Poczułam tępy i
pulsujący ból w głowie. To właśnie on spowodował, że odzyskałam przytomność.
Uniosłam powieki. Zachodzące słońce powodowało, że na ścianach pojawiały się
świetlne refleksy. To było już tak późno? Przeraziłam się, ponieważ nie byłam
pewna, która jest godzina i jak długo byłam nieprzytomna. Trzy, cztery, a może
i pięć godzin? Jęknęłam cicho i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.
Mimo tego potwornie zakręciło mi się w głowie. Dlaczego nie wróciłam do domu?
Co się ze mną stało? Usiłowałam przypomnieć sobie, co się wydarzyło. W
następnej chwili poczułam, jakbym cofnęła się w czasie. W głowie ujrzałam obraz
siebie i Ebisu – sensei, a po chwili jego oskarżenie, że jestem potworem… Potem
wszystko się skończyło, a ja powróciłam do teraźniejszości. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Znajdowałam się w swojej klasie. Nagle zauważyłam coś kątem oka.
Coś ciężkiego i ogromnego leżało na podłodze wykręcone pod dziwnym kątem.
Podniosłam się chwiejnie i przysunęłam się bliżej, po czym odwróciłam „to” na
drugą stronę. Cała krew odpłynęła mi z twarzy i poczułam, że uginają się pode
mną kolana. Miałam wrażenie, że powtórnie zemdleję. W końcu upadłam na kolana,
zanurzając dłonie w krwi Ebisu – sensei, którego upiornie blada twarz
wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w sufit. Z jego klatki piersiowej wypływała
krew. Odskoczyłam przerażona, ślizgając się na posoce. Upadłam boleśnie na
podłogę i zaczęłam się trząść. A jeżeli on nie żyje? Jeśli go zabiłam? Zrobiło
mi się niedobrze na samą myśl o tym, więc zwymiotowałam, po czym zaczęłam
przeraźliwie wrzeszczeć. Krzyczałam jak nigdy dotąd, płacząc równocześnie.
Chwyciłam się zakrwawionymi dłońmi za włosy, skuliłam się, by w końcu zacząć
bujać się w przód i w tył. W głowie krążyła mi przez cały czas jedna myśl –
zabiłam człowieka i jestem mordercą.
Nagle usłyszałam trzask, ale nie podniosłam
głowy, by sprawdzić, co to było. Po paru sekundach otoczyły mnie czyjeś silne
ramiona.
- Yu, całe
szczęście… - był to głos mojego ojca, który przytulił mnie mocno do siebie. W
tym samym też momencie poczułam się bezpieczniej, ale tylko odrobinę.
- Ta… tatuś… -
zawyłam. Wtuliłam się w ojca, cały czas płacząc.
- Już dobrze, Yu…
Już dobrze… - głaskał mnie po głowie. Ja jednak wiedziałam, że nic nie będzie
dobrze. Zabiłam przecież swojego nauczyciela. – Wszystko będzie dobrze… Nie
płacz.
Znów usłyszałam
trzask drzwi. Kątem oka zauważyłam, jak do pomieszczenia wchodzi dwóch
medycznych ninja, którzy zatrzymali się obok tego nieszczęsnego ciała mojego
nauczyciela.
- Żyje. –
powiedział jeden z nich, po tym, jak sprawdził czy jest puls. – Żyje, ale jest
w stanie krytycznym. Trzeba jak najszybciej zabrać go do szpitala.
Mój niepokój odrobinę zelżał, ale mimo tego
nie pozbyłam się złych przeczuć.
~*~
Ojciec niósł mnie
na rękach. Na twarzy wypisaną miał ulgę, ale też ledwie skrywany niepokój
spowodowany najpewniej moim zniknięciem jak również stanem, w jakim znajdował
się Ebisu – sensei.
- Tatusiu… -
szepnęłam sennie – Co się ze mną teraz stanie…?
- Nic, Yu,
absolutnie nic ci się nie stanie. – powiedział dość oschle – Nic ci się,
kochanie nie stanie.
Latarnie przy
drodze żarzyć słabym blaskiem, a zachodzące słońce chowało się powoli za
wzgórzami, a temperatura powietrza spadła znacząco. Zadrżałam lekko, a ojciec
przytulił mnie mocniej do siebie. Po piętnastu minutach dotarliśmy na obrzeża
wioski, a wtedy tata przyspieszył. Gdy ujrzałam włączone światło w kuchni
mojego domu, poczułam, że na nowo wstępuje we mnie nadzieja. Uśmiechnęłam się
słabo na widok wujka Minato idącego szybkim krokiem w naszą stronę. Spojrzał na
mnie zmartwiony.
- Co z nią? I gdzie
ją znalazłeś, Kakashi? – zapytał smutno, idąc obok nas.
- Porozmawiamy w
domu, sensei. – poczułam na sobie spojrzenie ojca.
Weszliśmy w
milczeniu do mieszkania. Tata wspiął się na górę, otworzył drzwi od mojego
pokoju, położył do łóżka i nakrył kołdrą. Spojrzałam w okno. Na zewnątrz było
już całkowicie ciemno, jeśli nie liczyć świateł latarni na ulicy. Przekręciłam
się na drugi bok, nakryłam się po uszy kołdrą, wtuliłam nos w poduszkę,
równocześnie przytulając się do mojego pluszowego misia. Zasnęłam niemalże
natychmiast, a w głowie cały czas pojawiały mi się splamione krwią wspomnienia.
~Kakashi~
- Mam pewne
przypuszczenia do tego, co się wydarzyło w Akademii. – powiedziałem, zakładając
nogę na nogę. Do tej rozmowy zaprosiłem Sorę, ponieważ uznałem, że nadszedł
czas, by poznał prawdę o swojej bratanicy. Oprócz niego, Hanare i Sory przyszli
również Minato i Naruto, który bardzo martwił się o Yuki, ponieważ była dla
niego jak młodsza siostra, której nigdy nie miał. Mój były uczeń też nie
domyślał się prawdy. Spojrzałem na swoją żonę. Na twarzy wymalowany miała
nieprzenikniony strach. Przytuliłem ją mocno do siebie, próbując choć trochę
uspokoić.
- Zacznę może od
tego, że Yuki nie jest taka jak ty, Minato, ja czy chociażby Sora. –
odchrząknąłem i dalej ciągnąłem swój monolog – Otóż moja córka posiada coś,
czego zwykły człowiek nie jest w stanie od razu zaakceptować. – spojrzenia osób
zgromadzonych w pomieszczeniu spoczęły na mnie. Hanare ścisnęła mocno moją
dłoń. – Yuki jest jinchuuriki.
Przez chwilę
panowała nieprzyjemna grobowa cisza, która po paru chwilach została przerwana
przez Naruto.
- Wiedziałem! Po
prostu wiedziałem, że ona jest taka jak ja! – zaśmiał się radośnie. – Od samego
początku wiedziałem. – blondyn wyszczerzył zęby.
Westchnąłem
głęboko.
- Ale pamiętaj,
Naruto. Jeżeli to, co dziś powiedziałem, rozniesie się po wiosce, to… - nie
dokończyłem, ponieważ przerwał mi Uzumaki.
- Spoko, sensei.
Nie puszczę pary z ust. Nigdy nie dopuszczę do tego, by Yuki cierpiała tak jak
ja. – Naruto uśmiechnął się.
Na nieszczęście nie
wszystko jest tak proste, jak nam się wydaje. Sora posłał mi zabójcze
spojrzenie. Wiedziałem, co się za chwilę wydarzy. Mój brat nie mógł się na mnie
nie wydrzeć…
- Nie no! Po prostu
super! – powiedział głośno, kręcąc głową. – Kiedy zamierzałeś mi o tym
powiedzieć? Za dziesięć lat czy może w ogóle, co?
- Sora… - zacząłem,
wznosząc oczy ku sufitowi.
- Nic nie mów,
Kakashi, mam tego wszystkiego dość. – warknął Sora – Chrzanić to! – wstał z
kanapy, wyszedł z pokoju, a po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych.
Schowałem twarz w
dłoniach. Nie wiedziałem, że jestem aż takim kretynem… Kretynem, który zawiódł
zaufanie swojego młodszego brata. Nic tylko zapaść się pod ziemię.
- A wracając do
tematu… to Yuki najpewniej zaatakowała Ebisu w przypływie furii, choć nie mam
pojęcia, dlaczego zrobiła to, co zrobiła. – wyjaśniłem. – Musiał ją czymś
zdenerwować, bo Yu jest zazwyczaj bardzo spokojna… Niestety dalszego toku
wydarzeń możemy się tylko domyślać. Ale postaram się wyjaśnić tę sprawę jak
najszybciej. Jak tylko doprowadzą Ebisu do porządku, pójdę do niego, a potem
dam wam znać, dobrze? – rozejrzałem się po twarzach moich towarzyszy. Wszyscy
mieli nietęgie miny.
- No dobrze,
Kakashi. – odezwał się Minato. – Tylko nie przesadź.
- Postaram się. –
mruknąłem. Ale niczego nie obiecuję, pomyślałem.
~Yuki~
Dwa dni później.
Od momentu, w
którym dowiedziałam się, że to ja zaatakowałam Ebisu, odechciało mi się żyć. Może
też dlatego, że tej jakże ważnej informacji dowiedziałam się od własnego ojca. Sama
już nie wiem. To wszystko było tak pokręcone, że nawet ja się pogubiłam. Oczywiście
rodzice chcieli następnego dnia wysłać mnie do szkoły w nadziei, że nikt się
nie zorientuje, co się stało. Udało mi się jednak ich namówić, żebym została w
domu. Nie miałam siły ani ochoty pokazywać się tam, gdzie to wszystko się
zaczęło. Moim jedynym towarzyszem był Bisuke, który jak zwykle nie miał serca
odmówić mojemu ojcu w opiece nade mną. Gdy go zobaczyłam, posmutniałam. A
jeżeli w przypływie złości jego też zabiję? Ojciec nie darowałby mi nigdy
czegoś takiego. Na szczęście nic takiego się nie stało, a Bisuke opiekował się
mną już drugi dzień, jeżeli to można było nazwać opieką. Praktycznie cały dzień
przeleżałam w łóżku, nic nie robiąc. Wstawałam tylko po to, by coś zjeść bądź
wyjść za potrzebą. Po tym z powrotem się kładłam. Ale nie dane mi było dziś
długo leżeć, ponieważ usłyszałam dzwonek do drzwi. Przestraszyłam się odrobinę,
bo pomyślałam, że policja Konoha przyszła mnie zabrać, a potem wywieźć poza
wioskę i gdzieś zabić. Odgoniłam od siebie tę myśl. Gdyby tak było, nie
dzwoniliby do drzwi, tylko wparowali do domu. Ależ ja jestem głupia. Śmiejąc
się cicho, zeszłam na dół do przedpokoju. Stanęłam przy drzwiach, wspinając się
na palce i wyjrzałam przez wizjer. Przed moim domem, na mojej wycieraczce stała
Mizuko. Co ona tu robi?, pomyślałam i czym prędzej otworzyłam jej drzwi. Koleżanka
od razu rzuciła mi się na szyję, ściskając mocno.
- Yuki! – pisnęła,
odklejając się ode mnie.
- Cześć. –
burknęłam. – Co tu robisz?
Spojrzała na mnie
zdziwiona.
- Jak to co? Przyszłam
cię odwiedzić! Nie było cię w szkole już drugi dzień, z Ebisu też coś się stało…
Martwiłam się o ciebie, Yu.
- Martwiłaś się o
mnie? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Ano! Bo widzisz…
Ja cię lubię, nawet bardzo… I zaniepokoiłam się, że nie było cię wczoraj i dziś
w szkole. Chora jesteś czy co? – uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Można tak
powiedzieć. – odparłam.
- A co ci? Może
moja mama ci pomoże?
- To i owo,
nieważne. I dzięki za pomoc, ale mnie nic nie jest w stanie pomóc. – wpuściłam Mizuko
do środka, gdzie ta zdjęła buty i poszła do salonu, gdzie czekał Bisuke. Na
jego widok Mizuko cała się rozpromieniła.
- Jaki słodki
piesek!- powiedziała głośno – Twój?
Pokręciłam głową.
- On… Bisuke się
mną opiekuje pod nieobecność dorosłych, jeśli mogę tak powiedzieć.
Mizuko zaczęła
tarmosić psa za uszy, na co ten zaczął powarkiwać cicho, by w końcu
odpowiedzieć:
- Nie jestem słodziutki,
rozumiesz, mała?
Zaczęłyśmy się
śmiać. Po chwili jednak usiadłyśmy na kanapie. Mizuko opowiadała mi o tym, co
było w szkole. Na moje szczęście sumiennie prowadziła zeszyt, a jej notatki
były całkowicie kompletne. W pewnym momencie jednak wszystko zrozumiałam.
Zrozumiałam, że muszę powiedzieć Mizuko prawdę.
- Słuchaj… Muszę ci
coś powiedzieć… - zaczęłam.
- Co? – uśmiechnęła
się do mnie ciepło.
- Znienawidzisz
mnie za to, ale uznałam, ze musisz znać prawdę. Prawdę o mnie. – zaczęłam robić
młynka palcami. – Bo… Tak się składa, że nie jestem taka jak inni mieszkańcy
wioski. Różnię się od was jedną, dość ważną rzeczą. Słyszałaś może o Naruto Uzumaki?
Przytaknęła.
- No i właśnie tu
jest problem. Ja jestem taka sama jak on.
- To znaczy jaka? –
posłała mi pytające spojrzenie. – Przecież to normalny facet jest.
Westchnęłam.
- Niby masz rację,
ale… Nie do końca. Tak naprawdę Naruto… Naruto ma w sobie demona,
Dziewięcioogoniastego.
- Żartujesz! –
zaczęła się śmiać.
- Nie, mówię
prawdę. On jest jinchuuriki. – powiedziałam poważnie. Mizuko spojrzała na mnie
i coś w mojej twarzy kazało jej uwierzyć w to, co mówię.
- Czyli ty… -
zaczęła.
- Tak, ja też mam w
sobie demona.
Mizuko zbladła.
- Aha… Ok… I co w
związku z tym? – zapytała.
- Jak to co? Nie
nienawidzisz mnie? – odpowiedziałam pytaniem. Sama już nie wiedziałam, co
myśleć.
- Nie, niby
dlaczego miałabym cię nienawidzić? Chyba tylko za to, że jesteś strasznie
super, choć to też nie jest powód do nienawiści.
- Czyli co? Nie
uciekniesz ode mnie z krzykiem? Nie rozniesiesz tego po całej wiosce? – wciąż nie
mogłam uwierzyć w jej słowa.
- Przecież mówiłam,
że nie, Yu! W ciągu zaledwie tych trzech dni zdążyłam cię pokochać jak siostrę!
A od rodziny się nie odwraca! Yuki, ty zawsze będziesz moją najlepszą
przyjaciółką, cokolwiek by się nie wydarzyło, ja zawsze będę cię kochać. –
wyznała, po czym uściskała mnie serdecznie, a mnie łzy napłynęły do oczu.
- Widzisz, co
narobiłaś, głupia? – zapytałam ją, przytulając przyjaciółkę – Przez ciebie się
popłakałam. Na szczęście były to łzy radości.
__________________________________________
Notka z dedykacją jak zwykle dla Mary, Hany, Natki, Akari i ogólnie wszystkich czytelników. Jesteście wielcy. Arigatou za ponad 8000 wejść!
I tak! Wreszcie ją mam! Wczoraj dostałam ogromną, ogromniastą poduchę z Kakashim! Jest taka miękka, mięciutka i tak przytulaśna, a Kakaś jest taki słodki, że nie mogę :3
Jak w tej piosence "Don't worry be happy". Ze mną jest tak samo. A poza tym przysłali mi jeszcze dwa tomy mangi, czekoladowe Pocky (Jak ktoś chce, dam, o ile ich wcześniej nie zjem) i przypinkę z... moim mężem Kakashim! Ja i moja obsesja... No nic, dość gadania, jeszcze raz dziękuję! Rani/Hanare się żegna, bo idzie się przytulać do poduchy :3
A wiec tak bardzo mi sie podobalo
OdpowiedzUsuńA zwłaszcza początek bylam ciekawa czy sensei yuki zyje. Jej i przezyl uff
A i zdj Kakashiego poprawil mi humorek hihi..sweet. czekam na kolejny i thx za dedyk ;*
Mam dobry humor, bo przeczytałam nocie i do tego sweet focia Kakashiego ^^ Fajnie, że Yuuki też będzie mieć jakiegoś przyjaciela w postaci Mizuko, jak słodko :) Dawno mnie nie było, ale już zaległości nadrobione... Mam taką cichą prośbę... Uśmierć Ebisu, bo go nienawidzę. Owszem Yuuki przez to mogłaby się trochę podłamać, ale ja wierzę, że by to zniosła. Zapraszam również do siebie na nową notke :D
OdpowiedzUsuńW sumie to się nad tym zastanawiam czy go nie zabić. No i chociaż coś dobrego wyszło z tego. A Yuki się raczej się nie załamie. Chyba.
OdpowiedzUsuńHej, jestem Miki, stażystka z Ocenialni Narutowskiej i postanowiłam zająć się wolną kolejką i mam pytanie czy chcesz abym oceniła tego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jak mnie ten Ebisu wkurza...Weź tam Hane i niech go zabije błagammmmmmmmmm <3 To jest postać, która mnie strasznie irytuje to jest PIZ*A A NIE FACET!
OdpowiedzUsuńOoooo Yuki bd mieć przyjaciela? Mizuko? Cos czuje, że bd wojna kiedys pomiedzy nimi xd
Wotaj. Z tej strony Anaya z bloga graficznego DAnayi. Pisałaś o problemie z szablonem. Wgrałam go na blog próbny i działa bez zarzutu. Jeśli nadal będziesz miała problem z szablonem, daj mi znać, a ja go zgram na nowo. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń