10/27/2012

1. Niespodziewane spotkanie.

2 miesiące później.


To był upalny dzień. Żar lał się z nieba. Wszyscy mieszkańcy wioski szukali miejsca do schronienia się przed niewyobrażalnym gorącem. Sam też się czułem nieswojo. Nigdy nie lubiłem lata. Wolałem zimę. Wtedy się przynajmniej nie zdychało, jak teraz. Było tak gorąco, że miałem niemałą ochotę wyskoczyć z ubrań na środku ulicy. Rozmyślając, oczywiście zderzyłem się z jakąś kobietą. Nie można było stwierdzić jak wygląda ani w jakim jest wieku - twarz zakrywał słomkowy kapelusz z wielkim rondem, mimo to miałem przeczucie, że ma mniej więcej tyle samo lat, co ja. Do tego niosła torby na zakupy, które przed chwilą były wypełnione po brzegi, niestety teraz chleb i tym podobne artykuły spożywcze były całe w piachu. 

- Ojej, przepraszam panią najmocniej. Powinienem był patrzeć pod nogi. - powiedziałem, pomagając jej wstać.
Otrzepała się i powiedziała cicho:
- To nie pańska wina, to ja się niepotrzebnie spieszyłam.
Zebrałem produkty i wrzuciłem je do kosza. Podrapałem się w tył głowy( co poradzę, że to mój taki firmowy znak ^_\\ ?).
- Odkupię to. - mruknąłem tylko. 
I właśnie w tym momencie zawiało. Stałem jak sparaliżowany. Nie docierało do mnie to, co widziałem.
- Ha... Hanare? Co ty tu robisz? Co robisz w Konoha?
- Mmm... Pamiętasz tamten dzień? Dzień, kiedy prosiłam, byś mnie zabił?
- Jak mógłbym zapomnieć! Co się stało?
- Po tym wszystkim przywódca Wioski Zamka powiedział, że to już nie jest mój dom i żebym się nie pokazywała. Miałam wziąć tylko swoje rzeczy i wynieść się z osady raz na zawsze. Nie miałam dokąd pójść, więc rozbiłam obóz w lesie w pobliżu Konoha. I tak mieszkam od jakiegoś czasu, mam pracę w kwiaciarni Yamanaka, a niedługo będzie mnie stać na mieszkanie.  - powiedziała
Wkurzyłem się. Zwariowała, czy co!? Nie dość, że przychodzi w pobliże wioski jakby nigdy nic to jeszcze rozbiła obóz w lesie, gdzie roi się od jadowitych węży i trujących roślin.
- Zwariowałaś!? Rozum ci odjęło, czy życie ci nie miłe? W tamtym miejscu pełno jest niebezpiecznych zwierząt i roślin!
Zaśmiała się. Czy to naprawdę było takie zabawne? Moim zdaniem nie.
- Mi nic nie grozi. Jestem uodporniona na ich jad, nic mi nie będzie.
Zanim zdołałem ugryźć się w język, złapałem Hanare za ramiona potrząsnąłem nią  stanowczo, jęcząc:
- Nie możesz tam przebywać... Nie pozwalam ci. Zamieszkaj ze mną...
Poczułem, że cały płonę, natomiast Hanare stała i patrzyła na mnie zdziwiona. Zaczęła kręcić młynka palcami zupełnie jak Hinata.
- Mam... mieszkać... z tobą? - spytała, nie dowierzając moim słowom.
- No... 
- I tak nie mam się gdzie podziać. Dzięki. Ale mam jedno pytanie. Nie będę sprawiać kłopotu?
- Żadnego. Mieszkam sam, ostatnio zaczęła mi doskwierać samotność a wiesz że z dziećmi o pewnych sprawach po prostu nie należy rozmawiać. Szczególnie jeśli chodzi o Naruto.
- Jeszcze raz dziękuję, Kakashi. 
Uśmiechnąłem się, a ona jak zwykle się zarumieniła. Nic się nie zmieniła, może miała tylko trochę dłuższe włosy.
Odprowadziłem ją do domu. Otworzyłem drzwi. Dom nie był jakiś tam super hiper wypasiony, ale czteroosobowa rodzina mogłaby mieszkać w nim bez trudu. Zapoznałem dziewczynę z terenem.
- Idę po twoje rzeczy do lasu, a ty w tym czasie posprzątaj. - powiedziałem
Spojrzała na mnie wilkiem.
- Spoko, żartowałem. Nie wiem, pooglądaj coś w tv, po prostu zrób coś, bo to może trochę potrwać. I nie rozwal mi domu.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - prychnęła - Nie rozwalę.
- No to idę. Na razie. 
Wybiegłem z wioski. O dziwo wiedziałem, gdzie się rozbiła. Pakując ciuchy i inne drobiazgi, ugryzł mnie właśnie jeden z tych węży, oczywiście przez moją nieuwagę.
- Kuso! - zakląłem.
Super. Teraz czeka mnie wicie w agonii przez 5 dni... Wracając do domu ledwo szedłem. W końcu dotarłem do niego i osunąłem się po ścianie. Na szczęście Hanare nigdzie nie wychodziła.
- Hanare... otwórz, proszę... - wyjęczałem
Byłem już na granicy omdlenia. Dziewczyna wyszła i chwyciła mnie pod ramię.
- Rany, co ci się stało!? - przyłożyła mi dłoń do czoła - Jesteś rozpalony. Chodź, zaniosę cię do łóżka. 
Jęknąłem tylko. Nie miałem na nic siły. Chcąc nie chcąc była więc zmuszona zawlec mnie na górę.
- Jeny, jaki ty jesteś ciężki. - sapnęła, wchodząc po schodach.
Odsunęła drzwi od sypialni i położyła mnie na łóżku. 
- Zanieść to cię zaniosłam, ale rozbierać do rosołu nie zamierzam. - mruknęła do siebie - Ale z drugiej strony nie zostawię cię tak.
Podeszła do mnie i zaczęła mi ściągać kamizelkę. Praktycznie tego nie czułem, byłem jakiś taki odrętwiały. Nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że mam na sobie tylko bokserki. Zacząłem się trząść. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Chociaż zimno nie było
- Zimno...
Chyba nakryła mnie kocem, ale nie byłem do końca pewien, bo umysł miałem już tak spaczony jadem, że nie kontaktowałem ni w cholerę.
- Zrobię ci okład i przyniosę coś do picia. Gdybyś czegoś potrzebował to wołaj, usłyszę.
W końcu się "obudziłem" i wyszeptałem:
- Hanare... Dziękuję... za... za wszystko...
- Oj, Kakashi, nie dziękuj tylko zdrowiej. - zaśmiała się - Sorry, to nie było zabawne.
Wyszła z pokoju, a ja zasnąłem ze słabym uśmiechem na ustach.


  

                                                                                               ***


Obudziło mnie stukanie w okno. Otworzyłem leniwie prawe oko i spojrzałem na budzik, stojący na szafce nocnej. Był 12 września. Trzy dni przed moimi urodzinami i trzy dni po... No właśnie po czym? I wtedy sobie przypomniałem ten nieszczęsny wypad do lasu. Ale czy zupełnie nieszczęsny? Nie... Z jednej strony był cholernie nieszczęsny, ale z kolei z drugiej strony byłem nieźle podjarany tamtego dnia. Właśnie wtedy spotkałem Hanare. No właśnie... Hanare... Czy rzeczywiście była w Konoha, czy tylko mi się to śniło? Sam już nie wiedziałem. Usiadłem i przeciągnąłem się, mięśnie mnie bolały jak nie wiadomo co, również nie docierało do mnie to, że spałem 3 dni. Dopiero po jakimś czasie zadałem sobie z tego sprawę, a to za sprawą pewnego blondyna o niebieskich oczach, który wparował do mnie do sypialni, wrzeszcząc:

- Kakashi - sensei, wstawaj do cholery! Nie było treningu od trzech dni! Muskulatura mi spadła! Teraz to już na pewno nie spodobam się Sakurce, a to wszystko przez ciebie sensei!!! A teraz podnieś tę leniwą dupę i chodź na trening, ten teges!
- Nie ma treningu. - mruknąłem nadal się rozciągając. - Jestem chory i boli mnie głowa, więc Z ŁASKI SWOJEJ MOŻE PRZESTAŁBYŚ SIĘ DRZEĆ, CO? - zaakcentowałem silnie końcówkę zdania - Źle się czuję, a ty mi jeszcze gitarę zawracasz!
Naruto patrzył na mnie zszokowany. Przystępował tylko z nogi na nogę.
- Sorki, sensei, nie wiedziałem. Nie było cię co prawda przez 3 dni, myślałem, że o nas zapomniałeś, a ty chory... No jeszcze raz przepraszam, teges tamteges, jeśli cię zdenerwowałem, tylko nie wiem, co powiedzieć Sakurce i Sasuke.
- Jeny, rusz głową. Sam powiedziałem, że "jestem chory", dotarło?
- Ty to jednak jesteś mądry, wiesz? - powiedział Naruto, szczerząc zęby. - No to nara i wracaj do zdrowia.
Wyskoczył przez okno. Naprawdę, czasami doprowadza mnie do szału. Nie raz mam go ochotę zdzielić w łeb tylko po to, by sobie ulżyć na duchu. Rany... Co za kretyn...
Nagle drzwi się otworzyły. W progu stała Hanare ze świeżym okładem na czoło.
- No, księciunio wreszcie raczył się obudzić. Długo spałeś śpiochu, nie ma co. - powiedziała, uśmiechając się - Jak się czujesz? Gorączka chyba ci spadła, bo nie jesteś już taki spocony.
- Bywało lepiej, ale mam jedno pytanko. - powiedziałem
- Tak?
- Czemu tak długo byłem nieprzytomny?
- A bo ja wiem!? Chyba zmęczył cię nadmiar obowiązków. Jeny! Jak przypomnę sobie jak śpisz, to normalnie mam ochotę cię wycałować i wyprzytulać! Nawet nie wiesz jak słodko wyglądasz, kiedy śpisz... Do tego taki bezbronny wtedy jesteś... 
- Hanare... - zarumieniłem się.
- Co?
- Przestań, dobra? 
- Dlaczego, buraczku?
- Co powiedziałaś?
- BURACZKU.
- Oż ty, mała... - rzuciłem w nią poduszką.
Podniosła ją z podłogi i wycelowała we mnie. Spojrzała na mnie morderczo, ale się śmiała.
- Nie odważysz się. Hanare, nie!!!
Oberwałem prosto w nos. Hanare siedziała na łóżku i patrzyła na mnie władczo.
Spojrzałem na podłogę i zobaczyłem rozsypane tabletki i wylaną wodę.
- Spójrz co narobiłeś. - powiedziała
- Ups. - tylko to udało mi się wydukać.
- "Ups" to mało powiedziane, a teraz to posprzątaj.
Nie ruszyłem się. Żadna kobieta nie będzie mi rozkazywać.
- Nie.
- Posprzątaj. 
- Nie.
- Posprzątaj, bo zacznę cię łaskotać, buraczku. - powiedziała
Tylko nie łaskotki... Wszystko, tylko nie to... Mogła mnie nawet nazywać "strachem na wróble" jak jej się podobało, tylko, żeby nie łaskotała...
- Tak, pani...
Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zwlokłem się z łóżka i zacząłem wycierać podłogę jakąś starą szmatą znalezioną w pokoju. Pozbierałem tabletki i wstałem z kolan.
- Fajnie wyglądasz, gdy tak robisz. - powiedziała
- Cicho siedź. - mruknąłem
- Jak śmiesz się tak odzywać do swojej pani, sługo.
- Przepraszam, o pani. - wyjąkałem - Mogę wstać, pani?
- Tak, sługo. 
Wstałem i zaczęliśmy się śmiać.
- "Jak śmiesz się tak odzywać do swojej pani, sługo" - zacząłem przedrzeźniać Hanare.
- To nie jest śmieszne, to jest bardzo śmieszne. 
Śmialiśmy się tak, że aż objęliśmy się, tylko po to, by nie spaść na podłogę, co i tak się nam nie udało.
- Rany, co za dzień! Z tobą nie można się nudzić, Kakashi. - powiedziała, wstając z podłogi.
Zaburczało mi w brzuchu.
- Chyba mój buraczek jest głodny, co?
- Nie nazywaj mnie tak, proszę cię. I tak, jestem głodny. Mam ochotę na naleśniki z nutellą i owocami, jeśli to nie jest problem.
- Nie, skąd. Jak już mam tobie zrobić, to zrobię też i sobie, bo nie jadłam śniadania.
Zeszliśmy na dół do mojej zagraconej, ale mimo wszystko obszernej kuchni.
Hanare zaczęła przygotowywać śniadanie. Po jakimś czasie zaczęło smakowicie pachnieć. Ślinka od razu napłynęła mi do ust. Nie przepadam z reguły za słodkim, ale te naleśniki wręcz uwielbiam. Mama kiedyś mi takie robiła, ojciec zawsze się tłumaczył, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. W końcu postawiła przede mną talerz i zjadłem tak szybko, że biedaczka nie widziała (na szczęście) mojej twarzy. Po skończonym śniadaniu, Hanare poszła na zakupy, a ja włączyłem telewizor. Miałem tak dobry humor po naszych wybrykach, że po prostu musiałem włączyć jakąś extra komedię. Po prostu nie było innego wyjścia. Hanare wróciła z zakupów i oglądała razem ze mną. Na oglądaniu filmów spędziliśmy parę niezłych godzin. Wyrwaliśmy się z letargu gdzieś koło pierwszej nad ranem. Dziewczyna poszła się odświeżyć, za nią ja, a potem położyliśmy się do łóżek. Obudził mnie przeraźliwy wrzask.
Hanare. Czemu wrzeszczy. Poszedłem do jej sypialni i otworzyłem cicho drzwi. Siedziała na łóżku, przytulając poduszkę i płacząc. Usiadłem obok niej i zapytałem cicho:
- Co się stało?
- To... to znowu ten sen... Kakashi... znowu...
Nie wiedząc co zrobić, przytuliłem ją. 
- Cii, to tylko sen. Spokojnie Hanare, spokojnie...
- Może, ale jak śni ci się śmierć własnych rodziców to co?
Drgnęło mi w sercu. Więc nie ja jedyny mam takie sny. Biedna dziewczyna, doskonale wiedziałem, co przeżywa.
- Hanare... Mi też się śnią rodzice... Ich zmasakrowane zwłoki... 
- Zostaniesz ze mną? - spytała cicho.
Po chwili namysłu odpowiedziałem:
- Zostanę.
Położyła się obok mnie i przytuliła odruchowo. Czułem jak drży. Spojrzałem na nią. Nie zasługiwała na coś takiego.
- Śpij, śpij... Nigdzie się stąd nie ruszę.
Uśmiechnęła się i po paru minutach zasnęła, ja natomiast nie mogłem spać. Nie po tym,co mi się roiło w głowie. Obrazy śmierci matki i samobójstwa ojca. Całą noc przeleżałem w ogóle nie zmrużając oka.

5 komentarzy:

  1. łiiii kocham ten blog on jest niesamowity aż dreszcze mi przeszły oraz trochę śmiechu nie zaszkodzi :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no muszę,przyznać że jest ciekawy.O byś tego nie spieprzyła :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hanare i Kakashi hmmm.... jest to bardzo ciekawy i oryginalny pomysł, nie zapominając o tym, że Kakashi to moja ulubiona postać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mrrrrrrrr... ale się popisał :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Odkopałam tego bloga w sieci. Zaczęłam czytać i chyba zostanę tu na dłużej. Ps. Kahashi to mój senpai.

    OdpowiedzUsuń

Reklama

CREATED BY
Mayako