2/14/2014

Rozdział Walentynkowy



(18+) Treść posta zawiera elementy erotyczne. Czytasz na własną odpowiedzialność.


  Jak ja nienawidzę tego święta! Na samą myśl robi mi się niedobrze. Gdziekolwiek nie spojrzę, tam serduszka, czekoladki i inne badziewia charakterystyczne dla Święta Zakochanych. Całe szczęście, ze to niedługo się skończy, jeszcze tylko trzy dni i będzie po wszystkim. Odetchnęłam głęboko, odganiając od siebie te nieprzyjemne myśli. Nic to nie dało. Nadal o tym myślałam.
  Zacisnęłam zęby z frustracji. Nie chodzi mi o to, że jestem sama. To nie z tego powodu nienawidzę Walentynek. Nie mogłam po prostu strawić całej tej sztuczności i obłudy towarzyszącej temu świętu. W tym dniu każdy każdego przytulał, całował i robił tym podobne rzeczy. Ale to tylko w takie nieliczne dni jak ten. Jakby nie można było darzyć się miłością każdego dnia...
  Idąc do domu i burcząc pod nosem, zauważyłam Naruto, który bez opamiętania obściskiwał się z Hinatą. Pokręciłam głową. Nawet on miał kogo przytulić. 
  Przyspieszyłam kroku. Pragnęłam zamknąć się w pokoju i obejrzeć jakiś krwawy horror. W tym samym momencie poczułam czyjąś ciężką, spoconą i twardą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się powoli, ukrywając wstręt, który powoli zaczął mną władać. Za mną stał Gai. Dupek. Zmrużyłam oczy.
- Rani-san! - krzyknął, próbując mnie przytulić. Odepchnęłam go, ale on dalej się głupio szczerzył.
- Nie dotykaj mnie, kretynie! - warknęłam, patrząc na niego wilkiem.
- Ale, Rani-san... - zaczął na nowo - Chciałem tylko...
- Czego? - przerwałam mu po raz kolejny. Miałam po dziurki w nosie tego człowieka. 
- Chciałem cię tylko zapytać, czy nie zechciałabyś pójść...
- Nie. - odparłam krótko - Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia, Gai. - potrząsnęłam głową - Nadal nie mogę uwierzyć w to, że kiedykolwiek mogłam związać się z takim mężczyzną jak ty.
  Tak, to prawda. Gai i ja spotykaliśmy się kiedyś ze sobą, ale to już było skończone.
- Ale, Rani-san...
- Zostaw mnie w spokoju. - wycedziłam przez zęby - Nie zbliżaj się do mnie, bo pożałujesz. - gdy tylko to powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i odeszłam dumnym krokiem, a na twarzy malował mi się tryumf.

~~~*~~~

  Serduszka, aniołki, cała ta przesłodzona atmosfera powoli doprowadzała mnie do rozpaczy. Komu to wszystko było potrzebne? Walentynki to najgorszy dzień w roku. Na szczęście za kilka dni to wszystko się skończy i znów Konoha będzie taka jak dawniej.
Dziś po raz kolejny zaczepiła mnie Anko, prosząc, bym poszedł z nią na randkę, ale spławiłem ją i po chwili zmierzałem w stronę swojego mieszkania. Na samą myśl o Eldorado ogarnął mnie przyjemny dreszcz. Bardzo byłem ciekaw, jak zakończy się cała historia. W oddali zauważyłem ulicę, na której znajdował się mój dom. Jeszcze tylko jeden mały zakręt i… ŁUP! Poczułem, jak coś ciężkiego przewraca mnie na śnieg. W tym samym momencie zorientowałem się, że była to młoda kobieta o niesamowicie zielonych oczach, małych, lecz pełnych ustach i maleńkim nosku, na którym było kilka piegów. Serce mocniej mi zabiło. Ta dziewczyna wyglądała zupełnie jak główna bohaterka mojej książki! Wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem, ale po chwili zmrużyła swoje kocie oczy i krzyknęła:

- Jak łazisz, pacanie!?
Nie odpowiedziałem jej, tylko wydałem z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki. Pewnie pomyśli, że jestem upośledzony. Nie zwróciła jednak uwagi na mój bełkot, tylko podniosła się i zaczęła otrzepywać z mokrego śniegu. Poszedłem w jej ślady.
  Przeklęła pod nosem.
- Przepraszam. – powiedziałem, gdy ta odwróciła się do mnie, robiąc obrażoną minę. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem ją sobie nagą, trzymającą w dłoni mojego… Nie! Kakashi, przestań myśleć o seksie! Poczułem, jak na twarz wypływa gorący rumieniec, a w spodniach zrobiło się niepokojąco ciasno. Nie chciałem, by zobaczyła, co się ze mną dzieje, zacznie się śmiać albo mnie walnie. Lub co gorsza zabije.
- Może dam radę wynagrodzić pani to, co się stało? – zapytałem ze skruchą, drapiąc się po głowie.
Odwróciła się do mnie, ciskając błyskawice z oczu. Podeszła, uniosła rękę i trzasnęła mnie w twarz. Głowa odskoczyła mi na bok, poczułem, że skóra na policzku pęka.
- Nie jestem łatwa! – krzyknęła, wyłamując palce ze stawów. Przełknąłem ślinę. Dobrze wiedziałem, że z kobietami nie należy zadzierać, a w szczególności z takimi. Uniosłem ręce w geście obronnym.
- Nie to miałem na myśli! Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego tak pięknej kobiecie, jak pani. – ta, jasne, a o czym przed chwilą myślałeś, idioto. O seksie, a jakżeby inaczej.
  Zarumieniła się, ale po chwili posłała mi mordercze spojrzenie.
- Czyżby? – zapytała.
- Wypiłaby pani może filiżankę herbaty? – zapytałem grzecznie, obawiając się najgorszego.
- Herbaty?
- Tak, zwykłej zielonej herbaty. – przytaknąłem.
- No… dobrze, ale nic poza tym. – odparła.
- Oczywiście.
Po chwili zmierzaliśmy już w stronę mojego mieszkania. Stanąłem pod drzwiami i zacząłem szukać klucza, którego, jak na złość, nie mogłem znaleźć. Szukałem wszędzie, nie znalazłem. Już miałem zaproponować wyjście do herbaciarni, kiedy kobieta mnie ubiegła.
- Coś panu wypadło. – odwróciłem się do niej. Uśmiechała się drwiąco, trzymając w dłoni srebrny kluczyk, który wypadł mi z kieszeni.
  Oblałem się gorącym rumieńcem. Taki wstyd! Wręczyła mi kluczyk, ale i tak miałem problemy przez moje rozdygotane dłonie. Ogarnij się, nakazałem sobie.
  Odetchnąłem głęboko i otworzyłem drzwi.
- Przepraszam za bałagan… - wymamrotałem, przepuszczając dziewczynę.
  Włączyłem światło. Naszym oczom ukazał się mały przedpokój z komodą na buty, wieszakiem na ubrania. Kilka obrazków wisiało na ścianie. W oddali znajdowały się drzwi do kuchni. Wszędzie panował nieskazitelny porządek.
 Zaprowadziłem dziewczynę do kuchni, gdzie usiadła na jednym z rozklekotanych taboretów. Ja natomiast podszedłem do czajnika, nalałem do niego wody i nastawiłem gaz. Po chwili siedziałem już przy stole i ukradkiem spoglądałem na kobietę. Naprawdę była piękna, ale i agresywna.
- Przepraszam. – powiedziała nagle.
Uniosłem brwi w niemym zdziwieniu.
- Za co? – zapytałem.
- Za ten mój wybuch przed chwilą. – położyła łokcie na stole i spojrzała na niego. – Poniosło mnie, bo Gai wyprowadził mnie z równowagi.
- Znasz Gai’a? – zapytałem, wstając, ponieważ woda w czajniku zagotowała się już.
Zamierzałem ją właśnie nalać do kubków, kiedy ni stąd ni zowąd wypaliła:
- Spotykałam się z nim.
O mały włos nie wylałem na siebie wrzątku.
- CO?
- Tak, spotykałam się z nim, a potem zerwałam, bo to idiota, najbardziej niedojrzały mężczyzna, jakiego widziałam. – rzekła.
- Tu się zgodzę, to jest idiota. – zaśmiałem się, nalewając wody.
Po chwili niosłem już kubki z gorącą herbatą. Przysunąłem sobie jeden z nich, a drugi podałem mojej towarzyszce.
- Aha, zapomniałabym. Jestem Rani. – przedstawiła się.
- Kakashi. – uśmiechnąłem się ciepło do niej.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, przerywana tykaniem zegara. Gdy odszedł już moment skrępowania, powoli zsunąłem z twarzy maskę. Dziewczyna zamarła.
- Coś się stało?
  Pokręciła głową, a policzki spłonęły jej szkarłatnym rumieńcem. W tym momencie była taka słodka i niewinna… STOP! Skończ z tymi myślami! Cholera jasna, ja tu zejdę na zawał…
- Po prostu… Po prostu jesteś… bardzo przystojnym mężczyzną, Kakashi – san…
  Ja? Przystojny? Nie mogłem w to uwierzyć. Pierwszy raz się zdarzyło, by jakaś kobieta mówiła mi, że jestem przystojny. A może to nie był pierwszy raz? Cholera tam wie! Nie obchodzi mnie to.
  Rani spuściła głowę. Naprawdę była taka niewinna… Nieśmiało dotknąłem jej dłoni, a wtedy przez całą długość ręki, dokładnie od czubków palców po ramię aż do neuronów przeszła iskra. Moja towarzyszka też ją poczuła, bo wargi zaczęły jej drżeć, nabierając wiśniowego koloru. Wyrwała jednak dłoń i zerwała się z taboretu, równocześnie przewracając kubek z herbatą.
- Ja… ja muszę już iść… - wybąkała.
  Nie mogłem jej tak po prostu pozwolić odejść. Podbiegłem więc do niej i stanowczo, acz delikatnie chwyciłem ją za nadgarstek. Obróciłem ją. Dopiero teraz zauważyłem, jaka była niziutka – sięgała mi zaledwie do ramienia, a i to ledwo, ledwo.
- Kakashi… - szepnęła, próbując się wyrwać. To już było za wiele dla takiego zboczeńca jak ja.
Przyciągnąłem ją do siebie. Chwyciła mnie za kamizelkę, usiłując się wyrwać, ale objąłem ją mocniej, przyciskając biodra do jej krocza.
- Kakashi… ja nie mogę… - wyjąkała.
Pocałowałem ją. Z początku broniła się, próbowała zacisnąć usta, ale po chwili uległa mojemu językowi, a ten wśliznął się do wnętrza jej ust i zaczął swój taniec.
Jęknęła, ale to dało mi zielone światło. Jedną ręką zacząłem pozbywać się swojej kamizelki, drugą obejmowałem Rani. Po chwili zostałem już w samym bezrękawniku. Jego też się pozbyłem. Zadrżałem. No tak, kaloryfer znów nie działał i to dlatego w kuchni było tak zimno. Poczułem, że Rani cała się trzęsie. Delikatnie uniosłem jej brodę. Zobaczyłem łzy.
- O nie… - jęknąłem, po czym zacząłem je scałowywać – Nie płacz, proszę, Rani… Nie płacz…
Chciałem pogłaskać ją po policzku, uspokoić, ale ona odepchnęła mnie ze straszliwą siłą.
- Nie… nie dotykaj mnie, zboczeńcu… - wychrypiała, po czym wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zostałem sam, półnagi w kuchni, z rozpalonymi policzkami i pobudzonym członkiem. Zerknąłem w dół. Był w pełnej gotowości.
Westchnąłem głęboko i zacząłem sprzątać to, co zostało z herbaty. Umyłem naczynia, podniosłem kamizelkę i niechętnie powlokłem się do mojej sypialni, gdzie padłem jak długi na łóżko, a po chwili spałem już kamiennym snem.

~~~*~~~

Biegłam przed siebie, nie oglądając się. Łzy skapywały na śnieg, znacząc go. Co ja narobiłam? Jeszcze chwila, a Kakashi dobrałby mi się do skóry. Zadrżałam. On był jeszcze gorszy niż Gai. A może nie? Nie wiem, ale czy to ważne? Gdybym się nie wyrwała, on mógłby mnie… Nie myśl o tym, Rani. Ale z drugiej strony to zawsze przyciągałaś do siebie niewłaściwych facetów. Teraz trafił się zboczeniec.
  Co ja mam robić, do cholery? Zgłosić to na policję? Nie, to nie ma sensu, oni mają ważniejsze rzeczy do roboty, na przykład wieczne obijanie się.


  Po chwili dobiegłam do domu i trzęsącymi rękoma próbowałam otworzyć drzwi wejściowe. Łzy cały czas kapały na ziemię. W końcu wpadłam do mieszkania, zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się po nich, cały czas zanosząc się szlochem.
  Czułam jego pocałunki na swoich ustach, jego twardy członek na swoich biodrach, jego ciepłe ciało… Dlaczego muszę być taka głupia? Zakryłam twarz w dłoniach i płakałam tak długo, aż nie poczułam się zmęczona. Wstałam powoli i powlokłam się do mojej sypialni, gdzie od razu położyłam się na łóżku, przytuliłam się do poduszki, nakryłam kocem i odpłynęłam w niebyt.

~~~*~~~

  Obudziłem się dwie godziny później. Otworzyłem leniwie oczy i rozejrzałem się po pokoju. Rani. Nagle usiadłem raptownie i przejechałem dłonią po twarzy. Co ja najlepszego narobiłem? Dziewczyna pomyśli, że jestem jakiś nienormalny… Idiota. Zerwałem się z łóżka i ubrałem się szybko. Stwierdziłem, że nie mogę tego tak zostawić. Musiałem naprawić to, co zrobiłem. Zanim zdążyłem pomyśleć, wybiegłem z domu w poszukiwaniu Gai’a. On był jedyną osobą z mojego otoczenia, która wiedziała, gdzie mieszka Rani.
  Pędziłem przed siebie, aż w końcu zauważyłem Maito. Akurat próbował namówić Lee na kolejny bzdurny trening. Uśmiechnąłem się w duchu na jego widok. Może on zdoła mi pomóc.
- Gai! – krzyknąłem. – Gai!
Odwrócił się i wyszczerzył zęby. Podbiegłem do niego.
- I co, mój odwieczny rywalu, gotowy na kolejny pojedynek? – zapytał bez wstępów.
- Nie dziś, Gai. – mruknąłem. – Tak się składa, że mam do ciebie sprawę.
Zrobił zdziwioną minę.
- Sprawę? Do mnie? – chyba nadal nie mógł uwierzyć.
- Wiesz, gdzie mieszka Rani?
- Rani? Jaka znowu Rani… A… Rani! – zaczął się śmiać – Koło kwiaciarni Yamanaka, a co?
- Nic, nic, Gai, dzięki. – machnąłem ręką, uśmiechając się. Po chwili zniknąłem.
  Od razu udałem się w docelowe miejsce. Najpierw jednak skierowałem się do kwiaciarni. Musiałem przeprosić Rani. Wszedłem do lokalu, a Ino, która oczywiście musiała dzisiaj obsługiwać klientów, uśmiechała się do mnie chytrze.
- Cześć, Ino. – przywitałem się.
- Dzień dobry, Kakashi-sensei. – przydreptała do mnie. – W czym mogę służyć?
- Jaki kwiat nadaje się na przeprosiny, namieszałem, więc wiesz… muszę naprawić… - zacząłem.
- Może tulipan? – zaproponowała. Nie wiadomo dlaczego, ale ta propozycja wydała mi się oklepana.
- Nie… Coś bardziej… romantycznego… - mruknąłem.
- To pozostaje jedynie róża, sensei. – uśmiechnęła się delikatnie. – Pytanie tylko, jaki kolor?
- Czerwony. – wypaliłem prosto z mostu. Dlaczego czerwony? Przecież ten kolor symbolizował miłość…
- Uuu, sensei. Zakochałeś się! – krzyknęła.
- Nie, Ino, nie bądź głupia. To tylko przyjaciółka. – powiedziałem, czerwieniąc się.
- Tak, pewnie, bo uwierzę. – odparła.
- Jak nie chcesz, to nie. – dziewczyna wręczyła mi kwiat.
- Na koszt firmy. – rzekła.
- Ale, Ino.
- Idź, sensei do swojej dziewczyny, wierz mi, kobiety nie lubią czekać. – tu puściła do mnie oko, a ja zrezygnowany wyszedłem z kwiaciarni, trzymając różę, która ciążyła mi jak stutonowy kamień.
  Po chwili stanąłem przy drzwiach mieszkania Rani. Serce biło mi jak szalone, ale nie mogłem uciec, nie po tym, co zrobiłem. Nacisnąłem dzwonek. Usłyszałem brzęczenie. Nic. Zadzwoniłem jeszcze raz. Do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi.

~~~*~~~

  Usłyszałam dzwonek i niechętnie zwlokłam się z łóżka. Nie chciałam nikogo widzieć. Jeśli okaże się, że to Gai, to nie wytrzymam, zabiję. Zeszłam powoli po schodach, a wtedy znów usłyszałam dzwonek. Stanęłam przed drzwiami, wahając się, czy je otworzyć.
- Gai, jeśli to ty… - przede mną stał Kakashi – zabiję cię…
- Cześć. – powiedział, uśmiechając się, ale to nie był wesoły uśmiech.
- Co ty tu robisz? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – wypaliłam – Kto ci pozwolił przychodzić na teren mojej posiadłości!? – wrzasnęłam.
- Chciałem cię przeprosić za to, co było w kuchni. Nie powinienem był cię całować. Na samą myśl ogarnia mnie obrzydzenie do siebie, Rani… - zaczął – Rani, czy ty płakałaś? – zapytał i przyjrzał mi się uważnie.
- Nie, tylko coś mi wpadło do oka. – mruknęłam, ukrywając przed nim czerwone oczy.
- Nie kłam, Rani. Widzę przecież, że płakałaś. – powiedział z troską.
- Nie musisz okazywać litości, nie potrzebuję jej. – burknęłam, próbując zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Niestety, zablokował je nogą. No cóż, będzie musiał pożegnać się ze stopą, bo nie zamierzam być łagodna. Naparłam z całej siły na drzwi, aż rozległo się ciche chrupnięcie. Spojrzałam w dół. Kakashi’emu nic się nie stało, w drzwiach było natomiast małe wgniecenie… Czy ten mężczyzna jest z tytanu, czy co? Każdy normalny człowiek miałby pogruchotaną stopę, ale nie on! Zacisnęłam zęby i ponownie otworzyłam drzwi.
- Wygląda na to, że nie pozbędę się ciebie tak łatwo, jak myślałam. – powiedziałam i wpuściłam go do środka. Nagle przede mną pojawiła się czerwona róża. Pachniała niesamowicie, aż kręciło się w głowie.
- Nie wiedziałem, jakie lubisz, więc postanowiłem dać ci różę…
- Skąd wiedziałeś, że uwielbiam czerwone? – zapytałam, patrząc na niego roziskrzonymi oczami. Podniosłam ponownie kwiat i zaciągnęłam się niesamowitym aromatem. Naprawdę zwalał z nóg.
- Intuicja, Rani. – powiedział, uśmiechając się.

Siedzieliśmy w salonie, a na stoliku walały się kolejne butelki sake. Ja siedziałam na kolanach Kakashi’ego, a on całował mnie po szyi. Czułam jego wilgotne usta koło swojego ucha, wdychałam jego zniewalający męski zapach. Przysunęłam się bliżej do niego, a on raptownie przerwał i wtulił twarz w mój dekolt, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
- Rani… - zamruczał niewyraźnie, wsuwając dłonie pod moją bluzkę i natrafiając na stanik. Zadrżałam. Miał taką dużą, gorącą dłoń… Ja też nie pozostawałam mu dłużna, zanurzyłam dłonie pod jego koszulkę i objęłam go mocno. Pochyliłam głowę, on spojrzał mi w oczy, a wtedy nasze usta się spotkały. Jego język bezlitośnie wtargnął do środka i zaczął swój dziki taniec. Po chwili poczułam, jak biustonosz osuwa się na dół, a na piersiach gorące, długie palce mężczyzny, które zaczęły je pieścić zapamiętale. Wkrótce koszulka dołączyła do stanika. Ponownie zadrżałam. Piersi i brzuch pokryła gęsia skórka. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na Kakashi’ego, który wpatrywał się we mnie z uwielbieniem.
- Rani… Jesteś idealna… Najpiękniejsza na świecie… - puścił mnie, by zrzucić z siebie koszulkę. Miał idealne ciało. Każdy mięsień był świetnie wyrzeźbiony przez niezliczoną ilość treningów. Nawet blizny na jego torsie były urzekające. Spodobała mi się szczególnie jedna, tuż nad sercem. Przejechałam po niej delikatnie palcem, po czym pocałowałam ją. Nagle Kakashi rzucił mnie na kanapę i położył się całym swoim ciężarem. Doskonale czułam jego twardy członek na moim udzie.
- Kakashi, proszę… - szepnęłam, wtulając się w niego.
- Mam przestać? – zapytał czule.
- Nie, chcę jeszcze. – wzięłam jego twarz w dłonie i pocałowałam namiętnie.
- Jesteś pewna? – posłał mi spojrzenie pełne uwielbienia.
- Tak, Kakashi. Ja…
Nic nie odpowiedział, tylko klęknął i zsunął spodnie, pozostając tym samym w samych bokserkach. Zerknęłam na jego krocze i zarumieniłam się. Naprawdę miał się czym pochwalić. Sama też postanowiłam zrzucić dolną partię ubrań. W tej chwili miałam na sobie tylko różowe figi z wisienką.
- Wisienka? – zapytał Kakashi i uśmiechnął się. Nagle pochylił się i pocałował to miejsce, gdzie był nadruk. Chwycił za gumkę od majtek, chcąc je ze mnie zsunąć. Złapałam go za rękę. Kompletnie o NICH zapomniałam. Nie chciałam, by Kakashi je zauważył. Zaczęłam się trząść. Kakashi sądząc, że to zaproszenie, kontynuował igraszki, ale położyłam mu dłoń na głowie, mówiąc:
- Nie… Nie mogę… Kakashi, przepraszam… - wyjąkałam i zerwałam się z kanapy.
Mężczyzna patrzył na mnie oniemiały.
- Zrobiłem coś nie tak? Powiedz mi, Rani. Wiesz przecież, że ja… - zaczął.
- Nie, to nie twoja wina… To ja… Ja… nie jestem czysta…
- O co ci chodzi, co się stało? – wstał z kanapy i podszedł do mnie, próbując przytulić.
- Ja… nie mogę… - pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Usiadłam na sedesie i schowałam twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem. On nie może ich zobaczyć, nie może. Każdy facet, gdy je widział, uciekał. To dlatego byłam wciąż sama. Żaden mężczyzna nie mógł tego zaakceptować.
- Rani? – Kakashi zapukał do łazienki. – Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie! Odejdź! Nic na to nie pomoże, sama muszę sobie z tym poradzić!
- Ktoś cię skrzywdził? Gai? Powiedz, co się dzieje, nie trzymaj mnie w niepewności, Rani! – załomotał w drzwi.
- Nikt mnie nie skrzywdził, daj temu spokój! – krzyknęłam.
- Nie. Nie pójdę sobie, póki mi nie wyjaśnisz. Martwię się o ciebie. Otwórz drzwi.
Domyśliłam się, że na niewiele zdadzą się moje błagania, Kakashi się nie ruszy. Przygryzłam wargę. Nie wiedziałam, czy mogę mu ufać. A jeżeli też ucieknie? Jeżeli powie, że jestem obrzydliwa? Nie… Muszę komuś o tym powiedzieć, nawet, jeśli okaże się to praktycznie obcy mężczyzna. Wstałam i otworzyłam zamek. Kakashi stał, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Skoro tak bardzo prosisz, powiem. Ale nie będę zdziwiona, jeśli nie będziesz chciał mnie znać, nie ty pierwszy i nie ostatni.
- Nie mów zagadkami, Rani, powiedz, co się stało, wyduś to z siebie! – złapał mnie za ramiona i potrząsnął.
Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę, aż oboje znaleźliśmy się w łazience. Po chwili puściłam jego dłoń, podeszłam do sedesu i oparłam na nim stopę, odgarniając kawałek bielizny. Wiedziałam, że je widzi. Okropne, długie, grube blizny, które znaczyły moje udo.
- Rani… Kochanie… - powiedział cicho i podszedł do mnie bezszelestnie. – Moje kochanie… - przytulił mnie, a ja nie wytrzymując, po raz trzeci tego dnia zaniosłam się płaczem. – Kto ci to zrobił? Jak tylko dorwę gnoja, to…
- To ja, Kakashi… Ja to sobie zrobiłam…
- Nie rozumiem. Dlaczego? – przygarnął mnie do siebie.
- Jakieś dziesięć lat temu zginęli moi rodzice. Po tym kompletnie się załamałam, wielokrotnie próbowałam popełnić samobójstwo, zawsze jednak ktoś mnie ratował. Lekarze oczywiście próbowali mi pomóc, ale na niewiele się to zdało…
- Zaczęłaś się ciąć. – powiedział sucho. Poczułam, jak całe jego ciało się napina.
- Kakashi, nie wiedziałam, co robić… To było moje jedyne wyjście!
- Cicho, nie myśl o tym. Jestem przy tobie i nie ucieknę.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego zapłakanymi oczami.
- Nie? – pisnęłam, dławiąc się własnym głosem.
- Nie. – uśmiechnął się. – Nigdy nie ucieknę, pamiętaj. Nie obchodzi mnie to, czy masz blizny, czy ich nie masz, dla mnie i tak jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Jesteś idealna, Rani. Dla mnie jesteś idealna, nie zmieniaj się.
- Kakashi… - byłam poruszona jego słowami. Nigdy bym się nie spodziewała, by taki mężczyzna jak Kakashi zainteresował się taką kobietą jak ja. Zawsze myślałam, że takich facetów kręcą dwie rzeczy – tyłek i cycki. Kakashi był inny. On nie widział niedoskonałości, a nawet jeśli widział, to i tak nie zwracał na nie uwagi. Uśmiechnęłam się, sądziłam, że tacy mężczyźni dawno wyginęli śmiercią naturalną, a tu taka niespodzianka… - Tylko tak mówisz, bo nie chcesz, bym poczuła się gorsza… Wy tak naprawdę jesteście strasznie prości, wystarczy wam tylko za co złapać, a już jesteście w raju…
- Nieprawda, a nawet jeśli, to ja nie jestem typowym facetem. Nie obchodzi mnie wygląd zewnętrzny, on nie jest najważniejszy. Dla mnie się liczy charakter. – spojrzał mi prosto w oczy. Dostrzegłam w nich taką czułość i coś jeszcze… miłość? Nie… To niemożliwe.
- Kakashi, dziękuję. – wtuliłam się w jego pierś. Serce mężczyzny biło szybko i miarowo. W tym momencie wiedziałam, że bije dla mnie.
- Nie ma za co. – odparł i pocałował mnie delikatnie w czoło. Po chwili uniosłam się. Zrozumiałam, że Kakashi wziął mnie na ręce. Przytuliłam się do niego mocno. Nie chciałam, by mnie zostawiał, nie w takiej chwili. Zaniósł mnie do mojej sypialni i delikatnie ułożył na łóżku, po czym przykrył kołdrą. Odsunął się, ale złapałam go za dłoń.
- Nie odchodź, proszę… Nie zostawiaj mnie… Chociaż ty mnie nie zostawiaj… - ścisnęłam jego palce.
- Mam się położyć obok ciebie? – zapytał, siadając na skraju łóżka.
- A mógłbyś? – zapytałam cicho.
- Jasne. – uśmiechnął się i wśliznął pod kołdrę.
Od razu niego przylgnęłam. Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie do góry. Było mi tak ciepło, czułam się naprawdę bezpieczna. Kakashi ułożył się wygodniej, a ja położyłam głowę w zagłębieniu jego ramienia. Mężczyzna odgarnął mi włosy z twarzy i czule pocałował w czoło.
- Rani, chciałbym cię o coś zapytać. – powiedział, głaszcząc mnie po plecach.
- Tak?
- Wiesz przecież, że niedługo Walentynki i… pomyślałem sobie, czy może nie chciałabyś pójść ze mną na randkę… Oczywiście zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała…
- Chcesz bym została twoją „Walentynką”? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Można to i tak nazwać. – uśmiechnął się delikatnie.
- Ale ja… nienawidzę tego święta. – burknęłam.
- Nie ty jedyna, Rani. – Kakashi westchnął. – Tak się składa, że ja też ich nie znoszę.
Po jego słowach nastał moment ciszy. Słychać było tylko tykanie zegara i nasze oddechy.
- Zgadzam się. Pójdę z tobą na randkę, Kakashi. – powiedziałam, przytulając się mocno do niego. Mężczyzna pocałował mnie delikatnie.
Wtulona w niego, powoli odpływałam w niebyt. Kakashi naprawdę był kochany. Czuły, troskliwy… Idealny. Nie to co Gai. Kakashi to jego kompletne przeciwieństwo. Pod wpływem ciepła, które wytwarzał Kakashi, jego biciu serca, jego pocałunkom nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w krainę snu.


~~~*~~~

Ciepłe i ciężkie. Co to może być? A raczej kto… Rani. Uśmiechnąłem się delikatnie i przygarnąłem dziewczynę do siebie. Biedna, do tej pory nie mogłem wyrzucić z głowy widok jej blizn. Gdybym tylko mógł to naprawić. Tak bardzo chciałem, by była szczęśliwa. Rani mruknęła przez sen i położyła głowę na moim torsie. Objąłem ją. Kątem oka zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Pokazywał godzinę 4:45. Słońce dopiero co wschodziło i Konoha była pogrążona jeszcze w ciemności. Zerknąłem na Rani. Spała smacznie, wtulona we mnie. Nagle mruknęła:
- Kakashi… Mój Kakashi…
Po chwili znów zamilkła, a na jej twarzy błądził delikatny uśmiech. Zaśmiałem się cicho. A więc mi wybaczyła. Nie chciałem, by nienawidziła mnie do końca życia. Poleżałem tak jeszcze z pół godziny, ale naszła mnie potrzeba, więc delikatnie odsunąłem od siebie Rani i bezszelestnie wyszedłem do toalety. Gdy wróciłem do sypialni, Rani już nie spała, tylko siedziała na łóżku półnaga i przeciągała się jak kot.
- Dzień dobry… - zamruczała – Jak się spało?
- Bardzo dobrze, dziękuję. – uśmiechnąłem się i usiadłem przy niej. Dziewczyna pocałowała mnie czule w czubek nosa.
- Za co to? – spytałem, patrząc w jej niesamowicie zielone oczy.
- Za to, że wyciągnąłeś mnie z dołka, kotku. – mruknęła i ugryzła mnie w ucho.
- Rani! – powiedziałem głośno.
- Co? – dłoń położyła na moim kroczu i zaczęła pobudzać mój członek.
- N – nic, Rani. – jęknąłem, kiedy ścisnęła mi jądra.
Nagle poczułem jej usta na swoich. Próbowała nakłonić mnie do oddania pocałunku, co po chwili jej się udało. Całowałem ją namiętnie, a ona robiła mi dobrze. Po paru minutach mój mały przyjaciel stanął, a Rani zaczęła go pieścić jeszcze namiętniej niż do tej pory. Z mojego gardła wydobył się przeciągły jęk, moje ciało naznaczone było potem, a penis pulsował coraz bardziej. Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie, to dojdę. Jęczałem, a Rani widząc moją reakcję na jej pieszczoty, uśmiechnęła się lubieżnie i z jeszcze większą werwą maltretowała mój twardy członek.
- Rani… Dochodzę… - ostrzegłem. – Dochodzę!
I nagle było już po wszystkim, całe napięcie ze mnie spłynęło, gdy potężna fala białej substancji oznaczyła mi bokserki. Część nasienia dostała się na mój brzuch i dłoń dziewczyny. Rani uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Chyba ci się podobało. – powiedziała, wycierając dłoń o prześcieradło.
Nie odpowiedziałem jej. Oddychałem szybko i płytko, a palce miałem zaciśnięte na pościeli tak mocno, że pobielały mi knykcie.
- T – to było świetne… - wydyszałem, starając uspokoić kołaczące serce. Nigdy nie przeżyłem czegoś tak wspaniałego i sprośnego jednocześnie.
- Cieszę się. – pocałowała mnie w moje wciąż rozgrzane usta, a potem wystrzeliła jak z procy z pokoju. Chcąc nie chcąc, musiałem za nią pobiec. Goniłem dziewczynę po całym domu, aż w końcu przyparłem ją do muru i wpiłem w jej usta.
Po chwili jednak wyrwała mi się i wbiegła do kuchni.
- Siadaj. – powiedziała. – Zrobię śniadanie.
Posłusznie usiadłem na krześle i zacząłem przyglądać się Rani. Krzątała się po kuchni, nie zwracając na mnie uwagi i śpiewając pod nosem. Niedługo później zaczęło smakowicie pachnieć, a dziewczyna postawiła na stole kopiasty talerz naleśników. Poczułem, że ślinka napływa mi do ust. Uwielbiałem naleśniki, szczególnie takie z owocami. Już chciałem zabrać się do jedzenia, kiedy Rani mnie ubiegła:
- Jeszcze nie, kotku. – z lodówki wyjęła banany i truskawki, które zaczęła kroić na cienkie plasterki. Postawiła talerzyk z owocami na stole i dopiero wtedy zacząłem jeść. Do środka wrzuciłem połowę owoców. Jadłem szybko i bez ustanku. Te naleśniki były takie pyszne…
- Spokojnie, nikt ci nie zabierze. – Rani zaśmiała się, widząc, jak pochłaniam śniadanie.
- Ale to jest dobre…
- Cieszę się, że ci smakuje, Kakashi. – uśmiechnęła się.
Po pięciu minutach nic już nie zostało. Oparłem się wygodnie o krzesło i poklepałem po brzuchu, czując błogostan.
Po śniadaniu po raz kolejny zajęliśmy się naszymi ciałami i po raz kolejny do niczego nie doszło. A szkoda.

Stojąc na progu żegnałem się z Rani, całując ją namiętnie. Już miałem odejść, kiedy coś mi się przypomniało.
- O mały włos bym zapomniał! Rani, przyjdź jutro do tej drogiej restauracji na głównej ulicy. Jak ona się nazywała?
- Ty chyba żartujesz? – zapytała, obejmując mnie w pasie – Nie pozwolę ci na mnie tyle wydawać!
- Dla ciebie wszystko, moja piękna. – przysunąłem się do niej, pochyliłem i pocałowałem.
 Przytuliła mnie mocniej. Staliśmy tak przytuleni. Nie chciałem, jej zostawiać aż do następnego wieczoru. To było za długo. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin tak wiele się zmieniło. Nagle kątem oka zauważyłem Ino Yamanakę, która przyglądała się nam tak, jakby zobaczyła coś niezwykłego.
- Wiedziałam, że masz dziewczynę, sensei! – krzyknęła, machając ręką w naszym kierunku. Odwróciłem się na moment i posłałem Ino przepraszający uśmiech. Rani zaśmiała się cicho i jeszcze raz pocałowała mnie delikatnie. Powiedziałem jej jeszcze, o której ma się stawić w lokalu, a potem zniknąłem w kłębie szarego dymu.

~~~*~~~

Następnego dnia, restauracja

  Zbliżała się godzina naszego spotkania, a Rani wciąż nie było. Może zrezygnowała?, przemknęło mi przez głowę. Nie, raczej nie, na pewno nie po tym, co zaszło między nami w ciągu najbliższych dni. Podrapałem się po dłoni, w której trzymałem kolejną czerwoną różę. Westchnąłem głęboko i rozejrzałem się po lokalu, który z każdą chwilą coraz bardziej się zapełniał. Uśmiechnąłem się na myśl, że ledwo co zdążyłem zarezerwować stolik. Z nudów podniosłem butelkę czerwonego wina i zacząłem czytać to, co było napisane na etykiecie. Zagraniczne trunki, a szczególnie wina, są najlepsze. Właśnie miałem przed sobą flaszkę najdroższego wina w całym Kraju Ognia. Dużo na nie wydałem, ale myślę, że warto było, ponieważ w tej samej chwili do restauracji weszła Rani, która zaczęła szukać mnie wzrokiem. Pomachałem jej, ona się uśmiechnęła i zaczęła iść w moim kierunku. Dziewczyna była ubrana w czarną sukienkę do połowy uda, na stopach miała czarne szpilki na niebotycznie wysokim obcasie, a na szyi i w uszach perły. Pomalowała się delikatnie, ale makijaż był jej całkowicie niepotrzebny.
- Cześć, długo czekałeś? – przywitała się miło, a ja wstałem, pocałowałem ją w policzek i odsunąłem krzesło naprzeciwko siebie.
- Hej, skarbie. Nie, może jakieś półgodziny. – uśmiechnąłem się do niej.
- Przepraszam, że się spóźniłam, miałam małą awarię w domu. – odparła przepraszająco, siadając na krześle.
- Co się stało? – spytałem, biorąc ją delikatnie za dłoń.
- Wierz mi, niewarte wzmianki. Nie rozmawiajmy o awariach, lepiej mi powiedz, co robiłeś przez ten czas.
- No cóż… Czytałem, poszedłem na krótką misję, trenowałem, nic specjalnego.
- A co trenowałeś, jeśli mogę spytać? – zmrużyła oczy, ściskając mi palce.
- Nic takiego. – mruknąłem, czując, że zaczynam się rumienić.
- Mogę się tylko domyślać… - mruknęła.
  Siedzieliśmy, pijąc wino i rozmawiając o błahostkach i śmiejąc się. W końcu stwierdziłem, że musimy coś zjeść i zawołałem kelnera. Podbiegł do nas młody chłopak o pryszczatej twarzy i krzywych zębach. Trząsł się przeraźliwie.
- Czy mogę przyjąć już państwa zamówienie? – zapytał, wypluwając pokłady śliny.
- Spaghetti, poproszę. – oznajmiłem.
- Na jednym talerzu, czy… - zapytał kelner.
- Na jednym. – powiedziałem, nie patrząc na niego.
- Przepraszam… - powiedziała Rani po tym, gdy czknęła. Głaskałem ją po dłoni, w ogóle nie zwracając uwagi na jej wpadkę. Patrzyłem na nią z czułością. Moje rozpalone oczy przewiercały Rani na wylot. Sama też nie była już trzeźwa. Byliśmy tak pochłonięci sobą, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy przed nami postawiono talerz makaronu i podano dwie pary sztućców.
- Jedzenie przynieśli. – rzekłem, wybudzając się z transu. – No to… Itadakimasu!
- Itadakimasu! – odpowiedziała i zaczęliśmy jeść.
  Makaron był wyborny. Mojej towarzyszce też najwyraźniej smakował. Jedliśmy bez opamiętania, uśmiechając się co chwilę do siebie. W pewnym momencie jednak złapałem Rani za dłoń, powstrzymując od jedzenia. Drugą ręką nabrałem odrobinę makaronu i wyodrębniłem pojedynczą nitkę. Poszła w moje ślady. Nim włożyliśmy je sobie do ust,  odezwałem się:
- Jestem ciekawy, czy natrafiliśmy na tę samą nitkę…
  Zaśmiała się cicho.
- Nie bądź głupi, to niemożliwe, by w takim kłębie makaronu natrafić na tę samą, to niemożliwe.
- Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
  W tym samym momencie włożyliśmy swój makaron do ust i każde z nas zaczęło ciągnąć w swoją stronę, aż w pewnym momencie oboje poczuliśmy opór. Zniecierpliwiony rozgarnąłem pozostały makaron na talerzu, a wtedy dotarła do mnie prawda. Ja i Rani dzieliliśmy tę samą nić. Znów się zaśmiałem, a dziewczyna korzystając z okazji, zaczęła wsysać makaron, pociągając mnie tym samym bliżej niej. Posłałem jej mordercze spojrzenie i tak zaczęła się rywalizacja o to, kto zje makaron. Nie wygrał nikt, zamiast tego nasze usta się spotkały i połączyły w czułym pocałunku. Całowałem Rani z każdą chwilą coraz namiętniej. Nie zwracaliśmy uwagi na pozostałych gości restauracji, byliśmy pochłonięci sobą. Chwilę później oderwała się ode mnie, a nasze języki połączyła cieniutka strużka śliny. Dziewczyna oblizała się i posłała mi lubieżne spojrzenie.
- Może dokończymy u mnie? – zamruczałem.
 Posłała mi całusa oznaczającego zgodę. Wyciągnąłem z kieszeni plik banknotów, odliczyłem kwotę i położyłem pieniądze na stoliku. Pomogłem dziewczynie wstać i wziąłem ją pod ramię, a on przytuliła się do mnie. Pocałowałem Rani w czoło i wyszliśmy z lokalu.

  Rani oplotła mnie nogami w pasie, obejmując za szyję i całując zapamiętale. Zmierzaliśmy w stronę mojego mieszkania. Przez ten czas dziewczyna zdążyła zgubić szpilkę, szminka jej się rozmazała, a włosy, wcześniej upięte w misterny kok, były w nieładzie. Przechodnie patrzyli na nas, jak na nienormalnych, ale miałem to gdzieś, teraz liczyła się dla mnie tylko Rani. Przyciągnąłem ją do siebie, trzymając za uda. Rani całowała mnie tak namiętnie, że co chwilę na coś wpadaliśmy, a potem śmialiśmy się do rozpuku. W końcu stanęliśmy przed drzwiami mojego mieszkania, które otworzyłem kopniakiem. Rani, cały czas się śmiejąc, pocałowała mnie w czubek nosa. Uśmiechnąłem się do niej, wziąłem ją na ręce i wszedłem po schodach na górę. Całe szczęście, że drzwi od mojej sypialni były otwarte. Po chwili rzuciłem Rani na łóżko i pędem zacząłem pozbywać się ubrań. Najpierw na podłodze wylądowała bluzka, po nich spodnie, aż w końcu zostałem w samych bokserkach. Rani leżała na łóżku, oddychając płytko i szybko oraz przyglądając się mi z czułością i podziwem.
- Chodź tu. – zamruczała, przyzywając mnie palcem.
  Parę kroków i już leżałem na dziewczynie, przygniatając ją własnym ciałem. Wsunąłem dłonie pod nią, szukając zapięcia sukienki. Opuszkami palców odnalazłem zamek i rozpiąłem go, uwalniając dziewczynę z krępującego materiału. Sukienka dołączyła do ubrań na podłodze. Pochyliłem się i pocałowałem dziewczynę w miejsce tuż przy uchu, równocześnie odpinając stanik. W pewnym momencie napięła się.
- Rani, jeśli nie chcesz, to…
- Chcę, Kakashi. Chcę to z tobą zrobić, tylko z tobą… - położyła mi dłonie na policzkach, przyciągnęła moje usta do swoich i po raz kolejny pocałowała.
  Niedługo później byliśmy już nadzy, obejmując się. Widziałem, że Rani obawiała się tego, co miało nastąpić. Nie chciałem jej do niczego zmuszać. Po omacku natrafiłem na nocną szafkę. W szufladzie poszukałem prezerwatyw. Wziąłem jedną i rozerwałem opakowanie zębami. Mój mały przyjaciel od dawna był już gotowy i teraz wystarczyło tylko założyć na niego gumkę i rozpocząć akcję.
- Boję się… - szepnęła Rani, widząc, co zamierzam zrobić.
- Spokojnie, będę delikatny. – pocałowałem ją czule, wchodząc w nią.
Rani zacisnęła pięści na moich plecach, kiedy wykonałem pierwsze pchnięcie.
- Boli… - jęknęła.
- Zaraz przestanie, kochanie, zaraz przestanie… - mruknąłem, obejmując ją mocno.
Byłem bardzo delikatny. Widząc każde skrzywienie na jej twarzy, ogarniała mnie rozpacz. A może to był błąd? Może nie powinniśmy tego robić? Poruszałem się w niej delikatnymi, czułymi ruchami. Oddech przyspieszył, stając się tym samym coraz szybszy i płytszy. Nagle poczułem, że Rani się rozluźnia, z jej ust dobył się przeciągły jęk. Wiedziałem, że już jest lepiej.
- Tak, Kakashi… - jęknęła, wtulając się we mnie. Jej plecy wygięły się w łuk, kiedy doznała rozkoszy. – Szybciej…
Przyspieszyłem odrobinę, ale Rani wciąż prosiła o więcej. Po chwili w sypialni rozległy się jej krzyki, które szybko doprowadzały mnie na szczyt. Jeszcze tylko chwila i… tak, było już po wszystkim. Czułem, jak wrażliwe miejsce dziewczyny zaciska się i rozluźnia na moim członku. Opadłem na nią zmęczony. Po karku spływał mi pot, włosy przykleiły się do czoła, ale miałem to gdzieś, byłem szczęśliwy jak nigdy. Wysunąłem się z niej, chcąc zdjąć prezerwatywę, kiedy z zaskoczeniem odkryłem, że pękła. Serce zabiło mi gwałtownie. Ukradkiem zdjąłem ją i cisnąłem pod łóżko. Po wszystkim odwróciłem się do Rani, uśmiechając się niemrawo. Dziewczyna zauważyła, że coś jest nie tak.
- Kotku, co się stało?- zapytała, unosząc się na łokciu. Jej ciało wciąż drżało, oczy były zamglone.
- Prezerwatywa pękła. – powiedziałem smutno. Nie chciałem, by Rani zaszła w ciążę, nie w tej chwili. Przygotowałem się na ewentualny opieprz, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego Rani przysunęła się do mnie i położyła swoją głowę na mojej piersi.
- Kochany, nic się nie stało. – powiedziała, głaszcząc mnie po torsie. – To tylko głupia prezerwatywa, nic się…
- A jeśli zajdziesz w ciążę? – zapytałem, biorąc jej twarz w dłonie i spoglądając głęboko w oczy. – Co, jeśli za dziewięć miesięcy zostaniemy rodzicami?
- Nic. – wzruszyła ramionami – Będziemy wychowywać nasze dziecko i tyle.
- O rany… Naprawdę? Naprawdę chcesz mieć ze mną dziecko? – spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Nie wiem, może. – pogłaskała mnie po policzku – Ale, Kakashi, przestań się martwić na zapas. To nie jest pewne, czy zajdę, tak naprawdę to nic może się nie wydarzyć! A teraz nie smuć się. – wysunęła się z moich objęć, położyła się, a ja ułożyłem głowę na jej klatce piersiowej i odetchnąłem głęboko. Dziewczyna nakryła nas prześcieradłem, pocałowała mnie w czoło, a po chwili odpłynąłem, obejmując Rani.

~~~*~~~

  Zasnęłam wkrótce po Kakashim, uśmiechając się. Byłam naprawdę szczęśliwa. Kakashi był taki cudowny i kochany, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, nie on. Zanim odpłynęłam w krainę snu, wsłuchałam się w miarowy oddech Kakashi’ego, który spał przytulony do mojej piersi. Uniosłam rękę i pogłaskałam go po jego miękkich włosach. Po chwili objęłam go mocniej i zmorzył mnie sen.

  Obudziłam się jak zwykle o świcie, odkrywając, że jestem przytulona do Kakashi’ego. Uniosłam głowę i zaczęłam się przyglądać, jak śpi. Mężczyzna miał lekko rozchylone usta, na których błądził nikły uśmieszek. Jaki on słodki, pomyślałam, taki spokojny, i wygląda tak niewinnie i bezbronnie. Pocałowałam go delikatnie w policzek, a on mruknął coś niewyraźnie przez sen i mocniej mnie objął. Zaśmiałam się cicho, dochodząc do wniosku, że to na niego czekałam tyle lat i że to właśnie przy nim jest moje miejsce. Z uśmiechem na ustach objęłam go mocno, zanurzając w twarz w jego szyję. Po chwili znów zasnęłam, śniąc o naszej przyszłości, która być może się urzeczywistni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc witam po raz kolejny! Tym razem prezentuję Wam rozdział Walentynkowy. Ostrzegam, że jest to moja pierwsza tego typu notka, dlatego krytykujcie ile wlezie. 
Rozdział specjalny dedykuję Akari, Natce, Marcie, Dżeli, Hanie oraz Magdzie i Rumininowi :D
PS Cieszę się, że mam to już za sobą. I tak, Akari, może faktycznie powinnam zacząć pisać hentaie :D
PPS Życzę przyjemnych Walentynek ;D

9 komentarzy:

  1. hentaia mi tu będzie dedykowała, język i wg historia świetna, ale taka ilość "scen" to nie moje klimaty ^^ ale ładnie owszem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tam oj tam, raz się żyje, ale dziękuję za opinię :D

      Usuń
  2. hmm...szczerze spodobał mi się ten one shot, ponieważ była w nim nuta takiej frywolności i szaleństwa ^^ normalnie piszesz zazwyczaj w mniej ecchi i hentai motywach, ale tutaj mogę ci przyznać wieniec laurowy za niezłą robotę :3
    P.S. Łap Hejta ! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię, bardzo się cieszę :D
      I łapię hejta :D

      Usuń
  3. No dobra oto i jestem ja! Moja kochana Rani przepraszam za drobne opuźnienie z komentarzem, ale jest! Jest i to najważniejsze....
    Tak więc na początku to dziękuje za dedykację, słońce ty moje. No ja ci mówię! Powinnaś zacząć pisać te hentaie!
    Ale teraz przejdę do notki. Ogółem bardzo mi się podobało, ale nie zmianka o tym iż BYŁAŚ kiedyś z Gaiem! Moje biedne oczy! Będziesz za wizytę u okulisty płacić!
    Ale to mniejsza..... Taki poranek to bym Nagato zrobiła! Chodzi mi o tę bardziej zboczoną część, ale naleśniki też dobre! Aż mi się jeść chce! To twoja wina! A i tak jestem gruba!
    No i wreszcie dziki seks! Prezerwatywa pękła?! O kurwa!
    Ale dla mnie to i dobrze, bo przynajmniej będę chrzestną maluchów.... A pytanko Nagato może być chrzestnym??
    A tak btw szczęśliwych walentynek i dnia singla! jebać to iż życzenia spuźnione, ważne że są ne?
    Nie gwłać go! Wiesz o co mi chodzi :D
    Co by tu jeszcze napisać? No właśnie myślę.... Tak ludzie ja myślę! Tosz to cud się stał!
    No dobra ja zbaczam z tematu... Tak, tak zbaczam!
    Co by tu jeszcze napisać? Hmm... A już wiem! Kakashi ty pieprzony zboczeńcu!!! Kobietę pierwszy raz na oczy widzisz a już ją sobie nagą wyobrarzasz! Czasami jesteś gorszy niż Jiraiya....
    No cóż to koniec mego bezsensownego i jakże nudnego komentarza.
    Życzę weny i liczę na więcej takich noteczek.
    Kisu :*

    OdpowiedzUsuń
  4. dobra jestem tutaj i nadrobiłam poprzedni rozdział i teraz ten, tylko tamtego nie skomentowałam bo niedawno wstałam i jestem trochę nieprzytomna jeszcze xD

    Ogólnie to tak no oczywiście wystąpił tu hentai, którego ja strasznie nie lubię :D Nie lubię gdy są opisywane sceny łóżkowe, ja wole mieć napisaną grę wstępną i niech czytający sobie później sam wyobraża po swojemu xd Wspomniałaś o naleśnikach....ahhh zjadłabym sobie takie z nutellą <3 I to, że byłaś z Gaiem...Nie mam pytań xd

    Notka ogółem fajna, długa, zabawna i pełna namiętności oraz seksu :) Moje walentynki spędziłam z moim Walentym w restauracji <3

    OdpowiedzUsuń
  5. a więc tak...
    z początkiem się zgadzam jeśli chodzi o walentynki ale cóż nic na to nie poradzimy ;/ no i dziękuje za dedyk ;) a rozdział jest...WSPANIAŁY!!! <3 powinnaś częściej pisać hentaie xDDDD. A zapomniałambym przez ciebie zrobiłam się głodna czytając o tych naleśnikach z owocami PYCHA <33
    oraz gdy czytałam że Rani kiedyś była z Gaiem to oczy mi wyszły na wierzch O.O więc życzę ci powodzenia przy pisaniu następnego rozdziału, pozdrawiam
    /Nat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję,że będzie więcej takich specjali!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej kochana ;*
    Bardzo ciekawy rozdział szczerze nic mnie w nim nie zraziło no nieźle pisz dalej bo jesteś dobra w tym co robisz pozdrawiam serdecznie
    Twoja Blanka ;*

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako