam i poszłam się spakować. Po chwili szliśmy już w stronę biura
mojego ojca. Nie przypuszczałam jednak, że sprawa okaże się warta świeczki.
~ Kakashi ~
Zacisnąłem zęby. Czy ta cholerna baba nie rozumie, że nie wierzę w te
bzdurne przepowiednie? Chyba nie, bo dalej próbowała przekonać mnie, że ma
rację. A tłumaczyłem jej już to co najmniej z dziesięć razy. Nadal nie
rozumiała. Zamiast odpuścić, dalej siedziała na krześle w moim gabinecie. Jeszcze
trochę, a naprawdę stracę cierpliwość.
Wzniosłem oczy ku sufitowi. Sandaime,
pomyślałem, popełniłeś wielki błąd,
wybierając mnie na to stanowisko.
- Jesteś silny, młodzieńcze – odezwała się
staruszka – ale pamiętaj, że siła jest jednocześnie darem i przekleństwem. Musisz
uważać, wrogowie czają się wszędzie. Nie możesz czuć się bezpiecznie nawet we
własnym domu. Osoba, którą uważasz za bliską, zdradzi cię w najmniej
spodziewanym momencie. Wspomnisz me słowa, chłopcze.
- O co pani znów chodzi? – zapytałem, siląc
się na spokojny ton – Niby kto mnie zdradzi?
- Nie mogę ci tego powiedzieć, synu. Sam
musisz do tego dojść. Posłuchaj starej kobiety. A teraz zapytam jeszcze raz.
Mogę zobaczyć pańskie dziecko?
- Nie – odparłem. Wiedziałem, że starucha
będzie siedziała tu tak długo, dopóki nie zobaczy Yuki. Tego byłem pewien. A
zresztą okazywała to swoją postawą.
- Muszę mieć pewność, że to ona, rozumie
pan?
- Rozumiem, ale nie mogę.
- W takim razie nie pójdę, póki dziecko się
nie zjawi.
Jęknąłem w duchu. Będziemy tak siedzieć do wieczora.
Spojrzałem na zegar wiszący w pomieszczeniu. Starucha siedziała tu już
dwie godziny i ani myślała wyjść. Zorientowałem się, że nie mam wyjścia. Yuki
musi tu przyjść. Zawołałem Makoto. Po chwili mężczyzna pojawił się w gabinecie,
po czym podszedł do mnie. Pochylił się, a ja szepnąłem mu na ucho:
- Powiedz Ryuzaki’emu, żeby przyprowadził
Yuki. Tylko uprzedź go, by nic jej nie mówił, rozumiesz?
- Hai – odpowiedział, po czym wyszedł z
gabinetu, natomiast ja dostrzegłem słaby uśmiech na wargach staruszki.
~ Yuki ~
Zachodziłam w głowę, po co ojciec kazał mi przyjść do swojego biura. Może
Ryuzaki coś wiedział na ten temat? Postanowiłam się go zapytać. Przyspieszyłam
kroku i odezwałam się:
- Ryuzaki, wiesz może, czemu ojciec kazał
ci po mnie przyjść?
Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym się uśmiechnął.
- Nie, panienko – jako jedyny tak się do
mnie zwracał – niestety nie mam pojęcia.
- Czyli gdybyś wiedział o co chodzi,
powiedziałbyś mi.
Zaśmiał się. Wzięłam to za potwierdzenie.
W
milczeniu szliśmy w kierunku biura mojego ojca.
Strażnicy przepuścili nas bez mrugnięcia okiem. Po chwili wspinaliśmy
się już po schodach. Po jakichś pięciu minutach zatrzymaliśmy się przed
drzwiami gabinetu Hokage. Ryuzaki otworzył drzwi, a wtedy ujrzałam że na
krześle przed biurkiem siedzi staruszka. Po chwili odwróciła się do mnie i
uśmiechnęła się, ukazując bezzębne dziąsła. Wzdrygnęłam się, gdy spostrzegłam
jej mlecznobiałe oczy. Nagle odezwała się:
- W końcu się zjawiłaś, drogie dziecko –
powiedziała nadzwyczaj wyraźnie mimo braku uzębienia. – Podejdź do mnie.
Nie
ruszałam się z miejsca. Dopiero gdy zobaczyłam naglący wzrok ojca, przestąpiłam
parę kroków w przód, aż w końcu stanęłam przed staruszką.
- Wyciągnij rękę, dziecino – nakazała. Z
wahaniem wyciągnęłam przed siebie dłoń. Staruszka miała nieprzyjemnie szorstką
skórę. Do tego pełno brunatnych plam na grzbiecie dłoni. Kobieta zamknęła
powieki, po czym odetchnęła głęboko.
- Masz niezwykle potężny umysł, moja droga –
rzekła p dłuższym czasie – Do tego niezrównaną siłę woli i silne poczucie
moralności. Staniesz się silną kunoichi, Yuki Hatake.
Skąd ona wiedziała, jak się nazywam? Przecież nie mówiłam jej swojego
imienia!
- Ale nie to chciałam ci powiedzieć. W tym
momencie nie wiesz jak ważna jesteś dla wioski i kraju.
- Nie rozumiem – odparłam.
- Nikt tego, dziecko, jeszcze nie rozumie,
ale takie jest twoje przeznaczenie. Ale teraz najważniejsza rzecz.
Przepowiednia.
Usłyszałam, jak ojciec mamrocze pod nosem: „Znowu się zaczyna”. W tym
samym czasie staruszka zaczęła wypowiadać dziwne słowa:
Jeden
z przyjaciół zdrajcą się okaże,
Rywal zaś druhem się stanie,
Jednemu
śmierć ostrzem pioruna zadana będzie
Drugi
pod sztyletem ukochanego legnie,
Smok
dawnego przyjaciela spotka, lecz grot przeklęty żywot wyżenie,
Córka
demona świat pogrąży lub ocali, lecz wybór kres jej doli przyniesie.
Gdy
staruszka skończyła mówić, przeszedł mnie zimny dreszcz. Nigdy jeszcze nie
słyszałam takich słów i połowy z nich nie rozumiałam. O co chodziło? Jaka znowu
przepowiednia? Pewnie to kolejny blef. Staruszka nagle wstała i wyszła bez słowa
z gabinetu. Słychać było tylko stukot jej kija na schodach. Spojrzałam na ojca.
Wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja.
- Tato, nie podoba mi się to.
- Nie przejmuj się, Yu, to tylko czcze gadanie
starej kobiety. Ta starucha pewnie sama nie wiedziała, co mówi. Nie zawracaj
sobie tym głowy – powiedział, podchodząc do mnie. Kucnął i pocałował mnie w
czoło. – A teraz zmykaj do domu. Tatuś ma jeszcze dużo pracy.
- A nie mogę zostać? – zapytałam.
- Będziesz się nudzić, Yu. Mówię ci, idź do
domu, poczytaj coś, pobaw się.
- No dobra – mruknęłam. – Ale wróć
niedługo, dobrze?
- Dobrze, skarbie, a teraz biegnij –
uśmiechnął się do mnie, a ja przytuliłam się do niego. Po paru minutach byłam
już na zewnątrz i popędziłam do domu.
Postanowiłam iść na skróty przez lasek. Zagłębiłam się w niego i
popędziłam przed siebie. Biegnąc, wsłuchiwałam się w śpiew ptaków w koronach
drzew. Nagle zrobiło się strasznie cicho, a mnie ogarnęło przeczucie, że jestem
obserwowana. Odwróciłam się. Za mną nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami,
stwierdzając, że mi się wydawało. Kiedy chciałam zrobić krok do przodu, znów
ogarnęło mnie to uczucie. Nie zdążyłam się obrócić, kiedy w głowę trafił mnie
sporej wielkości kamień. Przed oczami zobaczyłam gwiazdy. Czułam jak po czole
ścieka mi krew. W tym samym momencie znów poczułam uderzenie kamienia. Tym
razem dostałam w tył głowy. Przewróciłam się na ziemię. Ból był potworny,
niemal mnie oślepiał. Przetoczyłam się na plecy, jęcząc. Spostrzegłam czyjeś
sylwetki na tle słońca. Po chwili usłyszałam głos.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. Niezwyciężoną
Yuki Hatake…
- Yamada… - wymamrotałam – Czego znów
chcesz…?
- Jak to czego? Sprawiedliwości! –
krzyknęła – Myślałaś, że jesteś taka niesamowita? Otóż nie! Tak naprawdę jesteś
nikim, tylko i wyłącznie nikim. Gdyby twój ojciec nie był taki sławny, to nikt
by cię nie znał. Taka jest prawda – w tym samym momencie poczułam kopnięcie w
brzuch. Jęknęłam. To było straszne. Ukradkiem próbowałam się podnieść, ale ktoś
chwycił mnie za włosy i pociągnął za włosy. W tym samym czasie czyjaś pięść
uderzyła mnie w podbródek. Oni mnie zabiją, przyszło mi do głowy, jeżeli czegoś
nie zrobię, zabiją mnie. Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale ktoś momentalnie mi
je zasłonił. Znów cios kamieniem w głowę, kolejny trafił w żebra. Jeszcze
kolejny w brzuch. Ten, kto mnie trzymał, rzucił mnie na ziemię i ponownie
zaczął kopać. Przez ból nie miałam siły, by jęczeć. Z oczu płynęły mi łzy
upokorzenia. Tortury trwały tak jeszcze z dziesięć czy piętnaście minut, ale w
końcu Yamada i jej przyjaciele, jeżeli mogę tak ich nazwać, odeszli, śmiejąc
się. Zacisnęłam dłonie w pięść i podciągnęłam się. Jakoś doczołgałam się do
drzewa, oparłam się o nie i straciłam przytomność.
~ Karasu ~
Martwiłem
się o Yuki. Po tym, co spotkało ją i jej ojca chciałem ją wspierać, ale nie
wiedziałem jak, a poza tym i tak to nie miałoby sensu. Całe szczęście, że
Hokage – sama nic się nie stało. Gdyby szóstym miał zostać ojciec Suko, nie
wiem, co byłoby z Konoha. Ale wracając do Yamady. Ostatnio dziwnie się
zachowywała, zupełnie jak nie ona. Była spokojniejsza, nie czepiała się Yuki.
Mimo wszystko miałem wrażenie, że coś knuje. Myśląc nad tym, szedłem w kierunku
lasu. Nie wiem czemu, ale postanowiłem przedłużyć sobie drogę do domu. Trzymając
ręce w kieszeniach spodenek, zmarszczyłem brwi. Nagle usłyszałem cichy śmiech. Niewątpliwie
należał on do Suko. Szybko poszedłem w stronę, z której dochodził. Po chwili
już tam byłem. Po Suko nie było ani śladu, natomiast pod drzewem ktoś leżał. Był
cały brudny i posiniaczony. Krew ściekała na ziemię. Z przerażeniem odkryłem,
że to Yuki. Do oczu napłynęły mi łzy. Szybko zrozumiałem, że Yamada ją pobiła.
I to dotkliwie.
Podbiegłem do drzewa i kucnąłem przy dziewczynce. Była nieprzytomna.
Tylko ruch gałek ocznych sugerował, że żyje. Yuki była chorobliwie blada. Ze
skroni ciekła jej krew. Potrzasnąłem nią, mówiąc:
- Yuki, obudź się, proszę, obudź się! – nic
to nie dało. – Yuki, błagam, nie zostawiaj mnie! – wybuchnąłem płaczem i
przytuliłem się do niej. Jak ona mogła zrobić coś takiego? To było chore. Suko
była nienormalna.
Nagle poczułem, że Yuki drgnęła. Odkleiłem się od niej i spojrzałem w
jej czarne oczy. Dziewczynka uśmiechnęła się słabo, a potem szepnęła:
- Karasu, jak dobrze, że to ty… Zabierz
mnie do domu, proszę…. Nie mam siły… - wciąż płacząc, przytaknąłem i zarzuciłem
sobie jej rękę na ramię. Yuki podparła się o mnie i ruszyliśmy powoli w stronę
jej domu. Kulała mocno i przy każdym złym skręcie ciała, jęczała. Poprawiłem
chwyt i po długim czasie wyszliśmy z lasu na skąpany w popołudniowym słońcu
skwer.
~ Kakashi ~
Yuki już dawno powinna być w domu, a
tymczasem jej nie było. Hanare, Sora i ja szczerze się o nią martwiliśmy,
ponieważ dziewczynka nie dała znać, że idzie do jakiejś koleżanki ani nic. Hanare
z każdą chwilą panikowała coraz bardziej. Objąłem żonę, próbując ją uspokoić. Może
tego po mnie nie było widać, ale bałam się o moją córkę. Była przecież taka
mała. Najmłodsza uczennica Akademii w ciągu dwudziestu lat. Wciąż się o nią
obawiałem.
Nagle usłyszeliśmy potężny huk. Zupełnie jakby coś uderzyło w drzwi
wejściowe. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Wysunąłem się z objęć Hanare,
wstałem z kanapy i skierowałem się do przedpokoju. W tym samym momencie ktoś
zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a kolana się pode mną ugięły.
Na
progu stał Karasu Hyuuga, trzymający w swoich chudych ramionach moją córkę. Yuki
była brudna, zakrwawiona i posiniaczona. Karasu natomiast cały zapłakany i
roztrzęsiony.
- Hokage – sama… - zapłakał – Yuki… Yuki…
- Nic nie mów, wejdź. Opowiesz mi, co się
stało – powiedziałem drżącym głosem.
Wziąłem o d niego Yuki, a ten upadł na kolana, schował twarz w dłonie i
zaczął ryczeć. Nigdy nie słyszałem, by ktoś tak płakał. Nigdy. Moi towarzysze
też usłyszeli płacz chłopca, ponieważ wbiegli do pomieszczenia. Hanare
krzyknęła, Sora przeklął, po czym podniósł Karasu i zaprowadził go do kuchni,
by zrobić mu coś ciepłego do picia. Ja natomiast wszedłem po schodach i
kopniakiem otworzyłem drzwi od pokoju Yuki. Położyłem ją na łóżku i wyszedłem z
pomieszczenia. Po drodze posłałem spojrzenie Hanare, znaczące, że porozmawiamy
później. Wszedłem do kuchni i zamknąłem za sobą drzwi. Karasu siedzący przy
stole wciąż pociągał nosem, ale już nie płakał. Sączył ciepłe kakao, wpatrując
się w blat. Usiadłem naprzeciw niego i powiedziałem cicho:
- Powiedz mi, co się stało, proszę –
chłopiec przytaknął.
- Wracałem ze szkoły… Poszedłem przez las,
dłuższą drogą… Wtedy usłyszałem śmiech… Pobiegłem tam, skąd dochodził i
zobaczyłem, że Yuki leży pod drzewem nieprzytomna… Ktoś ją pobił… Wiem, kto to
zrobił… - nagle się zaciął.
- Kto, Karasu? Kto to zrobił? Powiedz mi –
szepnąłem.
- S – suko Yamada, Hokage – sama. Zrobiła
to Suko Yamada.
Witaj :3
OdpowiedzUsuńA więc rozdział jest napisany bardzo fajnie dobrałaś zdania tak że, pobudziłaś moją wyobraźnię wiesz? Hmm.., przepowiednia jest napisana fajnie jest wiele wątków bez odpowiedzi, lecz ja już chyba wiem o co chodzi. :3 Soryy, ale dzisiaj byłam trochę pozwiedzać w twoim otoczeniu więc nie obraź się jeśli po prostu już sobie pójdę ;3
Pozdrawiam B.M<3
ta przepowiednia jest strasznie fajna. :D w ogóle cały pomysł na tę sytuację. moment gdy Karasu odnalazł Yuki, o matko! aż mnie krew zalała, najchętniej sama skopałabym Yamadę. :| czekam na rozwinięcie się sytuacji i interwencję Kakashiego w tej sprawie!
OdpowiedzUsuńTA SUKO POWINNA DO PSYCHIATRYKA TRAWIĆ !!! ona po prostu zadrości Yuki i tyle ale to nie znaczy żeby ją pobić, biedna Yuki współczuje jej ;( dobrze, że ktoś ją znalazł ;) mam nadzieje, że będzie z nią dobrze, a i fajny ten rozdział xdd
OdpowiedzUsuń/Nat <3