Ciemna i zimna noc.
Biały puch skrzypiał pod stopami mężczyzny, który biegł przez gęsty las, nie
oglądając się za siebie. Lewe ramię miał wykręcone pod dziwnym kątem, ale na
jego twarzy nie było widać oznak cierpienia, tylko chęć przeżycia za wszelką
cenę oraz powrotu do domu, do swojego jedynego syna. W tym samym momencie księżyc
oświetlił jego twarz. Inteligentne spojrzenie czarnych niczym obsydian oczu
obserwowało z uwagą otoczenie.
- Chyba ich
zgubiłem. – powiedział cicho Sakumo, po czym spojrzał na swoją złamaną rękę.
Spróbował nią poruszyć, ale ból sparaliżował wszystkie jego nerwy, co
doprowadziło go prawie do krzyku. Gdyby podniósł głos, jego wrogowie
dowiedzieliby się o jego położeniu, dlatego też powstrzymał się od tego, przygryzając
wargę do krwi. Zsunął czarną maskę, zakrywającą pół twarzy, by splunąć na śnieg
i tym samym pozbyć się krwi z ust. W następnej chwili usłyszał świst i kunai z
przyczepioną do niego notką wybuchową przeleciał koło jego ucha, po czym wbił
się w drzewo. Ułamek sekundy później rozległ się donośny wybuch, który z drzewa
zrobił w dosłownym znaczeniu wykałaczki rozmiaru XXL. Hatake jednakże zdołał
się ukryć, ale zdawał sobie sprawę z tego, że walka jest nieunikniona. Tylko
jak miał zawiązać pieczęcie z jedną sprawną ręką? Nie mógł, dlatego pozostało
mu walczyć za pomocą broni i taijutsu, ale podczas starcia z Madarą Uchihą,
takie rozwiązanie na niewiele się zda.
- A więc udało ci
się przeżyć, Sakumo. – niski głos poniósł się echem po lesie. Chwilę później z
cienia wyszedł nikt inny jak Madara ubrany w krwistoczerwoną zbroję, czyli
strój shinobi, który nosiło się za czasów panowania Pierwszego Hokage.
- Czego chcesz!? –
Sakumo otrzepał się zdrową ręką ze śniegu. W zębach trzymał kulkę wybuchową,
zamierzał ją przywiązać do kunaia, jednak wiedział, że w ten sposób nie pokona
Madary, ale miał nadzieję, że ten manewr spowolni wroga choć trochę i da Sakumo
czas na ukrycie się. Hatake nie był tchórzem, co to, to nie, ale jeśli w grę
wchodził taki przeciwnik jak Madara, nawet Sakumo nie dałby mu rady.
- Czego chcę? Ależ
ty doskonale wiesz, czego chcę! – Uchiha zaśmiał się ochryple, by po chwili
zacząć kaszleć. Jego czarne długie włosy posiwiały odrobinę. – Jak sam widzisz,
starzeję się, a wkrótce najpewniej umrę. Zwój, który schowałeś w swojej
kamizelce jest moim jedynym ratunkiem, tylko dzięki niemu mogę przedłużyć sobie
życie, dlatego…
- Nie, Madara. Nie
oddam ci tego zwoju. Nie może trafić w niepowołane ręce. – odparł Hatake,
przyjmując postawę obronną.
- Coś sugerujesz? –
zapytał Madara, uśmiechając się drwiąco.
- Sugeruję to, że
jesteś przestępcą klasy S, jesteś zbyt niebezpieczny, dlatego nie oddam ci tego
zwoju. Nie mogę narażać Konohy na niebezpieczeństwo.
Uchiha przewrócił
oczami.
- Konoha, Konoha…
Nie widzisz świata poza wioską, dlatego nadeszła wojna. Otwórz oczy i dojrzyj
prawdę, a może dane będzie ci przeżyć. – Madara wyciągnął dłoń w kierunku Sakumo
– A teraz poproszę o zwój.
- Mówiłem już, że
ci go nie oddam. Nawet za cenę życia.
Uchiha znów się
roześmiał, a jego włosy jeszcze bardziej zbielały.
- Ale za cenę życia
własnego syna na pewno mi go oddasz. W tym wypadku też mi się sprzeciwisz?
Sakumo pobladł na
twarzy, kolana się pod nim ugięły.
- Nie… Nie tkniesz
Kakashi’ego! – krzyknął.
- W takim razie
oddaj mi zwój, jeśli nie chcesz, by spotkała go krzywda z mojej strony. –
Madara westchnął – Taki młody, a taki uzdolniony. Kakashi w przyszłości może
się stać wyśmienitym shinobi, ale jeśli nie cenisz sobie jego życia…
Sakumo zaczął się
wahać. Nie wiedział, czy poświęcić syna czy wioskę. W końcu zdecydował się na
to drugie.
- No dobrze, oddam
ci zwój, tylko obiecaj, że zostawisz Konoha w spokoju. – mówiąc to, Hatake
wyciągnął z kamizelki mały niepozorny zwój o musztardowym kolorze.
Madara podszedł do
niego i wziął od niego przedmiot sporu.
- Dziękuję. –
Madara jednak nie pozostawał dłużny. Ułożył dłonie w skomplikowany znak, po
czym wyciągnął rękę w stronę Sakumo. Z palców Uchihy wystrzeliła niebieska
wiązka czakry, która ugodziła Hatake w czoło. Mężczyzna zgiął się wpół i upadł
na śnieg, gdzie znieruchomiał. Madara podszedł do niego. Pochylił się nad nim i
powiedział:
- Do zobaczenia,
Sakumo, o ile zdołasz sobie mnie przypomnieć.
Po tych słowach
Uchiha zniknął, a Hatake stracił przytomność.
~How can you see into my eyes like open doors
Leading you down into my core
Where I've become so numb without a soul
My spirit's sleeping somewhere cold
Until you find it there and lead it back home~
Leading you down into my core
Where I've become so numb without a soul
My spirit's sleeping somewhere cold
Until you find it there and lead it back home~
Poczuł ostry ból w
okolicach zatok, dlatego też się obudził. W pomieszczeniu w którym się
znajdował, było nadzwyczaj jasno. Promienie słonecznie wpadające przez małe
okno jeszcze bardziej spotęgowały podłe samopoczucie mężczyzny, więc Sakumo
Hatake zmrużył oczy, tym samym unikając przeraźliwego bólu, ale rozejrzał się.
Nie rozpoznawał tego pokoju. Zauważył też, że ma usztywnioną rękę. Gdzie ja
jestem?, pomyślał, gdy wstawał ze starego drewnianego łóżka, które z pewnością
pamiętały o wiele lepsze czasy. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła
młoda kobieta. Wyglądała na jakieś 25 – 30 lat. Jej czarne długie do pasa włosy
spięte były w wysoki koński ogon, a jasnoniebieskie oczy rzucały wesołe ogniki.
Wesoły uśmiech kobiety nieco poprawił nastrój w pokoju.
- Gdzie ja jestem?
– zapytał Sakumo, gdy młoda osóbka postawiła na szafce nocnej szklankę z wodą i
miskę z zupą.
- W Wiosce Ukrytego
Klucza. – odparła. Ton głosu też miała pogodny. Ogólnie to całą swoją osobą
sprawiała wrażenie, że niczym się nie przejmuje, a całe życie traktuje jak
jednorazową przygodę.
Ale co ja tu robię,
jak ja się tu znalazłem?, Sakumo raz po raz zadawał sobie pytania, dlatego, że
nic, absolutnie nic nie pamiętał oprócz własnego imienia i nazwiska. Zanim
zdążył je zadać, kobieta go ubiegła.
- Znalazłam cię
wczesnym rankiem w lesie nieopodal. Wracałam w tym czasie z misji i to właśnie
wtedy cię ujrzałam. Postanowiłam ci pomóc, nie mogłabym przecież zostawić na
pastwę losu nieprzytomnego człowieka, prawda? – tu posłała Hatake ciepły
uśmiech. – Miałeś gorączkę. Myślałam, ze umrzesz, ale na szczęście udało mi się
ciebie uratować.
- Ale… przecież
mnie nie znasz… - powiedział cicho Sakumo, biorąc do ręki ciepłą miskę z zupą.
- I dlatego ci
pomogłam. A teraz jedz, bo wystygnie. – już zamierzała wyjść z pokoju, ale znów
odezwał się Sakumo.
- Prawie bym
zapomniał. Jak się nazywasz?
- Keiko Yusuko. –
znów się uśmiechnęła, a potem wyszła z pokoju.
~(Wake me up)
Wake me up inside
(I can't wake up)
Wake me up inside
(Save me)
Call my name and save me from the dark~
Wake me up inside
(I can't wake up)
Wake me up inside
(Save me)
Call my name and save me from the dark~
- Czyli nic nie
pamiętasz, Sakumo? – Keiko zmarszczyła brwi, równocześnie przygryzając wargę.
- Nie. Nic nie pamiętam,
a jak usiłuję sobie cokolwiek przypomnieć, to zaczyna mnie boleć głowa i
mdleję. – mruknął.
- Zauważyłam. –
kobieta zamyśliła się. – Nie wiesz, skąd pochodzisz, czy masz bliskich… Coś mi
w tym wszystkim nie pasuje, ale znajdziemy sposób na to, by wróciła ci pamięć.
– Keiko napiła się herbaty, natomiast Sakumo analizował ich ostatnie rozmowy.
Ona ma rację, pomyślał, coś tu nie gra.
Pół roku później.
Sakumo. Jak tylko o
nim myślała, serce zaczynało jej szybciej bić, ale bała się przyznać do tego
uczucia nawet przed samą sobą, ponieważ zakochała się w tym wysokim mężczyźnie
o smutnym czarnym spojrzeniu, o oczach inteligentnych, ale odzwierciedlających
to, że ten człowiek, ten shinobi niejedno w życiu przeżył. Keiko wiedziała
jednak, że nie może mu tego powiedzieć, bo ten na pewno nic do niej nie czuł, a
poza tym… poza tym na pewno miał rodzinę w swojej rodzinnej wiosce, a nie
chciała niszczyć związku mężczyzny. Keiko pragnęła też, by Sakumo jak
najprędzej odzyskał pamięć i wrócił do swojej ojczyzny, bo nie chciała
codziennie przeżywać męki, widząc go, dlatego też postanowiła udać się na misję
rangi A. Co z tego, że była tylko medycznym ninja. W tej chwili nic się dla
niej nie liczyło. Po prostu nie chciała cierpieć. O świcie wstała z łóżka,
westchnęła cicho i udała się do łazienki, by odświeżyć się przed misją.
Rozebrała się i weszła pod prysznic, a po chwili lodowaty strumień popłynął na
nią, tym samym budząc ją całkowicie. Zastanawiała się też, jak ma opuścić dom,
nie budząc Sakumo. Po umyciu się, związała mokre włosy w wysoki koński ogon,
owinęła się ręcznikiem i cicho wyszła z łazienki, by poszukać swojego stroju
shinobi. Przebrała się szybko, a potem włożyła buty i wyszła z domu.
~ (Wake me up)
Bid my blood to run
(I can't wake up)
Before I come undone
(Save me)
Save me from the nothing I've become~
Bid my blood to run
(I can't wake up)
Before I come undone
(Save me)
Save me from the nothing I've become~
Sakumo obudził się
dwie godziny później. Nigdy nie był śpiochem. Usiadł, ziewnął, po czym
skierował się do toalety. Z początku nie zwrócił uwagi na nieobecność Keiko,
ale gdy tylko udał się do kuchni, by napić się herbaty, dotarło do niego, że
jego przyjaciółki nie ma w domu. Uśmiechnął się lekko, ponieważ pomyślał, że poszła
zrobić zakupy. Jednak po chwili zrzedła mu mina. Miał przeczucie, że Keiko
wcale nie udała się do miasta, ale na misję. Dlaczego mu tego nie powiedziała?
Przecież on… On jej ufał. W pewnym momencie rzucił kubek z herbatą o stół.
- Och, mam to
gdzieś! – powiedział głośno i wybiegł z domu.
Kierował się
instynktem. Przypuszczał, dokąd udała się Keiko. Była wczesna jesień, ale
liście już spadały z drzew. Szeleściły pod stopami Sakumo, gdy ten biegnąc,
szukał swojej przyjaciółki. Nie wiedział jednak, że ta wpadła w pułapkę, z
której tylko on mógł ją uratować.
Dlaczego on nie
umiera?, pomyślała Keiko, gdy po raz kolejny nie trafiła swojego przeciwnika,
kończy mi się czakra, a wkrótce całkiem jej zabraknie. Jeżeli nie znajdzie
jakiegoś rozwiązania, to umrze.
- Chyba nie mam
wyjścia, muszę jej użyć. – zamknęła oczy i zaczęła mamrotać pod nosem dziwne
słowa. Technika, którą zamierzała zastosować, zakończy jej życie, ale
przynajmniej ocali wioskę. Po chwili z Keiko wypłynęła czakra, która
spowodowała, że ziemia zaczęła się trząść, a głaz po głazie wznosił się w
niebo, by przygnieść przeciwnika. Gdy już zamierzała zadać ostateczny cios,
klon przeciwnika zaatakował ją od tyłu i wbił katanę w sam środek klatki
piersiowej. Nie miała pojęcia, że w tej samej chwili tanto emanujące białą
czakrą zniszczy jej przeciwnika, a Sakumo podbiegnie do niej i w ostatniej
chwili złapie ją, zanim upadnie.
- Sakumo… -
wychrypiała. Krew wypełniała jej usta, ale nie obchodziło ją to, bo miłość jej
życia była przy niej.
- Nie umrzesz, Keiko,
słyszysz? – mężczyzna przytrzymał jej głowę prawą ręką, a lewą zdjął maskę, po
czym pochylił się i delikatnie musnął ustami wargi kobiety, która posłała mu
pełne bólu spojrzenie.
- Myślałaś, że nie
zauważyłem, jak na mnie patrzysz? – zapytał cicho Sakumo – Kocham cię.
- Ale… ale to się
nie uda… Nie może się udać… - wyszeptała. Głowa coraz bardziej jej ciążyła, a
wzrok powoli robił się mętny. Umrze i nawet Sakumo jej z tego nie wyciągnie,
ale przynajmniej zginie z myślą, że jej uczucia zostały odwzajemnione. Rąbkiem
świadomości poczuła mrowienie na wysokości klatki piersiowej. Zrozumiała, że
Hatake próbuje ją wyleczyć, dlatego zasnęła z uśmiechem na ustach.
Dwa miesiące później
Pamięć mu wróciła.
Przypomniał sobie o Kakashim, którego zostawił na pastwę losu w Konoha, o tym,
że Madara odebrał mu zwój, a później odebrał mu pamięć. Był mu jednak
wdzięczny, ponieważ gdyby nie on, Sakumo nie poznałby kobiety, która tak bardzo
przypominała mu Ayako… Nic dziwnego, że się zakochał. Ale co miał zrobić.
Przecież nie zostawi Kakashi’ego, ale z drugiej strony, nie miał pojęcia, co
powie Keiko. W tym samym momencie weszła do pokoju i usiadła obok Sakumo.
- Musimy porozmawiać.
– powiedziała. Nie uśmiechała się. Była raczej przerażona, bo nie wiedziała,
jak ma wyznać coś takiego Sakumo.
- Jestem w ciąży. –
palce zacisnęła na kolanach. Tak bardzo bała się jego reakcji.
Sakumo zrzedła
mina. Keiko w ciąży? W dodatku z nim? Poczuł, że jego świat się zawalił. Nie
był gotowy na kolejne dziecko, bo to Kakashi był jego oczkiem w głowie. Co miał
zrobić w takiej sytuacji? Jak miał powiedzieć Keiko, że wraca do Konoha?
- Jesteś pewna? –
wydukał.
- Tak, byłam u
lekarza. – odparła. – Ale ja nie jestem gotowa na dziecko!
- Wiem, ja też nie.
Ja mam syna! Nie mogę go zostawić! – powiedział głośno.
- A nas możesz? –
tu podniosła głos.
Nie mógł. Nie mógł
znów stchórzyć, dlatego wyjąkał:
- Ja… ja będę was
odwiedzał, będę płacił alimenty, a jak będziecie czegoś potrzebować, to…
- Dość, Sakumo. Nie
będę tego słuchać. – odburknęła – Zawiodłam się na tobie… Myślałam, że jesteś
inny… - dodała smutno, mając łzy w oczach. Sakumo bał się, że Keiko zaraz się
rozpłacze. I tak się stało. Mężczyzna chciał ją pocieszyć, wiedział jednak, że
ta go odtrąci, jeżeli już tego nie zrobiła.
- Keiko… ja… - wyjąkał,
będąc coraz bardziej wystraszony.
- Idź, Sakumo. –
powiedziała twardo – Wracaj do swojej wioski, do syna, którego tam zostawiłeś,
a mną… nami się nie przejmuj. Poradzę sobie. W końcu przez tyle lat byłam sama.
– ubrania wrzucała do plecaka byle jak, bo nie przejmowała się tym, czy będą
poukładane, czy nie.
Po tym wszystkim
wręczyła mu plecak i z ciężkim sercem pożegnała go, mówiąc:
- Sakumo… Bardzo
bym chciała, by to wszystko inaczej się potoczyło, ale… sam rozumiesz, nie mogę
opuścić wioski…
Sakumo nie spojrzał
na nią, ponieważ pogodził się z tym, co nastąpiło i co miało nastąpić.
- Ale, Keiko,
pamiętaj. Jakbyście czegoś potrzebowali, wiesz, gdzie mnie szukać. Jednakże w
razie problemów znajdź mojego syna Kakashi’ego i wyjaśnij mu, kim jesteś,
dobrze? – powiedział Sakumo, przeczuwając, że widzi tą kobietę po raz ostatni.
- Nie musisz się o
mnie martwić, poradzę sobie. – burknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Mężczyzna westchnął
przeciągle, a po policzku spłynęła mu jedna, samotna łza. Mając w głowie
pustkę, udał się do Konoha.
Now that I know what I'm without
You can't just leave me
Breathe into me and make me real
Bring me to life
You can't just leave me
Breathe into me and make me real
Bring me to life
Dotarł do wioski
dopiero po tygodniu. Tak, Wioska Kluczy była położona naprawdę daleko. Sakumo
biegł, mając nadzieję, że Kakashi wybaczy mu tak długą nieobecność, ale co on
tam wiedział. W końcu to Kakashi sam siebie znał najlepiej, dlatego Sakumo nie
był przygotowany na ewentualny wybuch radości i czułości syna. Kakashi nigdy
nie okazywał otwarcie emocji. Uśmiechnął się słabo, ale po chwili kąciki jego
ust uniosły się jeszcze wyżej, bo dostrzegł bramy Konoha. Jeszcze trochę, a
będzie w domu. Wkrótce przekroczył bramę wioski. Mieszkańcy w ogóle nie
zwrócili uwagi na Sakumo. On też się nimi zbytnio nie przejmował, ponieważ
szukał wzrokiem Kakashi’ego, który na pewno wykonuje jakieś misje albo
spaceruje po wiosce. Nie pomylił się, ponieważ kątem oka zauważył
charakterystyczną szarą czuprynę swojego syna. Kakashi natomiast go nie
zauważył bądź też nie chciał zauważać.
- Kakashi! – krzyknął
Sakumo, czując radość w sercu. Nie widział syna przecież przez osiem miesięcy.
Kakashi sporo urósł przez ten czas. – Kakashi!
Chłopiec odwrócił
się. Z początku na jego zamaskowanej twarzy nie można było wyczytać żadnych,
ale to żadnych emocji. Po chwili jednak zbladł, a jego czarne oczy rozszerzyły
się nienaturalnie. Stał tak przez jakiś czas, ale tylko po to, by otrząsnąć się
z szoku i ruszyć pędem przed siebie, płacząc z radości. Tak, Kakashi płakał,
jednak tylko dlatego, że bardzo ojca kochał i stęsknił się za nim. Sakumo
wyciągnął przed siebie ramiona i już po chwili tulił chłopca do siebie.
- Tata… - mruknął
Kakashi, wtulając nos w kamizelkę swojego ojca. Nie chciał, by inni ludzie
widzieli go w takim stanie. Ostatni raz płakał na pogrzebie swojej matki pięć
lat temu. – Wróciłeś…
Sakumo odsunął
synka od siebie, spojrzał mu prosto w oczy, na co oboje zaczęli się śmiać.
Hatake wziął Kakashi’ego na barana i chichocząc, udali się do swojego domu.
~(Wake me up)
Wake me up inside
(I can't wake up)
Wake me up inside
(Save me)
Call my name and save me from the dark~
Wake me up inside
(I can't wake up)
Wake me up inside
(Save me)
Call my name and save me from the dark~
- Tato, co się
stało? – zapytał Kakashi, widząc podły nastrój swojego ojca.
Sakumo zapatrzony w
dal w ogóle nie słyszał, jak jego syn wszedł do pokoju i usiadł przy nim.
- Nic, Kakashi, po
prostu źle się czuję. – odparł mężczyzna, ściskając skronie i zamykając oczy. W
ostatnich dniach rzeczywiście źle się czuł, ale niedyspozycja była spowodowana
wyrzutami sumienia. Miał też o wiele częstsze napady migreny, co niepokoiło
Sakumo.
- To idź do
lekarza. – mądrze odparł Kakashi.
- Po co? Żaden
medyk mi nie pomoże… - mruknął. – Sam muszę sobie z tym poradzić.
Kakashi posłał mu
nieme pytanie, ale jego ojciec nie odpowiedział na nie chłopcu, tylko wybąkał:
- Kakashi, zostaw
mnie samego na jakiś czas. Muszę przemyśleć pewną sprawę.
- No… dobrze, tato.
– odparł Kakashi, po czym wyszedł z pokoju. Martwił się o ojca, ale wolał tego
nie okazywać, shinobi musi przecież być twardy, jeśli chce przeżyć.
Osiem miesięcy później. Wioska Ukrytego
Klucza.
- Dasz radę, Keiko!
– krzyknęła młoda położna, odbierająca poród – Jeszcze raz, Keiko i będzie po
wszystkim! Dasz radę!
Czy to się wreszcie
skończy?, pomyślała Keiko, czując, jak pot zalewa jej oczy, dlaczego to tak
długo trwa? Ostatkiem sił, myśląc, że nie da rady, urodziła. Gdy usłyszała
głośny płacz swojego nowonarodzonego dziecka, uśmiechnęła się słabo.
Najstraszniejszy ból, jaki mógł ją spotkać, właśnie się skończył i teraz Keiko
czuła ulgę i przejmującą radość, ponieważ cząstka Sakumo pojawiła się na tym
świecie.
- Keiko,
gratulacje. Urodziłaś ślicznego i zdrowego chłopca. – położna podeszła do niej,
trzymając małe zawiniątko. Keiko wzięła w ramiona swojego synka, a łzy
szczęścia popłynęły po jej zmęczonej twarzy. Dotknęła jego pulchniutkiego
policzka. Chłopczyk był taki maleńki i kruchy. Keiko jako jego matka musiała go
chronić.
- Sora… mój
maleńki… - mruknęła przez łzy. Noworodek był bardzo podobny do swojego ojca.
Miał ten sam nos, ten sam kształt ust. Keiko przytuliła synka do piersi, a
chłopczyk zakwilił cicho.
Pięć lat później.
- Mamo – zapytał
drobny szarowłosy chłopiec, wpatrując się w Keiko swoimi dużymi niebieskimi
oczami – opowiedz mi coś o tacie.
Keiko zbladła.
Kobieta przygryzła wargę niemalże do krwi. Yusuko wiedziała, że jej Sora, jej
malutki synek w końcu zapyta o swojego ojca, ale starała się to odkładać
możliwie jak najdłużej, lecz w końcu musiał nadejść właściwy moment.
- Mamo? – chłopczyk
spojrzał pytająco na mamę. – Czemu tak zbladłaś? Źle się czujesz?
- Nie, kochanie.
Nic się nie stało tylko lekko zakręciło mi się w głowie. To pewnie przez ten
upał… - westchnęła ciężko, odkładając kosz z praniem.
- Usiądź. Ja
powieszę pranie. – powiedział chłopczyk drżącym głosem i spróbował podnieść
kosz, ale nie dał rady. Jego wątłe ramionka nie uniosłyby takiego ciężaru.
- Nie, Sora. –
kobieta pokręciła przecząco głową, siadając na pieńku. – Zostaw to, zajmę się tym
później, a teraz chodź tu, zamierzam opowiedzieć ci o twoim ojcu.
Chłopczyk podbiegł do matki i usiadł jej na
kolanach.
Keiko zaczęła
opowiadać, choć oczywiście pozmieniała nieco historię. Chłopczyk słuchał z
wielką uwagą, pochłaniał każde słowo, które wypłynęło z ust matki.
- I co się stało?
Gdzie jest w tej chwili tatuś? Czemu nas nie odwiedza? – Sora raz po raz
zadawał kolejne pytania. Keiko krajało się serce, musiała skłamać. Znowu.
- Twój tatuś…
zginął na misji. Zginął, nim ty przyszedłeś na świat, Sora. – Yusuko spłynęły
po twarzy łzy.
- Z – zginął? –
zapytał Sora. W oczach zbierały mu się łzy, a podbródek drżał coraz mocniej. –
Czy… czy tatuś jest w niebie, mamo?
Keiko uniosła mokre
oczy ku błękitnemu niebu.
- Myślę, że tak,
Sora. – odparła, przytulając chłopca. – Myślę też, że byłby szczęśliwy, gdyby
wiedział, jak wspaniałego ma syna.
Po tych słowach
oboje zapłakali.
Wieczór tego samego dnia. Konoha.
Kakashi pędem
wracał do domu po skończonej misji. Miał niedobre przeczucia. Martwił się o
ojca, z którym w ostatnich latach było coraz gorzej. Sytuację pogorszyła
ostatnia misja Sakumo, po której mężczyzna całkowicie się załamał. Siedział
tylko w pokoju i martwym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Kakashi nie miał
pojęcia, co robić. Nigdy nie spodziewał się, że jego ojciec wpadnie w depresję.
Chłopak przyspieszył. Miał naprawdę złe przeczucia. W końcu dobiegł do domu i
otworzył cicho drzwi. Odpowiedziała mu cisza.
- Tato? – zapytał w
pustkę – Jesteś w domu?
Młody shinobi
przekroczył próg mieszkania. Szybko ściągnął buty i ochraniacz na czoło, który
cisnął na ziemię. Bezszelestnie wspiął się po schodach na górę, po to, by
zajrzeć do pokoju ojca. Przekręcił gałkę, a wtedy jego serce na moment się
zatrzymało, po czym przyspieszyło gwałtownie. Na podłodze, na środku pokoju
leżał nieprzytomny Sakumo Hatake.
- T – tato! –
Kakashi odzyskując głos, podbiegł do ojca. Upadł na kolana i zaczął potrząsać
mężczyzną – Tato, obudź się!
Chłopak nawet nie
poczuł, jak do oczu napłynęły mu łzy, które po chwili zaczęły kapać na podłogę.
- Nie… Tato…
Proszę, nie… - pojął, że jego ojciec nie żyje. – Nie zostawiaj mnie samego…
Zacisnął dłonie w
pięści tak mocno, że poleciała krew. Rozluźnił stawy i zakrył twarz dłońmi,
spazmatycznie szlochając.
- Najpierw mama,
teraz ty… - jego głos był przytłumiony – Dlaczego!? – krzyknął nagle – Dlaczego
wy!?
Wykrzykując to
pytanie, zasnął wkrótce zmęczony. Następnego dnia Minato znalazł Kakashi’ego
opartego o zimne ciało swojego ojca.
Parę dni później. Pogrzeb.
Kakashi stał nad
trumną ojca i patrzył smętnym wzrokiem, jak jest opuszczana do głębokiego dołu
wykopanego w ziemi. Chłopak ubrany w czarne kimono, ściskał w dłoni ochraniacz
ojca. Tak bardzo nienawidził śmierci i pogrzebów… Tak bardzo nienawidził
swojego życia. Ale musiał przetrwać, nie popełni przecież błędu swego ojca.
Kakashi spojrzał raz jeszcze na trumnę i wrzucił ochraniacz ojca, by spoczął na
zawsze pogrzebany pod ziemią. Gdy to zrobił, po jego twarzy zaczęły spływać
łzy, które wsiąkały w maskę. Tym razem chłopak nie ukrywał emocji. Miał gdzieś
tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na pogrzeb. Nie byli warci jego uwagi,
nic przecież nie rozumieli… Kakashi westchnął głęboko. Od tej pory będzie
musiał radzić sobie ze wszystkim sam. Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił
zapłakane oczy i ujrzał Minato.
- Jakbyś chciał
porozmawiać, wiesz, gdzie przyjść, prawda? – Namikaze posłał mu smutne
wspomnienie. Sakumo Hatake był jego przyjacielem.
- Dziękuję, sensei,
ale muszę pobyć przez chwilę sam. – odparł mu Kakashi wyzutym z wszelkich
emocji głosem. Opuścił cmentarz, nim pogrzeb jego ojca się skończył. Chłopak
udał się do lasu, by usiąść przy pomniku poległych w boju shinobi. Oparł się
plecami o lodowaty kamień i ukrył twarz w dłoniach.
10 lat później. Wioska Ukrytego Klucza. Wojna
domowa.
Sora po raz kolejny
odbił lecący ku niemu kunai, biegnąc co sił. Nie słyszał wyzwisk, które pod
jego adresem wykrzykiwał shinobi próbujący go dogonić, ale nie pozwalał mu na
to sztylet głęboko wbity w lewy bok mężczyzny.
- Wracaj tu i
walcz, tchórzu! – krzyknął.
Sora odwrócił się
błyskawicznie i cisnął kunai w stronę wroga. Nóż wbił się głęboko w gardło, a
shinobi upadł na twardą ziemię, drgając w przedśmiertnych konwulsjach i wydając
okropne gulgoczące dźwięki ze swego przebitego kunaiem gardła. Nim Sora
ponownie zaczął biec, shinobi skonał, wykrwawiając się.
Nagle chłopak
usłyszał przeraźliwe kobiece krzyki i czym prędzej pobiegł w stronę, z której
dochodziły dźwięki.
- Gadaj, dziwko! –
krzyczał kolejny shinobi. Ten mężczyzna wyróżniał się wzrostem, na twarzy
wykwitł mu szyderczy grymas.
Sora przystanął na
moment, by przyjrzeć się, co ninja trzyma w dłoniach. Z przerażeniem zauważył,
że shinobi chwycił za włosy jego własną matkę, po czym uderzył ją z całej siły
w twarz. Poczuł, że ogarnia go furia.
- Mamo! – krzyknął.
Shinobi odwrócił
się i puścił matkę chłopaka, po czym ruszył szybkim krokiem w jego stronę.
Mężczyzna błyskawicznie złapał Sorę i nie zważając na protesty piętnastolatka,
zarzucił go sobie na ramię.
- Zostaw mnie,
dupku! – krzyknął Sora, bijąc mężczyznę po plecach, który zaśmiał się głośno.
Shinobi rzucił go
brutalnie na ziemię, gdzie Sora zwinął się w kłębek i jęknął cicho. Mężczyzna ponownie
zwrócił się do matki chłopaka.
- Masz szczęście,
szmato, że twój synek tu przyszedł. – mężczyzna znów ryknął śmiechem. – Dzięki
tobie, gówniarzu, twoja matka nadal żyje!
Sora Hatake
zacisnął szczęki. Jak ma uratować siebie i swoją matkę z tej sytuacji.
- A teraz patrz, skurwysyni,
jak twoja matka wije się pode mną z rozkoszy… - tu posłał kobiecie dwuznaczne
spojrzenie, a kobieta krzyknęła.
O nie, jeśli czegoś
nie zrobię, to ten dupek…, przemknęło Sorze przez głowę, tylko co ja mam robić…?
I nagle, jakby ktoś usłyszał jego nieme błaganie o pomoc, z wieczornego nieba
spadł ogromnej wielkości ptak, który zakrakał przeraźliwie, chwytając w szpony
mężczyznę i ciskając nim o drzewo.
- K – Kon? –
wydusił z siebie chłopak, wstając chwiejnie.
- Kraaa! – ptak zakrakał
radośnie, po czym zaczął trącać dziobem Sorę.
Chłopak odczuł
radość. Gdyby nie towarzysz jego matki, nie wiadomo, jakby to wszystko się
skończyło. Sora chwycił osłabioną kobietę pod ramię, próbując ją wnieść na
grzbiet Kona, ale przeszkodził mu w tym kunai, który wbił się w plecy jego
rodzicielki.
- Mamo! – krzyknął,
ale kobieta już odpływała w niebyt. Chłopak położył ją na ziemi, a ta złapała
go mocno za rękę.
- Sora… ja… muszę
ci coś powiedzieć… Synku, okłamywałam cię przez tyle lat… Nawet nie wiesz, jak
podle się z tym czuję… - zaczęła cicho, mając łzy w oczach. – Twój ojciec wcale
nie zginął na misji… wrócił do swojej rodzinnej wioski, by zaopiekować się
twoim przyrodnim bratem… Niestety, gdy miałeś pięć lat, twój ojciec… - tu
spłynęła samotna łza, a twarz kobiety wykrzywił grymas cierpienia – popełnił samobójstwo,
a twój brat został sam… A teraz ty dzielisz jego los…
- Mamo, przestań,
wyjdziesz z tego! – Sora potrząsnął matką, a Kon zakrakał żałośnie.
- Nie, Sora. Tu
moje życie się kończy, ale twoje dopiero zaczyna… Dlatego udaj się do
Konohagakure i odszukaj swojego starszego brata i nie martw się, jeśli na
początku ci się nie uda, poproś o pomoc Hokage, na pewno ci pomoże… I pamiętaj,
synku, że cię kocham… - jej dłoń osłabła i osunęła się na ziemię, a martwy
wzrok spoglądał w niebo. Na jej twarzy błądził delikatny uśmiech. Kon zakrakał
niemrawo, po czym chwycił Sorę dziobem, posadził na swoim grzbiecie i odleciał,
zostawiając ciało swej właścicielki na zimnej ziemi.
Parę dni później.
- Jak to nie masz
pojęcia, gdzie jest ta durna wioska!? – Sora usilnie starał się przekrzyczeć
wiatr. Kon zakrakał z wyrzutem.
- Nie musisz być od
razu wredny, tu durna kupo pierza! – chłopak powoli tracił cierpliwość do tego
zwierzęcia. Ptak znów zakrakał i wywinął młynka w powietrzu. Sora chwycił się
granatowych piór Kona ze wszystkich sił, na co ptak zaskrzeczał. Nie utrzymał
się i już po chwili spadał. Na szczęście Sorze nic się nie stało i gładko
wylądował na szerokim konarze drzewa. Pokazał ptaku środkowy palec, a ten
odleciał i po niedługim czasie nie było go widać. Chłopak zeskoczył miękko na
ziemię i pobiegł przed siebie. Sora nie miał pojęcia, że zmierzał w kierunku
Wioski Liścia.
Sora przekroczył bramę wioski punktualnie w
południe. Zaburczało mu w brzuchu, więc skierował się do najbliższego baru
barbeque. Usiadł przy stoliku, z kieszeni wyciągnął pomięty papieros oraz
zapalniczkę, by po chwili nieprzyjemny, gorzki zapach dymu rozniósł się po
lokalu. Gdy wciągał nikotynę, kątem oka zauważył, że ktoś mu się przygląda. Ujrzał
młodego mężczyznę o srebrnych włosach, zakrytym lewym okiem oraz maską na
twarzy. Mężczyzna przyglądał mu się z uwagą.
- Masz jakiś
problem, staruszku? – warknął, nie zważając na młody wiek mężczyzny siedzącego
przy sąsiednim stoliku.
- Nie mam, ale za
to ty masz, gówniarzu. – odpowiedział mu głęboki głos jego towarzysza. –
Rodzice nie nauczyli cię szacunku do starszych?
Chłopak prychnął,
po czym znów zaciągnął się papierosem. Sora chciał zrobić na złość temu
mężczyźnie, więc dosiadł się do jego stolika, nie zwracając uwagi na protesty
tamtego i chuchnął cuchnącym dymem w twarz zamaskowanego.
- Czy ty jesteś
normalny!? – krzyknął – Zgaś to świństwo!
- Odwal się. Nie
zgaszę. A poza tym, co ty mi możesz zrobić? – Sora uśmiechnął się delikatnie,
widząc, że zdenerwował mężczyznę.
- Dużo, do cholery!
– towarzysz chłopaka nie wytrzymał i z całych sił uderzył w stół, który pod
wpływem ciosu załamał się.
Na dźwięk hałasu do sali wszedł właściciel
baru, by nas wygonić.
- WYNOCHA! – krzyknął. Mężczyzna, którego
Sora zdenerwował, wyciągnął z kieszeni plik banknotów i wręczył je
właścicielowi, mówiąc:
- Przepraszam, za
szkody…
- Nie obchodzi mnie
to, macie się obaj wynosić! – ryknął niezadowolony, chociaż schował pieniądze
do kieszeni fartucha.
Wyszli z baru w milczeniu, jednak Sora raz po
raz prowokował zamaskowanego mężczyznę, nic więc dziwnego, że ten znów stracił
panowanie nad sobą, ale uspokoił się i zadał chłopakowi idącemu za nim pytanie:
- Skąd jesteś,
młody?
- A co cię to
obchodzi, co? – warknął – Nie mam obowiązku ani ochoty ci odpowiadać.
Jego towarzysz odwrócił się do niego. W tej
krótkiej chwili chłopak znów wyciągnął papierosa z kieszeni, który był tak samo
pomięty, jak ten poprzedni.
- Zgaś to, bo
śmierdzi. – oznajmił. – Aha, jeszcze jedno. Jak będziesz się tak do mnie
odzywał, to pogadamy inaczej. Z Hokage, a wtedy nie będzie wesoło.
- Nie zgaszę. –
odparł Sora, ale o wiele ciszej i spokojniej. Coś w głosie tego mężczyzny
spowodowało, że Sora miał ochotę zapaść się pod ziemię lub schować się gdzieś.
Ukradkiem zaciągnął się papierosem. Zamaskowany mężczyzna chwycił go mocno za
ramię i siłą zaciągnął do biura Hokage. Wkrótce weszli do budynku i stanęłi
przed drzwiami od gabinetu Hokage.
- Wejść. – odezwał się
głos przywódcy wioski.
Weszli, a Sora
poczuł natychmiastową ulgę, ponieważ ujrzał Hiruzena Sarutobi, człowieka, który
uratował mu kiedyś życie. Staruszek wypełniał jakieś papiery, ale gdy tylko
obydwaj weszli do pomieszczenia, przywódca wioski odłożył pędzelek do kanji i
uśmiechnął się ciepło do mężczyzny stojącego obok piętnastolatka.
- Kakashi, co cię
do mnie sprowadza? – zapytał.
Mężczyzna nie odpowiedział mu, ponieważ
przeniósł wzrok na Sorę, a jego oczy rozszerzyły się nienaturalnie.
- So… Sora, to ty?
- Cześć, dziadek! –
powiedział chłopak, uśmiechając się lekko, ale po chwili poczuł, jak ciężka
dłoń Kakashi’ego ląduje na jego głowie. Bolało, a Sora o mały włos ni złapał
się za włosy i jęknął. Usłyszał cichy głos młodego mężczyzny:
- Zachowuj się. Nie
masz prawa odzywać się tak do Czcigodnego Hokage, gnojku.
Sarutobi zaśmiał
się głośno.
- Spokojnie,
Kakashi. Nie masz się co wściekać. Sora to mój dobry przyjaciel, przywykłem do
jego odzywek.
Chłopak usłyszał, jak Kakashi zaciska zęby. Nastolatek
podszedł do krzesła naprzeciw biurka i położył na nim nogi, przy okazji
zrzucając na podłogę stertę dokumentów.
- Masz jakieś sake,
dziadek? – zapytał Sora, bawiąc się pędzelkiem do kanji.
- No mam, ale Sora,
ty masz dopiero piętnaście lat, tobie nie wolno! – Hokage nie krył zaskoczenia.
- Oj tam, oj tam… -
chłopak westchnął.
Staruszek chcąc nie
chcąc wyciągnął małą buteleczkę trunku i trzy kieliszki, do których nalał
alkoholu.
- Kakashi, napijesz
się? – zapytał Sarutobi.
- Nie, dziękuję. Ja
nie piję. – odparł młody mężczyzna.
Sora uśmiechnął się po nosem, wypił swoją
porcję po czym wziął kolejny kieliszek od Hokage i przełknął kolejną porcję
alkoholu, po czym mruknął:
- Cienias.
Przez parę minut
panowała tak niezręczna cisza, że słychać było buczenie lamp i oddech
poszczególnych osób znajdujących się w pomieszczeniu.
- Powiedz mi, Sora,
co cię sprowadza do Konoha? – zapytał Sarutobi, nalewając kolejną porcję sake.
- Misja, jeśli mogę
tak powiedzieć, ale nim się wkurzysz, dziadek, to nie przyszedłem zniszczyć
wioski. – chłopak zaśmiał się cicho z własnego dowcipu.
- No dobrze,
powiedzmy, że ci wierzę. – Sarutobi uśmiechnął się. – A mama? Trzyma się jakoś?
Sora zawahał się.
Nie wiedział, czy skłamać, czy wyznać prawdę. W końcu zdecydował się na tę
drugą opcję.
- Mama nie żyje.
Zginęła, broniąc Wioski Kluczy podczas wojny domowej, która tam trwa. Jednak
nim umarła, powiedziała, żebym udał się do Konoha, po to, by odszukać swojego
starszego brata.
Hokage posłał
ukradkowe spojrzenie Kakashi’emu, ale Sora tego nie zauważył.
- Kakashi, możesz
tu podejść na moment? – zapytał Sarutobi. Mężczyzna stanął posłusznie u boku
Hokage.
- Sora, nie musisz
go już szukać. – wzrok kierował raz na chłopaka, a raz na wysokiego mężczyznę,
stojącego obok staruszka.
- Kakashi, poznaj
swojego młodszego brata, Sorę Hatake. – powiedział głośno.
Znów nastała chwila milczenia, która została
przerwana przez nastolatka. Sorze raz po raz przelatywały przez głowę niezbyt
przyjemne myśli. Pragnął, by to, co powiedział przed chwilą Hokage było tylko
głupim żartem, pragnął wrócić do swojego rodzinnego domu, do matki… Chłopak
oprzytomniał jednak, stwierdzając, że nie może uciec przed przeznaczeniem,
powiedział jednak coś, co się kłóciło z jego rozumowaniem:
- Zalewasz,
dziadek!
- Nie, Sora, nie
zalewam. Możesz wierzyć lub nie, ale Sakumo Hatake był również twoim ojcem.
Sorze nie mieściło
się to w głowie. Czyli ten sławny Sakumo Hatake to jego ojciec? Chłopak miał
wrażenie, że zaraz zemdleje od nadmiaru informacji. Wielokrotnie słyszał o
Białym Kle Konoha, który cieszył się większą sławą niż Trójka Sanninów. Wolał
się jednak upewnić, dlatego zapytał:
- TEN Sakumo Hatake!? Ten sam, który zabił
rodziców Sasori’ego Akasuna?
- Ten sam. – odparł
mu Hokage.
- Super… Po prostu
super. – Sora nie był jednak tym zachwycony.
Po niedługim czasie wyszedł wraz ze swym
starszym bratem do nowego domu i po to, by zacząć nowe życie i nowe przygody,
które staną mu na drodze.
~ Bring me to life
(I've been living a lie, there's nothing inside)
Bring me to life
Frozen inside without your touch, without your love
Darling only you are the life among the dead~
(I've been living a lie, there's nothing inside)
Bring me to life
Frozen inside without your touch, without your love
Darling only you are the life among the dead~
____________________________________
Tę oto zwrotką z jednej z moich ulubionych piosenek kończę rozdział specjalny, który mam nadzieję, że Wam się spodobał, a jak nie, trudno. W końcu nie wszystko, co wyjdzie spod mego pióra, jest perfekcyjnie napisane, dlatego jak macie jakieś uwagi, zostawiajcie je w komentarzach, o które ja i Kakashi ładnie prosimy (tu puszczają słodkie oczka). A jęśli chodzi o główny wątek, to rozdział 23. się pisze, ale do końca jeszcze bardzo daleko, choć oczywiście postaram się go skończyć, nim skończy mi się przerwa świąteczna tj. 6.01.2014r. A teraz, oczywiście nie przeciągając dłużej, prezentuję Wam osoby, które wystąpiły w tej jakże krótkiej notce (śmiech :D --> dop.aut.):
Oto oni:
Keiko Yusuko oraz Kon
Sakumo Hatake i mały Kakashi
(nie mogłam znaleźć obrazka z samym Sakumo)
Kakashi Hatake
Sora Hatake
Madara Uchiha
zazdrość, bo ja tak nie umiem. :( Niezwykła historia, ciekawe postacie i szybka zwięzła akcja.no po prostu podziw
OdpowiedzUsuńOdezwała się ta, co umie pisać! Nie dobijaj mnie, kobieto, sama piszesz lepiej, więc nie narzekaj. Przepraszam, że nie komentuję Twojego bloga, ale moje lenistwo bez przerwy się odzywa...
UsuńMimo wszystko cieszę się, że Ci się spodobało.
Sora wygląda na słodziaka ale wrdeny....
OdpowiedzUsuńten rozd. jest wspaniały płakałam raz ze szczęścia ;D raz ze smutku ;-; i powinnaś wiecej takich rozdziałów pisac z tekstami piosenek, podoba mi się akurat ta kóra wybrałas że musiałam ja puścić <3 czekam na kolejny. mi sie wydaje że gdzies już to czytałam ale nieważne. powodzenia przy nastepnym ;**
O japierdziele! Ale ty sie przy tym rozdziale napisałaś :D Sina jestem, nonono zaimponowałaś mi normalnie :D Do tego rozdziału miałam mieszane uczucia. raz sie cieszyłam a raz byłam nerwowa, a nerwowa przez tego Sore całego -.-
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie masz napisany ten rozdział :) Jeden z najlepszych ! :D
Bardzo, bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten rozdział specjalny! Wreszcie coś więcej o Sakumo, a ja go uwielbiam! Jeśli chodzi o stronę techniczną, to też mnie miło zaskoczyłaś. Na początku zastanawiałam się czy to aby na pewno ty pisałaś, bo widać duży skok umiejętności w porównaniu do wcześniejszych rozdziałów! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale ja Sory nie lubię :/
Dziękuję Ci bardzo, moja droga Dżelu za opinię.
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał, nawet nie wiesz, jak podnoszą mnie na duchu Twoje komentarze :D
Nie tylko ty zauważyłaś poprawę, ale powinnaś wiedzieć, że bardzo szybko się uczę (przyjaciółka powiedziała, że niedługo przegonię J.K. Rowling w pisaniu, w co wątpię).
Sama się boję, co z tego wszystkiego wyniknie...
Ja też nie lubię Sory, a sama przecież wymyśliłam tę postać, więc nie powinnam narzekać, ale cóż...
A co do rozdziału, to wyznaję pewną niepisaną zasadę - liczy się jakość, a nie ilość.
Moim zdaniem można pisać na dwadzieścia stron i nic dobrego z tego nie wyjdzie, a można też napisać na dwie strony czegoś, co wszystkim będzie się podobać.
I też lubię Sakumo, był zajebisty :D
A tak na marginesie to pisałam ten rozdział odkąd wymyśliłam postać Sory Hatake, więc dość dużo czasu mi to wszystko zajęło.
Pamiętaj, że czekam na ciąg dalszy na twoim blogu ;P
30 yr old Community Outreach Specialist Alia Hegarty, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Leather crafting. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Ferrari 512. oficjalne zrodlo
OdpowiedzUsuń