5/10/2013

9. Decyzja. Połączenie.

- No i co ja mam teraz zrobić, co? - zapytałem Asumę, siedzącego na sofie w pomieszczeniu zebrań jouninów i obejmującego Kurenai. - Wiem, że to nie jest najlepszy dzień, jest Sylwester, ale... jutro może być już za późno, rozumiesz? A poza tym, chciałem to zrobić w wyjątkowy dzień, taki jak dziś...
- Jak ją kochasz, to zrób to, co ci szkodzi... - powiedział, wypuszczając kłąb dymu z elektronicznego papierosa. Namówiła go na niego Kurenai, której przeszkadzał smród klasycznego. - Starzejemy się, trzeba coś zrobić ze swoim życiem, Kakashi. Musimy się w końcu ustatkować.
- Ale, czy to trochę nie za wcześnie? - spojrzałem na niego z wątpliwościami wypisanymi na twarzy.
Asuma podrapał się w tył głowy.
- No... To już zależy od ciebie, stary. To nie ja się zakochałem w Hanare. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Mam tylko jedną radę dla ciebie - zastanów się nad tym wszystkim i podejmij właściwą decyzję, a wtedy oboje będziecie szczęśliwi.
- Dzięki. - odparłem - Na pewno skorzystam. Na razie Kurenai, Asuma.
Podniosłem się z kanapy, wylałem zawartość swojego kubka do donicy, po czym zniknąłem w kłębie dymu.

- Hanare.
Odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podbiegła do mnie, zarzucając ręce na szyję i całując w czubek nosa.
Nadal pracowała w Akademii jako zastępca Ebisu i uczyła podstawowych technik Konohamaru i resztę jego bandy. W tym czasie była przerwa i dziewczyna miała odrobinę wolnego czasu.
- Hej, co się stało? - zapytała, gładząc mnie po policzku.
- Może byśmy poszli na randkę? - zapytałem - Tak dawno już nigdzie razem nie wychodziliśmy...
- Kakashi, głuptasie, pracuję. Zapomniałeś? - uniosła prawą brew - Za pięć minut mam następną lekcję, nie mogę się urwać. Hokage mnie zabije, jeśli to zrobię...
- Wiem. Po pracy. Wieczorem, co? - zaproponowałem - Przyjdź o 23:30 na dach biura Trzeciego.
- Ale, po co? Dlaczego akurat tam? I dlaczego o takiej chorej godzinie? - zapytała, łapiąc mnie za dłoń.
- Przyjdź, a zobaczysz. To niespodzianka. - powiedziałem, pocałowałem ją długo i zniknąłem, zanim zdołała cokolwiek zrobić.

Przyjdzie, czy nie przyjdzie, myślałem, patrząc na zegarek, który wskazywał 23:00. Pora nie była najlepsza. Dochodziła północ, a ja stałem jak głupi na dachu Hokage, pilnując, by świeca, stojąca na przygotowanym przeze mnie stole, nie zgasła od podmuchów mroźnego, grudniowego wiatru.
- Zimno, do cholery. - powiedziałem, trąc dłonie.
Miałem na sobie co prawda płaszcz i szalik, ale ten ziąb... doprowadzał mnie do szłu.
Jeszcze tylko dziesięć minut, a ja już traciłem nadzieję na przyjście Hanare. Nie przyjdzie, na pewno nie. Pewnie teraz siedzi w salonie, ogląda sylwestrową telewizję, popijając gorącą czekoladę z mlekiem i zastanawiając się, co ten Kakashi, jej postrzelony chłopak, robi na środku dachu biura Trzeciego.
- Hej. Długo czekałeś? - usłyszałem.
Odwróciłem się. Za mną stała Hanare, trzęsąc się z zimna. Miała na sobie tylko cienką, płócienną kurteczkę, która jeszcze na dodatek była za krótka.
Podszedłem do niej, zdjąłem płaszcz i szalik, opatuliłem ją szczelnie i przytuliłem.
- Oj, Hanare. Czyś ty zdurniała? W takim stroju przychodzić w nocy na czyjś dach? - pogłaskałem ją po plecach.
Zadrżała, wtulając się we mnie.
- To nie ja wymyśliłam, coś tak głupiego... - wymamrotała w moją pierś - To twoja wina. Gdyby nie twój durny pomysł, teraz siedzielibyśmy w ciepłym domu, nie martwiąc się, że odmrożą nam się kończyny...
- Nie zaprosiłem cię tu na darmo. Chcę cię o coś zapytać, ale najpierw może coś zjedzmy, co? - powiedziałem, wskazując w kierunku stołu, który uginał się pod wpływem ilości potraw.
Zaprowadziłem ją do niego, odsunąłem krzesło. Usiadła, natomiast ja naprzeciwko niej. 
Zacząłem otwierać butelkę szampana. Po chwili nocną ciszę przerwał wystrzał korka. Nalałem do kieliszków równą ilość alkoholu, po czym jeden z nich wręczyłem Hanare.
Unieśliśmy je,  stukają i życząc sobie wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku.
Pięć minut przed północą wstałem, podszedłem do Hanare, wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem na skraj dachu.
- Kakashi... - zaczęła
Przyłożyłem jej palec do ust.
- Nic nie mów, patrz. - powiedziałem, wskazując na niebo.
- Przecież nic tam nie ma. - odparła.
- Mówiłem, poczekaj. - objąłem ją - Za chwilę się dowiesz, po co cię tu zaprosiłem.
Dwie minuty później rozległo się odliczanie dochodzące z pobliskich domów. Jeszcze tylko dziesięć sekund...
Pięć.
Trzy. 
Dwie.
Jedna.
W tym momencie rozległ się przeraźliwy huk fajerwerków. W oddali, za wioską, wystrzeliła w nocne niebo wielka, płonąca raca, po czym rozbryznęła się na miliard malutkich kawałeczków, tworzących wielki napis, który przesłaniał całe pole widzenia.
Hanare spojrzała na mnie błyszczącymi oczami.
- Tak, skarbie. Wyjdziesz za mnie? - zapytałem, patrząc jej w oczy.
- Ja... ja... oczywiście, że tak! - wykrzyknęła, rzucając mi się na szyję.
Zsunąłem maskę i pocałowałem ją długo i namiętnie, po czym wyciągnąłem z kieszeni spodni małe pudełeczko, wyjąłem z niego złoty pierścionek z małym brylancikiem i włożyłem go na palec mojej narzeczonej.

Miesiąc później.

Odetchnąłem głęboko, stojąc przed drzwiami gabinetu Hokage i obejmując trzęsącą się Hanare.
- Nie bój się. - powiedziałem - Nic się nie stanie.
Popatrzyła mi w oczy. Jej oczy mówiły: " Powiedział to ten, który się denerwuje." Odpowiedziała jednak spokojnym głosem.
- Myślisz, że się zgodzi?
- Trzeci? Nie wiem. - odparł, wzruszając ramionami. - Mam nadzieję, że tak, skarbie.
Zapukałem.
- Proszę.
Otwarłem drzwi i razem z Hanare wszedłem do środka.
- Dzień dobry. - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Witam. Co was do mnie sprowadza? - zapytał Czcigodny.
- Pewna nie cierpiąca zwłoki sprawa, Hokage - sama.
Uniósł brwi w niemym pytaniu.
- Ja i Hanare pragniemy, by udzielił nam pan ślubu, Czcigodny. - odpowiedziałem.
- Ja?
- No, pan... Obydwoje chcieliśmy , by ten ślub był wyjątkowy, dlatego przyszliśmy z tym do pana.
Hokage wstał zza biurka i zaczął chodzić w tę i z powrotem po gabinecie.
W głowie kłębiły mi się najróżniejsze myśli, dotyczące również tego, czy przywódca Konohagakure zgodzi się na naszą prośbę.
- Mamy przecież kapłana, to on powinien... ale zgadzam się, co mi tam. Co mnie nie zabije, to wzmocni, a udzielenie wam ślubu to zaszczyt i równocześnie przyjemność dla tak starego człowieka jak ja. - powiedział, uśmiechając się do nas. - Kiedy ma się on odbyć?
- Równo za miesiąc, licząc od teraz. - odparłem.
- Nie zawiodę was, obiecuję.
Po tych słowach pożegnaliśmy się i wyszliśmy na plac przed budynkiem. Postanowiliśmy wrócić do domu.


Stałem przed drzwiami domu Ayame, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłem, przychodząc tutaj. Byłem ciekawy, jak zareaguje dziewczyna na wieść o tym, że się żenię. Na pewno nie będzie zadowolona, może nawet wściekła.
Zapukałem.
Otworzyła mi drzwi, po czym uśmiechnęła się.
- Cześć, Kakashi, dawno cię nie widziałam. - powiedziała.
- No cześć. Słuchaj Ay. Mam coś dla ciebie. - dałem jej kopertę z zaproszeniem.
Gdy tylko wzięła ją do ręki, zaczęła się wahać.
- Nie wiem, czy przyjdę. To zależy od tego, ile będę miała pracy, ale postaram się stawić. Dzięki, ale muszę już iść, rozumiesz, obowiązki.
- Yhym.
Zatrzasnęła mi drzwi. Odchodząc, poczułem wyrzuty sumienia. Mogłem jej od razu powiedzieć, że nic z tego nie będzie, ale gdzie tam... Po co... 
W tym momencie usłyszałem cichy płacz. To Ayame tak rozpaczała, bo dotarała do niej prawda.
- Myślałam, że coś do mnie czuje... - jęknęła na tyle głośno, że dotarło to do moich uszu.
Nie mogłem tego słuchać, po prostu nie mogłem, odszedłem.

Na dachu biura Hokage zebrali się prawie wszyscy jouninowie z wioski. W pierwszym rzędzie mieli miejsce Sakura, druhna Hanare, Kurenai - jej druga drużba, jak i dwóch moich świadków - Sasuke i Naruto. Sora siedział z tyłu i jak zwykle nic nie interesowało go poza własną osobą. Nie wybrałem go na świadka, nie po tym, co zrobił Naruto. To była część jego kary.
Hokage stał przede mną i posyłał mi porozumiewawcze spojrzenia. Wszyscy goście z niecierpliwością czekali na pannę młodą.
Po pięciu minutach rozległ marsz Mendelsona i na dach weszła Hanare w przepięknej białej sukni z trzymetrowym trenem, który opadał miękko na podłogę. Na jej widok, poczułem, że robi mi się ciepło na duszy. Była taka piękna... Najpiękniejsza na świecie...
- Zebraliśmy się tu, by połączyć nierozerwalnym węzłem małżeńskim Hanare i Kakashiego. - powiedział Trzeci, gdy Hanare stanęła u mojego boku. Patrzyliśmy na siebie z miłością. - Jeżeli ktoś ma coś przeciwko, niech powie to teraz, albo zamilknie na wieki.
Nikt się nie podniósł. Wydawało mi się, że wszyscy cieszą się z naszego szczęścia.
- Hatake Kakashi, synu Sakumo, czy przysięgasz na swoje imię i swój klan, że będziesz chronił i utrzymywał Hanare do końca swoich dni. I czy przysięgasz, że nie opuścisz jej w chorobie ani nieszczęściu?
- Ja, Hatake Kakashi, syn Sakumo, przysięgam na moje imię i mój klan, że będę chronił i utrzymywał Hanare i że nie opuszczę ją ani w chorobie, ani w nieszczęściu do końca swoich dni.
- Czy przysięgasz być jej wiernym, strzec jej honoru i traktować z właściwym szacunkiem, godnością i łagodnością?
- Przysięgam, że będę jej wiernym, strzegł jej honoru i traktować ją z właściwym szacunkiem, godnością i łagodnością.
Hanare powtórzyła przysięgę.
- Możesz pocałować żonę.
Zdjąłem maskę i wpiłem się w jej usta. Nic prócz niej się teraz nie liczyło. Była ona,tylko ona.
Hanare po pocałunku rzuciła swój bukiet ślubny, który wylądował w dłoniach Kurenai, która była jedną z osób, które wiwatowały najgłośniej.
Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Teraz twoja kolej.

Po ślubie odbyła się uczta, również na dachu biura. Goście stanęli w długiej kolejce, by złożyć nam najserdeczniejsze życzenia i wręczając podarunki. Od Jirayi otrzymaliśmy nawet parę futrzanych kajdanek. Sannin, gdy dawał to Hanare, mrugnął do niej i powiedział na ucho:
- Chyba wiesz, co z tym zrobić, nie?
Chcąc nie chcąc, usłyszałem to i zarumieniłem się lekko.

Po skończonym weselu, udaliśmy się z Hanare do domu. Byliśmy tym wszystkim okropnie wykończeni, ale to i tak nie zmieniało faktu, że to był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu.


4 komentarze:

  1. o boże, o boże omg to to jest rozdział zajebisty
    popłakałam sie na nim to były takie emocje
    początek, rozwinięcie były wzruszajace a końcówka nawet śmieszna xD jestem ciekawa jaki bedzie kolejny rozdział...
    wiesz o co mi chodzi ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie wiem o co ci chodzi. W końcu to nasz Ero - sennin.

      Usuń
  2. Jak zobaczyłam, że opowiadanie jest związane z Kakashim od razu wzięłam się za czytanie :)
    Uwielbiam go tak jak Itachiego i Minato .
    Piszesz bardzo ciekawą historie co wkręcało mnie do czytania dalszych rozdziałów :)
    Czytając ten rozdział miałam włączony jeden kawałek i idealnie w tłumił się w ten Rozdział :D Jiraya jak zawsze niezawodny Erotoman -.-
    ejj ejj ja tu czekam na noc poślubną ! :>

    Dodaje do linków i powiadamiaj mnie o nowych Rozdziałach ;)
    Przy okazji zapraszam do swojego opowiadania :)
    Buziaki :*
    http://in-world-of-darkness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno zajrzę, z przyjemnością będę czytać twoje opowiadanie, bo z całą pewnością jest bardzo ciekawe i oryginalne

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako