No więc, witam! Co prawda po dwóch tygodniach, ale ja mam wrażenie, że minęły co najmniej trzy... No nic, nieważne. Teraz liczy się tylko to, że pojawiła się nowa notka. Pierwszy tydzień szkoły zaczął się u mnie nadspodziewanie dobrze, być może dlatego, że jestem w nowej szkole i klasie. Niestety, babka od historii zdążyła wpisać nam sprawdzian... A jak Wam minął pierwszy tydzień? Mam nadzieję, że dobrze i bez żadnych afer.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
PS Komentujesz = Motywujesz
PPS Dedykacja jak zwykle dla Natki, Hany, Dżeli, Marty i oczywiście pozostałych ;)
_________________________________________
-
Tato! – usłyszałem – Tato!
Głos
z pewnością należał do mojej córki. Podniosłem się powoli z kanapy, na której
czytałem książkę, po czym przeciągnąłem się. Do salonu wbiegła Yuki. Dyszała
ciężko. Miała wypieki na twarzy. Spojrzałem na nią pytająco. Co znów wymyśliła?
-
Wujek znów mi dokucza. – oznajmiła z wyrzutem. Podbiegła do mnie, wdrapała mi
się na kolana i usiadła.
-
Jak ci dokucza? – zapytałem. Czy Sora nie może się od niej łaskawie odczepić?
Chyba nie. Wychodzi na to, że uwielbia dręczyć moją córkę.
-
Wujek mówi, że jestem mała i nigdy nie zostanę kuno… kuno… - usilnie próbowała
wypowiedzieć słowo, które utknęło jej na końcu języka.
-
Kunoichi? – podpowiedziałem, patrząc w jej ciemne oczy.
-
No właśnie! – uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Była
taka zabawna. Wszędzie jej było pełno. Do tego uwielbiała zwierzęta, zresztą
chyba jak każde dziecko. Rozpływała się jednak nad puchatymi zwierzątkami,
przykładem może być królik. Gdy miała dwa latka przyniosła nawet do domu
chomika. Mówiła, że dostała go od pana z zoologicznego. Wyjaśniłem jej, że nie
możemy go zatrzymać, zwierzę nie będzie się czuło szczęśliwe w naszym domu. Tak
naprawdę nie chciałem mieć w domu „trawojada”. Odnieśliśmy więc chomika z
powrotem do sklepu. Po tym fakcie Yuki nie odzywała się do mnie przez miesiąc.
W ramach przeprosin kupiłem jej pieska, ale ona wciąż tęskniła z Akim. Na
dodatek szczeniak panicznie się jej bał. Jak tylko chciała go pogłaskać lub dać
mu jeść, uciekał w kąt z podkulonym ogonem, piszcząc ze strachu. Nie chcąc
zabijać biednego czworonoga, dałem go w prezencie Sakurze, która rzuciła mi się
na szyje, dziękując raz po raz.
Przytuliłem
Yuki, rozmyślając o Sorze. Mój brat zawsze miał cięty język. Jednakże tym razem
miał rację. Yuki była mała. Pół roku temu skończyła trzy lata. No ale mimo
wszystko nie powinien się z niej nabijać.
-
Tato? – zapytała niespodziewanie.
-
Hm? – wciąż biłem się z myślami.
-
Kiedy mamusia wróci?
-
Niedługo. – odparłem. Hanare była na misji rozpoznawczej, która trwała już
ponad miesiąc. Niby zwykły zwiad, ale… Było pewne „ale”. Matka mojego dziecka
powinna wrócić już dwa tygodnie temu, do tej pory nie dała znaku życia, żadnej
wiadomości. Po prostu nic. Niepokoiło mnie to.
Siedzieliśmy
w milczeniu przez ładne parę minut. Po jakimś czasie Yuki zaczęła nucić pod
nosem jakąś piosenkę, a ja zacząłem się zastanawiać, czy znów nie czytać
książki. Dostałem ją na urodziny od Minato. Uśmiechnąłem się. Najnowsza powieść
Jiraiyi trafiła w moje ręce. Wziąłem książkę do ręki i otworzyłem na stronie,
na której skończyłem. Czytałem z zapartym tchem. Akurat trafił się dość
pikantny kawałek i chcąc nie chcąc zarumieniłem się. Przed te trzy lata wciąż
nie porzuciłem swojego hobby i zboczeństwa.
-
Tatusiu, czemu jesteś taki czerwony? – Yuki spojrzała na mnie błyszczącymi
oczami. Patrząc na nią, dotarło do mnie,
że moja córka rzeczywiście jest do mnie podobna.
-
Ja? Skąd… To światło tak dziwnie pada… - próbowałem się jakoś bronić, ale co ja
mogłem? Przecież to nie moja wina, że Yuki jest taka spostrzegawcza.
-
Widzę, że jesteś czerwony, tato. – powiedziała, uśmiechając się. – To pewnie
przez tą książkę, którą dał ci wujek Minato. – dodała.
Zamilkła
na moment.
-
Zastanawiam się, co w niej takiego jest, że ją tak czytasz… Mogę zajrzeć? –
powtórnie się uśmiechnęła.
Odruchowo
zakryłem dłonią książkę. Jeszcze tego brakowało, żeby Yuki przejęła moje
nawyki.
-
Em… Pokażę ci, gdy będziesz starsza, dobrze? – powiedziałem, uśmiechając się do
niej niepewnie. Miałem nadzieję, ze ni potraktuje tego jako obietnicę.
-
No… Dobrze! – odparła ze śmiechem, po czym zeskoczyła z moich kolan i popędziła
na dwór, by pobawić się z Bisuke. Pies był jedynym z moich ninkenów, który nie
miał nic przeciwko, by bawić się z Yuki. Pakkunowi nigdy się nic nie chciało
albo tłumaczył się, że ma coś do załatwienia. Tak naprawdę po prostu się jej
bał. Wyjrzałem przez okno. Yuki trenowała właśnie technikę rzucania
shurikenami. Średnio jej to wychodziło. Żadna z broni nie doleciała do celu, mimo
tego, że Yuki stała tylko trzy metry od pnia. Shurikeny zamiast trafiać do
celu, to lądowały w trawie.
-
Znowu! – krzyknęła, tupiąc nogą – Znów mi nie wyszło!
-
Ja ci nie pomogę… - powiedział Bisuje, drapiąc się w ucho – Jestem tylko psem…
-
Nikt ci nie każe! Sama sobie poradzę! – rzuciła metalową gwiazdkę, która
utknęła. Weszła jednak za płytko i shuriken wpadł w trawę. Yuki westchnęła
tylko i usiadła obok Bisuke. Podciągnęła kolana pod siebie, na nich oparła
brodę.
-
Jestem do niczego… - mruknęła – Nie potrafię nawet rzucać tymi głupimi
shurikenami… Położyła się na trawie, wpatrywała się w chmury.
-
Poproś Kakashi’ego, żeby ci pomógł. – Bisuke przysunął się do niej, ziewnął
głęboko, po czym zamknął oczy. – Co ci szkodzi… - mruknął.
Zaśmiała
się.
-
Żartujesz? Ojciec mi nie pomoże, jest zbyt zajęty tym całym „rządzeniem”.
Nieraz prosiłam go o pomoc.
-
I co? – zapytał.
-
Sam widzisz. Nic. – odparła, wstając i wzruszając ramionami – Mamy nie ma, a
wujka Sorę albo wujka Minato nie będę prosić.
Yuki
nie wiedziała, że słyszałem tą małą wymianę zdań między nią a psem. Zrobiło mi
się wstyd. W ostatnim czasie naprawdę zaniedbywałem rodzinę. Może pora
odpocząć? A może całkowicie zrezygnować ze stanowiska Hokage? Sam nie wiem.
Westchnąłem. Zdecydowanie należało coś z tym wszystkim zrobić, więc wyszedłem
do ogrodu.
-
Yuki, możemy porozmawiać? – zacząłem. Odwróciła się, jej twarz nie wyrażała
żadnych emocji. Po chwili znów zaczęła wpatrywać się w niebo. Pojąłem, że była
obrażona. Przeklinając siebie, usiadłem obok niej.
-
Wszystko słyszałem. – powiedziałem – Ale zrozum, to nie jest tak, że nie chcę
ci pomóc. Ja nie mogę tego zrobić. Posłała mi przelotne spojrzenie. – Nie mam
czasu, by cię szkolić…
-
Nie wiedziałam, że praca jest ważniejsza od rodziny, tato… - burknęła, zrywając
źdźbło trawy – Ale to nie twoja wina, że jestem do niczego.
-
Yuki… Nie mów tak…
-
Czemu? – popatrzyła na mnie – Nawet nie potrafię tym dobrze rzucać! – tu
spojrzenie padło na shurikeny.
-
Obserwuję cię od jakiegoś czasu. Masz po prostu złą technikę, to wszystko. No,
może jeszcze jedno – za bardzo się skupiasz na celu.
-
Co? – zapytała.
-
Pokażę ci. – wstałem z ziemi, otrzepałem się, po czym zebrałem parę metalowych
gwiazdek. Stanąłem w pewnej odległości od pnia, skupiłem się i rzuciłem.
Shuriken poleciał, ale nie trafił. Minął docelowe miejsce o parę centymetrów. –
A teraz spójrz raz jeszcze. Rzuciłem kolejną gwiazdkę, tak, jakbym odganiał
muchę. Broń trafiła dokładnie tam, gdzie powinna. – Rozumiesz już?
-
Tak, ale…
-
O co chodzi?
-
Dlaczego mi to mówisz?
-
Bo jesteś taka sama jak ja, Yuki. – uśmiechnąłem się – Mój ojciec, a twój
dziadek nie mógł zrozumieć, dlaczego tak jest. Zabrał mnie nawet do
specjalisty, ale jak widzisz, nie pomogło.
-
To znaczy, że… Mam coś z głową? – przeraziła się, a ja wybuchnąłem śmiechem.
-
Oczywiście, że nie! Po prostu mamy
łatwiej, że tak powiem. Nie musimy skupiać się na celu, by trafić.
-
Czyli te wszystkie twoje walki…
-
Tak. Atakowałem intuicyjnie, tak, jak podpowiadał mi instynkt. Gdy w grę
wchodziło ninjutsu czy genjutsu to zupełnie co innego. Jednakże gdy w grę
wchodziły kunaie czy inna broń…- wręczyłem Yuki shuriken – Wiesz co? Sama się
przekonaj. Takie rzeczy poznaje się w praktyce.
Znów
rzuciła. I znów nie trafiła, lecz shuriken znalazł się bliżej pnia niż
poprzednim razem.
-
Rozluźnij nadgarstek. – podpowiedziałem.
-
Ale jak?
-
Pomyśl o czymś przyjemnym.
Podniosła
kolejną gwiazdkę, stanęła w lekkim rozkroku i znów rzuciła.
-
Udało się! – krzyknęła.
Rzeczywiście,
shuriken trafił dokładnie w tym samym miejscu, w które trafiłem ja.
-
Poćwicz sobie. – powiedziałem – Tylko się nie przemęcz.
-
Hai! – odkrzyknęła. Po chwili znów zaczęła trenować, a ja usiadłem pod
najbliższym drzewem. Yuki z każdą chwilą trafiała coraz celniej.
-
Tato? – zapytała po paru godzinach – Nauczysz mnie Kage Bunshin?
-
Nauczę, ale czemu tak szybko? – odpowiedziałem pytaniem.
-
No bo… Za pół roku mam egzaminy wstępne w Akademii… I będę miała już cztery
lata… Muszę się tego nauczyć…
-
A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
Yuki
podeszła do mnie, usiadła obok i przytuliła.
-
To mama ci nie powiedziała?
Pokręciłem
głową.
-
Nie, nie powiedziała. I kompletnie nie rozumiem, dlaczego…
~*~
-
Możemy porozmawiać? – zapytałem Hanare, gdy ta wróciła do domu. Zdążyła
ściągnęła buty i ochraniacz na czoło z symbolem Liścia. Właśnie zdejmowała
buty. Gdy to zrobiła, przeciągnęła się, ziewając.
-
Jasne. – odparła, uśmiechając się do mnie. Przeszła do kuchni, usiadła na
krześle i westchnęła. Ja stanąłem obok niej, patrząc się na nią.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Yuki idzie
za pół roku do Akademii? – zapytałem,
nie bawiąc się w ceregiele. W tym momencie byłem na nią wściekły.
-
A skąd wiesz, że chciałam ją tam posłać? – odpowiedziała mi pytaniem,
spoglądając mi w oczy.
-
Tak się składa, że Yuki mi to powiedziała. – odparłem, siadając naprzeciwko
niej. – Podczas naszego ostatniego treningu.
Hanare
zaśmiała się cicho.
-
Zapomniałam, po prostu zapomniałam. Ostatnio jestem tak zabiegana, że zapominam
o podstawowych rzeczach, to wszystko. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam,
przepraszam. – posłała mi przepraszające spojrzenie.
Siedzieliśmy
w ciszy przez jakiś czas. Bawiłem się kawałkiem obrusa, a Hanare spoglądała za
okno. W końcu to ja przerwałem nasze milczenie.
-
A czy ona przypadkiem nie jest za mała? – zapytałem z powątpieniem. Yuki miała
niecałe cztery lata, jak takie małe dziecko może sobie poradzić w szkole? Yuki
była po prostu a młoda.
-
Poradzi sobie, Kakashi. Przecież to nasza córka, musi sobie poradzić. –
powiedziała. – Ty skończyłeś Akademię w wieku pięciu lat, poradziłeś sobie!
-
Ale Yuki nie jest mną, Hanare! Ona jest jinchuuriki! Jeżeli ktoś się o tym
dowie, to jej życie będzie podobnie wyglądało jak Naruto! – krzyknąłem – Nie
chcę, by moja córka była wytykana palcami… - dodałem cicho.
-
Nie martw się, nic jej się nie stanie, nikt się o niczym nie dowie, zaufaj mi. –
wzięła mnie za rękę leżącą na stole. Jej ciepłe długie palce gładziły mnie po
dłoni, a całe napięcie powoli ze mnie schodziło. Hanare zawsze potrafiła mnie
uspokoić.
Uśmiechnąłem
się do niej ciepło. Jednak mimo wszystko miałem złe przeczucia.
I kolejny blogasek o Naruto z fajnym opowiadaniem :D Tak sobie myślę nad tym...bo w życiu obejrzałam tylko kilka odcinków Naruto, ale jako typowy tasiemiec nie miałam ochoty obejrzeć tego więcej ^^ Te opowiadania bardzo przekonują mnie do tego, aby w końcu coś więcej obejrzeć ^^
OdpowiedzUsuńPo za tym chciałabym mieć talent do pisania:< Życzę Ci dużo weny, pozdrawiam :*
Obejrz, obejrz, anime jest bardzo ciekawe (może z wyjątkiem paru odcinków). Dzięki, że oceniasz moje opowiadanie jako interesujące. Każda opinia jest dla mnie bardzo ważna. A jeśli chodzi o talent pisarski, to z pewnością wiele autorów jest ode mnie lepszych, choć sama nie uważam się za najgorszą.
UsuńJa również pozdrawiam :*
a więc tak...
OdpowiedzUsuńpodoba mi się i to bardzo a nawet ta końcówka że Hanare wróciła!!O.o
ale najbardziej to jak Kakashi uczył swoją córeczkę to było urocze.
Życzę ci powodzenia przy następnym pisaniu rodziału, oczywiśćie nie mogę się doczekać :p hehe
;*
To Yuki jest już taka duża ? 0.0
OdpowiedzUsuńNo no no widzę że rodzina Hatake rozkwita :D
Najbardziej mnie urzekło jak Kakashi uczył Yuki to było słodkie *.*
Czekam na nastepny rozdział :D